- Lubię jak jesteś stanowczy, ale nie zmuszaj mnie do niczego, bo i tak się wykręcę - założyłam ręce na jego ramiona, stukając delikatnie palcami po jego skórze karku.
- Nie kombinuj - odchyliłam głowę do tyłu, przez co mój ciężar pewnie stał się jeszcze bardziej odczuwalny, bo usłyszałam ciche stęknięcie pod nosem.
- Nie kombinuję - zaprzeczyłam natychmiastowo, opierając głowę o jego ramię - Jak długo twoja duma zamierza na mnie prychać? - uśmiechnął się delikatnie na moje dosyć delikatnie wymawiane słowa.
- Długo - odpowiedział - Bardzo długo.
- Dopóki?
- Nie wiem. Wtargnęłaś mi bezczelnie na ambicję. To nie będzie łatwe - postawił mnie dopiero przed domem, ale nie zdążyłam się nawet oderwać, a jego palce splotły się z moimi. Pociągnął mnie za sobą aż w końcu, tuż przed wejściem zrównałam się z nim.
- To może ja pójdę od razu do góry po jakieś światełko? Będzie szybciej - pokręcił głową, przyciągając mnie bliżej siebie. To miłe, o ile można tak określić fakt, że się zdenerwował, gdy mnie nie było, ale nie zgubię się i specjalnie też nie odejdę.
- Nie. Zostajesz przy mnie i najlepiej jakbyś do mnie mówiła... - to było czyste i zrozumiałe zarządzenie, nie prośba - Będę miał więcej pewności, że jesteś obok.
- Dotyk nie wystarczy? - objęłam drugą dłonią jego ramię, prawie się wtulając w oddającą przyjemne ciepło skórę.
- Jak się nie odzywasz to zaczynam podejrzewać, że kombinujesz albo się obraziłaś, albo cię po prostu obok nie ma.
- A jakby to były trzy rzeczy na raz? - sięgnął z szafki latarnie i podał mi je, samym wymownym spojrzeniem odpowiadając na moje pytanie. Odwróciłam wzrok, tym samym mówiąc, że nie będę kontynuować tematu. Wróciliśmy z powrotem na plażę, zapalając możliwie wszystko. Więc namiocik był najbardziej oświetlonym miejscem. Po jakimś czasie, faktycznie, latarka nie podołała zadaniu i zgasła. Uparłam się żeby ją naprawić, a nie mając sprzeciwu ze strony Lewisa, który chyba wiedział, że i tak mi się nie uda, rozkręciłam ją na części pierwsze.
- Zepsuta - odrzuciłam ją na bok.
- Albo ktoś ją zepsuł. Ciocia mnie zabije...
- O latarkę? - uniosłam brew - Mamy latarnie.
- To była jej latarka, którą wziąłem aby ciebie poszukać. Zapewniam cię, zauważy braki - pokiwał głową, a ja uśmiechnęłam się przepraszająco - I nie baw się zapalniczką, proszę - wyciągnął dłoń w moim kierunku. Natychmiast zabrałam swoją obecną zabawkę jak najdalej, opuszczając brwi.
- Nie. Nie zabieraj mi tego - wydęłam wargi.
- Pójdziemy spać, bo widzę, że trzeba zacząć cię traktować jak dziecko - pokręciłam głową, piorunując go spojrzeniem.
- Wal się - mruknęłam i zostałam pociągnięta do tyłu na poduszki - Ej!
- Koniec dobrego. Idziemy spać - objął mnie i przycisnął do siebie, tak bym nie miała możliwości ruchu.
- Ale...
- Cii... - zasłonił mi usta dłonią i ucałował w policzek - Dobranoc - chwyciłam go za nadgarstek i z trudem pociągnęłam jego rękę w dół.
- Ja nie chcę spać... - nie odpowiedział, opierając czoło o moje plecy. Starałam się ruszyć, naprawdę, ale to było niemożliwe. W końcu zrezygnowałam z głośnym westchnięciem, jako także oznaka zmęczenia z powodu siłowania się, odpuściłam.
- Już przestałaś? - zapytał nieprzytomnie. Tak miało brzmieć.
- Tak - odpowiedziałam - Możesz mnie puścić? - pokręcił głową - Proszę?
- A obiecujesz, że zostaniesz tak jak teraz?
- Obiecuję - nastała chwila ciszy, aż w końcu poczułam jak otwiera ramiona. Wykorzystałam okazję i przekręciłam się na drugi bok w jego kierunku, układając wygodnie - Miałaś zostać w tamtej pozycji, tak mi się wydaje - miał zamknięte oczy. Uśmiechnęłam się, obejmując go jedną ręką.
- Myślę, że nie jesteś za to zły - wyszeptałam, kładąc głowę pod jego podbródkiem, tak też zasypiając.
~*~
Obudził mnie subtelny dotyk na ramieniu, łaskoczący i ciepły.- Śniadanie na nas czeka - Lewis cicho zamruczał mi do ucha, całując delikatnie ramię i zdjął kosmyki włosów z mojego policzka, w którym pojawiły się delikatnie zarysowane dołeczki. Poruszyłam się, czując że tak naprawdę to nie chcę wstawać. Było przyjemnie, miło, ciepło, a przy tym delikatny, chłodny wietrzyk nie pozwalał aby powietrze stało się zbyt gorące i duszne. Nie chciałam przerywać tej słodyczy dla mojej duszy i ciała. Nawet dla śniadania.
- Nie jestem głodna - mruknęłam. Ta odpowiedź oczywiście spotkała się z niechęcią drugiej strony, która nie przyjęła odmowy.
- Nawet nie chcę słyszeć, że nie zjesz śniadania - oczywiście obrał to za wyzwanie, które mu nieświadomie postawiłam. A mianowicie postawienie mnie na nogi i zaprowadzenie grzecznie do stołu.
- Która jest godzina? - przewróciłam się na plecy i rozciągnęłam, uderzając niechcący ręką o ramię chłopaka, który tak właściwie znajdował się całkiem blisko mnie, niemal jego głowa wisiała nade mną.
- Jak sprawdzałem była siódma, a minęło dosyć dużo czasu od tamtego momentu. Rossy pewnie już czeka - przekręciłam się na drugi bok, obejmując jego szyję i zmusiłam do położenia. Zrobił to oczywiście dobrowolnie, inaczej nie dałabym rady. Wtuliłam się w jego szyję, ani przez chwilę nie otwierając oczu.
- Mhm, za chwilę - prawie to wyszeptałam, słysząc jak wzdycha, ale mimo tego, złożył krótki pocałunek na moim czole. Tak, mogłabym tak leżeć jeszcze dłużej, ale wiedziałam, że ta chwila długo nie potrwa. W końcu przekona mnie do wstania i zjedzenia śniadania. Zawsze tego pilnował, a że moje jedzenie zazwyczaj wyglądało na szybkim przegryzieniu czegoś mało konkretnego, to zwyczajnie zaczął mnie kontrolować. Choć na to akurat mu pozwalałam - A mogę tu zostać? - spytałam, przerywając chwilę ciszy.
- Dlaczego? - zdziwił się tym pytaniem, nawet nie wiem dlaczego. Wzruszyłam ramieniem, krzywiąc się delikatnie.
- Nie mam ochoty się ruszać...
- No chodź - przeciągnął, przyciskając mnie do siebie i łaskocząc. Uśmiechnęłam się szeroko i odepchnęłam go, siadając pośród poduszek. Przetarłam oczy, przyglądając się szumiącemu oceanowi.
- Pójdę, ale wiesz dlaczego... - podciągnęłam kolana pod brodę, którą oparłam o nie i przymknęłam jeszcze na chwilę oczy. Chłopak pokręcił głową i wstał - Bo muszę iść do toalety - zaśmiałam się i powtórzyłam jego ruch. Wróciliśmy do domu, zastanawiając się, a właściwie to próbując uzgodnić kto posprząta te rzeczy z plaży. Rzecz jasna, teraz nie muszę mu udowadniać, że dam radę, dlatego zgodziłam się tylko na jakąś część. On twierdził, że bez problemu poradzę sobie ze wszystkim skoro poprzednio dałam radę. Tym samym zmusił mnie do przyznania, że upuściłam kilka rzeczy po drodze, ale zanim zdążył ujawnić swoją satysfakcję, weszłam do domu, witając się jakże radośnie z Rossy i od razu wbiegłam na górę, do łazienki.
- Ignorantko! Wracaj tu! Nie skończyłem!
- Co tam mówisz pod nosem? - powiedziałam szybko, gdy zamykałam drzwi. Pamiętaj Hailey, należy utrzymać największą ostrożność przy wychodzeniu i zaglądać uprzednio we wszystkie możliwe kąty.
Lewis?
Zadanie zaliczone, jakbym miała pisać dalej, a miałam, to wyszłoby kolejne 2000
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz