Strony

czwartek, 6 lipca 2017

Od James'a C.D. Marie

Zaakceptowałem jakimś cudem to, że Marie wzięła z nami tą kulkę tłuszczu... No nie oszukujmy się. Taki mężczyzna jak ja powinien chodzić z jakimś owczarkiem, najlepiej który będzie krzyżówką z dingo, a nie tym pulpecikiem. Pomyślałem, już dobrze, nie będę się kłócił. Jednak drugi mops to już ponad moje siły. Skrzywiłem się i szerokim łukiem ominąłem Beatrice, podchodząc do reszty. Travis od razu rzucił mi się na szyję.
- Ale się za tobą stęskniłem! - wydarł się. - Bez ciebie denerwowanie Nicole to nie to samo.
- Pedały - mruknęła Nicole.
- Nietolerancyjna czarownica - odpowiedział jej David, za co od razu dostał w ramię.
- Cześć wariaci - przywitałem się z nimi.
- A ja? - zdziwiła się Beatrice.
- Dopóki to... to coś jest przy twojej nodze, nawet nie zamierzam się zbliżać i ty też nie próbuj podchodzić bo mam Travisa do obrony i nie zawaham się go użyć.
- Mógłbyś przestać? - zapytała Marie wyraźnie poirytowana. Doskonale, poczuj to co ja, bo nie zamierzam cię słuchać.
- Mogłabyś nie niańczyć tego psa? - zapytałem.
- Uuu kłótnia małżeńska - prychnął David.
- Davy, jesteś moim przyjacielem od dzieciństwa, z piaskownicy cholera jasna, ale ty mnie nie denerwuj, bo jak cię strzelę, to znowu kilka zębów stracisz... - warknąłem.
- Oj przestań - objął mnie ramieniem. - Piwko?
- Nie... za dużo mopsów w okolicy. Muszę być trzeźwy.
- Dingo się nie boisz, a mopsów tak? - prychnął.
- Co poradzę, że żaden dingo nawet mnie nie ugryzł, a ta kulka tłuszczy rozszarpała ulubioną koszulę, którą zresztą ty mi doradziłeś, jak szliśmy z tymi dwiema ślicznotkami z B, na wesele twojej siostry?
- Z kim? - zainteresowała się Marie.
- Ty się lepiej o Chesterka pomartw, bo się wybitnie koleżanką interesuje - syknąłem.
- Widzę forma jest - zaśmiał się.
- Dziwne jakby było inaczej - odparłem.
- James! - warknęło moje kochanie.
- Cicho bądź, w mopsa się zamieniasz, że warczysz? - odparłem.
- Ogarnij się Loss - powiedziała Nicole wędrując przestraszonym wzrokiem ode mnie do Marie i z powrotem.
- Ja zawsze jestem ogarnięty.
- To się zaczyna nieco niebezpieczne robić - dodał Travis.
Spojrzałem na Marie, która kilka metrów ode mnie stała, trzymając Chestera na smyczy. Zmusiłem się, aby nie myśleć o tym psie i skupić się na dziewczynie. Patrzyła na mnie spode łba, wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Od kiedy ona tak emocjonalnie reaguje na moje docinki? No dobrze, to nie było miłe, ale ona na złość mi tak się trzyma tego psa. Czy mam obsesję na jego punkcie? Tak. Przyznaję się, mam. To chyba jedyne zwierzę na świecie, które mnie znielubiło od samego początku. Prościej się z kangurem dogadam. Marie zaczęła tymi swoimi rączkami miętolić smycz, spuściła wzrok, aby co jakiś czas na mnie zerkać. Teraz byłem pewien, że po prostu chce, abym ją przeprosił. Nie mam za co. Sama jest sobie winna.
- E tam niebezpieczne - prychnąłem.
- Jak mnie wkurzysz, to wylądujesz na kanapie w salonie - burknęła Marie.
- I tak miałem dziś iść do rodziców, to jeden z tych wyjątkowych dni, kiedy oboje są wieczorem w domu - westchnąłem. Wydęła usta.
- Kiedy chciałeś mi to powiedzieć?
- Między niańczeniem psa, a niańczeniem psa... Ale taka przerwa się nie trafiła - wzruszyłem ramionami. - David, jednak piwko, bo zmieniłem zdanie. Przerasta mnie to, żebym był całkowicie trzeźwy.

Marie?
Przepraszam, że tyle czekałaś i że takie krótkie to opko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz