Pytanie Lewisa sprawiło, że zatrzymałam dłoń i otworzyłam oczy, utrzymując wpatrzone oczy w sufit. Jakby człowiek był w stanie wywiercić dziurę za pomocą spojrzenia to ten sufit raczej nie na zawsze pozostał w nienaruszonej formie. Jak to właściwie było? Najpierw sama musiałam przed sobą się przyznać. Co dopiero powiedzieć jemu. Niby proste, ale ubranie w słowa co czułam przez ostatni czas nie była wcale takie łatwe. Najważniejsze, od kiedy. Niemal całe dzieciństwo spędziłam w obecności jego i ludzi z osiedla. Mała dziewczynka, która teoretycznie powinna znaleźć sobie grono przyjaciółek i razem obgadywać inną grupkę, tak na prawdę za znajomych uważała jedynie ludzi ze swojego grona i miejsca zamieszkania. Lata dzieciństwa były cudowne, nawet te idiotyczne pomysły typu "Zamknięte drzwi? Wejdźmy przez okno!", które nadal są obecne, stanowiły piękne wspomnienia. Dalsze lata mijały w przyjaźni, na którą niektórzy ludzie patrzyli nieco z ukosa. Doskonale pamiętam jak zaczęłam wykłócać się z nauczycielką, która powiedziała, że przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną nie może istnieć. Twardo stawiałam na swoim, obrywając nie tylko uwagą od jasnowłosej kobiety, ale i surowym spojrzeniem ojca, gdy wróciłam do domu. I tak nie wahałam się sprzeciwiać temu stwierdzeniu. Bo przecież byłam chodzącym przykładem. Jak widać, do czasu. Zazdrość pojawiła się przy pierwszym, poważnym związku. Kiedy ja unikałam spojrzeń innych chłopaków, Lewis przyciągał mimo swojego antyspołecznego zachowania grono wielbicielek. Moment, w którym oprócz mnie i reszty zaczęły znajdować się co piękniejsze dziewczyny stawał się nie do wytrzymania, a ja zmieniłam nastawienie do bardziej zgryźliwego. Nie ukrywałam złośliwości dla nich, ale pełną duszą zaprzeczałam, nawet sobie samej, zazdrości. Nie mogłam być zazdrosna. O przyjaciela!? To tak jakbym zakochała się w swoim bracie, którego nie posiadałam. Jednak za każdą kolejną wiosną z tymi emocjami było coraz gorzej. Żeby nie powiedzieć fatalnie. Pierwszy raz, w szkole średniej spojrzałam na Lewisa jak na kogoś więcej niż tylko kochanego idiotę i towarzysza w dzieciństwie. Może obiekt pożądania byłoby zbyt mocnym określeniem. Jaki więc obrałam cel? Jeden z najlepszych jaki mogłam wymyślić. Całkowicie ignorować fakt, że mi się podobał, udawać akceptację jego dziewczyn i zamknąć pudełko z uczuciami. Genialne Hailey. W tamtym momencie wydawało ci się to pomysłowe, ale teraz roześmiałabym się szczerze na głos.
-Zamilkłaś... - mruknął, poprawiając policzek na moim brzuchu.
-Trudno to określić - odparłam, nie do końca przekonana co tak właściwie mam mu odpowiedzieć. Olśnienie? Jakbym była Einsteinem i wynalazła takie coś jak miłość za pstryknięciem palcami. Wiedzieć od dawna? Połowa szkoły średniej zaliczała się jako dawna przeszłość? To tak jakby utknąć w połowie drogi i aby się uwolnić, jedynym wyjściem jest amputacja nóg. A potem i tak masz przesrane - Nie chcę ci mówić o moich uczuciach, a już w szczególności gdy poznałam Amalie... Po prostu zadałam sobie z tego sprawę tak nagle w całkowicie nieodpowiednim momencie, ale dawno temu. To tak jakby... olśnienie w odległej przeszłości.
-Potrafisz dawać prostsze odpowiedzi?
-Mam ci opowiedzieć całe życie od początku? Połowę już znasz - prychnęłam, ponownie zamykając oczy.
-Fajna bajka na dobranoc. Proszę bardzo... - poczułam jak jego policzki unoszą się do góry w uśmiechu. Przesunął się w dół i przytulił do mojego uda.
-Nie umiem opowiadać bajek. Nie miałam do czynienia z dziećmi - jęknęłam.
-Zawsze może być kołysanka - wzruszył ramionami.
-Od kilku lat... - westchnęłam - Od kilku lat wiedziałam, że przyjacielska więź nie jest nią, a zazdrość o ciebie... coraz bardziej tego nie kontrolowałam aż w końcu zrezygnowałam z ukrywania tego. Widocznie tak zostało, dlatego nie zbliży się do ciebie żadna ładna kobieta. A tym bardziej z uwydatnionym tyłkiem - zaśmiał się.
-A... mężczyzna?
-Nie denerwuj mnie już dzisiaj - pacnęłam go po głowie, drugą rękę opierając mu o plecy - A teraz spać - mruknęłam, wtulając głowę w poduszkę.
-Mam jeszcze...
-Koniec pytań. Zmęczony podobno jesteś - przystawiłam palec do jego ust. Uśmiechnął się, przejeżdżając po nim językiem i pocałował. Przygryzłam wargę, łapiąc go za nos. Wyrwał głowę i wtulił ją mocniej we mnie. Jakże kusiło mnie zadanie ponownie pytania o co tak na prawdę w tym wszystkim chodzi. Wyczułam tu podchody, dyskretne ukrywanie sytuacji, a nawet jego humor, ale nie jestem jędzą. Powie mi... prawda? Ja nie chcę się martwić, a to by spaliło moją duszę doszczętnie. A jak nie on... zawsze zostaje mi jeszcze jedna osoba, którą zmuszę do gadania.
-Zamilkłaś... - mruknął, poprawiając policzek na moim brzuchu.
-Trudno to określić - odparłam, nie do końca przekonana co tak właściwie mam mu odpowiedzieć. Olśnienie? Jakbym była Einsteinem i wynalazła takie coś jak miłość za pstryknięciem palcami. Wiedzieć od dawna? Połowa szkoły średniej zaliczała się jako dawna przeszłość? To tak jakby utknąć w połowie drogi i aby się uwolnić, jedynym wyjściem jest amputacja nóg. A potem i tak masz przesrane - Nie chcę ci mówić o moich uczuciach, a już w szczególności gdy poznałam Amalie... Po prostu zadałam sobie z tego sprawę tak nagle w całkowicie nieodpowiednim momencie, ale dawno temu. To tak jakby... olśnienie w odległej przeszłości.
-Potrafisz dawać prostsze odpowiedzi?
-Mam ci opowiedzieć całe życie od początku? Połowę już znasz - prychnęłam, ponownie zamykając oczy.
-Fajna bajka na dobranoc. Proszę bardzo... - poczułam jak jego policzki unoszą się do góry w uśmiechu. Przesunął się w dół i przytulił do mojego uda.
-Nie umiem opowiadać bajek. Nie miałam do czynienia z dziećmi - jęknęłam.
-Zawsze może być kołysanka - wzruszył ramionami.
-Od kilku lat... - westchnęłam - Od kilku lat wiedziałam, że przyjacielska więź nie jest nią, a zazdrość o ciebie... coraz bardziej tego nie kontrolowałam aż w końcu zrezygnowałam z ukrywania tego. Widocznie tak zostało, dlatego nie zbliży się do ciebie żadna ładna kobieta. A tym bardziej z uwydatnionym tyłkiem - zaśmiał się.
-A... mężczyzna?
-Nie denerwuj mnie już dzisiaj - pacnęłam go po głowie, drugą rękę opierając mu o plecy - A teraz spać - mruknęłam, wtulając głowę w poduszkę.
-Mam jeszcze...
-Koniec pytań. Zmęczony podobno jesteś - przystawiłam palec do jego ust. Uśmiechnął się, przejeżdżając po nim językiem i pocałował. Przygryzłam wargę, łapiąc go za nos. Wyrwał głowę i wtulił ją mocniej we mnie. Jakże kusiło mnie zadanie ponownie pytania o co tak na prawdę w tym wszystkim chodzi. Wyczułam tu podchody, dyskretne ukrywanie sytuacji, a nawet jego humor, ale nie jestem jędzą. Powie mi... prawda? Ja nie chcę się martwić, a to by spaliło moją duszę doszczętnie. A jak nie on... zawsze zostaje mi jeszcze jedna osoba, którą zmuszę do gadania.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz