- Uwielbiasz wzbudzać we mnie lęk i ciekawość, prawda? - mruknąłem, przekręcając się na drugi bok, tyłem do dziewczyny.
- Uwielbiam - zaśmiała się, szturchając mnie w plecy. - Harry, nie śpij. Rozumiem, jesteś zmęczony, ale nie powiedziałam, że pozwolę ci spać.
- To ty też idź spać i będzie po sprawie - westchnąłem, poprawiając swoją poduszkę. Nie byłem już w stanie utrzymać dłużej otwartych oczu, więc nawet nie zrozumiałem, co jeszcze mówiła Isabelle. Czułem tylko jak zaczęła rysować palcami po moim ramieniu, co sprawiło, że odleciałem jeszcze szybciej. Powoli układałem sobie w głowie wszystkich braci dziewczyny, jednak nie należało to do łatwych rzeczy. Wszystkie imiona mi się mieszały, oczywiście poza Nathanielem, od którego od razu dostałem ostrzegawcze spojrzenie. Coś typu zostaw moją siostrę, bo pożałujesz. Raczej się nie polubimy i nie łudzę się, że będzie inaczej. W końcu zbliżyłem się do jego siostry na odległość mniejszą niż dwa metry.
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi i gwałtowne poruszenie się za moimi plecami.
- Jezus Maria! - zawołała Issy zrywając się z łóżka. Odwróciła się w moją stronę i pogroziła mi palcem. - To przez ciebie zasnęłam. - Oskarżyła mnie i podeszła do drzwi, uchylając je delikatnie. Zaraz potem zamknęła je z powrotem i usiadła na łóżko. - Howard i Hugo, tak myślę.
- Czyli mogę iść dalej spać? - spytałem z nadzieją. Isabelle wzięła do ręki swój telefon i okazało się, że spaliśmy ponad trzy godziny.
- Wiesz, co to oznacza? - Spojrzała na mnie, a z jej twarzy nie potrafiłem odczytać żadnych emocji. Błagam, tylko nie zwiedzanie, jestem jeszcze zmęczony!
- Chyba nie chcę wiedzieć.
- Idziemy przywitać się z mamą i wychodzimy. - Uśmiechnęła się szeroko. - Pierwsze drzwi po lewej to łazienka, daję ci maksymalnie godzinę i widzimy się na dole. Tylko nie zaśnij znowu. - Puściła mi buziaka w powietrzu i tanecznym krokiem wybiegła z pokoju.
Leniwie zwlokłem się z łóżka, które wręcz prosiło, bym z nim został. Nie mogę teraz spać, bo inaczej nie będę mógł tego zrobić w nocy i koło znowu się zatoczy. Już sobie wyobrażam, jak ciężki będzie powrót do Anglii. Gdy jeździłem w trasy, nie miałem z tym większego problemu. Przychodziło mi to naprawdę łatwo, ale nie zostawałem zbyt długo w jednym miejscu i.. ciągle spałem.
Wyjąłem ze swojej walizki czyste ubrania i wyszedłem z pokoju, mając nadzieję, że trafię do łazienki.
Udało mi się wyrobić w wyznaczonym przez Isabelle czasie, ba, nawet musiałem na nią czekać przed pokojem. Nie miałem zamiaru sam schodzić na dół, nie byłem u siebie i nie chciałem się panoszyć po czyimś domu.
- Mieliśmy spotkać się na dole - mruknęła, wychodząc ze swojego pokoju.
- Uznałem, że tutaj będzie bezpieczniej.
- Harry, nikt nie ma w planach zrobić ci krzywdy. No może poza Natem, ale to tylko w ekstremalnym przypadkach.
- Ale mnie pocieszyłaś - mruknąłem, na co Isabelle szeroko się uśmiechnęła.
- Przecież żartuję. Wyluzuj się. - Dźgnęła mnie palcem w bok, aż podskoczyłem i szybkim krokiem zeszła po schodach.
- Ej, nie zostawiaj mnie w tyle! - zaśmiałem się i szybko pobiegłem za nią. W domu było wyjątkowo cicho, być może wszyscy gdzieś wyszli, albo po prostu zajęli się swoimi sprawami. Dziewczyna wpadła najpierw do salonu, jednak gdy nikogo w nim nie zastała, zaraz cofnęła się do kuchni. Przy stole siedziała kobieta, w jednej ręce trzymała gazetę, a w drugiej kubek z gorącą herbatą. Była tak zainteresowana jakimś artykułem, że nawet nie zauważyła, jak wchodzimy do pomieszczenia.
- Cześć, mamo! - Zawołała Issy, biegnąc w jej stronę.
Kobieta uniosła wzrok i pospiesznie wstała z miejsca, biorąc swoją córkę w ramiona.
- Cześć, myszko - odpowiedziała, szeroko się uśmiechając. - Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też, ale nie mów do mnie myszko - dodała ciszej, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu.
- Oj nie przesadzaj, żabciu. - Silnie zaakcentowała ostatnio słowo, po czym spojrzała z wyrzutem na Issy. - Czemu jeszcze nie przedstawiłaś mi naszego gościa?
- Mamo - zaczęła, stając pomiedzy nami - To jest Harry. Harry, poznaj moją mamę.
Kobieta spojrzała na mnie z serdecznym uśmiechem, a ja wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
- Bardzo mi miło panią poznać. - Kobieta nie zważając na mój gest, również wzięła mnie w objęcia.
- Co wy tacy poważni? - Spytała ze śmiechem. - Możesz mi mówić Lilianne.
- Mamo? Mogę wziąć twój samochód? - Wtrąciła się szybko Isabelle.
- Jasne, a wybieracie się gdzieś? Nie powinniście teraz odpoczywać po podróży?
- Pokażę Harry'emu miasto. Pójdziemy coś zjeść, odwiedzimy wesołe miasteczko, może w międzyczasie wpadnę na coś jeszcze. - Wzruszyła ramionami, podchodząc do szafki, z której od razu zgarnęła klucze do samochodu.
- Ledwo przyjechała i już wychodzi - westchnęła Lilianne. - Bawcie się dobrze i nie wracajcie zbyt późno.
- Dobrze, mamo - mruknęła Issy, całując ją w policzek.
- Tylko pamietaj, że by zatankować, kwiatuszku. - Uśmiechnęła się, siadając z powrotem na swoim miejscu.
Zauważyłem, jak Isabelle wywraca oczami na określenie, jakiego użyła jej mama. Osobiście uważam, że takie zwroty są urocze, ale ktoś tu ich chyba nie lubi.
- Rusz tyłek, Styles - mruknęła do mnie, gdy skończyła sznurować buty.
- Dobrze, myszko. - Uśmiechnąłem się szeroko, widząc, jak jej dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. - Tylko bez bicia!
Wyszliśmy na zewnątrz, a Issy zaprowadziła nas prosto do garażu.
- Zjadłabym coś dobrego - odezwała się, wsiadając za kierownicę. - Dzisiaj pokażę ci, co jedzą prawdziwi Australijczycy.
- Zabrzmiało jak groźba. - Skrzywiłem się, zapinając pasy. - Nie rozbij nas, okej?
- Jestem lepszym kierowcą niż ty. - Wystawiła mi język i wyjechała z garażu. Nie wiedziałem, dokąd jedziemy i czy przypadkiem Isabelle nie planuje wywieźć mnie na jakieś pustkowie i wystawić na pastwę kangurów.
~~*~~*~~
Przeżyłem większość dnia bez solówki z kangurem, chociaż momentami obawiałem się, że oberwę od Issy. Uznała, że zrobiłem się naprawdę nieznośny i wolała jak byłem bardziej nieśmiały. Zwiedziliśmy tego dnia chyba połowę miasta, a gdy powoli zaczynało się ściemniać, pojechaliśmy do wesołego miasteczka, którego dziewczyna nie zamierzała odpuścić. Musiałem siłą odciągać ją od największych kolejek, na których mój lęk wysokości mógłby się "uaktywnić". Ile dałem radę wywalczyć, tyle dałem, ale z diabelskim młynem nie miałem już żadnych szans. Dosłownie zaciągnęła mnie do długiej kolejki i przez cały czas trzymała za rękę, żebym nie mógł jej uciec.
Widocznie byłem skazany na powrót mojego lęku, jednak wciąż miałem nadzieję, że jakimś cudem zniknął. Zacząłem rozglądać się po innych, ciekawych i przyjemnych atrakcjach, które nie są zbyt "straszne"? W pewnym momencie zauważyłem coś, a raczej kogoś, kogo kompletnie nie spodziewałem się tu spotkać. Nie mogłem jej z nikim pomylić, to musiała być ona.
- Issy?
- Co? - spytała, odwracając na chwilę głowę od długiej kolejki na diabelski młyn.
- Może pójdziemy jednak po tą watę, a później na to coś?
- Nie opuścimy tej kolejki, nie będę drugi raz w niej czekać.
- A co jak ci powiem, że to sprawa życia lub śmierci? - Przygryzłem wargę, mając nadzieję, że dziewczyna jednak mnie nie widziała.
- Harry, to, że masz lęk wysokości już się domyśliłam, gdy wyniosłeś mnie z kolejki na karuzelę krzesełkową.
- Nie o to chodzi, ale.. na widziałaś jaka ona była wysoka?! - Była ogromna, na moje oko miała jakieś siedemdziesiąt metrów wysokości. - Chodźmy po watę i wrócimy w kolejkę, albo do domu. Tak, powrót do domu jest zdecydowanie lepszy.
- Co w ciebie wstąpiło?
- Okej, już za późno. - Skrzywiłem się i potarłem dłonią kark, widząc, jak Kendall patrzy na mnie i się uśmiecha. Żwawym krokiem pokonała dzielącą nas odległość, przedzierając się przez grupę ludzi, stojących w kolejce.
- Harry? Co ty tutaj robisz? - Uśmiechnęła się szeroko, dosłownie rzucając mi się na szyję. Objąłem ją, bo co innego miałem zrobić?
- Mógłbym zapytać cię o to samo. - Odwzajemniłem uśmiech, jednak nie był on tak szczery jak dziewczyny. Odsunęła się ode mnie i przelotnie pocałowała w policzek.
- Mam tu kilka interesów, zostaję na jakiś czas. - Wzruszyła ramionami, oczekując również informacji z mojej strony.
- Ja przyjechałem na wakacje. - Pokiwałem głową i spojrzałem na Issy, która raczej nie wyglądała na zadowoloną. - Isabelle, poznaj proszę Kendall. Kendall, to Isabelle.
Dziewczyny rzuciły sobie niezbyt przyjemne spojrzenia, dopieczętowane fałszywymi uśmiechami. Kendall jako pierwsza wyciągnęła dłoń do Issy, a ta niepewnie ją chwyciła.
- Jesteście razem? - spojrzała na mnie.
- Em.. nie, po prostu spędzamy wspólnie wakacje. - Wzruszyłem ramionami, robiąc krok do przodu, bo kolejka zaczęła szybko się przesuwać. Dzięki Bogu! Już wolę tam wsiąść.
- Długo zostajesz? - Zwróciła się do mnie.
- Jeszcze nie wiem dokładnie. Na pewno do końca wakacji, a czy dłużej..
- Twój numer jest nadal aktualny? - spytała, na co skinąłem głową. - Będziemy mieli okazję jeszcze się spotkać. Odezwę się, może gdzieś wyjdziemy jak za starych dobrych czasów.
Okej, czasem brakowało mi moich znajomych, ale nie byłem pewny, czy chcę odnawiać kontakty akurat z Kendall. W końcu to moja była, a znam ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie robi nic bezinteresownie.
- Jasne, jeżeli tylko będę miał chwilę. - Uśmiechnąłem się, prosząc w myślach, aby kolejka jeszcze bardziej przyspieszyła.
- Idziecie na diabelski młyn? - Uniosła brwi.
- Jak widać - odpowiedziała jej Issy.
- Może wybiorę się z wami..
- Wagoniki mają tylko dwa miejsca, więc niestety się nie zmieścisz - dodała i zaczęła liczyć osoby przed nami.
- Zobaczymy się później, jeszcze się tu trochę pokręcę. - Puściła mi oczko i zniknęła gdzieś w tłumie. Mam nadzieję, że spotkałem tu ją pierwszy i ostatni raz.
Isabelle?
Dla administracji: 1578 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz