Strony

środa, 10 stycznia 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

- Więc mówisz, że mam wyjechać z tobą samotnie w nieznane przestworza Austrii, podkreślając ponownie całkowicie sama? - uniosłam brew, a on chwilę wpatrywał się we mnie skupiony, a później pokiwał głową.
- Dokładnie tak. Nie jestem seryjnym mordercą, więc nie powinnaś się obawiać wyjazdu ze mną samej - mruknął.
- No tak... jednak nadal jesteś uchodźcą - zaśmiałam się, jednak zanim zdążył wybuchnąć, pocałowałam go.
- Proszę mnie tak nie uciszać - odparł oburzony, a ja dalej się śmiałam.
- O nie, to okropne z mojej strony w taki sposób cię uciszać, prawda?
- Dokładnie - poparł wodząc wzrokiem za moimi ustami.
- Więc... - przysunęłam się do niego, jakby w zamierze pocałowania go. - Powinnam... - odsunęłam się raptownie. - Chyba przestać.
- Zdecydowanie to powinnaś przestać bawić się moimi uczuciami oraz zmysłami - mruknął, robiąc smutną minkę, a ja potargałam mu włosy.
- I intrygantka! Co za niegrzeczne dziecko - coraz bardziej się burmuszył. Wstał, wzdychając przeciągle. - Będę więc musiał żyć w tej nieświadomości do rana tak?
- Nie... - pokręciłam głową. Uniósł brew przyglądając mi się. Sięgnęłam czubkami może trzech palców do jego dłoni. - Zostań ze mną... - poprosiłam, wziął mnie za rękę.
- Ale twój wujek...
- Nie chcę być sama w tym domu, szczególnie kiedy ty jesteś pokój od mojego - mruknęłam. Usiadł na skraju łóżka, moją dłoń trzymał między swoimi.
- I mam zostać z taką intrygantką? - zapytał a ja pokiwałam głową i podniosłam się do siadu, aby po chwili przytulić się do jego pleców. - To już szantaż emocjonalny!
- Przerażające - westchnęłam. Odchylił głowę, ale nie mógł mnie zobaczyć.
- Coś nie tak? - zapytał, jego ton głosu wydawał się zmartwiony.
- Nie wiem. Po prostu zostań. Choć chwilkę - poprosiłam, puszczając go i kładąc się na łóżku. Po chwili leżał już obok mnie. Wtuliłam się w niego. Był taki ciepły, pachnący żelem pod prysznic, a obejmując mnie, wywoływał u mnie dreszcze. Zaczął delikatnie gładzić moje plecy, a po chwili przymknął oczy. Ja natomiast ułożyłam się tak, że po zadarciu lekko głowy, widziałam dokładnie jego twarz. Co za piękna istota... Ta Brooke musiała być idiotką, że nie skorzystała. Nie mówię, że od razu miała z nim spać po jednym spotkaniu, ale jak można kogoś takiego puścić, albo na tyle być chłodną względem niego, żeby był w stanie po prostu od niej odejść. Jego monotonne, kojące ruchy powodowały, że powoli zamykały mi się oczy. Walczyłam z tym uczuciem, ale byłam w stanie sięgnąć tylko po zawinięty róg kołdry, aby nas okryć. Zain poruszył się jakby niespokojnie, ale po chwili ponownie zatopił się w bezruchu. Może po prostu okrywał się kołdrą...
- Chyba zaczynam być tobą zauroczona - szepnęłam, a jego oczy się otworzyły, pokazując mi swój cudowny, gorący brąz. Patrzył na mnie nieruchomym wzrokiem. Po dłuższym czasie uśmiechnął się i pochylił, pocałował mnie w czoło.
- Moja Imanuelle - szepnął.
- Dobranoc Zain.
- Dobranoc - odszepnął jeszcze. Później zapadła cisza, a ja niezwykle szybko zasnęłam.
Dwa kolejne dni minęły dosyć podobnie. Pobudka na kilka minut przed wujkiem, żeby Zain zdążył wybiec z mojego pokoju i wpaść do siebie... Następnie śniadanko, przy którym poinformowałam ich, że jadę, uszczęśliwiłam Zaina, pokłóciłam się z wujkiem, pogodziłam się, znowu pokłóciłam, obroniłam Zaina od próby uduszenia przez wujka, a następnie postawiłam ultimatum, że albo zapanuje spokój, albo wyjadę z tego domu na zawsze. Zadziałało. Zawsze działa. Spacery po świeżym powietrzu umilały nam czas... No prawie, ponieważ było na tyle zimno, że w dwie minuty przemarzałam, gdyż moje najcieplejsze kurtki znajdowały się w akademii. Cóż za ironia losu. Jelly już całkiem się zadomowił i zaczynał reagować, jak się go wołało. Cieszyłam się ogromnie w duszy, że go dostałam, jednak starałam się hamować moje buzujące w środku uczucia. Podziękowałam Zainowi, na razie tyle wystarczy... Na razie, ponieważ nie byłam w stanie pokazać mu więcej moich emocji. Miałam jasne wyznaczone zasady i granice, a ponieważ nie byłam panną lekkich obyczajów, to na pewne rodzaje bliskości wolałam zostawić nietknięte przez rączkę tego przystojnego pana, który zawsze co bym praktycznie nie robiła, cudem znajdował się obok mnie. Ogólnie to całkiem się wynudziliśmy przez te dwa dni. Doszło nawet do tego, że zaczęłam pokazywać mu zdjęcia... właściwie tylko pojedyncze, ponieważ reszta spłonęła. Zachowały się nieliczne, które wzięłam niejako ze sobą, zostawiając spisownik z nimi, w szkolnej szafce. Brunet z ogromnym zainteresowaniem porwał w swoje dłonie zdjęcie mojego taty i zaczął się kłócić, że to po prostu młodsza wersja wujka Petera. Owszem byli podobni, ale że uderzająco, to nie powiedziałabym. Może to dlatego, że ja znałam tatę, pamiętałam nadal jego głos i nawyki, a one kompletnie zaprzeczały tezie Zaina, że to albo bliźniaki, albo jedna osoba. Później znajdował podobieństwa między mną, a osobami ze zdjęć, co go do głębi pochłonęło. Miło było ponownie usłyszeć, jak to bardzo jestem podoba do taty...
Największym problemem w dniu wyjazdu okazało się dla mnie spakowanie. Nie, żebym była jakaś wybitnie niezdecydowana, po prostu Zain nie powiedział mi, ale tam będziemy, a co gorsza nie powiedział mi jakie rzeczy wziąć. Ciepłe, czy nie, eleganckich trochę czy nie, a może same wygodne? On oczywiście chcąc zrobić mi niespodziankę idealną, powiedział tylko miejscowość gdzie jedziemy, więc niespodzianki nie ma możliwości być, jednak on się upiera przy swoim. Zaczynam się powoli się do tego przyzwyczajać. Nie mogę po prostu zaczynać tematu, który podważa jego świętą rację, albowiem to JEGO ŚWIĘTA RACJA. A ja nie lubię przegrywać, więc mogę unikać okazji do tego.
Rozłożył się wygodnie na łóżku, kiedy ja siedziałam przed walizką, na podłodze, obok szafy i rozpaczałam, że mam za dużo ubrań i za mało informacji. Posadził sobie Jelly'ego na brzuchu, po czym najzwyczajniej w świecie, śmiał się, że prawdziwa kobieta rozpacza, że ma za małp ubrań. Trochę mi to uwłaczało, ale niech już będzie moja krzywda. Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi, w których pojawił się wujek. Spojrzał na Zaina, po czym powoli przeniósł wzrok na mnie.
- Jadę do Liverpoolu, będę za dwie godziny - oznajmił, a ja przekrzywiłam głowę.
- Po co jedziesz? - zapytałam od razu, wiecznie ciekawa jego spraw.
- Mam spotkanie z klientem, jakieś przekazanie dokumentów, więc nie zejdzie mi się długo - odparł, a kiedy pokiwałam głową, zniknął za drzwiami. Odwróciłam się w stronę Zaina.
- Będziemy sami - powiedziałam. Podniósł się do siadu, nadal trzymając psa, tylko teraz na udach.
- A w związku z tym? - uniósł brew. Westchnęłam.
- Będziemy sami Zain... - podniosłam się i podeszłam do łóżka, odstawiłam Jelly'ego na podłogę. Po chwili usiadłam Zainowi na kolanach, oplatając jego tułów nogami. - Pomyślałam właśnie sobie... nawiązując do pewnego wieczoru, w tym domu... że dawno nie czułam smaku twoich ust.
- To karygodne zaniedbanie - pokręcił głową.
- Myślę, że winowajca powinien zostać skrócony o głowę - pokiwałam głową.
- O nie, nie, nie... - przekręcił się kładąc mnie na plecach i zawisając nade mną. Splątałam palce na jego karku. - Moja głowa zostaje zdecydowanie na swoim miejscu.
- Dlaczego?
- Żeby mogła robić to... - pocałował mnie w obojczyk - i to... - pocałował też w drugi - i to zdecydowanie też... - tym razem złożył pocałunek na mojej szyi - warto również wspomnieć o tym - złączył nasze usta. Uniosłam się trochę, aby pogłębić ten pocałunek. Najjaśniejsza myśl jaka przemknęła mi wtedy przez umysł to: "Boże jak on świetnie całuje". Inne mają czego żałować. Później przyszło mi do głowy, że musiał z wieloma dochodzić do tej perfekcji w pocałunku... Wszystko odrzuciłam to od siebie. Nie będę go za to oceniać i tyle. Trochę tolerancji... szczególnie czy jego trybie życia, czyli życia gwiazdy.
- Tylko uwiń się z niwelowaniem tego zagrożenia do przyjazdu wujka... wolę nie patrzeć na to, jak zakopuje cię w ogrodzie - zaśmiałam się, a on zmarszczył brwi.
- Czyli to jest możliwe?!
- Nie wiem... - wzruszyłam ramionami. - Na Willa nie patrzył wzrokiem żądnym krwi...
- Wiem, że się tylko droczysz, ale to i tak przyprawia mnie o dreszcz...
- Nic nie poradzę, że w takich sytuacjach wydajesz mi się najbardziej słodziutki.
- Słodziutki i grzeczniutki - wyszczerzył się do mnie, a ja przewróciłam oczami.
- Wszystkie laski lecą na bad boy z Brandford... - westchnęłam.
- Naprawdę? - uniósł brew. - To masz niezłą konkurencję... A ty?
- Co ja? Przecież ja mam niezłą konkurencję - wzruszyłam ponownie ramionami. Westchnął poirytowany.
- Ale mnie nie obchodzi ta konkurencja. Rozumiesz? - zapytał twardo.
- Wiem - pogładziłam go uspokajająco po policzku. - Ja zawsze wolałam tych buntowniczych... A ciebie tym bardziej...
- Zawsze?
- No może poza dwoma czy trzema pierwszymi dniami naszej znajomości - zaśmiałam się. A on tylko coś fuknął. - Oj przestań... Proszę - przeciągnęłam to słowo, na którego dźwięk się uśmiechnął.
- Ładnie to brzmi w twoich ustach, mów mi to częściej...
- Jesteś okropny! - skrzywił się. - Ale i tak dalej cię lubię... To nieco masochistyczne podejście...
- Czemu masochistyczne?
- Ponieważ słyszałam, że jesteś kłębkiem kłopotów, a twoją specjalnością jest pakowanie wszystkich na około w tarapaty - przyznałam uśmiechając się.
- Tak? A może wolisz, żebym pokazał ci coś, czego Harry nigdy ci nie zdradzi? - uśmiechnął się tym pewnym siebie uśmieszkiem.
- No to pokaż - zaśmiałam się.
Pokazał... w sumie to dawno nikt mnie tak nie całował. Jakbym była jakąś boginią, którą wielbić może tylko w ten sposób. Pokazał tak dobrze, że nagle obudził nas głos wujka, który był już w domu, a my byliśmy na górze, kilka metrów od niego i byliśmy praktycznie bez ubrań.
- Zabije mnie? - zapytał chłopak, łapiąc oddech.
- Mnie chyba też - odparłam, a chwilę później ubieraliśmy się w ekspresowym tempie. Poprawiałam włosy, kiedy wujek wszedł do środka. Spojrzał na nas, mrużąc oczy.
- Wujku myślisz, że powinnam wziąć tą czarną sukienkę bez pleców?
- Nie - mruknął i zniknął, a my zaczęliśmy się śmiać.

~ * ~

Brandford okazało się całkiem sporym miastem. Takie raczej zwykłe, nie wiele różniące się od tysięcy innych w całym Zjednoczonym Królestwie. Jednak wypiasane w każdym geście i słowie Zaina wspomnienia, nadawały mu całkowicie innego charakteru. To było porównywalne do mojego powrotu do domu. Kiedy brunet zatrzymał samochód, byłam nieźle zaskoczona, ponieważ dopiero co byliśmy w centrum. Spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- Masz małą tremę? - zapytał się. Wzruszyłam ramionami.
- Malutką, bo ich nie znam. A chyba nie mam co być stremowaną...
- No chyba nie... Postaram się i tak nie zostawiać cię samej - wysiadł z samochodu, a po chwili otworzył mi drzwi.
- Dlaczego? To znaczy, że powinnam czuć się zagrożona? - zaśmiałam się.
- Mam same siostry... ciężko więc powiedzieć.
- Siostry? Jak uroczo - zaśmiałam się nieco nerwowo, kiedy chłopak zadzwonił do drzwi. Otworzyła nam dorosła kobieta... taaak... Spojrzałam na chłopaka obok mnie. Matka, zdecydowanie matka.
- Cześć mamo - wyszczerzył się.
- Pojadę na chwilę, tak? - uniosła brew.
- Oj mamo... - jęknął.
- Zawsze się kończy na oj mamo, a ja twoja biedna matka muszę to wszystko znosić - mruknęła.
- Ale... to nas nie wpuścić? - teraz dopiero kobieta przeniosła wzrok na mnie.
- Dzień dobry - odparłam uśmiechając się delikatnie.
- Dzień dobry - powiedziała powoli. - Zapraszam - wskazała ruchem dłoni. Niepewnie postawiłam pierwszy krok na przód, a później poszło mi całkiem dobrze. Zain powiesił moją kurtkę, przeszliśmy do salonu gdzie... czekały na mnie już trzy jego siostry... Trzy i jedna mama, to daje cztery przeciwko mnie... Czuję lekki dyskomfort. Zain bezceremonialnie wziął mnie za rękę i poprowadził na kanapę, gdzie usiedliśmy, a ja czułam się coraz bardziej nieswojo. Mimo wszystko rozmowa zaczęła się dosyć łagodnie. Standardowe pytania o to jak qsię poznaliśmy, gdzie się zbieramy, ponieważ Zain się wypaplał. Później brunet zwyczajnie wstał... i wyszedł. Spuściłam głowę.
- Więc... - zaczęła najstarsza z sióstr. - Kim dla ciebie jest Zain?
- Oprócz tego, że aktualnie najbliższym mniej więcej rówieśnikiem? - wzruszyłam ramionami. - Szczerze to nie mam pojęcia.
- Ale wiesz o Brooke?
- Mhm - pokiwałam głową. - Poznałam ją, widziałam ich razem, chyba poszli razem na bal, a później... to on mnie pocałował.
- On? - zapytała druga. Właściwie to mi się przedstawiły, ale chyba byłam zbyt zestresowana w ostatecznym rozrachunku, ponieważ nie zapamiętałam ich imion.
- No... tak... - przyznałam.
- Mój syn całujący dziewczynę, będąc jeszcze w związku z całkiem inną? To dokładnie Zain... - odparła jego matka. - Tylko myślałam, że mu przeszło.
- Bo mu przeszło - broniła go najstarsza. - Musi być po prostu coś wyjątkowego, że tak nagle zmienił zdanie.
- Tak? Cóż... ja się za wybitnie wyjątkową nie uważam - przyznałam, spuszczając głowę.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz