Strony

wtorek, 19 czerwca 2018

Od Harry'ego cd. Isabelle

Dalsza dyskusja o tym, że powinna położyć się spać i wreszcie chociaż trochę odpocząć, nie miała większego sensu. Skoro podjęła już decyzję i wybrała książkę, nie było odwrotu, a mi pozostało jedynie podanie numeru strony lub dalsze upieranie się przy swoich racjach, do bez względu na wszystko przyniosłoby znikomy skutek. Jestem dumny, że udało mi się chociaż przekonać ją do opuszczenia szpitala i zatrzymania się w pobliskim hotelu, którego warunki może nie były powalające, ale zawsze lepsze niż ponura poczekalnia i plastikowe krzesła.
Isabelle przekartkowała książkę, mierząc mnie przy tym zirytowanym - przez moje niezdecydowanie - wzrokiem. Otwierając odpowiednią stronę odchrząknęła i zaczęła czytać.
“Nie miałam czasu, by zastanawiać się, jak zareaguje, by pomyśleć, że przez ostatnie tygodnie praktycznie wcale się nie dotykaliśmy. Potrzebowałam tego, potrzebowałam jego, a on potrzebował mnie. Objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie, chwilę później całowałam go, on odpowiadał tym samym, przyciskając mocno usta do moich warg. [...] Zacisnęłam powieki i pocałowałam go natarczywie, błagając w myślach, by pozwolił mi o wszystkim zapomnieć, bym nie czuła niczego ponad tę bezdenną, nieopisaną czarną dziurę, która rozdzierała mi wnętrzności. [...] Przywarł do mnie mocno, niewyobrażalnie blisko, przesuwając się przy tym na krawędź krzesła. Sądziłam, że poprowadzi nas do łóżka, ale on zamarł na chwilę i w tym wilgotnym, drżącym ułamku sekundy coś między nami się zmieniło.” ~~Rebelianci
- Myślę, że wybrałem bardzo ciekawą stronę. - Uśmiechnąłem się, gdy skończyła czytać.
- Myślę, że wybrałam bardzo ciekawą książkę. - Wzruszyła ramionami, wracając pospiesznie do salonu i już po chwili przyniosła ze sobą trzy nowe książki.
- Issy - jęknąłem, widząc nowe lektury - miałaś odpocząć i pójść spać.
- Odechciało mi się. - Uśmiechnęła się, zajmując swoje poprzednie miejsce. - Oj, przestań. Teraz będę czytać tylko pojedyncze zdania. Strona.
- Czterdzieści cztery - westchnąłem, przyciskając poduszkę do twarzy.
- Które zdanie?
- Druga linijka.
- Czemu nie mogłeś powiedzieć zdania tylko linijkę? Robisz mi na złość? - zaśmiała się, a ja już wiedziałem, że nie uda mi się szybko przekonać jej do pójścia spać. Otworzyła kolejną książkę, i szybko wyszukała odpowiednie zdanie.
- "Rycerz na Białym Koniu stał przed nią i się oświadczał. Świat zbliżał swoją pogodną twarz do jej twarzy. Umierała. Więc tak, tak. To nic, że go nie zna. Jest nareszcie, nareszcie jest. Podała mu dłoń, jak pieczęć i tajemnicę. Oto stało się. Pochylił się i wyciągnął ją z samochodu. Straciła przytomność. Kto wie, co się z nią dzieje. Miał tylko nadzieję, że ma nieuszkodzony kręgosłup."~~Zagubione niebo
- Wydaje mi się, że to było więcej niż jedno zdanie. - Westchnąłem, zabierając jej wszystkie książki i odkładając je na szafkę nocną. - Nie możesz po prostu położyć się i spać?
- Nie mogę, ale jeżeli ty chcesz spać, to naprawdę nie mam nic przeciwko. Ja sobie poczytam... - W tym momencie chciała sięgnąć po książki leżące za mną, ale w porę złapałem ją za ręce uniemożliwiając wykonanie tej czynności. Isabelle opadła na mnie cicho się śmiejąc. - Proszę cię.
- Nie, masz iść spać.
- Rozkazujesz mi? - Uniosła brwi, próbując wyrwać dłonie z mojego uścisku. - Zwykle nie jesteś aż tak stanowczy.
- A ty zwykle nie jesteś taka uparta... no dobra, jesteś, ale..
- Nie jestem uparta.
- Jesteś.
- Nie.
- Nie zaczynajmy się teraz kłócić.. - Westchnąłem i wywróciłem oczami. Issy próbowała w każdy możliwy sposób odciągnąć moją uwagę od snu, którego wiem, że potrzebowała. - Skarbie, proszę cię.
- Okej, niech ci będzie - jęknęła, kładąc się z powrotem obok mnie.
- Tęskniłem za tobą. - Odezwałem się, patrząc jej w oczy. - Bałem się, bardzo.
Czułem, że dopiero teraz tak naprawdę te wszystkie emocje, które towarzyszyły mi przez te kilka dni, zaczynają odpuszczać. Isabelle nie powiedziała nic, przysunęła się bliżej i opierając głowę o moją klatkę, przytuliła mnie mocno. Objąłem ją, delikatnie gładząc dłonią jej plecy. Po chwili uniosła głowę, sięgając powoli do moich ust. To już nie było to samo, co przed chwilą. Nie było w tym już takiej namiętności, pożądania... była tylko tęsknota.
~~*~~*~~
Rano wyjątkowo to ja wstałem wcześniej. Oczywiście zaplanowałem to już poprzedniego dnia, bo wiedziałem, że będę musiał pójść po śniadanie i kupić czyste ubrania dla Issy. Nie miałem pojęcia, jakim cudem już o godzinie szóstej byłem na nogach, a jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, że podczas mojego powrotu z reklamówką ubrań, naleśnikami i gorącą kawą, Isabelle jeszcze spała. Tak bardzo zapierała się, że nie jest zmęczona. Nie miałem zamiaru jej budzić, chociaż obawiałam się konsekwencji za to, że jej nie obudziłem... Tak źle i tak niedobrze. Ostatecznie podjąłem decyzję, że jeżeli nie wstanie przez najbliższe pół godziny, to wtedy zaryzykuję i ją obudzę.
Jak się okazało, nie musiałem długo czekać, bo po zaledwie pięciu minutach spowodowałem niemały hałas, przez zrzucenie książek z szafki nocnej. 
- Która godzina? - mruknęła pod nosem, przecierając oczy. 
- Jakoś przed dziewiątą, śpij jeszcze - odpowiedziałem, podnosząc książki w celu zaniesienia ich do salonu. 




Isabelle? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz