Wyjazd do akademii... Tak długo wyczekiwany... Lecz gdy przyszedł ten dzień... Nie mogę tego pojąć i zjada mnie stres...
Wyjrzałam przez okno mojego pokoju. Miałam tu widok na wszystko..
Stajnię, łąki, konie, miasteczko, tor wyścigowy, jezioro, lasy...
Jednak jedynym minusem w mojej rodzinnej stajni po śmierci rodziców jest
brak trenerów, przez co nie mogę dalej się tu szkolić w jeździectwie..
Zapisy do akademii były już dawno, jednak zwlekałam z wyjazdem tak długo
jak tylko mogłam. Chciałam jak najdłużej być przy siostrze, która w
chwili obecnej żyje jeszcze przeszłością, zżera ją depresja i wciąż
wraca myślami do wypadku. Wciąż staram się być dla niej oparciem i gdy
tylko podrośnie zabiorę ją ze sobą do akademii....
|...| Zeszłam z łóżka i zaczęłam się szykować. Spakowałam
najpotrzebniejsze rzeczy i zniosłam walizkę na dół. Wyszłam bez słowa na
dwór aby sprowadzić Arizonę z pastwiska. Musiałam jeszcze wyczyścić ją
przed wyjazdem. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej, że młoda w
ostatnim czasie coraz częściej miewa humorki. Po skończonym czyszczeniu
pogłaskałam moją bestyjkę, kuckę która mierzy zaledwie sto dwadzieścia
osiem centymetrów w kłębię, ale ma temperament anglika. Założyłam jej
nowy kantar i zaprowadziłam do wcześniej przygotowanej przyczepy.
Pożegnałam się z rodziną, wzięłam swoje rzeczy i odjechałam.
***
Droga trwała w nieskończoność, a w mojej głowie kotliły się setki myśli
nie mające upustu w słowach czy czynach. Obawy mnie przerastały. Co
jeśli nikt mnie nie polubi i przez całe moje bytowanie w akademii będę
skazana na samotność? Są jeszcze konie... i treningi. Trenerzy nie muszą
mnie lubić, najważniejsze jest to by mnie czegoś nauczyli. Arizona z
nerwów zaczęła już kopać w przyczepę. -Spokojnie malutka, już
dojeżdżamy... -powiedziałam sama do siebie
***
Pierwsze wrażenie jakie zrobiła na mnie posiadłość jest nie do opisania...
|...| Zaparkowałam nieopodal stajni i poszłam się zameldować. Od razu
dostałam klucze do pokoju z numerem osiemdziesiąt pięć i informacje
gdzie znajdę boks Arizony.
Wyszłam czym prędzej by zająć się koniem. Ktoś już zainteresował się
narowistym kucem pozostawionym bez opieki. Jakiś mężczyzna krążył koło
Samochodu.
- Cześć! To twój kuc? -zapytał
- Tak.. -odpowiedziałam podchodząc do przyczepy
- Niezłego hałasu narobił. -powiedział chłopak
- Wybacz. Już się za nią zabieram -powiedziałam i otworzyłam przyczepę.
Kucka wypruła z niej jak dzika, a ja w ostatniej chwili złapałam ją by
uniknąć długich poszukiwań, bo kto wie gdzie mogła by pobiec.
- Piękna -powiedział towarzysz
- Chociaż tym nadrabia...-powiedziałam być może nie do końca zrozumiale
- Jak ma na imię? -zapytał brunet towarzyszący mi w drodze do boksu klaczy
- Arizona -odpowiedziałam
Will?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz