Strony

piątek, 16 czerwca 2017

Od Ruth do Maureen

Kołysałam drżącym ciałem Maureen, kiedy ta po raz kolejny moczyła mi bluzę swoimi słonymi łzami. Chociaż to nie ja przechodziłam piekło, czułam się kompletnie wyczerpana psychicznie. Ilekroć zaczynało być w porządku, a wszystko szło po naszej myśli, coś musiało runąć, burząc cały ład i szczęście. W naszym przypadku, nieustanne pieprzenie się bez zobowiązań. Nie będę zaprzeczać, bo to nie ma sensu - podobało mi się to. Sama do końca nie wiedziałam jak to ze mną jest, bo byłam i jestem prawie pewna, że podobają mi się faceci. Jakby się temu bliżej przyjrzeć to Maureen jest jedyną kobietą do której czuję pociąg seksualny i kto wie czy nie jest to wynikiem tego, że to właśnie ona pokazała mi środowisko LGBT, które wcześniej było mi całkowicie obce.
Nie potrafiłam zrozumieć i współodczuć negatywnych emocji, targających Rhodes, bo nigdy nie poznałam jej matki. Byłam jednak pewna, że gdyby coś stało się mojej, byłabym w totalnej rozsypce. Może i mama czasami przesadza, nadmiernie dbając o opinię innych i kreowanie wizerunku idealnej rodzinki rodem z okładki czasopisma, ale zawsze poświęcała nam cały swój wolny czas. Wiedziałam też, że Rhodes nie byłoby szkoda moich rodziców. Uraziło mnie to, co dziewczyna myśli o tacie i mamie, a także to, że tak szybko ich oceniła. Właśnie ona powinna wiedzieć, że nie powinno się pochopnie i zbyt szybko przyczepiać łatek.
Z czasem zaczęło robić się coraz chłodniej, a słońce już chowało się za horyzontem, dlatego niebo zdobiły różowo-pomarańczowe pasy, rozłożone nierównomiernie. W powietrzu unosił się delikatny, już prawie nikły zapach późnowiosennych kwiatów, a cichy świergot ptaków nadal był słyszalny. Gdyby nie stan Maureen, czułabym się jak w bajce.
- Maureen, powinnyśmy już stąd iść - odsunęłam ją delikatnie, acz zdecydowanie, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że mam dość siedzenia na porośniętej trawą ziemi. - Ściemnia się.
- I co z tego? - pociągnęła nosem, ale wstała z moich kolan. Wsiadła do samochodu i zamknęła drzwi, podciągając kolana pod brodę. Wyglądała jak mała dziewczynka.
Ruszyłam jej autem, uderzając nerwowo palcami o kierownicę. Nie wiedziałam jak powinnam się zachować, bo nikt z mojego bliskiego otoczenia, nie stracił nigdy krewnego. Pozwoliłam więc sobie włączyć cicho radio i przy akompaniamencie Michaela Jacksona wróciłyśmy do akademii.
Pomogłam jej dojść do pokoju i po upewnieniu się, że nic sobie nie zrobi, poszłam do siebie.
Następnego dnia tak jak się spodziewałam, Maureen nie przyszła na śniadanie, dlatego wzięłam dla niej croissanta i wraz z kawą, zapukałam do jej pokoju.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - postawiłam na szafce nocnej talerzyk i parujący kubek. Miałam nadzieję, że uda nam się porozmawiać i pomogę dziewczynie pozbyć się tego dołującego nastroju.
- Dzięki - sięgnęła po kubek, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. - Pogrzeb jest za tydzień.
Oh.
- Za tydzień? - powtórzyłam za nią niczym echo. To trochę późno.
Maureen zaczęła jeździć palcem po krawędzi kubka.
- Miałam nadzieję, że pojedziesz ze mną - odezwała się cicho.
Nie, nie, nie.
- Za tydzień? - spytałam kolejny raz, czując jak moje myśli zaczynają szaleć.
- No tak.
Wzięłam głęboki oddech, bojąc się reakcji Maureen. Zazwyczaj była kochana, ale wiedziałam, że czasami ma problemy z emocjami.
- Moja babcia ma urodziny, wyjeżdżam za pięć dni - przegryzłam wargę, spuszczając wzrok na jasny koc. - Już kupiłam bilet.
Rhodes rozdziawiła usta.
- Masz dosyć pieniędzy możesz odmówić lot - machnęła dłonią, zapewne nie zdając sobie sprawy jak samolubnie się zachowuje. - A babcia zrozumie.
- Twoja matka też - parsknęłam, szybko wstając. - Nie znałam jej, Maureen. Jeśli jednak sądzisz, że będę przekładać twoją rodzinę nad swoją, to grubo się mylisz.
- Tak? - prychnęła donośnie. - Wyjdź Ruth, skoro tak, wyjdź.
Proszę bardzo.
Na odchodne trzasnęłam drzwiami.
~~*~~
- Ruth, postaw sok! - usłyszałam stłumiony przez drzwi głos. Babcia od wczoraj krzątała się po kuchni, tradycyjnie szykując dla nas prawdziwą ucztę. Nawet wieść o tym, że nasi krewni przyniosą sałatki i ciasta, nie zdołała powstrzymać jej przed wypiekami. Dlatego od samego rana w jej niewielkim domku, znajdującym się dosłownie tuż przy plaży, czuć było aromat wanilii i czekolady.
Uważając by nie rozlać ani mililitra, postawiłam dzbanek na rozstawionym na piasku stole i zatrzymałam się na chwilę. Wlepiłam spojrzenie w delikatnie falujące wody oceanu. Los Angeles było piękne i nie bez powodu nazywano je Miastem Aniołów. 
Do momentu przyjścia wszystkich gości pomagałam babci przy przygotowaniach, a kiedy rodzeństwo i kuzynostwo zaciągnęli mnie do środka, by pograć w planszówki, nie mogłam nie zgodzić się na robienie zdjęć.
- Idealne - skomentowała Louise, jedyna córka mojej ciotki. Pozostała trójka dzieciaków Wheelsów była chłopcami. Strasznie uroczymi. - Leci na Instagrama!

Maureen? ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz