Strony

czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Ryana cd. Tessy

Miło było spotkać znajomych, z którymi dosyć dawno się nie widziałem. Jednak po chwili musieli odejść, więc postanowiłem znowu zwrócić uwagę na Tessę, która za ten czas zdążyła się już oddalić. Chwilę poszukałem jej wzrokiem, a kiedy ją odnalazłem, rzuciłem jej przelotny uśmiech i uniosłem brwi, widząc, że taplała się w fontannie. Ta szeroko się wyszczerzyła, po czym nagle wbiegła prosto w wodę, która wystrzeliła w powietrze. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu – chociaż to pozwoliło mi zapomnieć o motorze i już przygotowałem się na to, że prawdopodobnie będę musiał go wymienić, bo wątpiłem, żeby opłacało się wydawać na nowe części, gdyż koszta pewnie przerosną samo kawasaki.
Wsadziłem dłonie do kieszeni i ruszyłem w stronę ławki, na której Tessa postawiła kaktusa Ryana. Nie spodziewałem się, że jakakolwiek roślina zostanie kiedyś nazwana na moją cześć, więc była to miła niespodzianka. Musiałem przyznać, że dziewczyna miała bardzo ciekawe pomysły – humor także, więc wydawała mi się całkiem interesującą osobą. Nagle zwróciłem spojrzenie na Tessę i prawie zamarłem – przez bluzkę przebijały jej piersi… Szybko odwróciłem wzrok, nie chcąc ujść za jakiegoś pierwszego lepszego zboczeńca, ale kątem oka nadal spoglądałem na Tessę, która powoli – cała mokra – prawie biegła w moim kierunku. Starałem się spoglądać na jej twarz i po części mi się udawało, a nim zdołałem się odezwać, zasapana stanęła przede mną. Z włosów skapywały jej krople wody, a ubrania całkowicie przylegały do ciała, uwydatniając wszelkie krągłości.
– Jak fajnie chłodno! – zaszczebiotała, nieco już uspokajając oddech.
Zrobiłem krok do przodu i wyciągnąłem ręce w obronnym geście.
– Odejdź, jesteś mokra – powiedziałem stanowczym tonem, jednak widząc determinację w oczach Tessy, już zacząłem się bać.
Nagle zaczęła machać głową na wszystkie strony, a jej włosy stworzyły wokół niej aurę. Większość wody, która z nich ściekła, spadła prosto na mnie, ochlapując moją twarz i ubrania. Parę kropel spadła także na ławkę, na której stał kaktus, jednak jakimś cudem mojego „pobratymca” woda nie dotknęła nawet w małym stopniu. W końcu Tessa stanęła w miejscu, a jej włosy napuszyły się jak pudel po kąpieli. Ciężko westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy, co sprawiło, że na ręce osiadły mi się jakieś pojedyncze, zagubione krople. Spojrzałem na Tessę spod przymrużonych oczu.
– Jestem mokry – mruknąłem, wyjmując obie ręce z kieszeni i przecierając twarz, by pozbyć się wody, która osiadła mi się wokół oczu.
– A myślałam, że Ryan – odparła Tessa z błyskiem w oku, wystawiając język i uśmiechając się tajemniczo.
Zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem szybko dedukować, o co chodziło. Przelotnie spojrzałem na kaktusa i nagle się uśmiechnąłem, rozumiejąc cały dowcip. No, przynajmniej miałem nadzieję, że o to szło w całej tej pseudo-grze słów.
– Że o niego chodziło…? – zapytałem, machając dłonią w stronę kaktusa.
Tessa energicznie pokiwała głową, delikatnie się uśmiechając. Pochyliłem się w stronę ławki i chwyciłem kaktusa do rąk, by przekazać go Tessie. Nasze palce na chwilę się spotkały, jednak dziewczyna od razu przytuliła roślinę do piersi, najwyraźniej nie bojąc się, że w jakikolwiek sposób ją ukłuje.
– Dobra, chyba powinniśmy się już zbierać – zacząłem, po czym ruszyłem w stronę wyjścia z miasta.
Umilaliśmy drogę luźną pogawędką – także o kaktusach. Mijaliśmy kamienice i domki jednorodzinne, a podwórka przed nimi tętniły życiem – małe dzieci biegały po trawie, ganiając się nawzajem. Był to dowód na to, że każdy chciał wykorzystać ostatnie wolne chwile, nie przejmując się tym, że następnego dnia będzie miał do zrobienia coś, co skutecznie zabierało wszelkie chęci do zabawy, czyli… iść do szkoły.
Sam nie wiedziałem, czemu przerwałem studia w USA – może i były modułowe, jednak o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby nauczenie się do końca. Świadomość, że niedługo będę tam wracać, skutecznie psuła mi perspektywy – znowu zacznie się zapieprzanie na uczelnię, zapisywanie notatek z prędkością szybszą niż światło i życie o czerstwym chlebie i wodzie. Fantastycznie.
Nagle przypomniałem sobie o tym, że chciałem jeszcze wstąpić do mechanika – gwałtownie zatrzymałem się, podczas kiedy Tessa przeszła parę kroków i zauważyła, że nie szedłem obok niej, więc zrobiła parę kroków do tyłu. Posłała mi pytające spojrzenie, a z moich ust wydobyła się szybka paplanina:
– Muszę iść do mechanika… Poczekasz chwilkę? – zapytałem, patrząc to na nią, to na budynek, modląc się o to, żeby nie było zamknięte.
– Mogę iść z tobą – zaproponowała Tessa, dalej ściskając doniczkę.
– Nie wiem, czy zachęcający dla ciebie jest wszędobylski smar i smród smarów, ale… nie będę cię zatrzymywał. – Wzruszyłem ramionami.
Mina Tessy zrzedła – zresztą było tak, jak się spodziewałem. Ruszyłem przez ulicę prosto do mechanika, jednak słyszałem za sobą lekkie i ciche kroki. Dyskretnie obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że dziewczyna dreptała tuż za mną – stłumiłem uśmiech, ale po części wiedziałem, że na pewno nie miała ochoty stać tam sama jak ten kołek. Nie widząc kartki mówiącej, że lokal był zamknięty, pchnąłem drzwi przed siebie i wszedłem do dużego, przestronnego pomieszczenia. Ściany utrzymane były w jasnych, zimnych kolorach, jedynie wyróżniały się czerwone akcenty na podłodze. W kątach ustawiony stał ustawiony cały sprzęt, jakiego nie można było wyłożyć obok miejsc na samochody.
Nie zdążyłem się całkowicie rozejrzeć wokół, kiedy zza jednej ze ścian wyłonił się – prawdopodobnie – mechanik. Kiedy mnie zobaczył, pobieżnie wytarł ręce wybrudzone smarem w robocze spodnie, po czym ruszył w moją stronę.
– Dzień dobry! – zawołałem uprzejmie, a brodaty mężczyzna skinął głową na znak, żebym mówił. – No, wie pan, jest sprawa. Ktoś wymazał mi cały motor lodami, a sam nie zdołałbym go naprawić, bo widziałem, że niektóre prze… To nie jest nic śmiesznego! – zawołałem dramatycznym tonem, widząc, jak gość ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia.
– Czyli poważnie komuś zalazłeś za skórę – uśmiechnął się mężczyzna.
Poczułem, jak na moją twarz gwałtownie wpełznął ciemnoczerwony odcień. Najwyraźniej mężczyzna to zobaczył i tylko machnął lekceważąco dłonią.
– Dobra, to przyprowadź mi go tutaj, nie widzę ich z daleka – powiedział po chwili serdecznym tonem.
– Dziękuję, chciałem się upewnić, że ma pan czas… to do zobaczenia! – zakończyłem na odchodne, po czym pewnym siebie krokiem wyszedłem z budynku.
Przyciągnąłem drzwi ku sobie i już stałem na świeżym powietrzu. Zobaczyłem, że Tessa czekała tuż przy nich, oparta o metalową ścianę – wpatrywała się w budynki przed sobą, pewnie o czymś myśląc. Nie chciałem jej przeszkadzać, jednak machnąłem ręką tuż przy jej twarzy, widząc w tym jedyny sposób na rozbudzenie jej ze swoich myśli.
– Halo, halo, ziemia do Tessy! – powiedziałem wesoło, przypominając sobie takie okrzyki w dzieciństwie.
– Żyję, żyję – odparła, po czym wpakowała mi kaktusa do rąk. – Ryan, trzymaj Ryana – dodała, po czym ruszyła w stronę uniwersytetu.
– Ale… – zacząłem niepewnie, jednak prychnąłem cicho i ruszyłem za Tessą. – To twój kwiatek. Patrz, kolec mu się złamał – złowieszczo się uśmiechnąłem, wyciągając przed siebie rękę z rośliną.
– Gdzie?! – zawołała Tessa, wyrywając mi kaktusa z rąk i dokładnie go oglądając. Po chwili spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu i powiedziała: – Jest cały, ładnie to tak kłamać?
– To znaczy, że dobrze się zajmujesz naszym Ryanem – posłałem jej zawadiacki uśmiech.
Droga pod górę upłynęła nam przy luźnej, niezobowiązującej rozmowie. Z daleka powoli zaczął wyłaniać się gmach akademii, a słońce w wolnym tempie zaczęły zasłaniać chmury. Modliłem się o to, żeby nagle i niespodziewanie nie lunął na nas deszcz, jednak – całe szczęście – się na to nie zapowiadało. Ptaki nie zaczęły buszować gdzieś na dole, tylko nadal latały wysoko w górze, z ziemi będąc jedynie małymi, przemieszczającymi się po niebie punktami.
W końcu przekroczyliśmy bramę uniwersytetu. Widziałem, że Tessa dokładnie nie wiedziała, dokąd mogłaby iść – zresztą była tu nowa, więc praktycznie nie znała terenów otaczających akademię. Kiedy rzuciła okolicy zakłopotane spojrzenie, szybko powiedziałem:
– Mogę cię oprowadzić, jeśli oczywiście chcesz. – Wzruszyłem ramionami, nie chcąc zbytnio się narzucać. – Tylko najpierw odnieś swojego kwiatka, bo jeszcze coś mu się stanie… – powiedziałem z uśmiechem.
– Racja! – zawołała Tessa, po czym pognała prosto do budynku akademika.
Westchnąłem i mruknąłem do siebie coś w stylu, że „będę tutaj czekać”. Podszedłem do gmachu i oparłem się plecami o zimną ścianę. Chmury złowieszczo czaiły się w górze, jednak starałem się nie zwracać na nie uwagi i cieszyć się obecną pogodą, która na razie była całkiem dobra. Co chwila rzucałem spojrzenie w stronę drzwi akademika i ani razu nic nie zwiastowało tego, że ktoś nagle miałby się stamtąd wyłonić. Już, zrezygnowany, miałem się stamtąd zmyć, kiedy nagle usłyszałem znajome kroki. Zwróciłem wzrok w stronę nadchodzącej postaci, a nie zobaczyłem nikogo innego niż Tessa, która przyszła już przebrana w bryczesy.
– Wybieramy się gdzieś? – Zmarszczyłem brwi, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Pomyślałam, że moglibyśmy się przejechać konno… – zaczęła niepewnie, posyłając mi spojrzenie z nieśmiałym błyskiem.
Powoli pokiwałem głową, stwierdzając, że w sumie czemu nie? Tak byłoby nawet wygodniej, bo nie musielibyśmy przemierzać dosyć długiej drogi pieszo.
– Dobry pomysł. – Obdarzyłem ją uśmiechem, po czym skierowałem się do stajni. – Widzimy się przed stajnią, okej?

*

Byliśmy już z Tessą na drodze w kierunku okolicznych pól, gdyż ta okolica wydała mi się całkiem odpowiednia jak na pierwsze zapoznanie się z całym terenem uniwersytetu. Spokojnie stępowaliśmy, luźno rozmawiając praktycznie o wszystkim.
– Ładnie tutaj – stwierdziła Tessa z podziwem, rozglądając się wokół z błyskami w oku.
– Tam, na wzgórzu – zacząłem, jedną ręką puszczając wodze i wskazując na łagodne wzniesienie – będzie widok na okoliczne tereny… Aż zapiera dech w piersiach – powiedziałem rozmarzonym tonem, uderzając piętami boki Walkera, by przyspieszyć do kłusa.
– Jeszcze kawałek przed nami – zauważyła Tessa, po czym schyliła się w siodle i urwała jedną z polnych traw, po czym włożyła sobie ją do ust.
Skinąłem głową twierdząco, nie musieć nic mówić. Dziewczyna była prawie całkowicie pochłonięta obserwowaniem przyrody i latających wokół robaków, które swoim brzęczeniem zaburzały chwilową, przyjemną ciszę.

Tessa?
+1500 słów, dlatego tak długo

1 komentarz: