Strony

sobota, 2 czerwca 2018

Od Isabelle cd. Harry'ego

Skrzyżowałam ręce na piersi, próbując nie zamordować lekarza wzrokiem. Wiem, że chodziło im tylko o moje zdrowie, ale mi za to bardziej zależy na jakiejkolwiek informacji na temat mojego brata, a nie własnego stanu, który jest powiedziałabym, że znakomity. Chyba obydwoje nie przypadliśmy sobie do gustu z doktorkiem, bo on zapewne również miał dosyć moich oporów. Miałam wrażenie, że gdy tylko na mnie spojrzał podczas chwili ciszy, od tamtej pory unika mojego wzroku jak ognia. Czułam z tego powodu satysfakcję, ale jeszcze bardziej przelewała się szala goryczy, za każdym razem, gdy unikał tematu mojego brata. Jeśli myślał, że to pomoże, był w błędzie. Jeszcze mocniej kręciłam się niespokojna, nie potrafiąc wysiedzieć w jednym miejscu. Chętnie pospacerowałabym, ale chłodny wzrok pielęgniarki, która chyba jako jedyna potrafiła rzucić mi wyzywające spojrzenie, powstrzymywał mnie od tego. Odchyliłam głowę do tyłu z westchnięciem patrząc w sufit. Stukając paznokciami o metalowe obramowanie łóżka, miałam nadzieję, że będzie to kolejny mocniejszy znak dla personelu, że nie zamierzam tu spędzić ani chwili dłużej. Potrafiłam być uparta i właśnie za tę cechę większość ludzi mnie ceniło. Albo wręcz odwrotnie, wkurzałam ich. Nie zgodziłam się na zatrzymanie chociaż na jeden dzień. Nie ma mowy abym spędziła tutaj najbliższe dwadzieścia cztery godziny, które przeznaczę i tak na koczowanie w szpitalu aby dowiedzieć się cokolwiek o stanie Nate'a. Nie pozwolę siebie nigdzie wyprowadzić, ale zarazem chcę wyjść i znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, próbując zapomnieć ostatnie dni spędzone w domu Edwarda.
- Skoro pani stanowczo odmawia pozostania na obserwacji, to nie mam innego wyboru jak panią puścić - lekarz nawet nie podniósł wzroku znad swojej świętej karteczki. Ja za to omiotłam jego sylwetkę wzrokiem, ciesząc się, że podjął właśnie taką decyzję.
- Niech mnie pan nie zrozumie źle, ale nie byłabym taka nieznośna, gdyby mój brat właśnie nie oberwał kulą prosto w brzuch, mój chłopak nie zamartwiałby się przez ostatnie kilka dni, a mój ojciec nie okazałby się totalnym świrem - przewróciłam oczami, nerwowo trąc dłoń, która nadal była ubrudzona przez krew.
- Rozumiem, że pani jest w ciężkiej sytuacji, dlatego chcieliśmy abyś została tutaj na jedną noc - zwrócił się do mnie w formie już mniej oficjalnej, jakby to wpłynęło jakoś na moją decyzję, ale ja podjęłam ją już dawno. To mój brat i nie zostawię go tylko po to aby słuchać jak mój stan zdrowia nie przejawia żadnych niepokojących oznak.
- Dziękuję, ale skoro już pan wie co nieco o mojej sytuacji... to sam pan stwierdzi, że nie potrafiłabym spokojnie wyleżeć. A w najgorszym wypadku uciekłabym stąd i miałby pan kłopoty, a nie chciałabym panu je przysparzać - odpowiedziałam empatycznie, na co lekarz uśmiechnął się i kiwnął głową z uznaniem. Chyba zdobyłam jego względy.
-W takim razie odprowadzę panią - zaproponował, a ja kiwnęłam głową. Lepsze już to niż siedzenie pod przymusem tutaj.
Wyszliśmy z sali razem. Lekarz odprowadzał mnie właśnie na korytarz, gdy w tej samej chwili drzwi otworzył Harry. Byłam zdziwiona, ale jeszcze bardziej zaskoczony musiał być lekarz, co wywnioskowałam z jego postawy.
- W końcu cię znalazłem - odetchnął z ulgą i zmierzył lekarza uważnym spojrzeniem.
- A pan kim jest? - mężczyzna przyjął wyczekującą postawę, a ja sama nie kryłam chęci poznania odpowiedzi. Myślałam, że tylko komuś z rodziny wolno tu wchodzić.
- Ja jestem jej mężem - odpowiedział dumnie, patrząc na lekarza w taki sposób, jakby właśnie popełnił jakiś duży błąd w swoich dokumentacjach. Zasłoniłam usta dłonią, zakrywając swoje rozbawienie, uśmiech i zarumienione policzki.
- Tak? A myślałem, że chłopakiem - przygryzłam usta od środka, gdy zapadła pomiędzy naszą trójką niezręczna cisza, podczas której Styles próbował wymyślić sposób jak wyjść z tej sytuacji. Więc przybyłam mojemu księciu na ratunek.
- Dziękuję za pana opiekę i... proszę się nie gniewać - mężczyzna posłał mi spojrzenie i westchnął głęboko, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Dobrze, ze względu na panią zrobię mały wyjątek i udam, że nic nie słyszałem. Ale żeby mi to było ostatni raz - mężczyzna zmierzył naszą dwójkę spojrzeniem, które zapewne miało wyglądać groźnie, ale nie potrafił jednak ukryć prześwitującego rozbawienia. Minął nas w przejściu i oddalił się. Uniosłam głowę do góry, tłumiąc śmiech. Harry obejrzał się za lekarzem i zmarszczył brwi, zadając mi nieme pytanie o co chodzi. Uśmiechnęłam się, wzruszając ramieniem. Dopiero wtedy chwycił moją dłoń i przyciągnął do siebie, obejmując ramionami. Przylgnęłam całym ciałem do jego sylwetki, uświadamiając sobie jak bardzo przez ostatnie dni brakowało mi tego zapachu, dotyku i poczucia bliskości. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy, oddając się chwili. Nie chciałam aby dotarła do mnie rzeczywistość, w której na śmierć zamartwiam się o brata, a rodzice żyją w nieświadomości, że takie coś się wydarzyło. Właśnie... rodzice!
Nie wiem czy służby zdążyły już zadzwonić i ich poinformować, ale tak czy inaczej, moim obowiązkiem jest się z nimi skontaktować. Próbuję sobie wyobrazić jak musiała się czuć mama, gdy usłyszała, że jej córka zniknęła, a teraz dodatkowo będzie musiała usłyszeć, że jej syn przechodzi operację w wyniku postrzału. Rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, przerywając chwilową ulgę, którą poczułam w ramionach Harry'ego. Odsunęłam się delikatnie. Uśmiech z mojej twarzy zniknął już wcześniej, a zamiast niego wstąpiła niepewność i smutek.
- Wiesz co się dzieje z Nate'em? - zapytałam, unosząc głowę, tak aby spojrzeć mu w oczy. Widziałam jak z jego twarzy również powoli znika radość i wkracza zrezygnowanie. Zaprzeczył gestem i pogłaskał moje plecy dłonią.
- Nie powiedzieli mi nic konkretnego, prócz tego, że właśnie przechodzi operację wyjęcia kuli. To wszystko - jego ramiona uniosły się w szybkim geście. Wiem, że nie chciał mnie martwić. Jedyną  rzeczą jaka może tego dokonać, to gdy usłyszę, że wszystko poszło dobrze. Spuściłam głowę, zdając sobie sprawę z tego, że mi samej niewiele powiedzą. Mimo tego, nie chciałam rezygnować ze swojego zamierzenia - Issy, to może bardzo długo trwać - poinformował mnie, dokładnie tak jakby czytał mi w myślach - Nie wiadomo ile czasu tutaj będzie trzeba spędzić i przez ile sama operacja będzie trwać - wiedziałam do czego zmierza, więc od razu pokręciłam głową, ale nie przerywałam mu. Tylko dlatego, że miał rację - A ty pewnie jesteś zmęczona. Mogę się założyć, że przez te kilka dni mało sypiałaś, jeśli nie wcale - cholera, dlaczego on tak dobrze mnie zna. Oczywiste było, że z chęcią położyłabym się w wygodnym łóżku i spała do późna, co dla mnie było nietypowe, ale nie wiem czy byłabym w stanie spać spokojnie podczas, gdy życie mojego brata jest w rękach lekarzy i wisi na włosku.
- Harry, ja... po prostu nie mogę - powiedziałam cicho, gubiącym spojrzeniem lustrując ścianę za nim - W dodatku... moi rodzice o niczym nie wiedzą, a ja nie wiem jak im to powiedzieć, rozumiesz? Mama będzie załamana, jeśli ja nie zadzwonię, to zrobią to lekarze, a wtedy przeżyje kolejny dramat - sama sobie się dziwiłam, że mówię z takim spokojem, ale chyba nadal trzymał mnie wewnętrzny szok, a po drugie, próbowałam trzymać niezłomną postawę do momentu rozmowy z Richardem. Tak, z całą pewnością zadzwonię do niego. Tylko on będzie w stanie przekazać wszystko mamie i nie doprowadzić do jej paniki, a w razie czego uspokoić i wybić z głowy głupie pomysły. Oczami wyobraźni widzę jak mama za wszelką cenę chce przylecieć tu na miejsce, a odległość jaka nas dzieli całkowicie straci znaczenie. Nie pozwolę aby tak się stało.
- Rozumiem - ponownie przyciągnął mnie do siebie, tym razem było to w celu poczucia wsparcia i pocieszenia. Złożył delikatny pocałunek na moim czole i oparł podbródek o moją głowę - Ale... mimo wszystko powinnaś odpocząć. Stres i ta cała sytuacja... myślę, że powinnaś to odespać, chociaż na moment - upierał się przy swoim, a ja byłam w stanie się mu poddać, gdyby nie wewnętrzna siła woli - Proszę - wyszeptał i tym samym przekonał do kompromisu.
- Do pierwszej informacji - odchyliłam głowę do tyłu i przyjrzałam się jego twarzy z błagalnym spojrzeniem - Obiecuję, że gdy tylko czegoś się dowiem, pójdę odpocząć - w ciszy kalkulował moją propozycję, a właściwie to prośbę i wzdychając z ustępliwością, kiwnął głową. Znów złożył pocałunek na moim czole i zdjął swoją kurtkę, zarzucając mi na ramiona.
- Powinnaś zmienić te ubrania. Nie wszyscy patrzą korzystnie na ślady krwi - chwycił moją dłoń i splótł swoje palce z moimi. Uśmiechnęłam się niemrawo i pokiwałam głową.
- Do pierwszej informacji... a potem zrobię co tylko każesz - zdobyłam się na odrobinę humoru, wychodząc przez wielkie drzwi na drugi korytarz, do którego mnie prowadził.
- Może chcesz coś do picia? Jesteś głodna? - w tamtym momencie nie byłam w stanie odczuwać żadnego głosu ani spragnienia. Moje myśli krążyły wyłącznie wokół rodziny. Pokręciłam głową, jednak zaraz zmieniłam zdanie.
- Jakbyś mógł... - spojrzał na mnie wyczekująco z drobną iskierką w oczach - Pożyczysz mi swój telefon? I chętnie napiję się wody - wyciągnął z kieszeni urządzenie i oddał mi je. Potem zniknął za ścianą. Odwróciłam się, obrysowując palcem krańce telefonu. Układałam w myślach co takiego miałabym powiedzieć Rickowi, ale chyba żadne rozwiązanie nie było dla mnie odpowiednie. W końcu wybrałam na numer, zdecydowana, że powiem to co podpowie mi w tamtym momencie umysł. Choć wiedziałam, że to nie był mój najlepszy pomysł.
Rick odetchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał mój głos po drugiej stronie słuchawki. Tym bardziej, gdy mu powiedziałam, że nic takiego mi nie jest zaraz po tym, jak dowiedział się, że obecnie przesiaduję w szpitalu. Ciężko było mi psuć jego chwilę odetchnienia, ale musiałam mu powiedzieć o Nathanielu. Dopiero wtedy poczułam jak moje mięśnie twarzy mocno się spinają byleby nie doprowadzić do zebrania łez w kącikach oczu. Chwilowa radość znów przerodziła się w wyczuwalny strach, choć jedynie u mnie. Rick nie dawał po swoim głosie znać, że jest równie wystraszony. Oczywiste, że był. W końcu jest dla nas jak ojciec. Odnalazł się w tej roli doskonale, a z Nate'em dogadywał się od samego początku jakby to był jego rodzony syn. To właśnie ze mną było mu trudniej, pewnie wyłącznie z mojego powodu. Ale to oddzielna historia. Wiedział też, że to na nim spoczywa przekazanie wiadomości Lilianne. Powiedział, że gdy tylko dam radę się czegoś dowiedzieć, mam od razu go informować. Ucieszyłam się, że zgadzał się ze mną co do wszystkiego. Na sam koniec wyznał jak bardzo się o mnie bał i pokazał jak prawdziwy ojciec powinien się zachować w tej sytuacji. Żałuję za każdym razem, że od samego początku mama na niego nie trafiła. Choć zawsze mówiła, że bez pewnych rzeczy jej życie nie potoczyłoby się w taki sposób. I, że nie zamierza żałować żadnych decyzji. A ja do teraz nie chcę przyjąć do wiadomości, że bez Edwarda nie byłoby mnie ani Nate'a. Nie zamierzałam teraz nad tym rozważać.
Usiadłam obok Harry'ego, oddałam mu telefon, zabierając z jego dłoni wodę i wypijając całą zawartość kubka jednym haustem.
- Na pewno nie jesteś głodna? - uśmiechnął się delikatnie, gdy oblizałam wargi. Pokręciłam głową i oparłam ją o jego ramię - I jak rozmowa?
- Rick zajmie się mamą. Ale nadal nie mogę pozbyć się wrażenia poczucia winy, że sama jej tego nie powiem.
- Dobrze zrobiłaś - upewnił mnie w mojej podjętej decyzji - Twoja mama na pewno nie będzie miała tobie tego za złe - objął mnie ramieniem, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Wiem, ale... tyle już wycierpiała przez niego. Trudno mi jest wyobrazić sobie moment, kiedy przez tego samego człowieka traci swojego syna, jedyną, najważniejszą wartość w jej życiu.
- Hej... - odwrócił się w moją stronę i uniósł mój podbródek wyżej, tym samym schylając nieco głowę, tak abym mogła patrzeć mu bezpośrednio w oczy - Nikogo nie straci. Ani ona, ani ty, ani nikt z twojej rodziny. Nate ma o co walczyć, a przede wszystkim o kogo. A Edward z całą pewnością nie wykręci się z tego. Osobiście tego dopilnuję - uśmiechnęłam się na jego słowa po raz pierwszy tak szczerze i oparłam głowę w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a głową. Pogładził moje włosy, a ja wtedy po raz kolejny poczułam jak bardzo mi na nim zależy.

Poruszyłam się, nie mogąc otworzyć oczu przez oślepiające mnie światło z sufitu korytarza szpitalnego. Ze skrzywieniem, podniosłam głowę do góry i niechętnie otworzyłam oczy. Ktoś delikatnie gładził skórę moich dłoni. Przetarłam oczy i spojrzałam na kucającego przede mną Harry'ego. Delikatnie się uśmiechnął.
- Która godzina? - zadałam standardowe pytanie, choć światło dzienne wyraźnie dawało mi znać, że nie mogła być noc.
- Jest wieczór, coś koło ósmej - odpowiedział - Przed chwilą był tu lekarz. Z racji tego, że spałaś, a ja nie chciałem cię budzić, sam porozmawiałem z nim. Podobno opanowali sytuacje, stan jest w miarę stabilny, ale zanim się wybudzi minie trochę czasu. No i będą obserwować go w nocy, czy nie wystąpi żadne krwawienie wewnętrzne ani nic w tym rodzaju - starał się powtórzyć słowa lekarza, a ja z wysiłkiem próbowałam przyswoić jego zdania. Dopiero teraz widziałam na jego twarzy wymalowane zmęczenie, co dało mi wyraźnie znak, że pewnie wtedy kiedy ja spałam, on nie zmrużył oka. Jestem straszną egoistką. Nie pomyślałam, że przez te kilka dni on również mógł mało spać, a wtedy kiedy ja odpoczywam na szpitalnym korytarzu, on wyczekuje jakiejkolwiek informacji na temat mojego brata. - Naprawdę Issy, powinnaś się położyć i odpocząć - tym spostrzeżeniem próbował mi delikatnie przypomnieć moją obietnicę. Westchnęłam i kiwnęłam głową, rozglądając się wokół jakby w poszukiwaniu czegoś. Dopiero teraz zauważyłam blond czuprynę Nialla.
- O matko... - parsknęłam, uśmiechając się - Nie zauważyłam ciebie dotąd - chłopak odwzajemnił mój uśmiech i pokiwał głową.
- Pewnie dlatego, że gdy tutaj przyszedłem, ty już smacznie spałaś - zauważył.
- Ile spałam? - zapytałam delikatnie przestraszona, ale Harry tylko pokręcił głową i wyprostował się.
- To nieistotne. I tak powinnaś iść spać - zabrał z rąk Nialla kurtkę, zapewne zapasową, gdyż jego pierwszą miałam aktualnie na sobie.
- Tak nie sugerując tutaj nikomu nic, to obydwoje powinniście się porządnie wyspać - wtrącił Niall i pokiwał samemu sobie głową z uznaniem.
- Obiecałam, więc słowa dotrzymam - wstałam i schowałam ręce w kieszenie - Ale jutro i tak tutaj przyjdziemy - nikt się nawet ze mną nie kłócił, zresztą to było pewne. Każdy był co do tego zgodny, choć dobrze wiedzieliśmy, że i tak możemy nie otrzymać satysfakcjonującej odpowiedzi na temat Nate'a.
Nawet nie wiem kiedy Harry'emu udało się załatwić lokal całkiem niedaleko szpitala. Właściwie to pokój w hotelu. Może nie w takim jak we Francji, ale przecież nie mogłam wymagać luksusów w takiej dzielnicy. Niall pojechał do siebie, mówiąc tylko, że jutro się pewnie też pojawi sprawdzić, czy oby na pewno chociaż trochę odpoczęliśmy. Po informacji, że operacja się udała, i że wszystko najprawdopodobniej jest w porządku poczułam się o wiele lepiej. Weszliśmy po schodach na górę. Chłopak otworzył drzwi i puścił mnie przodem.
- Jak dobrze jednak wyjść z tego szpitala... - odetchnęłam, zamykając na chwilę oczy. Strasznie się rozpadało na dworze i przez ten kawałek, który musieliśmy pokonać, nasze włosy i ubrania były całe mokre. Tak jakby natura doskonale wiedziała, że potrzebny jest deszcz. Dobrze znaleźć się znowu poza pokojem w domu mojego ojca, wokół osób, na których mi zależy - I nie widzieć tych wszystkich lekarzy.
- Ten lekarz - zaczął i odchrząknął głośno, zamykając za sobą drzwi - Stanowczo mi się nie spodobał - Harry próbował rozluźnić atmosferę, co zdecydowanie mu się udało.
- A czy tobie jakikolwiek mężczyzna przebywający w moim otoczeniu się podoba? - uniosłam brew do góry wraz z kącikami ust, układającymi się w uśmiech. 
- Nie rób ze mnie zazdrośnika - mruknął, zdejmując swoją kurtkę i wieszając ją na wiszący obok wieszak - Nie przeszkadzają mi twoi bracia i Rick - cokolwiek bym nie zrobiła, nie potrafię ukryć śmiechu po tym kwiecistym stwierdzeniu.
- Oboje doskonale wiemy, że nim jesteś - skrzyżowałam ręce na piersi i stanęłam na środku pokoju. Chłopak patrzył na mnie z delikatnym wyrzutem, mierząc spojrzeniem godnym obarczanego winą człowieka. Podeszłam powoli do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję - I to mi się właśnie w tobie podoba. Jesteś słodki, gdy jesteś zazdrosny, kochanie - podniosłam się na palcach, dosięgając jego ust. Prychnął cicho pod nosem, jednak nie było to prychnięcie lekceważenia, ale rozbawienia. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, pogłębiając pocałunek. Było w nim coś co przypomina mi tęsknotę. Czyżby te kilka dni tak bardzo wpłynęły na nasze odczucia? Wyraźnie czułam jak mocno i zarazem tak delikatnie mnie obejmował, nie chcąc wypuścić. 
- Kocham cię - delikatnie przesunął palcami po moim policzku, co sprawiło, że na chwilę zapomniałam o tym jak bardzo martwię się nadchodzącymi wydarzeniami, mającymi wpływ na moją rodzinę. Uśmiechnęłam się, nie mogąc powstrzymać tego przyjemnego odruchu, zarazem czując przypływ ciepła.
- Powiedz to jeszcze raz - poprosiłam go, bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli. Jego twarz jest na tyle blisko, że muszę mieć zamknięte oczy, ale wiem, że się uśmiecha tak jak ja.
- Kocham cię Isabelle - powtórzył, a ja czułam, że wewnątrz moje serce się śmieje.
- Jeszcze raz - tym razem zostawiłam w spokoju jego koszulę i oparłam dłonie na ramionach, wtulając policzek w jego twarz. Kiedy się odsunął, wydaję pomruk niezadowolenia, ale on natychmiast oparł dłonie na moich policzkach i spełnia prośbę.
- Kocham - całuje mnie w usta - Cię - ponownie - Issy.
- Też cię kocham - tym razem dałam mu odpowiedź i przeczesałam jego mokre włosy, czując niesamowitą przyjemność, kiedy woda osiadła na moich palcach. Jeszcze przed chwilą siedziałam z miną zbitego psa, zastanawiając się, jak długo zajmie Rickowi uspokajanie mamy i przekonywanie, że i ja muszę odpocząć. Dziękuję w myślach Harry'emu za zabranie mnie w to miejsce, choć tak naprawdę dziękuję mu za wszystko. Gdy pochyla się nade mną, jak za każdym razem, gdy próbuje mnie pocałować lub cokolwiek wyszeptać, obejmuję go w pasie, opierając głowę między jego szyją a głową, stojąc delikatnie na palcach by dosięgnąć. Przenoszę ciężar na plecy i obydwoje tracimy równowagę, lądując na dotąd jeszcze ładnie pościelonym łóżku. Splatamy palce, a on unosi moje dłonie za moją głową i przybliża się, jak gdyby chciał mnie pocałować, ale nie robi tego. Od razu wyczuwam tutaj element drażnienia się, co zazwyczaj należało do moich zadań, dlatego nie kryję zdziwienia malującego się na mojej twarzy. Zarazem, zamykam za każdym razem oczy, gdy jego usta delikatnie muskają moje wargi. Wtedy się podnosi i uśmiecha do mnie aby znowu się pochylić. Wie jak bardzo mnie to doprowadza do szału.
- Cholera, Harry - marszczę nos, wydając z siebie cichy jęk, który wbrew mojej woli wcale nie brzmiał jak niezadowolenie - Pocałuj mnie wreszcie - chwytam jego twarz, uprzednio wydostając dłonie spomiędzy jego palców i przyciągam do siebie. Całujemy się dopóki nie dotrzemy do tej magicznej granicy, kiedy każde z nas najchętniej pozbyłoby się istniejących na świecie ubrań. Oczywiście, to ja wysuwam się pierwsza spod niego, więc to ja zaznaczam koniec, posyłając mu zadziorny uśmiech. Przewraca się na plecy na wznak i przez chwilę łapie oddech z zamkniętymi oczami. Kładę się obok i opieram głowę o jego klatkę piersiową, po chwili słysząc przyspieszony rytm bicia jego serca.
- Do diabła, Issy. Nie rób tego więcej - obejmuje mnie ramieniem, rysując po skórze mojego przedramienia. Cicho parskam pod nosem, drugą dłonią chwytając jego palce i przyciągając do siebie.
- Musimy być odpowiedzialni - mówię, odsuwając od siebie myśl jak bardzo chciałabym teraz dać się ponieść emocjom. Już samo to, że mieliśmy czas wyłącznie dla siebie, sprawiało że szkoda byłoby go nie wykorzystać. Mimo wszystkiego, kłopotów mi na razie starcza.
Po chwili wygodnie usadowiliśmy się na swoich miejscach, choć napięcie było nadal wyraźnie odczuwalne. Wzięłam ze stojącej w salonie biblioteczki jedną z wielu książek, która wydawała mi się najbardziej ciekawa. A przynajmniej nie zaczynała się od słów "atlas" bądź "encyklopedia". Przekartkowałam szybko strony, leżąc na brzuchu i mając na sobie uważne spojrzenie chłopaka.
- Wybierz stronę, a ja będę czytać fragment z niej - poleciłam, proponując nam dwojga dobrą zabawę. Strasznie nie chciało mi się iść myć, poza tym cały sen zszedł mi z powiek. Cieszyłam się tym, że jestem tu gdzie jestem i mam obok siebie Harry'ego.
- Issy, ty powinnaś odpoczywać, a nie...
- Proszę - posłałam mu uśmiech, na który tylko przewrócił oczami.
- Trzydzieści dwa, nie cztery... - zaczęłam przerzucać kartki, gdy Styles jednak szybko zmienił zdanie - Albo nie. Trzydzieści osiem - posłałam mu przenikliwe spojrzenie. Cóż za zdecydowanie godne mężczyzny. Przejechałam palcem po literkach tekstu i zatrzymałam się na pierwszym zdaniu.

Harry?
Za eksperymentowałam trochę i napisałam to opowiadanie nieco inaczej, zmieniając czas. Jakoś miałam na to wenę xd. Powiedz mi, które bardziej ci pasuje i podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz