Strony

sobota, 12 maja 2018

Od Jacqueline C.D. Yuu

W zasadzie tylko wymyśliłam sobie to o tym, że powinien mi kupić te durne lody. No może nie do końca durne... dzień bez lodów to dzień stracony. Kiedy wyszedł z moją porcją, przyjęłam ją i w milczeniu patrzyłam na chodnik. Nagle mój telefon zawibrował. Na ekranie pojawiła się wiadomość od Harriet.
Angliczka: Gdzie czekasz?
Kanadajka: Koło lodziarni?
Angliczka: Zaraz będę
Zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni spodni.
- Harriet niedługo powinna tu być, ale szczerze mówiąc nie mam ochoty na spotkanie z nią, więc proponuję żebyśmy zgubili się tutaj razem - powiedziałam do chłopaka.
Yuu sprawiał przez chwile wrażenie jakby mnie nie usłyszał, ale drobne zdziwienie na jego twarzy odpowiedziało samo za niego. Huh. Powiedzmy, że Harriet jest koszmarnym towarzystwem i zaraz zaciągnęłam mnie do najbliższego sklepu z ciuchami. Szczerze? Jestem kobietą, ale zakupów naprawdę nienawidzę. Nawet chłopak wydaje mi się zdecydowanie lepszym towarzystwem. Spojrzałam na niego wyczekując odpowiedzi.
- Cóż, skoro tak bardzo nie lubisz własnej kuzynki, może dam rade trochę czasu w twoim towarzystwie przeboleć - westchnął w końcu.
Uśmiechnęłam się promiennie pomimo tego, że słowa chłopaka zdecydowanie były obraźliwe. Szybko dokończyłam swoją porcje lodów, aby ruszyć za Yuu. Milczenie zapadło od chwili w której się zgodził. Nie mam mu tego za złe, a zresztą... o czym mielibyśmy gadać? O polityce? O koniach? O nie. A może o pogodzie? Nie, nie, nie. Wolę już nieustannie milczeć.
- I jak z twoim psem? - zagadnął Yuu czym bardzo mnie zdziwił.
- Uh, dobrze - odparłam zdawkowo.
Nie byłam przygotowana na to, że on się odezwie. Moja odpowiedź była naprawdę mało błyskotliwa i obawiam się, że brzmiało to tak jakbym miała na niego focha. Chłopak jednak tylko się zaśmiał. Serio? Boże.
- Noooo, a czym tu przyjechałaś? - spróbował jeszcze raz.
Przewróciłam oczami.
- Bynajmniej nie jest to twoja sprawa lamusie - burknęłam.
Brawo Jac. Najpierw zaproponuj mu spacer, a potem ignoruj i nie odpowiadaj. Cudowny pomysł kochana. Niestety taka już jestem, więc wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i włożyłam do odpowiedniej dziury w telefonie. Włączyłam Spotify, odnalazłam ulubioną playlistę i włączyłam Bad Reputation. Tak, mam premium, trzeba z ojca kasy korzystać. Kiedy minęła ta cudowna, spokojna piosenka Shawn'a, zaczęło się Cold Water. I akurat wtedy Yuu musiał wyrwać mi z ręki telefon, a z każdą sekundą gdy patrzył na ekran, na jego twarzy malowało się coraz większe rozbawienie.
- Boże, nawet nie żartuj twardzielko - chłopak zaczął się śmiać.
Co ja gadam! On wybuchnął histerycznym śmiechem. Prychnęłam i wściekła wyciągnęłam swoją własność z jego łapsk.
- To nie twoja sprawa czego słucham słoneczko - odrzuciłam włosy i odeszłam.
Piękne przedstawienie Delilah. Naprawdę godne Hollywood. Jakaś ty bipolarna i nadęta skarbie, naprawdę, jesteś jak macocha. Boże tylko nie ona. Zmarszczyłam brwi gdy ponownie spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Seth. Oczywiście odebrałam, inaczej byłabym przeklęta.
-Hejjjj - specjalnie przeciągnęłam.
- Nie wkurzaj, sis. Spodziewaj się mnie w poniedziałek.
- Czekaj co?! Myślałam, że nie chcesz jechać do Morgan
- Bo nie chcę
- A więc?
- Macocha. Ojciec. Ich pytaj - prychnął czarnowłosy.
- Ugh. Dobraa. Muszę lecieć, dozo!
- Pa 
Nadal w szoku, rozłączyłam się. Tylko nie to. Ojciec chce mi zrujnować kolejne lata życia przysyłając mi tu starszego brata aka policję! Będzie się o wszystko czepiał, nie pozwoli mi nigdzie iść samej, będzie ciągle się za mną włóczył. Albo nie. Nie. Seth taki nie jest. To dobry brat. Przeczesałam ręką włosy. Spojrzałam w kierunku w którym powinien stać Yuu. Jednak jego tam już nie było. Czego się spodziewałaś? Nakrzyczałaś na niego. Ale on obrażał Cold Water. Piosenkę oczywiście, nie moją husky. Usiadłam na schodkach prowadzących do jakiegoś domu. Spotkam się teraz z Harriet, wytrzymasz to. A potem spać. Zdecydowanie.
***
Zmęczona weszłam do swojego przytulnego pokoiku, zdjęłam buty i od razu rzuciłam się na łóżko. Przez pół godziny Harriet opowiadała mi o nowym chłopaku w jej szkole, Bradzie. Jaki to on cudowny! Jaki to on przystojny! A ja już panem Bradem rzygam. Przyłożyłam ręce do twarzy.
- Aaaaaaaa! - wrzasnęłam zdzierając sobie gardło - Pierdolona kuzynka, koszmarny dzień, chujowy ojciec!
Czemu nie ma z nami mamy. Czemu macocha jest macochą. Czemu ja w ogóle jeszcze tu jestem? Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale szybko ją otarłam. Nie będziesz słaba. Nie jesteś słaba. To, że Seth tu przyjedzie to nie koniec. Biedny, będzie musiał zaprzestać narkotyków... ups. Na tą myśl delikatnie się uśmiechnęłam. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko przejrzałam się w lustrze naprzeciwko łóżka, poprawiłam włosy, sprawdziłam czy nie zepsułam sobie delikatnego makijażu. Wszystko było okej. Podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Stał w nich nie kto inny jak Yuu. Czekajcie co? Nie powinno go tu być. Zauważyłam, że trzyma coś pod materiałem bluzy. Zaprosiłam go gestem ręki do środka. Odchrząknęłam i usiadłam na brzegu łóżka. Chłopak usadowił się wygodnie na podłodze, po czym wyciągnął dwie butelki whiskey. On chce mnie upić? Mam wyjątkowo słabą głowę.
- Co cię tu sprowadza? - zadałam pytanie.
- Nooo, uznałem, że może jednak uszanuje to, że lubisz Biebera... - wciągnął powietrze - i przyniosłem alkohol, na przeprosiny.
Ha ha ha. Ciekawa forma, panie Miyamato. Przewróciłam oczami. Wstałam z łóżka i podeszłam do głośnika stojącego na niskiej komodzie. Włączyłam go i zseparowałam ze swoim telefonem. Rzecz jasna włączyłam tym razem YouTube'a. Nie będę ryzykować, że znowu wyśmieje moją ukochaną playlistę. Zabrałam od niego butelkę z trunkiem i otworzyłam. Bez coli? Pięć łyków i będę wstawiona. Butelka? Chyba się przekręcę. No trudno. Wzięłam porządnego łyka, a moje gardło właśnie się paliło.
- Miło z twojej strony - powiedziałam.
Z głośnika popłynęły pierwsze dźwięki Sexy Back. Nadal popijałam z butelki i powoli zaczęłam odczuwać działanie alkoholu. Nie przejmowałam się już obecnością Yuu w moim pokoju, więc wstałam i zaczęłam odwalać coś zwanego tańcem. Okej. Ludzie chyba zwykle tak po alkoholu nie reagują, ale czy ktoś kiedyś powiedział, że jestem całkiem normalna? Minęła cała piosenka i teraz poleciał jakiś remix, którego tytuł aktualnie zapomniałam. Czyli jest źle. Odłożyłam butelkę, choć zapewne ledwo, i popatrzyłam na chłopaka który nadal siedział na podłodze.
- Możesz iść - wzruszyłam ramionami, ale w duchu strzeliłam sobie mentalny face palm.
On jednak posłuchał i wyszedł. Ugh. Skomplikowany człowiek. A ty niby nie, Jac?
***
Rano obudziłam się w koszmarnym stanie. Z rozmazanym makijażem pod oczami, rozczochranymi włosami, palącym mnie przełykiem, oraz ogromną chęcią zwymiotowania. Na szczęście dzisiaj niedziela, więc mogę w spokoju przeżywać swojego kaca. Jęknęłam przeciągle i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 12:42. Na serio? Podniosłam się, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej białą koszulkę z krótkim rękawem, czarne jeansy i oczywiście skierowałam się do łazienki. Przebrałam się, włosy spięłam w warkocz, a na usta nałożyłam błyszczyk. Telefon wsadziłam do kieszeni, zgarnęłam klucze, a następnie wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i szybkim krokiem ruszyłam w stronę stajni. Nie wiem po co to robię skoro każdy dźwięk jest niesamowicie bolesny, a głowę to mi rozsadza od środka. Odnalazłam boks należący do mojej kochanej klaczki i przywitałam ją radośnie, podając jej połowę marchewki. Cortana zarżała i trąciła mnie delikatnie pyskiem. Pogłaskałam ją po nozdrzach i otworzyłam zasuwę, tym samym otwierając także boks. Przytuliłam się do klaczy.
- Jestem głupia - szepnęłam - Ale ty masz szczęście bo niedługo przyjadą tu Seth i Youth. Tesknisz za nimi?
Klacz cicho parsknęła. Oczywiście, że tęskni za klaczą z którą sąsiadowała boksem przez jakieś pięć lat. Zaśmiałam się. Moja kochana Cortana. Jedyna w swoim rodzaju. Usłyszałam gdzieś w tyle chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę dźwięku. Yuu. Znowu. 

Yuu?
Takie sobie, ale powinno ci starczyć kochanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz