- Hej? - Stuknęłam ją palcem w lewą łopatkę.
- Tak? - Odwróciła głowę. - Nowa jestem. Bonnie mi mówią. A twoja godność?
- Meq jestem. - Na twarzy dziewczyny było widać, że ma mnie dość, za tamtą sytuację przy drzwiach. Pomyślałam więc, że miło było, by gdybym ja za to przeprosiła:
- Przepraszam za tę sytuacje, przy drzwiach... - Schyliłam pokornie głowę.
- Nic się nie stało. - Odwróciła wzrok.
- Stało się. Zepsułam ci dobry humor.
- Jak już mówiłam, nic się nie stało. - Posłała mi delikatny uśmiech.
- Czy mogłabym... zjeść koło ciebie? W sensie śniadanie? - Rozejrzała się po stolikach w stołówce, po czym odwróciła się do mnie:
- No czemu by nie. Lepsze to niż siedzenie samej.
- Dzięki. - Szeroko się uśmiechnęłam, a w moich oczach pojawiły się iskierki. W końcu nadeszła nasza kolei, by wziąć sobie śniadanie. Meq zabrała sobie jogurt i jabłko. A ja natomiast umówiłam się z Maxim, by ta odpaliła mi miseczkę truskawek i pudding:
- Dzień dobry. -
Rzekłam z uśmiechem.
- Dzień dobry Bonnie. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Z kąt zna Pani moje imię? - Zdziwiłam się.
- Maxim mi o tobie mówiła.
- Ach tak, racja.
- Poprosiła mnie, bym ci to dała.
- Dziękuje.
- Smacznego. - Dostałam miseczkę obranych truskawek i pudding czekoladowy. Maxim Kocham cię! Pamiętam, że mówiła mi, że często pomaga w kuchni przygotowywać owoce czy inne potrawy. Zabrałam tackę z jedzeniem i zaczęłam szukać wzrokiem Meq. Dość szybko ją znalazłam, po czym sprężystymi skokami do niej podeszłam. Usiadłam naprzeciw jej i powiedziałam:
- Smacznego.
- Dzięki i wzajemnie... Zaraz z kąt masz truskawki?
- Zdziwiona podniosła głowę.
- Maxim mi odpaliła. Chcesz? Wzięłam jedną, po czym nabiłam ją na mały widelec. Skierowałam go w stronę Meq, a ta po chwili namysłu otworzyła buzię i zjadła truskawkę. W szybkim tempie zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy ze stołówki. Zaczęłam rozmowę:
- Chciałabyś się wybrać ze mną na przejażdżkę? - Zapytałam nieśmiało.
- Nie mam co do roboty więc... Tak, chętnie.
- To chodźmy. Wyszłyśmy z akademii i szłyśmy w stronę stajni. Podeszłam do boksu mojego konia, po czym go otworzyłam i założyłam Shanti wcześniej zabraną uzdę. Nie brałam siodła, gdyż wolę na przejażdżki jechać na oklep. Meg czekała już na zewnątrz:
- Ulala ładnego masz Hanowera.
- A ty masz ładnego... emm... Co to za rasa? - Marwari.
- A więc ładnego masz Marwari.
- To jest Shanti. A twój?
- Saltere.
- Ładne imię. - Posłałam jej miły uśmiech. - Dzięki i wzajemnie.
- To gdzie jedziemy? - Zaczęłam się rozglądać.
- W tamtą stronę. Tam są ładne łąki i mała rzeczka. - Wskazała palcem na lasek oddalony o parę minut drogi stąd. Przytaknęłam zatem i pojechałyśmy w tamtą stronę. Chciałabym ją lepiej poznać. Wydaje się całkiem miła.
Meq?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz