Strony

wtorek, 14 listopada 2017

Od Cole'a CD Blair

Dziewczyna pojechała do szpitala, a ja niedługo potem również się tam znalazłem. Lekarz stwierdził, że nie jest z nią źle. Lecz nie powiedział też, że jest z nią dobrze czyli miałem jakieś podstawy do martwienia się. Mężczyzna, w średnim wieku, nie chciał udzielać zbyt wielu informacji. W ogóle był mało rozmowny. Może to tylko ja miałem takie od odczucie? Nie umiałem dokładnie określić ile czasu już siedziałem tak na korytarzu na tych plastikowych krzesełkach. Szpital miał jakiś taki swój charakterystyczny zapach i atmosferę. W sumie czemu się tu dziwić. Lekarz rzucił tylko, że Blair się wybudziła i jak będę chciał to niedługo mogę do niej wejść. Oczywiście, że chciałem czy on myślał, że czekałem tu na darmo? Kazał mi chwilę poczekać, a potem wpuścił do pokoju. Dziewczyna leżała i po raz pierwszy od naszego spotkania widziałem ją w takim stanie. Blondynka ledwo powstrzymywała łzy, które i tak niedługo potem spłynęły jej po policzkach. Usiadłem koło łóżka i chwyciłem jej dłoń, którą pocałowałem. Dziewczyna wydusiła z siebie dwa słowa, na które na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Będzie dobrze, zobaczysz- powiedziałem i delikatnie się uśmiechnąłem.
Niektórzy twierdzą, że w takich sytuacjach te dwa słowa są puste i nic nie znaczą. Czy tak jest faktycznie? Po kilku minutach wszedł lekarz i oznajmił, że dziewczyna musi odpoczywać. Ciekawe czy spodziewa się, że będzie widział moją cudowną twarzyczkę przez kilka kolejnych dni.

~***~

Czwartek. Dzień w którym jest luźniej ze względu na brak treningów. Wyszedłem z budynku szkoły poczym owiał mnie chłodny, jesienny wiatr. Lekcje się skończyły, ale ja dostałem wybitne zadanie - przywieźć Blair ze szpitala. Udałem się od razu w stronę auta. Dochodząc do niego usłyszałem melodyjny dźwięk dzwonka w swoim telefonie. Wyciągnąwszy go z kieszeni, cicho westchnąłem.
B: Jedziesz już, prawda?~ prywatna przypominajka.
C: Nawet nie dasz wsiąść do auta~ prychnąłem.
Chyba to było to co dziewczyna chciała usłyszeć, bo odparła coś niezrozumiałego i się rozłączyła.

~***~

- Co ja tu będę robiła przez 3 miesiące? Przecież to szmat czasu i tyle zaległości- westchnęła.
- Jest dużo ciekawych zajęć. Z twoją ambitną osobowością na pewno coś wymyślisz- spojrzałem na blondynkę, która szła parę kroków za mną. Zastanawiała się nad czymś, ale szybko, jak zwykle, zdążyła mi odpowiedzieć.
- A co takiego niby?- wykrzywiła usta z niesmakiem.
Doskonale wiedziałem, że jest w słabej sytuacji. I to bardzo. Co by nie powiedzieć, ale zadaniem uniwersytetu było głównie szlifowanie umiejętności jeździeckich, a Blair miała do tego wielki zapał i chęci, które przygasły.
- Będziesz mi dotrzymywać towarzystwa?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- A nie masz przyjaciół?- odparła uszczypliwie. Westchnąłem cicho.
- Mam...
- Ale?
- Czekaj, myślę- warknąłem i zacząłem się zastanawiać. Blair czekała z uniesioną brwią jakby domyślała się końca tej całej rozmowy- Dobra nie ma żadnego 'ale'- odwróciłem się i przekroczyłem próg stajni.
Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, ale jestem pewien, że było to coś w rodzaju "Wiedziałam" albo "A nie mówiłam".
Idąc korytarzem stajni, mijając boksy, zauważyłem, że boks Fijero był pusty. Koń pewnie przebywał na pastwisku. Dzisiaj była jakoś wyjątkowo ładna pogoda. Treningu nie miałem, a musiałem znaleźć jakieś zajęcie.
- Przydasz się na coś- wręczyłem jej uwiąz New Day'a z szerokim uśmiechem. Pomimo, że dziewczyna miała jedną rękę unieruchomioną nie protestowała.
- A sam sobie nie poradzisz?
- A musisz tak zrzędzić?
Chwilę potem usłyszałem jak przesuwają się drzwi boksu. Ja sam wszedłem do boksu drugiego konia. Kasztan parsknął cicho, ale nie uśmiechało mu się ruszyć w moją stronę.
Wyszedłem z boksu i zwróciłem się w stronę drzwi. Avenger zaciekawiony uniósł uszy ku górze. Blondynka stała na dworze z karoszem, który stał spokojnie u jej boku. Ogier, który szedł obok mnie po rozpoznaniu swojego przyjaciela parsknął radośnie. Zwróciło to uwagę nie tylko wierzchowca, ale i dziewczyny.
- Widzę, że mały skrzat sobie poradził.
- Miałeś tak nie mówić- oburzyła się i ruszyła w stronę pastwisk.
Wyglądała tak słodko jak się złościła. Nie zamieniła ze mną słowa póki konie nie znalazły się na pastwisku, na którym już biegał Fijero. Cały zdyszany i brudny od błota podbiegł do swojej właścicielki gdy ją zobaczył. Blair uśmiechnęła się mimowolnie i podrapała konia po głowie.
- Masz jakiś ciekawy plan na resztę dnia? Nie chcę się narzucać abyś potem nie zrzędziła- przerwałem ciszę i uśmiechnąłem się złośliwie po czym oberwałem w ramię.


Blair? c:
Nijakie, ale jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz