- Ciągle tylko na tym motorze, wiesz że ja nawet nie widziałem ciebie za kierownicą normalnego pojazdu? - podniósł brew, zajmując się w tym samym czasie stertą papierów.
- A niby kto mnie uczył prowadzić, bo twierdził, że nie zdam? Kto przez okrągłe dwa tygodnie przeżywał jedną, małą rysę na boku auta, które i tak miało za sobą gorsze chwile? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- To było dawno... - całkiem inne myślenie niż mama. Ona by stwierdziła, że to była tak niedawno - Teraz to teraz.
- Dasz mi w końcu te kluczyki? Albo wracam pieszo i nie zamierzam ci pomagać - zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem, ostatecznie wyjmując z kieszeni klucze i podał mi do ręki.
- Powiedz mamie, że wrócę za godzinę. Dziękuję, że zawieziesz to do domu - kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do niego.
- Potrzebne wam wakacje. Zobacz... - podeszłam i przeczesałam jego włosy - Coraz mocniej siwiejesz - odsunął się z oburzoną miną i poprawił czuprynę. Roześmiałam się.
- Nie pozwalaj sobie młoda damo... tabelki mówią, że szpakowaci mężczyźni wzbudzają większe zainteresowanie u kobiet. Zresztą, im wino starsze tym lepsze - miał na sobie niebieską koszulę, której mankiety szybko poprawił. Szczerze mówiąc, rzadko widziałam go w zwykłej koszulce. Nawet na co dzień posiadał koszule. To był nieodłączny element jego garderoby.
- To lepiej nie mów tego mamie. Bo nie dość, że zacznie coś sugerować to jeszcze znajdzie sobie starszego i tyle będzie po waszych corocznych rocznicach we Włoszech...
- Dobrze, dobrze. Jedź do domu już - machnął ręką. Uśmiechnęłam się szeroko i wsiadłam w samochód.
Pod domem, zabierając ze sobą wszystkie rzeczy, które potrzebował tata, spojrzałam przez okno w kuchni. Brak mamy był mocno podejrzany. Zawsze musiała zobaczyć kto podjeżdża na wjazd, tym razem nie widziałam nawet cienia przemknięcia. Zamknęłam auto, poprawiając torbę z papierami na ramieniu, w drugiej ręce trzymając resztę teczek i ruszyłam z podejrzliwym wyrazem twarzy w stronę drzwi. Otworzyłam drzwi, wchodząc do korytarzyka.
Mama odeszła z uśmiechem od stołu i wytarła ręce o ręcznik. Zmierzyłam ją spojrzeniem, potem przenosząc je na Lewisa, który uniósł brew. Wzruszyłam ramionami, oczekując tak naprawdę, że mi powiedzą o czym tak tajemniczo szemrali.
- Tata wróci za godzinę. Musi coś wypełnić jeszcze w papierach, a to dla ciebie - odłożyłam teczki na stół. Mama odwróciła się ze sztucznym zainteresowaniem papierami - Co to? - zapytałam.
- Prosiłam go żeby przywiózł mi wykaz różnych konkretnych dokumentów potrzebnych mi na spotkanie... takie tam zawodowe nieciekawe bzdury - skinęłam głową, wbijając w nią spojrzenie. Uniosła oczy do góry - Oj, no już nie wpatruj się we mnie tym złowrogim spojrzeniem. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Poproszę. Najlepiej coś kwaśnego i ciasto czekoladowe - podeszłam do Lewisa i chwyciłam go za rękę. Niechętnie wstał, zapewne widząc o co chodzi - Zrobisz mi?
- A nie?
- Dziękuję - pociągnęłam chłopaka za sobą do góry. Otworzyłam drzwi od domowego biura taty, odkładając torbę z dokumentami na fotel i stanęłam na środku - Oczekuję absolutnej prawdy...
- Ale o co ci chodzi?
- Mama nie byłaby mamą gdyby nie wykorzystała sytuacji braku mojej obecności w domu aby dowiedzieć się więcej niż powinna wiedzieć.
- I nic nie wie. Jaki problem?
- I nie wypytywała cię o nic, nie robiła z siebie policji czy biura detektywistycznego i nie używała mocnych środków na próbę wyciągnięcia ze świadka choćby drobnej ciekawostki? - zmrużyłam oczy. Zaprzeczył. Spuściłam głowę - To znaczy, że wariuję mocniej niż mi się wydaje - westchnęłam i rzucając na biurko ostatnią teczkę z dokumentami, podeszłam do drzwi, przy których stał Lewis.
- Chyba trochę tak... - uniósł kąciki ust. Również uśmiechnęłam się.
- I tak wiem, że ta przekochana kobieta ma nieczyste intencje! - krzyknęłam, słuchając w ciszy domu czy nie nadejdzie odpowiedź, ale odpowiedział mi brzęk naczyń - I jeszcze się nie przyznaje do tego.
~*~
Sięgnęłam po kolejny z rzędu plaster pomidora, tym razem jednak zostając delikatnie uderzoną po dłoni. Zmarszczyłam brwi.- Możesz mi nie zjadać składników na sałatkę? - mama skończył kroić warzywa.
- Wybacz. Pokrojone przez ciebie są zawsze lepsze - wzruszyłam ramieniem, widząc jak kobieta się uśmiecha, bierze w dłonie miskę i podaje mi ją.
- Zanieś to lepiej na stół i powiedz ojcu, żeby lepiej zszedł, bo ja pójdę po niego.
Mój spokój był tylko teoretyczny, bo w środku narastało we mnie zdenerwowanie. Byłam spięta i w każdej sytuacji próbowałam utrzymać dobry humor mamy. Zastanawiałam się jak ona powiedziała swoim rodzicom, gdy zaszła w ciążę. A była przecież młodsza ode mnie. Zawołałam tatę i wróciłam do kuchni, oglądając z boku jak mama tłumaczy coś Lewisowi. Starałam się zachować powagę, bo chłopak doskonale o tym wiedział, jednak kobieta uparcie brnęła w kierunku pouczenia jak dobry nauczyciel.
Zasiedliśmy do stołu. Moment kulminacyjny zbliżał się niemiłosiernie szybko, a ja za żadne skarby nie wiedziałam kiedy mam właściwie zacząć. Cały mój dzienny apetyt gdzieś zniknął. Co chwila spoglądałam na mamę, która raczej była mistrzynią w zauważaniu czy ktoś je, czy nie.
- Właściwie to mam do was pytanie... - oparła brodę i dłoń. Podniosłam spojrzenie, przełykając nabraną wcześniej sałatkę. Po jej spojrzeniu mogłam wywnioskować, że właściwie to pytanie bardziej skierowane do mnie - Dlaczego w pewnym momencie to wszystko było taką tajemnicą?
- Nie rozumiem...
- Opowiedziałaś nam moment do balu, ale później gdy się z nami kontaktowałaś, opowiadałaś bardzo lakonicznym językiem i raczej zbaczałaś z tematu - to znaczy, że rozmawiała z Lewisem, gdy mnie nie było. Westchnęłam.
- A jesteś w stanie określić mi twoją reakcję?
- Zależy na co - odpowiedziała.
- Czyli zdążyłaś się dowiedzieć ogólnego zarysu? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Jakiego zarysu? Dlaczego ja nic nie wiem? - wtrącił się tata.
- Później ci opowiem. A teraz chcę mieć pewność, że od czasu wyjazdu do Niemiec naprawdę nic się nie działo. To tak mało prawdopodobne...
- Wyjechaliśmy do Kalifornii. Lewis pewnie wspominał, że jego ciocia tam mieszka i ma piękny dom, który na jakiś czas jest wolny. Więc zostaliśmy tam jak najdłużej, spędzając miło czas i postanowiliśmy wrócić, przy okazji zahaczając o was, bo przecież tak bardzo narzekałaś, że dawno się nie widziałyśmy - wzruszyłam ramieniem, czując jak Lewis kładzie dłoń na moim udzie. Niemy znak i ciche przypomnienie. Mama pokiwała głową i spojrzała na swój talerz. Tata tymczasem próbował zrozumieć cokolwiek, ale bez poprzedniej relacji, nie zrozumie nic. Spuściłam głowę i nabiłam kawałek pomidora na widelec.
- Poza tym... mam wam coś do powiedzenia. Dosyć ważnego... - nie wiedziałam gdzie skupić swoją uwagę, ostatecznie odkładając delikatnie widelec z powrotem na talerz i spojrzałam na ich dwójkę. Tata patrzył raczej spokojnie, a matka to jednak matka... - Prawdopodobnie zostaniecie dziadkami... Znaczy nie prawdopodobnie tylko na pewno... Po prostu... jestem w ciąży - przełknęłam leżący kawałek. Ojciec spojrzał w swój talerz natomiast mama, a raczej jej wzrok przenosił się to na mnie to na Lewisa.
- Czy... to właśnie to o czym miała nam powiedzieć? - zwróciła się do Lewisa. Jej głos wydawał się taki spokojny.
- Tak - odpowiedziałam za niego i założyłam włosy za ucho - To... to nie było zamierzone...
- Raczej, że nie było... - spuściłam oczy, czując jak moją klatkę piersiową ściska nieznana siła - Przepraszam, po prostu... jestem mocno zaskoczona tą informacją - umilkła. Przygryzłam wargę od środka, skupiając spojrzenie na całym jedzeniu, mocno zaciskając palce - Czy to oznacza, że spaliście ze sobą więcej niż raz? - spytała dosyć cicho.
- Tak - odpowiedziałam od razu.
- Ale...
- Kochanie... - przerwał jej tata, chwytając za rękę.
- Za chwilę wracam - rzuciłam im przelotne spojrzenie i wstałam od stołu, kierując się w stronę swojego pokoju. Wzięłam głęboki oddech, otwierając okno na oścież. Dlaczego właściwie się tak denerwuję tym? To nienormalne zachowanie.
Stałam tak przez dobre piętnaście minut, gdy przyszła jakaś wiadomość na telefonie. Chwyciłam go w ręce, otwierając skrzynkę i widząc napisaną krótką wiadomość od mamy.
~Przytulić?
~ Bardzo mocno
Drzwi od pokoju się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta kobieta. Wyciągnęła ręce do przodu. Podeszłam do niej i objęłam, opierając głowę na ramieniu.
- Już dobrze. Cieszę się, że nam powiedziałaś. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? - pokiwałam głową, wypuszczając powietrze z płuc.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz