Strony

poniedziałek, 22 maja 2017

Od Marie CD James'a

- Czy Ty Panie Loss masz mnie zamiar utuczyć? - spojrzałam na niego podejrzliwie uśmiechając się przy tym. - Najpierw narzekasz ile to ja nie jem, a później sam proponujesz słodkości i inne takie. - wywróciłam teatralnie oczami.
- Wystarczy, że ty jesteś słodkością. - przyciągnął mnie do siebie obejmując i całując w sam środek czoła.
- Kocham jak to robisz. - przymknęłam delikatnie oczy.
- Mogę jeszcze raz. - wargi chłopaka ponownie znalazły się na moim czole, potem na nosie, aż w końcu na ustach.
- To idziemy w końcu? - pierwsza oderwałam usta ciągnąc za sobą trochę śliny. Zawstydziłam się i szybko otarłam kącik ust kciukiem. James uśmiechnął się pod nosem.
- Pewnie już nie możesz się doczekać, by wypić jakąś dobrą kawę i do tego zjeść czekoladowego muffinka, prawda?
Pokiwałam zadowolona głową. Weszliśmy do środka kawiarenki zajmując miejsca tuż przy ogromnym oknie z widokiem na uliczkę. James tradycyjnie to co zawsze - mocna kawa, a ja? Ja zamówiłam mrożone latte wraz z wspomnianą wcześniej babeczką. W dodatku miałam ona w środku płynną czekoladę. Niebo w gębie.
- Jakieś plany na dzisiaj? - wzięłam łyk kawy.
- Pewnie zabiorę Max'a na halę i trochę pojeździmy. Ten małpiszon pewnie od rana próbuje roznieść boks i tylko czeka, aż go osiodłam. - odparł brunet.
- Nie narzekaj. Ja mam dwa konie do ogarnięcia.
- Kiedy następne zawody? - spytał.
- Niedługo. Nie wiem jeszcze na kim wystartuję. Pyrrus świetnie chodzi parkury 130cm, ale tym razem chyba postawię na Kopenhagę. - zamyśliłam się przez chwilę wpatrując w okno. - Zapowiada się na świetnego konia.
- A jakieś plany na wakacje? - jego dłoń znalazła się na mojej.
- Co ty tak dopytujesz głuptasie? - wyszczerzyłam się. - Oj oj.
- Po prostu chcę wiedzieć.
- To wszystko zależy od tego jak ułoży się harmonogram zawodów. Po ważniejszych na pewno wracam na przynajmniej dwa tygodnie do Australii. - odparłam.
- Chciałbym powtórzyć tamte wakacje. I ten moment kiedy w nocy ściągnęłaś strój kąpielowy w basenie. O matko. - chłopak mocno ściszył głos.
- James! - poczerwieniałam. - Błagam nie tutaj. - szepnęłam.
- Co ty na to, by wrócić razem do domku, hm? Nawet nie wiesz jak bardzo teraz chciałbym cię...
Nie dokończył, gdyż przerwał mu dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, To weterynarz.
~ Halo? Pani Saint? Dzień dobry. - rozległ się głos z słuchawki.
~ Dzień dobry. Czy coś się stało? - spytałam zaniepokojona.
Gdy dotarła do mnie wiadomość, że moje rude dziecko dostało kolki w oka mgnieniu chwyciłam James'a za rękaw i zaczęłam ciągnąć w kierunku samochodu. Nie wspominając o tym, jak poganiałam go w trakcie drogi do stajni. Moje konie są dla mnie jak dzieci i muszę być przy nich gdy coś im się dzieję. Na miejscu okazało się, że sytuacja została już dawno opanowana, a Pyrrus odpoczywa teraz w boskie.
- Misiu, jak ja się o ciebie martwiłam słonko. - siedziałam przy obecnie leżącym wałachu i delikatnie gładziłam go po pysku.
- Mi tak nie słodzisz. - mruknął chłopak opierający się o drzwi boksu.
- Cicho. - przytuliłam się do konia. - Dzisiaj śpię w boksie.
- Co proszę?! - brunet zrobił zdziwioną minę. - Wolisz spędzić noc z nim niż ze mną?!
- Przydaj się chociaż na coś i przynieś kocyk. Proszę...kochanie. - uśmiechnęłam się łobuzersko.

James? Ah ta Marie prowokatorka c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz