Strony

czwartek, 22 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Jak zawsze był cudowny. I jak zawsze pozwalał mi na poczucie się tej ważniejszej pomiędzy naszą dwójką. Ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że się z nim żegnam. Pięć dni... chcę aby to jak najszybciej minęło, a już w szczególności po tych rozkosznych słowach Lewisa. Tygodniu, masz minutę na jak najszybsze minięcie, inaczej całkowicie pozmieniam kalendarz. Skoro Juliusz Cezar mógł, więc ja tym bardziej.
Oblizałam wargi, uśmiechając się w odpowiedzi na jego słowa. Jednak tym razem, zmieniłabym nieco nasze stosunki.
-Następnym razem to ja góruję nad tobą - wymruczałam, delikatnie przygryzając płatek jego ucha.
-Lubię być na górze. Nie zabieraj mi tej przyjemności - skrzywił się, marszcząc nos. Nie lubi tego określenia, ale w tamtym momencie wyglądał jak słodki nastolatek niżeli poważny mężczyzna.
-Nie chcesz dostawać rozkoszy? - zrobiłam smutną minę, podnosząc jego podbródek swoim palcem. Odchylił głowę, a ja powoli składałam pocałunki na jego szyi.
-Lubię dawać rozkosz. Głównie tobie. Przede wszystkim tobie - zjechał dłońmi wzdłuż mojego kręgosłupa, zatrzymując je dopiero przy pośladkach. Podciągnął mnie sobie do góry, tak że moja twarz z powrotem znajdowała się centralne nad jego. Jęknęłam, w ramach odwetu chwytając jego nadgarstki w swoje dłonie i ułożyłam na wysokości głowy. 
-Lubię gdy jesteś konkretna - wykrzywił twarz w zadowolonej minie. Pocałowałam go jak najmocniej, starając się zapamiętać każdy ruch jego ust aby wieczorami przypomnieć sobie ten niesamowity smak, zapach, dotyk... wszystko co tylko kojarzyło mi się z nim samym. Powoli zjeżdżałam ustami w dół, muskając jego mięśnie na klatce piersiowej i brzuchu, w tym samym czasie moja dłoń z jego nadgarstka, subtelnie wodziła po wewnętrznej stronie jego ręki. Im niżej zjeżdżałam tym bardziej czułam jak bardzo się spina. Uważał, że jego ciało jest złe. Ale ono jest wprost idealne. I stworzone wyłączenie dla mnie. Z bliznami czy bez. Kocham je bezgranicznie jak jego całego. Każde wgłębienie, każdą rysę. Dlatego będę tęsknić. Tak cholernie tęsknić. I myśleć o tym jak bardzo mi go brakuje. I jak pragnę jego dotyku. Jak te pięć wieczorów mija wolno, nie chcąc się nigdy zakończyć.
W tym samym momencie wpadł Missiouri, którego nie podejrzewałam o szybki powrót. Jak leżał i odpoczywał to żadna siła go nie ruszy, ale teraz widocznie było mu zbyt nudno. Odnalezienie nas nie było problemem dla nosa lisa. Skrzywiłam się i schowałam twarz w szyi Lewisa, który został wylizywany przez Missiouri`ego na śmierć. Natura jednak nas pilnuje.
-Przynajmniej nie mówi, że byliśmy za głośno - westchnęłam, odsuwając lisa od siebie. Chłopak zamknął oczy i roześmiał się. Wkrótce dołączyłam się do niego.

Dwa dni minęły niezwykle szybko, ale cudownie. Faktycznie, tak jak obiecał. Całą uwagę przenosił na mnie, nawet gdy zaproponowałam mu żeby wyszedł i się trochę rozluźnił, odmówił, podając kilka argumentów nie do przebicia. Nie lubiłam gdy nie mogłam mu odpowiedzieć i gdy miał rację. Ale zarazem cieszyłam, że próbuje spędzić ten czas ze mną.
Usiadłam w fotelu, przekładając nogi przez oparcie fotela i jedząc swój poranny jogurt z płatkami jako śniadanie, wcześniej ukradziony ze stołówki, obserwowałam pakowanie na jutro. To ostatni dzień przed wyjazdem, a ja czuję jak mi go brakuje.
-Ja cię spakuję - odłożyłam kubeczek na szafkę i minęłam go na środku pokoju.
-Nie jestem dzieckiem. Potrafię się spakować - odwrócił głowę, podczas gdy ja usiadłam przed szafą, posłałam mu przelotne spojrzenie i wzruszyłam ramionami - Tylko tak żebym potem miał co nosić.
-Sugerujesz, że nie potrafię?
-Czekaj, czekaj, chwila... Wycieczka do Francji, jakieś pięć lat temu, moment kiedy uparłaś się w podobnej sytuacji, a potem nie miałem co nosić przez tydzień...
-Dobra... ale to było całe pięć lat temu. Nie moja wina, że uparłeś się chodzić do sklepu ze swoją dziewczyną - zanurkowałam w szafie - Jakbyś zabrał mnie to byś miał co nosić.
-Ja pamiętam to nieco inaczej - stanął za mną. Zadarłam głowę do góry, opierając ją o jego nogi i podniosłam moją ulubioną bluzkę z jego kolekcji.
-Wy wszystko jakoś inaczej pamiętacie. Z James`em jest to samo - mruknęłam, składając ją i podając Lewisowi - Ale ja tego nie pamiętam, nie mogło być tak jak mówisz... - zacytowałam go, wymachując rękoma.
-Był święcie przekonany swego - westchnął.
-Przyznajesz mi racje, że on jej nie miał! - wstałam z zadowolonym uśmiechem, trzymając na ręce ubrania i podeszłam do jego torby.
-Ten jedyny raz mogę to zrobić - złapał mnie za rękę i pociągnął na łóżko. Opadłam na niego, zakręcając wokół swojego palca jego czarny kosmyk włosów, który opadł na twarz. Westchnęłam, przechylając głowę.
-Ale masz wszystko załatwione? Nocleg i te sprawy...
-Mam. Spokojnie, ustaliłem dokładnie. Nie zginę.
-A... gdzie? - zapytałam niepewnie. Przewrócił oczami, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
-Ustalaliśmy, że więcej nie pytasz o mój wyjazd.
-Ale ja lubię wiedzieć, a nie lubię gdy nie wiem co się dzieje, dlaczego się tak dzieje, a tym bardziej jeśli chodzi o ciebie - przeturlałam się na plecy i położyłam obok niego - I nie lubię jak mi nie mówisz, i jak omijasz temat, i gdy jesteś taki tajemniczy. To mnie denerwuje.
-Taką złość akurat lubię w tobie wywoływać - przekręcił się na bok, uśmiechając się złośliwie i pocałował w policzek. Prychnęłam, unosząc kąciki ust - Za dwie godziny samolot... chyba będę musiał się zbierać.
-A nie mogę chociaż pojechać z tobą na lotnisko? - zrobiłam smutną minę jak dziecko - Proszę - musnęłam jego skórę na szyi, delikatnie przygryzając. Pokręcił głową, zjeżdżając ręką po moich plecach i uszczypnął w bok. Podskoczyłam, spuszczając brwi i spojrzałam w jego oczy. Natychmiast znalazł się nad mną, łapiąc za biodra i łaskocząc. Zaśmiałam się, wyginając ciało i chwyciłam za jego ręce, które jednak przygwoździły mnie do łóżka. Z trudem zrobiłam poważną minę.
-Lewisie Draxler, jeśli jeszcze raz tak zrobisz to obiecuję ci, że nie zdążysz wyjechać do tych Niemiec - uniósł brwi, złączając nasze usta.
-Sprawdzimy? - jego usta wykrzywiły się w uśmiech podczas pocałunku.
-O nie... - spróbowałam oderwać się, gdy jego ręce zjechały po biuście w dół i tym razem złapały w miejscu żeber - Masz szczęście, że te twoje żebra uniemożliwiają odwet - spróbowałam wydostać się spod niego.
-Nie nazwałbym tego szczęściem - mruknął.
-Znam inne sposoby wywoływania u ciebie łaskotek - skrzyżowałam ręce na jego karku.
-Nie sprawdzaj - pokręcił głową, obejmując mnie wokół pasa i wstał. Owinęłam uda wokół niego i zmierzwiłam jego włosy. Sięgnął po torbę, odstawiając mnie na ziemię dopiero przy drzwiach. Poprawiłam włosy, zatrzymując go tuż przed drzwiami.
-Ale chociaż informuj mnie czy nie jest ci tam źle - spojrzałam w jego oczy. Uśmiechnął się pocieszająco i pocałował w czoło
-Kontrola dwadzieścia cztery godziny?
-Jakbym tylko mogła. Już tęsknię - przytuliłam go, wiedząc, że za chwile nie będę miała takiej okazji. Wyszliśmy na korytarz, następnie z budynku, akurat natrafiając na moment gdy James zwalał Zaina z murku. Że oni sobie nic nie robią to aż dziwne.
-Gotowy? - brunet podniósł się i szarpnął za bluzkę James`a, który z trudem utrzymał równowagę - Będę bardzo mocno tęsknił - objął Lewisa i wtulił w niego twarz z wymalowanym na niej smutkiem.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz