Strony

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Emerson do Adama

Z założonymi słuchawkami ruszyłam żwirową ścieżką, prowadzącą do akademika. Po całym dniu zajęć byłam tak padnięta, że ledwo kontaktowałam z otaczającą mnie rzeczywistością. I właśnie dlatego po kilku minutach leżałam w śniegu, po zderzeniu z Adamem, który podobnie do mnie, nie zwracał uwagi na to co robi, bo całą uwagę poświęcił komórce.
Spotkanie z zimnym śniegiem ocuciło mnie na tyle, że podniosłam się całkiem sprawnie, z irytacją wycierając mokrą i pokrytą białym puchem twarz.
- To już chyba naprawdę jakaś wojna - chłopak parsknął śmiechem, ku mojej jeszcze większej złości. W tamtej chwili zdecydowanie nie byłam w nastroju do żartów. Do czegokolwiek, szczerze mówiąc.
- Albo najzwyklejszy pech - by nie musieć patrzeć na jego twarz, zaczęłam z nieprawdopodobną uwagą przyglądać się swojemu swetrowi, z którego strzepywałam kolejne płatki śniegu. Wtedy tez klęłam na siebie w myślach, że zdecydowałam się nie zabierać ze sobą kurtki. Uznałam, że droga między stajnią i akademikiem jest krótka, więc nie zmarznę za bardzo. Nie mogłam jednak przewidzieć, że wpadnę na kogoś i wyląduję w zaspie.
- Chociaż w książce główna bohaterka postawiłaby na przeznaczenie - mruknęłam pod nosem, nieudolnie próbując ukryć zirytowanie i niekoniecznie kierując swoje słowa do Adama.
- To też jest opcja - uśmiechnął się lekko, a ja poczułam ogromną chęć do wysmarowania mu tej gęby śnieżką. Nie byłoby to zbyt grzeczne, ale w tamtej chwili mało mnie to obchodziło. Uśmiechnęłam się, kiedy przed oczami stanął mi obraz chłopaka z twarzą pokrytą grubą warstwą śniegu
- Taaa, brzmi świetnie - skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, próbując ukryć drżenie ciała, które po kontakcie z chłodem zaczęło najzwyczajniej w świecie marznąć. Nie pomagał fakt, że mój sweter był calutki mokry. - Przed każdym spotkaniem kąpalibyśmy się w śniegu. Uwaga, wszyscy stop, ja już biegnę - zakpiłam, nie mogąc powstrzymać kącików ust, które powoli unosiły się w górę.
- W śniegu? Nie dałoby rady zamówić jacuzzi? - jego uśmiech jeszcze się poszerzył, a ze mnie powoli opadała złość, która jeszcze chwilę temu we mnie wrzała.
- Tradycja to tradycja - pokręciłam głową w geście odmowy, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. - Wróciłabym z tobą, ale jest okropnie zimno, a ja nie mam zamiaru zmienić się w sopelek. Także ten, do następnego.
Pomachałam mu na odchodne i pognałam w stronę drzwi wejściowych. Kiedy po otworzeniu ich uderzyła we mnie ściana ciepła, wzdrygnęłam się, czując jak powietrze zaczyna powoli ogrzewać moje zmarznięte ciało. Jak najszybciej potrafiłam pobiegłam do swojego pokoju, by kolejny raz tego dnia wziąć prysznic oraz zmienić ubrania. Znowu przed Adama Roya.
Wysunęłam się z przydużego swetra, spodni i reszty noszonych przeze mnie rzeczy, które złożyłam i zostawiłam na stojącym w rogu łazienki koszu na pranie. Przed wejściem do wanny, spojrzałam na chwilę na swoje odbicie w lustrze. Na widok swojego odbicia otworzyłam z zaskoczenia usta, przeskakując wzrokiem po różnych częściach swojej twarzy. Przez kontakt ze śniegiem mój podobno wodoodporny tusz się rozmazał - może trochę mniej niż zwykły, ale nadal wyglądałam jak panda. Policzki były czerwone, jakbym przesadziła z ilością różu o barwie dojrzałych pomidorów. Górną wargę jak zwykle pokrywały niewielkie rozcięcia spowodowane moim roztargnieniem, które doprowadzało do tego, że zapominałam użyć ochronnej pomadki. Włosy za to przypominały ptasie gniazdo. Gdzieniegdzie były mokre, jednak tworzyły spójną całość, jeśli chodzi o stopień potargania.
Ostrożnie wsunęłam najpierw jedną, a potem drugą stopę do wypełnionej ciepłą wodą wanną i westchnęłam cicho, kiedy zanurzyłam resztę ciała w gorącej cieczy. Założyłam słuchawki i włączywszy muzykę, oparłam głowę na zagłówku. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w cichą, spokojną melodię i przyjemny dla ucha wokal piosenkarza.

And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had. 

Wzięłam głęboki oddech i zsunęłam się w dół, chowając głowę pod taflą.

I find it hard to tell you, I find it hard to take
When people run in circles it's a very, very
Mad world. 

Wynurzyłam się już po kilkunastu sekundach. Nigdy nie byłam zbyt dobrym pływakiem, nurkiem tym bardziej. Jednakże wodę uwielbiałam i gdybym mogła, spędzałabym w niej całe dnie. Podskoczyłam zaskoczona, kiedy mój telefon zaczął dzwonić i o mały włos nie wrzuciłabym go do wody.
Już miałam odebrać połączenie, ale zdałam sobie sprawę, że było to po prostu przypomnienie o pracy domowej do odrobienie. Wiedziałam doskonale, że jeśli odłożę to na później, pewnie o tym zapomnę, więc chcąc nie chcąc, otuliwszy się szlafrokiem, wyszłam z łazienki.

Adam? 
teraz ty masz szansę zainicjować spotkanie ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz