Strony

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Bardzo śmieszne. Jakby nie było prościej powiedzieć mi prawdy tylko rzucać pomysłem z ostatniej pułki. Faceci w pewnych aspektach są wszyscy tacy sami. Odwróciłam głowę, rzucając kątem oka spojrzenie idącej dwójce za nami. Westchnęłam, będąc niemal przekonana, że przez te piętnaście minut drogi do akademii nie rozmawiali o tym jak dobrze się bawili czy też plotkowali o głupotach.
Mury budynków były doskonale widoczne, a czarna, ozdobna brama stała otworem. Czemu akurat głównym wjazdem? Marie stwierdziła, że jak już mamy wracać to niech wszyscy wiedzą, że nasza obecność z pewnością wyjdzie na dobre całemu temu miejscu. Mam co do tego pewne wątpliwości.
-Mogę ci go na chwilę porwać? - Zain pochylił się nade mną. Zmierzyłam go spojrzeniem - Na piętnaście minut - poprosił.
-A oddasz? - uniosłam kąciki ust.
-Z tobą dzielę się po połowie, a to i tak dużo - prychnął, przewracając oczami.
-I się lepiej nie narażaj - dodałam głośniej, rzucając w stronę Lewisa wymowny uśmiech. Ja nie daję sobie odbierać ani jednej rzeczy, do której czuję sentyment i więź.
-To widzimy się w stołówce. Pora odpocząć od was ludzie - uśmiechnął się James.
-Za bardzo byś tęsknił - ktoś rzucił szybko na pożegnanie i każdy poszedł w stronę swojego pokoju. A przynajmniej ja. Odgarnęłam włosy opadające mi na oczy i otworzyłam drzwi. Niemal natychmiastowo na moich rękach znalazł się Missiouri, który nie oszczędził mi ani odrobiny makijażu, pozostawiając na moim policzku po sobie pięknie ślady. Zmarszczyłam nos, klękając na podłodze i zapominając o pozostawionej torbie w przejściu. Odstawiłam lisa na ziemię. Radości nie było końca, gdy dołączyła do niego Drava. Moja kochana psina. Jej miękkiej sierści brakowało mi przez ten tydzień. Wstałam, patrząc jak mój pokój zostaje po kilka razy obiegany przez Missi`ego. Zatrzymał się na łóżku, na którym nadal leżały ubrania z przedwyjazdowego pakowania się do Irlandii. Podeszłam z uśmiechem i opadłam plecami obok, wplatając dłoń w jego rudą, miękką sierść. Czy chce mi się iść na stołówkę. Czy chce mi się jeść? Na pewno chcę wiedzieć gdzie ta chodząca tajemnica była. W jakiej sprawie i dlaczego. To będzie mnie gryzło i nie da spokoju. Okropne uczucie pożerania duszy.
Przemknęłam oczy, wsłuchując się w ciszę panującą po pokoju i słychać było jedynie tylko czyjeś ciche kroki za drzwiami. Pora się rozpakować. Zmierzwiłam puchatą sierść lisa i wstałam, kładąc torbę na krześle. Choć siedzenie w pokoju nie sprawiało mi dzisiaj większego kłopotu, to byłam pewna, że piętnaście minut dawno minęło. Ktoś tu się nie wywiązał z obietnicy. Nie ładnie. Stwierdziwszy, że i tak nie jestem głodna, zostałam w pokoju. Wzięłam szybki prysznic z braku sił po podróży i o miało nie zabiłam się, gdy za drzwiami łazienki można było usłyszeć dzwonek telefonu. Prysznic... najbardziej niebezpieczne pomieszczenie.
Złapałam za telefon i ułożyłam się wygodnie na brzuchu w piżamce z waflami ryżowymi obok. Pełen relaks. Przeleciałam spojrzeniem po zegarku. Godzina spóźnienia. Kara będzie sroga.
Hailey: Halo? ~ przystawiłam telefon do ucha, uśmiechając się szeroko.
Jeremy: Słyszałem, że wróciłaś do żywych ~ jego cichy śmiech delikatnie dotarł przez słuchawkę.
H: Poprawka, to wszyscy przyjechali żywi ze mną ~ wyszczerzyłam się sama do siebie, przełamując jednego z wafli ~ Aczkolwiek jedna osoba, jak nie dwie, powinny zaliczyć zgon.
J: Liczę na relacje.
H: Nawet nie myśl o tym. Żadnych szczegółów ci nie zdradzę, bo aaa! .... - poczułam jak ktoś łapie mnie za pośladek. Niezwykle trudno było nie krzyknąć do słuchawki. Zacisnęłam mocno usta.
J: Hail? Wszystko okey? - na plecach poczułam chłodne dłonie. Wina tego, że brałam gorący prysznic. Po chwili ciepłe usta musnęły mój kark, a ja nie znacznie uniosłam kąciki ust. Cholera, Jeremy...
H: Tak, tak... ~ mruknęłam, starając się brzmieć w miarę naturalnie gdy moje ciało bezwładnie zostało przekręcone na plecy. Niebieskie tęczówki zaledwie mignęły mi przed oczyma. Mój brzuch został pieszczotliwie obdarowywany pocałunkami.
J: Skoro wróciłaś to może się chcesz spotkać? ~ nie próbował dowiedzieć się niczego. I całe szczęście.
H: Kolacja? ~ wymruczałam ze złośliwych uśmiechem i ponownie powstrzymałam się od głośniejszego wydania dźwięku, czując ugryzienie. Posłałam Lewisowi mordercze spojrzenie, jednak ten tylko uniósł brwi, wskazał ruchem głowy na telefon, a gdy pokręciłam głową, uniósł nieznacznie kąciki ust i wrócił do poprzednich czynności.
J: Może być, chociaż nie wiem czy zastaniesz ciocię teraz. Wyjechała do Chin pomagać pandom ~ całe szczęście, że nikt prócz mnie nie słyszał słowa kuzynko. Ja też potrafię się droczyć.
H: W takim razie, jeszcze się zdzwonimy, skarbie ~ cmoknęłam do telefonu. Chłopak uniósł lodowate spojrzenie do góry i wlepił we mnie te piękne ślepia. Odłożyłam telefon na szafkę, splotłam moje dłonie ze sobą, opierając je o brzuch i uśmiechnęłam się, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.
-Kto to był? - mruknął. Chociaż nie był pijany, wyczułam od niego alkohol.
-Piłeś...
-Tylko trochę - przewrócił oczami i oparł czoło o moje ciało.
-I spóźniłeś się całą godzinę i dziesięć minut - dodałam z poważną miną, wpatrując się w sufit, ale mimo to oparłam dłoń o jego plecy. Przełknęłam kawałek wafla, odkładając je na bok i tym razem to ja zaczęłam się w niego usilnie wpatrywać, czekając aż podniesie na mnie swoje spojrzenie.

Lewis?
♥♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz