Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Od Nevry

Zrobiłem kilka głębokich wdechów i wydechów. Stresowałem się jak diabli. Choć było bardzo wcześnie, bo dopiero 5:30, ja nie spałem już od półtorej godziny. Wprawdzie dalej byłem zmęczony, ale nie mogłem spać. Usiadłem na łóżku, w skutek czego odbiłem się kilka razy i dopiero wtedy opadłem na poduszki. Przymknąłem powieki. Z całego serca pragnąłem się porządnie wyspać. Jednak najwyraźniej nie było takiej możliwości. Westchnąłem i podniosłem się z łóżka. Wyjąłem z szafy biały T-shirt i czarne dżinsy. Po krótkim namyśle wyjąłem też bluzę z kapturem. Uznałem, że takie właśnie ubrania będą w miarę neutralne i nie spowodują jakiegoś strasznego wow.
Znalezione obrazy dla zapytania biały T-shirtZnalezione obrazy dla zapytania czarne jeansyZnalezione obrazy dla zapytania bluza z kapturem czarna 
Wszystko razem wziąłem pod pachę i poszedłem do łazienki. Ustawiłem wodę na dosyć chłodną, ale w granicach rozsądku. Szybki prysznic nieco mnie rozbudził. Przemyłem twarz. Zimna woda spływająca po szyi ostatecznie mnie otrzeźwiła. Dokładnie się wytarłem. Pospiesznie założyłem na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Odrzuciłem kaptur. W końcu jak na razie nie był mi on potrzebny, jedynie mógł nieco przeszkadzać. Wróciłem do swojego pokoju, gdzie zacząłem się pakować. Wyciągnąłem walizki. Rozejrzałem się po pokoju. Usiadłem na podłodze. Otworzyłem jedną z walizek i zacząłem wkładać do niej ubrania. Oczywiście, to było najważniejsze. Dwie pary butów położyłem na samej górze, w siatce, żeby nie zbrudzić odzieży.

***

Zszedłem na parter i skierowałem się do kuchni. Razem z mamą i siostrą zjedliśmy śniadanie. Płatki z mlekiem. Ja jak zwykle wybrałem te czekoladowe. Potem Laura pobiegła na piętro, gdzie znajduje się jej pokój, koło mojego, a matka nakarmiła Erazel'a. Sam również udałem się na górę, by dokończyć pakowanie się. Zajęło mi to sporo czasu. Gdy skończyłem, dochodziła godzina ósma. Najpierw przejrzałem bagaż podręczny - małą męską torbę z wodą i kanapką, telefonem, a także książką. Wypełniłem też dwie walizki - jedną czerwoną, drugą czarną. Ta pierwsza była mniejsza i znajdowały się w niej głównie różne drobiazgi, kosmetyki i sprzęty elektryczne. W czarnej, czyli tej większej, umieściłem przede wszystkim odzież. Gdy uznałem, że mam już wszystko, usiadłem na łóżku. Oparłem się o ścianę i bez jakiegokolwiek zainteresowania patrzyłem w sufit. W końcu wstałem, wyjąłem z komody niewielką piłkę. Była przywiązana do sznurka. Umościłem się naprzeciwko ściany i zacząłem odbijać piłkę. Wtem drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł mój ojciec.
- Gotowy?
- Tak - potwierdziłem.
- Dawaj te walizki, jedziemy.
Od razu wstałem. Wręcz zerwałem się z łóżka. Odłożyłem piłkę, a chowając ją na miejsce, przypomniałem sobie o ładowarce. Szybko wsadziłem ją do bagaży. Posłusznie podałem tacie mniejszą walizkę. Rozłożyłem kółka do drugiej i wyszedłem przed dom. Pożegnałem się z rodziną i zapakowałem walizkę do bagażnika. Jordan miał już na mnie czekać w Akademii. Pojechaliśmy na lotnisko. Odprawa i te wszystkie pierdoły zajęły nam godzinę. Mieliśmy jeszcze 30 minut do odlotu. Ojciec zostawił mnie. Walizki już oddałem personelowi, więc miałem przy sobie tylko podręczny bagaż.

~Dwie godziny później~

Byłem już w Akademii. Samolot lecący do Londynu wylądował jakiś czas temu, zdążyłem już odebrać bagaże, zamówić taksówkę i dojechać do Morgan University. W końcu dowiedziałem się od jakiegoś pana, niejakiego Marco'a Voccea, gdzie znajdę właścicielkę Akademii. Panią Ruby Stewart. Zostawiłem bagaże na polu i poszedłem spotkać się z wcześniej wspomnianą kobietą. Po wypełnieniu wszystkich formalności, dostałem kluczyk do pokoju 22. Wziąłem walizki. Gdy w końcu do niego dotarłem, odstawiłem walizki i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pościelone łóżko i czyściutka pościel zrobiła na mnie niezłe wrażenie. Ogólnie pokój był bardzo ładny. Dosyć przestronny i dobrze zagospodarowany. Dzięki temu zostało dużo miejsca. Była jeszcze toaleta. Po chwili kierowałem się na korytarz. Musiałem znaleźć Jordan'a. Na szczęście okazało się to dziecinnie proste, bo przyczepa z koniem czekała parkingu znajdującym się za podjazdem przed stajnią. Wyprowadziłem Jordan'a z przyczepy. Sprawdziłem, jak się ma i uznawszy, że dobrze, postanowiłem zaprowadzić go do stajni. Tylko jakiej? I gdzie ona się znajduje? Westchnąłem i po prostu ruszyłem przed siebie. Po chwili trafiłem na jakąś kobietę, która zechciała mi wskazać stajnię. Okazało się, że pani wiedziała też, który boks był przeznaczony dla mojego konia. Szczerze mówiąc, byłem pod wrażeniem. Podziękowałem kobiecie i wprowadziłem Jordan'a do boksu. Był przestronny, a za nim znajdował się mały wybieg dla konia. Otworzyłem drzwiczki prowadzące na pole. Wypuściłem ogierka, uznając, że przyda mu się trochę ruchu. Jordan bardzo ochoczo wybiegł z boksu i puścił się kłusem wokół ogrodzenia.Z uśmiechem obserwowałem jego poczynania. W końcu Jordan się zmęczył i wróciliśmy do boksu. Okazało się, że w boksie znajdował się mały stołek. Korzystając z okazji, usadowiłem się na siedzeniu i oparłem o przegrodę. Tak, chyba można to tak nazwać. Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy kroków. To zapewne jakiś uczeń Akademii. Wstałem i wyjrzałem zza boksu. Ktoś, stojąc do mnie tyłem, głaskał swojego konia. Miał kask, więc trudno było mi określić płeć tego człowieka. Nie przejmując się tym za bardzo, wyszedłem z boksu. Upewniłem się, że był zamknięty i minąłem człowieka. Ruszyłem w stronę akademika. Oczywiście, na korytarzu musiałem na kogoś wpaść.


[Ktoś?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz