Nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem tego, jak można komuś nie pozwolić płakać na pogrzebie, w dodatku swojej rodziny, najbliższych osób, i to wszystkich, tylko z powodu tego, że to nie wypada. Zauważam, że człowiek więziony jest w tych dobrych etykietach. Dostałeś prezent, ale nie możesz się z niego cieszyć, bo to nie wypada. Jesteś zmęczony i zły na ludzi, ale musisz się uśmiechać, bo nie wypada okazywać prawdziwych uczuć. A to chyba znam aż za dobrze.
- Wiele ludzi twierdzi, że okazywanie uczuć jest złe. Mówią, że to słabość, którą mogą wykorzystać wszyscy przeciwko tobie. Czasem jak wchodziłem na scenę i stawałem przed tysiącami ludzi musiałem się uśmiechać, niekoniecznie chcąc to robić. Nie znoszę sztuczności. Wolę oberwać w prawdziwych intencjach niż patrzeć jak człowiek wypowiada te kilka słów "Nic się nie stało" i przybiera fałszywy wyraz twarzy. Uczucia wcale nie są złe, gdy je uzasadnimy. Pokazują nieraz wrażliwość człowieka, co działa lepiej niż inne rzeczy. Teraz jesteś szczera, Imany. I być może tego nie zauważasz, ale szybciej ci się zrobi lepiej niżeli miałabyś mówić, że właśnie nic się nie stało. Doceń to, tak samo jak ja to doceniam - zadrżała, jakby chciała zastąpić tym łzy. Nie odezwała się, nie odpowiedziała, ale zareagowała. Więc pewnie myślami była już gdzieś indziej, a ja nie byłem pewien czy moje słowa do niej dotarły. Może to i lepiej? Może wcale nie powinienem się odzywać.
- Zostawić cię samą? - miałem cichą i skrytą nadzieję, że jednak odmówi. Ale to nie jest zwykła dziewczyna, a my nie jesteśmy w powieści romantycznej bądź dla młodzieży. Choć wydawała się teraz taka drobna i krucha, faktycznie jak porcelanowa lalka, zabytek, który trzeba chronić. Taka malutka w stosunku do okalających jej ciało moich ramion.
- Tak - nie byłem w stanie określić czy jej drżący głos, który był ledwie w stanie wypowiedzieć to krótkie słowo, przerodził się w prośbę czy delikatny rozkaz. Mimo tego zarazem mocniej się we mnie wtuliła jakby zaprzeczając temu co przed chwilą powiedziała. A dopóki sama mnie nie odepchnęła, dlaczego ja mam to robić?
Nie wiem jak taki facet mógł zmarnować taką okazję na tak wspaniałą dziewczynę. Cokolwiek wtedy powiedział, nie myślał zapewne racjonalnie. I rzuciłbym teraz swoim ostentacyjnym tekstem, który trafiał bezpośrednio w moje samouwielbienie, ale ono zostało tak drastycznie zranione, że teraz będę musiał przez kilka dni je kurować. To jej była przyjaciółka, więc może nie powinienem się wypowiadać, ale zasługuje na lepszych znajomych. Na pewno nie takich, którzy ranią ją za plecami. Dwulicowość jest okropna.
Zamknąłem oczy, nucąc cicho pod nosem, po chwili dokładając do całej melodii słowa. Nie liczyłem na to, że mnie słucha. Może wcale nie chciałem aby mnie słuchała.
Realizations hit me when I look into your eyes
Over time you've grown on me
The path we're on we must divide
We can't make it you and I, even though we tried
Cause the melodies ain't so sweet, and you're here but you're not with me
I want you, it's insanity
I know that in reality, we ain't meant to be...
Wydawało mi się, że przysypia, jednak jej oddech nadal nie pasował do tego z rana. Choć był regularny i na pewno się uspokoił. Tak naprawdę nie wiedziałem czy ona chce abym tu był i ją przytulał. Między nami nic nie jest i nie może być. To oczywiste. Nawet nie możemy siebie nazwać przyjaciółmi. A jednak już zrozumiałem, że nie lubię, gdy jest smutna.
Nie wiem ile czasu tutaj spędziłem. Zdecydowanie za szybko robi się ciemno. Przez co gubię się w czasie. Nie za fajnie. Spojrzałem na zegarek. Od godziny powinienem być u siebie. Teoretycznie. W praktyce to wyglądało jednak inaczej. Zresztą jak widać.
- Muszę już iść - powiedziałem cicho, gdy delikatnie się poruszyła. Wsparłem głowę o rękę, zakładając jej włosy za ucho, bawiąc się niektórymi kosmykami. To widać kiedy dana osoba kogoś kocha. Po zachowaniu w stosunku do niej, po nastawieniu, ale najbardziej widać to kiedy ją straci. Nie powiem tego na głos, ale mogę przeanalizować w głowie. Choć tu nie ma co do analizowania. William to arystokrata, który okazuje się być nie takim idealnym dupkiem. I może wyglądać jak chodzący ideał, ale prawdziwej natury nie da się zmienić nawet pod względem wyglądu - Uśmiechnij się. Za ładną masz tę buźkę żeby pozostała taka smutna - otworzyła oczy, kilkukrotnie machając wachlarzem rzęs - Ładnie proszę, tak na chwilkę - delikatnie uniosła kąciki ust, nieco wymuszenie, ale jak to mówią, lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachu. Uśmiechnąłem się szerzej, wędrując spojrzeniem po jej twarzy.
- O wiele lepiej - stwierdziłem - Fajnie byłoby gdybyś to jeszcze utrzymała - powinienem, nie powinienem... Jakie to ma teraz znaczenie w obliczu wszystkiego? Ucałowałem ją delikatnie w skroń i wstałem, zabierając wraz ze sobą wszystko co moje - W razie czego wiesz gdzie mnie szukać - wyszedłem, cicho zamykając za sobą drzwi. Po kilku krokach natknąłem się na Harry'ego. Posłałem mu chytry uśmiech, na który odpowiedział, stając przede mną na korytarzu.
- Kombinator z ciebie niemożliwy - pokręcił głową, a ja z udawanym oburzeniem zmierzyłem go spojrzeniem. Doskonale wiem o co mu chodziło i przeklinam tego, kto dał mu pokój akurat w tym miejscu.
- O czym ty mówisz? - wzruszyłem ramionami. Zachichotał, właściwie chyba nawet nie kontynuując zamierzonego tematu. Albo zwątpił w moją szczerość, gdy o cokolwiek spyta. I w sumie dobrze przeczuwał.
- Od godziny cię nie ma w pokoju i liczyłeś na to, że ja tego nie zauważę? - zastanowiłem się, powoli kiwając głową.
- Mieszkasz ode mnie za daleko, a w nocy nie mogę przejść, bo strażnik Teksasu Issy mnie wykopie - teatralnie posmutniałem, rozkładając ręce na boki.
- Jedynie potajemnie mogę wyznać ci miłość.
- Tylko ma być romantycznie, bo inaczej się nie zgadzam - minąłem go, idąc tyłem do swojego pokoju - Poza tym pamiętaj, że ja już mam swoją jedyną miłość. Tylko obecnie zbiegła do Irlandii - chłopak zaśmiał się i odwrócił, idąc w swoją stronę.
Wróciłem do pokoju w nadziei, że jednak dziewczyna się odezwie, chociażby mówiąc, że jest już lepiej. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nie znoszę czekać. Chyba nikt nie lubi. Właściwie to nie wiem po co czekałem. Przecież to było oczywiste, że nic wielkiego się nie wydarzy. Mimo tego i tak nie cierpię czekać. Jak tak to wskazówki zegara przyspieszają, ale w innych sytuacjach jakby stały w miejscu. To było wiadome, że nie dam rady. To głupie, być może dziecinne, na pewno denerwujące i godne zwrócenia, zdecydowanie nie pozytywnej uwagi.
I tak tam wróciłem.
Otworzyła drzwi, opierając o ich krawędź głowę. Nie musiała się odzywać bym zrozumiał, że pyta co tutaj robię. Stanęła nieco z boku żebym mógł wejść, ale nie skorzystałem z tej możliwości. Również oparłem się, tylko że o ścianę i zrobiłem dokładnie to samo co ona, przybierając smutny wyraz twarzy. Zamknęła oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Od razu się wyprostowałem.
- Jesteś głodna? - miałem dla niej propozycję, na którą nie liczyłem, że się zgodzi. I byłem na to przygotowany, ale jednak jakaś skryta nadzieja istniała.
- Trochę... - wzruszyła ramieniem, uprzednio zastanawiając się nad odpowiedzią.
- To chodź. Idziemy coś zjeść - zachęciłem ją ruchem głowy, przesuwając się trochę w bok aby mogła wyjść.
- Nie chcę nigdzie chodzić - skrzywiła się i zrobiła krok do tyłu. Przechyliłem głowę.
- Nie ma mowy. Nie będziesz siedziała w tym pokoju, jak w stanie depresyjnym. Daję ci pół godziny - jej wyraz twarzy jednak nie był przekonany. Niemal wręcz jeszcze bardziej posmutniała. Ja rozumiem, znaczy nie rozumiem, znaczy... - Proszę. Nie robię ci na złość, ale chcę dobrze - oparłem głowę o framugę drzwi, wpatrując się w nią wyczekująco.
- Ale to stołówka - pokręciła głową.
- A kto powiedział, że ja cię na stołówkę zapraszam? - uniosłem brew, czekając na jej odpowiedź, ale jej nie otrzymałem - Imanuelle, być może chciałabyś pobyć sama, porobić coś innego, ale z życia wiem, że gdy pójdziesz do takiej restauracji i zjesz coś pysznego to od razu robi się lepiej na duszy. Nie daj się prosić - przez chwilę lustrowała mnie spojrzeniem - Chyba, że wolisz abym zaprosił cię bardziej oficjalnie? Tylko nie śmiej się ze mnie, bo ja niestety albo właśnie stety, ale nie pochodzę z rodziny arystokratycznej. Daj mi chwilę... - uniosłem dłoń i odwróciłem się tyłem dosyć teatralnie. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią z szarmanckim uśmiechem - Czy zechciałaby szanowna panna Hale uczynić mi tą przyjemność i zgodzić się na zjedzenie wraz ze mną kolacji? Będzie mi niezmiernie przykro jeśli pani odmówi, bo nie ukrywając swoich prawdziwych intencji, to bardzo się staram wypaść jak najlepiej. I jeśli piękna pani zacznie się śmiać, to oczywiście byłoby wspaniale, ale to zepsuje powagę całej sytuacji, więc czekam na odpowiedź, zanim także szanowny sąsiad z naprzeciwka wyjdzie z pokoju, bo również wszystko popsuje i mój wyśmienity plan ulegnie zniszczeniu - westchnąłem, spuszczając głowę ze smutną miną.
Nie wiem jak taki facet mógł zmarnować taką okazję na tak wspaniałą dziewczynę. Cokolwiek wtedy powiedział, nie myślał zapewne racjonalnie. I rzuciłbym teraz swoim ostentacyjnym tekstem, który trafiał bezpośrednio w moje samouwielbienie, ale ono zostało tak drastycznie zranione, że teraz będę musiał przez kilka dni je kurować. To jej była przyjaciółka, więc może nie powinienem się wypowiadać, ale zasługuje na lepszych znajomych. Na pewno nie takich, którzy ranią ją za plecami. Dwulicowość jest okropna.
Zamknąłem oczy, nucąc cicho pod nosem, po chwili dokładając do całej melodii słowa. Nie liczyłem na to, że mnie słucha. Może wcale nie chciałem aby mnie słuchała.
Realizations hit me when I look into your eyes
Over time you've grown on me
The path we're on we must divide
We can't make it you and I, even though we tried
Cause the melodies ain't so sweet, and you're here but you're not with me
I want you, it's insanity
I know that in reality, we ain't meant to be...
Wydawało mi się, że przysypia, jednak jej oddech nadal nie pasował do tego z rana. Choć był regularny i na pewno się uspokoił. Tak naprawdę nie wiedziałem czy ona chce abym tu był i ją przytulał. Między nami nic nie jest i nie może być. To oczywiste. Nawet nie możemy siebie nazwać przyjaciółmi. A jednak już zrozumiałem, że nie lubię, gdy jest smutna.
Nie wiem ile czasu tutaj spędziłem. Zdecydowanie za szybko robi się ciemno. Przez co gubię się w czasie. Nie za fajnie. Spojrzałem na zegarek. Od godziny powinienem być u siebie. Teoretycznie. W praktyce to wyglądało jednak inaczej. Zresztą jak widać.
- Muszę już iść - powiedziałem cicho, gdy delikatnie się poruszyła. Wsparłem głowę o rękę, zakładając jej włosy za ucho, bawiąc się niektórymi kosmykami. To widać kiedy dana osoba kogoś kocha. Po zachowaniu w stosunku do niej, po nastawieniu, ale najbardziej widać to kiedy ją straci. Nie powiem tego na głos, ale mogę przeanalizować w głowie. Choć tu nie ma co do analizowania. William to arystokrata, który okazuje się być nie takim idealnym dupkiem. I może wyglądać jak chodzący ideał, ale prawdziwej natury nie da się zmienić nawet pod względem wyglądu - Uśmiechnij się. Za ładną masz tę buźkę żeby pozostała taka smutna - otworzyła oczy, kilkukrotnie machając wachlarzem rzęs - Ładnie proszę, tak na chwilkę - delikatnie uniosła kąciki ust, nieco wymuszenie, ale jak to mówią, lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachu. Uśmiechnąłem się szerzej, wędrując spojrzeniem po jej twarzy.
- O wiele lepiej - stwierdziłem - Fajnie byłoby gdybyś to jeszcze utrzymała - powinienem, nie powinienem... Jakie to ma teraz znaczenie w obliczu wszystkiego? Ucałowałem ją delikatnie w skroń i wstałem, zabierając wraz ze sobą wszystko co moje - W razie czego wiesz gdzie mnie szukać - wyszedłem, cicho zamykając za sobą drzwi. Po kilku krokach natknąłem się na Harry'ego. Posłałem mu chytry uśmiech, na który odpowiedział, stając przede mną na korytarzu.
- Kombinator z ciebie niemożliwy - pokręcił głową, a ja z udawanym oburzeniem zmierzyłem go spojrzeniem. Doskonale wiem o co mu chodziło i przeklinam tego, kto dał mu pokój akurat w tym miejscu.
- O czym ty mówisz? - wzruszyłem ramionami. Zachichotał, właściwie chyba nawet nie kontynuując zamierzonego tematu. Albo zwątpił w moją szczerość, gdy o cokolwiek spyta. I w sumie dobrze przeczuwał.
- Od godziny cię nie ma w pokoju i liczyłeś na to, że ja tego nie zauważę? - zastanowiłem się, powoli kiwając głową.
- Mieszkasz ode mnie za daleko, a w nocy nie mogę przejść, bo strażnik Teksasu Issy mnie wykopie - teatralnie posmutniałem, rozkładając ręce na boki.
- Jedynie potajemnie mogę wyznać ci miłość.
- Tylko ma być romantycznie, bo inaczej się nie zgadzam - minąłem go, idąc tyłem do swojego pokoju - Poza tym pamiętaj, że ja już mam swoją jedyną miłość. Tylko obecnie zbiegła do Irlandii - chłopak zaśmiał się i odwrócił, idąc w swoją stronę.
Wróciłem do pokoju w nadziei, że jednak dziewczyna się odezwie, chociażby mówiąc, że jest już lepiej. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nie znoszę czekać. Chyba nikt nie lubi. Właściwie to nie wiem po co czekałem. Przecież to było oczywiste, że nic wielkiego się nie wydarzy. Mimo tego i tak nie cierpię czekać. Jak tak to wskazówki zegara przyspieszają, ale w innych sytuacjach jakby stały w miejscu. To było wiadome, że nie dam rady. To głupie, być może dziecinne, na pewno denerwujące i godne zwrócenia, zdecydowanie nie pozytywnej uwagi.
I tak tam wróciłem.
Otworzyła drzwi, opierając o ich krawędź głowę. Nie musiała się odzywać bym zrozumiał, że pyta co tutaj robię. Stanęła nieco z boku żebym mógł wejść, ale nie skorzystałem z tej możliwości. Również oparłem się, tylko że o ścianę i zrobiłem dokładnie to samo co ona, przybierając smutny wyraz twarzy. Zamknęła oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Od razu się wyprostowałem.
- Jesteś głodna? - miałem dla niej propozycję, na którą nie liczyłem, że się zgodzi. I byłem na to przygotowany, ale jednak jakaś skryta nadzieja istniała.
- Trochę... - wzruszyła ramieniem, uprzednio zastanawiając się nad odpowiedzią.
- To chodź. Idziemy coś zjeść - zachęciłem ją ruchem głowy, przesuwając się trochę w bok aby mogła wyjść.
- Nie chcę nigdzie chodzić - skrzywiła się i zrobiła krok do tyłu. Przechyliłem głowę.
- Nie ma mowy. Nie będziesz siedziała w tym pokoju, jak w stanie depresyjnym. Daję ci pół godziny - jej wyraz twarzy jednak nie był przekonany. Niemal wręcz jeszcze bardziej posmutniała. Ja rozumiem, znaczy nie rozumiem, znaczy... - Proszę. Nie robię ci na złość, ale chcę dobrze - oparłem głowę o framugę drzwi, wpatrując się w nią wyczekująco.
- Ale to stołówka - pokręciła głową.
- A kto powiedział, że ja cię na stołówkę zapraszam? - uniosłem brew, czekając na jej odpowiedź, ale jej nie otrzymałem - Imanuelle, być może chciałabyś pobyć sama, porobić coś innego, ale z życia wiem, że gdy pójdziesz do takiej restauracji i zjesz coś pysznego to od razu robi się lepiej na duszy. Nie daj się prosić - przez chwilę lustrowała mnie spojrzeniem - Chyba, że wolisz abym zaprosił cię bardziej oficjalnie? Tylko nie śmiej się ze mnie, bo ja niestety albo właśnie stety, ale nie pochodzę z rodziny arystokratycznej. Daj mi chwilę... - uniosłem dłoń i odwróciłem się tyłem dosyć teatralnie. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią z szarmanckim uśmiechem - Czy zechciałaby szanowna panna Hale uczynić mi tą przyjemność i zgodzić się na zjedzenie wraz ze mną kolacji? Będzie mi niezmiernie przykro jeśli pani odmówi, bo nie ukrywając swoich prawdziwych intencji, to bardzo się staram wypaść jak najlepiej. I jeśli piękna pani zacznie się śmiać, to oczywiście byłoby wspaniale, ale to zepsuje powagę całej sytuacji, więc czekam na odpowiedź, zanim także szanowny sąsiad z naprzeciwka wyjdzie z pokoju, bo również wszystko popsuje i mój wyśmienity plan ulegnie zniszczeniu - westchnąłem, spuszczając głowę ze smutną miną.
Imanuelle?
(fragmenty piosenki Finding Hope - Realizations (ft. Deverano & Lauren Cruz))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz