Strony

wtorek, 21 listopada 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

Nie spodziewałam się... Właściwie to spodziewałam się, że do mnie przyjdzie, ale nie, że wyciągnie mnie do Akademii, a już na pewno nie spodziewałam, że da mi swoją bluzę. Jakby się martwił o cokolwiek związanego ze mną... Poprawiłam kaptur bluzy, wtulając się jeszcze bardziej w ciepły materiał, który cudownie pachnął. Nie dało się nie wyczuć uderzających perfum, jednak kiedy się trochę skupiłam mogłam wyczuć zapach chłopaka. Każdy człowiek podobno ma inny, a ja zawsze go uwielbiałam, podobnie jak linie papilarne. Zawsze będziemy inni, oryginalni, wyjątkowi... Już miałam zacząć wewnętrzny monolog, kiedy uniemożliwiło mi to trącenie w łokieć, przez co szybko otworzyłam oczy, które okazały się być do tej pory zamknięte.
- Mógłbyś powtórzyć? - zapytałam niepewnie.
- Mógłbym, ale najpierw powiedz mi, o czym się tak zamyśliłaś - uśmiechnął się, widząc moje dłonie zaciśnięte na bluzie. Głupek jeden.
- Cóż... po prostu - pochyliłam głowię, a włosy opadły mi na twarz. Zabrałam opadłe kosmyki za ucho. Nie lubię się wstydzić, a teraz miałam wrażenie, że jestem cała czerwona. - Masz bardzo ładne perfumy... - powiedziłam to w podłogę. Po chwili jego ciepłe palce znalazły się pod moim podbródkiem, uniósł moją głową.
- Możesz powtórzyć? - szczerzył się do mnie. Za prostą ma tą twarz, trzeba mu ją przestawić.
- O jeju no - cofnęłam się i objęłam rękoma w pasie. - Masz bardzo ładne perfumy. Creed?
- Taak... - odparł niepewnie i zmrużył oczy, przyglądając mi się. - A skąd pani hrabianka się zna na perfumach męskich?
- Miałam starszego brata - wzruszyłam ramionami. Dopiero wtedy dotarło do mnie, użycie czasu przeszłego...
- Miała...
- I tak dla swojej wiadomości, to owszem, pochodzę z jednej z najstarszych rodzin arystokratycznych w Anglii, a ty uchodźco jeden? - przerwałam mu, a on raptownie brał powietrza w usta, słysząc moje słowa. Uniosłam brew, chwilę tak postałam, a później podeszłam do niego i zarzuciłam ręce za jego szyję. - Wybaczam ci naśmiewanie się z mojego pochodzenia - odparłam i uniosłam się na palcach, żeby cmoknąć go w policzek. Później ruszyłam dalej korytarzem.
- Dobra próba, ale to niczego nie zmienia - rzucił ze mną.
- Wydaje mi się, że to zmienia wszystko - odwróciłam się do niego i szłam tyłem, odchodząc od niego.
- A na pewno nie zamyka tego tematu!
- Cicho bądź! - rozejrzałam się. - I definitywnie zamyka temat. To moje kwestie rodzinne. Zajmij się swoją, dobrze słońce?
- Słońce? - uniósł brew, a ja przekręciłam oczami.
- Zdradzić ci tajemnicę? - miałam wrażenie, że słyszę kroki.
- Tak - mruknął. Szybko do niego poszłam i rozejrzałam się po salach.
- Pracownia bilogiczna, idealnie. Najpierw tam wejdziemy - popchnęłam go w stronę drzwi. Otworzył je, a ja szybko wskoczyłam do pomieszczenia i pociągnęłam go za rękę do środka. Zamknęłam za nim drzwi, po czym oparłam się o nie. Przekrzywił głowę przyglądając mi się, jednak zrozumiał wszystko słysząc kroki tuż za drzwiami. Było blisko. A wszystko przez tą jego lekkomyślność, która idealnie mu pasuje.
- To co za tajemnica? - zapytał szeptem, kiedy tylko kroki ucichły w końcu korytarza.
- To kobiety lubią być zdobywane, w dwie strony to nie działa - odparłam, a on podszedł bliżej, stał dosłownie kilka centymetrów ode mnie.
- Naprawdę? - zapytał, pochylając się do mnie.
- Owszem i odsuń się ode mnie jak chory zakaźnie - odsunęłam do jedną ręką. Właściwie to nie opierał się jej naciskowi.
- Dlaczego? - zapytał zadziornie.
- Bo mi się miesza zapach żelu pod prysznic z zapachem perfum - wzruszyłam ramionami.
- Jego zapach też potrafisz rozpoznać?
- Musiałabym się lepiej zaciągnąć - odparłam wchodząc w tą gierkę.
- Musiałbym zdjąć koszulkę chyba, co? - zaczął oglądać swoje ubranie.
- Zdecydowanie, ponieważ mogłaby przeszkadzać w ocenie - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Ocenę czego? - uniósł brew.
- A to już zależy, czego ocenę być chciał, słońce - uśmiechnął się chytrze, będzie chciał wygrać.
- Ale jak zdejmę spodenki, to będzie mi zimno - zrobił smutną minkę.
- Myślę, że będę mogła coś znaleźć na rozgrzanie - po tych słowach nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Podeszłam i zasłoniłam mu usta. - Cicho bądź.
- Nie mogę - chichotał dalej. - Nie wierzę. To był chwyt poniżej pasa.
- Dosłownie wręcz - zaczęłam chichotać razem z nim.
- Nie sądziłem, że panna hrabianka zniża się do uczestnictwa w takich grach - odparł, a ja uwolniłam jego usta.
- Nie sądziłam, że uchodźca może stanowić tak dobrego przeciwnika - odparłam poważnie, śmiejąc się po chwili, widząc jego minę. - Nie powinieneś mieć trochę więcej dystansu do siebie? To by lepiej pasowało do ciebie.
- Nie znasz mnie - wzruszył ramionami.
- A ty mnie - wzruszyłam ramionami, podobnie jak on.
- Jesteś okropna.
- Jesteś okropny.
- Przestań.
- Sam przestań - mruknęłam.
- Nie wytrzymam z tobą.
- No nie wytrzymam z tobą.
- Kto cię tego nauczył?
- A ciebie? - zaśmiałam się i podeszłam do tablicy. Na biurku nauczyciela leżały mazaki, ułożone od najjaśniejszego do najciemniejszego. Interesujące. Wzięłam niebieski.
- Niebieski? - usłyszałam przy uchu i aż podskoczyłam. Nie wiem jakim cudem powstrzymałam się od komentarza.
- Lubię niebieski - wzruszyłam ramionami.
- Bo masz oczy w tym ślicznym kolorze? - zapytał, a ja się uśmiechnęłam. Miło, że zauważył ich kolor. Spryciarz jeden.
- Nie tylko. Theo i tata też. Dlatego śmieli się, że powinnam być mężczyzną, bo to właśnie oni mają niebieskie oczy w mojej rodzinie - odparłam. Pokiwał powoli głową.
- Już się nie śmieją?
- Już nie - pokręciłam głową. Chyba że w niebie.
- Wiesz... dobrze, że nie jesteś mężczyzną - złapał za czerwony mazak i odwrócił się do tablicy. Po chwili zrobiłam to samo.
- A co? Nie byłabym przystojnym facetem? - zaśmiałam się.
- Ani trochę nieprzystojnym - wyszczerzył się.
- Czyli idealnie bym pasowała do twojego towarzystwa. Taki gang nieprzystojnych chłopaczków - wzruszyłam ramionami.
- Przestań... - mruknął.
- Dobrze - ponownie wzruszyłam ramionami.
- Przestaniesz?
- Tak, bo nie lubię kłamać.
- To dobrze - uśmiechnął się. Zaśmiałam się krótko i zaczęłam rysować. - Co rysujesz?
- Nie interesuj się - wystawiłam mu język.
- No powiedz - jęknął.
- Nie powiem - odparłam tonem małej dziewczynki.
- No powiedz, powiedz, powiedz - jęknął.
- Konika - mruknęłam, a po chwili na tablicy widniał kontur sylwetki konia.
- Ładnie rysujesz - odparł.
- A ty?
- Ja tylko ładnie śpiewam - wzruszył ramieniem.
- Rysuj - rozkazałam, spojrzał na mnie z politowaniem.
- Nie będziesz...
- Rysuj, już - wskazałam głową na tablicę. Westchnął i zaczął krążyć mazakiem. Był przy tym na tyle skupiony, że uśmiech sam pojawił się na moich ustach. - No i co się śmiejesz? - mruknął. - Nie śmieję. Po prostu...
- Po prostu?
- To słodziutkie jak tak się skupiasz - przyznałam wreszcie.
- Bo nie potrafię rysować - mruknął niezadowolony.
- Nie mów tak - westchnęłam.
- Ty rysujesz konie - mruknął. Złapałam za gąbkę i starłam mój rysunek, po czym machnęłam szybko, krzywego kwiatka.
- Czemu?! - krzyknął, patrząc na to co robię.
- Twój ładniejszy - wskazałam na kwiatka, którego narysował.
- Nie lubię forów - mruknął.
- To nie tak - odparłam, a po chwili wzdrygnęłam się z zimna. Bluza była ciepła, ale jak przechodził przeciąg to i tak trzęsłam się.
- A jak? Zimno ci? - zapytał.
- Nie uważam, że to fory, jeśli nie mamy równych możliwości. Na przykład, jakbyś śpiewał trochę gorzej, żebym nie czuła, że jestem kompletnym beztalenciem przy tobie, to nie odebrałabym tego w ten sposób - wzruszyłam ramionami. - I nie mów, że się martwisz o to, czy mi ciepło - prychnęłam.
- Dlaczego nie? - zapytał poirytowany.
- Bo to do ciebie średnio pasuje? - wzruszyłam ramionami. - To nie styl bożyszcza nastolatek.
- Może nigdy nie chciałem nim być?
- Ale jak się dostało to trzeba brać? - prychnęłam.
- Musisz mnie obrażać?
- Przepraszam - odparłam. - Jednak jestem jak ta pogoda w Anglii.
- Nieprawda - objął mnie ramieniem i potrał dłońmi ramiona jakby chcąc trochę rozgrzać. - No dobra, jesteś lodowata.
- Bo mnie wyciągnąłeś w spodenkach na zewnątrz ciepłego pomieszczenia do zimna? - zapytałam retorycznie. - I miałeś trzymać się z dala.
- Dlaczego?
- Bo gołąbeczka na ciebie czeka - przypomniałam mu.
- A jeśli gołąbeczki nie ma?
- To znaczy, że chcesz być niewiernym gołąbeczkiem, ale na pewno nie ze mną.
- Jak mi w tym przeszkodzisz?
- Tak - podniosłam dłoń, w której trzymałam mazak i maznęłam go po nosie.
- Tylko nie niebieski! - jęknął, a ja zaczęłam się śmiać, kiedy momentalnie mnie puścił.
- Spokojnie zmyje się.
- Wiesz, że muszę się odegrać? - zapytał poważnie.
- Uważaj. Nadal mam twoją bluzę i nie zawaham się jej użyć do obrony własnej - odparłam równie poważnie.
- No i co mam z tobą zrobić? - westchnął.
- Zatańcz ze mną - uśmiechnęłam się szeroko. - Albo nie. Wolę tańczyć z tamtym przystojniakiem - odparłem i podeszłam do stojącego niedaleko szkieletu. Był przymocowany wzdłuż kręgosłupa do pręta i stał na platformie z kółkami. - Akompaniament proszę. Tylko jakiś ładny. Walc albo tango. Inaczej nie tańczę.
- Kto cię nauczył tańczyć tango? - zaśmiał się.
- Wspominałam już o niejakim Theo?
- I na pewno chcesz z nim tańczyć? - wskazał na szkielet.
- Oczywiście. Jordan na pewno był przystojnym mężczyzną za życia. Spójrz na tą szczękę!
- A jeśli to Jordana? - śmiał się, słuchając mnie.
- Nie... Jeśli byłaby to Jordana, to powinna mieć szerszą miednicę - spojrzałam w dół na swoje ciało i się skrzywiłam. - Przynajmniej teoretycznie.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz