Strony

środa, 19 lipca 2017

Od Mayi do Matthew

Wcisnęłam dłonie do kieszeni bryczesów, spoglądając jeszcze chwilę przez ramię na idącego szkolnym korytarzem funkcjonariusza.
- Eee... tak. Jasne.
Matthew ruszył żwawym krokiem ku stajni, a ja, nie chcąc zostać z tyłu, musiałam prawie biec, żeby za nim nadążyć. Bycie niską miało chyba tylko same minusy. Fory w chowanego się nie liczą.
Pociągnęłam nerwowo za ciemnoszary rękaw swojego dzianinowego swetra, który kiedyś wydziergała dla mnie babcia. Wbrew wszystkim wyobrażeniom ubrania wychodzące spod jej szydełka nigdy nie były brzydkie. Wręcz przeciwnie, uwielbiałam je nosić, bo nie tylko były wygodne, ale również śliczne. Na mięciutkim materiale widziałam pojedyncze jasne włoski, należące zapewne do Fryne, która bez najmniejszego skrępowania śpi na moich ciuchach.
- Spalisz się w tym - zadarłam trochę głowę, żeby móc spojrzeć na twarz jasnowłosego. On sam założył koszulkę, a mnie na sam widok przechodziły ciarki.
- No co ty, jest okropnie zimno - potarłam ramiona, by dodatkowo podkreślić swoje słowa. Fakt, byłam strasznym zmarzluchem, ale nawet jak na angielskie lato było tutaj naprawdę chłodno. Piętnaście stopni.
Matthew uśmiechnął się pod nosem, mierząc mnie spojrzeniem.
- Zimą pewnie chodzisz w trzech kurtkach i obwiązana szalikiem - zakpił, a ja przewróciłam oczami na tę uwagę.
- Wtedy mogłabym toczyć się po śniegu - nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wyobrażając sobie tę scenę. Całkiem niezły pomysł.
Nim chłopak zdążył cokolwiek dodać, byliśmy już na miejscu.
- To co? Do zobaczenia za piętnaście minut?
- Bylebym nie musiał na ciebie czekać - wyszczerzył się szelmowsko, a ja korzystając z okazji, trąciłam go łokciem między żebra.
- Obyś ty się nie spóźnił, królewiczu - rzuciłam, odskakując od niego, kiedy chciał mi oddać. Z uśmiechem na ustach ruszyłam w stronę boksu Alfiego, który na mój widok zastrzygł radośnie uszami. Siwy arab przeszukiwał przez dłuższą chwilę moje kieszenie, a kiedy zrozumiał, że nic w nich nie znajdzie, zrezygnował, pozwalając mi zająć się jego czyszczeniem. Co jakiś czas trącał moją rękę, umyślnie przeszkadzając mi w wykonywanej czynności.
- Pysk przy sobie - zagroziłam mu żartobliwie, całując go prosto w jasne chrapy.
Po umieszczeniu siodła na jego grzebiecie, jeszcze przez chwilę męczyłam się z zapięciem popręgu. Poradziłam sobie jednak i kiedy spięłam włosy oraz schowałam je pod toczkiem, wyszłam z wierzchowcem przed stajnię.
- Minuta i dwie sekundy spóźnienia - zamiast zignorować komentarz Matthew, pokazałam mu język, wsiadając następnie na Alfiego.
- To było bardzo dojrzałe.
- No co ty nie powiesz - uśmiechnęłam się do niego, rozglądając się niepewnie po otaczającym nas terenie. - Um... którędy...?
- Tędy - Matthew popędził swojego konia, a ja z wdzięcznością ruszyłam za nim. Nie miałam jeszcze okazji jechać w teren, więc taka wycieczka będzie dobrym wstępem do treningów crossa.

Matthew? C;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz