Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Od Juliet cd. Andy

Andy zaciągnął się mocno dymem i zbliżył się do mnie. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, delikatnie wypuścił dym, między moje wargi. Wzięłam głęboki wdech, pozwalając aby dym dostał się do moich płuc. Po paru sekundach odwróciłam głowę w bok, nie spuszczając wzroku z Andy'ego. Wypuściłam powietrze i pochyliłam się w kierunku chłopaka. Zamknęłam oczy czekając na dotyk jego ust. Żeby pocałunek by naprawdę dobry, musi coś znaczyć, musi być z kimś kto dla Ciebie wiele znaczy, żeby w momencie kiedy zetkną się wasze usta, poczuć to w całym ciele. Pocałunek tak gorący i namiętny, że nie chciałabyś zaczerpnąć powietrza, Mimowolnie odsunęłam się, ścierając ślad po mojej szmince.
-To, że z naszej randki nici nie znaczy, że nie możemy się zabawić – szepnęłam
-Cz Ty właśnie...
-Kiedyś trzeba zaczął, jeżeli chcesz mieć taką małą pociechę – Andy spojrzał na mnie zdezorientowany, w taki sam sposób w jaki ja to zrobiłam,gdy mówił mi o dziecko.
-Jeden, jeden mój drogi – zaśmiałam się i zaczęłam tańczyć swój taniec zwycięstwa 
-O nie! W tym momencie zaczęłaś wojnę! - wycofałam się do pokoju,biorąc kotkę na ręce. Ryzyko, że jej coś zrobi jest mniejsze, więc.... zaryzykuje.

-Zwierząt w to nie mieszaj- pogroził mi palcem, wzruszyłam ramionami – Juliet – mruknął
- Dobra – jęknęłam, odstawiłam ją na łóżko, a chłopak od razu do niej podszedł i przykucnął. Po co mu dziecko jak traktuje swoich pupilów jak maleństwa. A Ares to do maleństw nie należy,co nadziej przerośnięty trzylatek.
-Co z nią zrobimy? - pochylił się, „udając”, że jej słucha – Jestem tego samego zdania
Wyprostował się z szerokim uśmiechem zaczął do mnie podchodzić, namacałam klamkę i otworzyłam drzwi
-Żywcem mnie nie weźmiesz! - krzyknęłam, wybiegając z pokoju. Andy ruszył za mną,a ja się tylko modliłam, żebym nie spadła ze schodów. Miałam w planach wybiec z akademika i schować się za drzewami,gdzie by mnie nie zobaczył. Jednak ktoś akurat dzisiaj postanowił pozamykać drzwi.
-Wiesz, tak pomyślałam. Może rozejm? - Uśmiechnęłam się słodko
- Mhmm, nie masz drogi ucieczki – zagrodził mi ostatnią drogę
- Przytulę Cię – szepnęłam i nie dając chłopakowi chwili zastanowienia, wcisnęłam się w jego ramiona. Znowu poczułam to przyjemne ciepło i uczucie błogiej ciszy. Dziwne, czasem wystarczy, że, ktoś nas przytuli na kilka minut, żebyśmy potem nie czuli się tak samo. W chwil, gdy wypuszcza Cię z objęć, czujesz się tak,jakby zabrał z sobą jakąś część siebie. Zaczęłam wdychać jego zapach, wiedząc, że zaraz się odsunie.
-Nie zamknąłem drzwi – przerwał ciszę, jednoczenie łapiąc mnie za rękę i prowadzać z powrotem na górę. Na szczęście ani Ares, ani Amfitryta nie opuścili pomieszczenia. Wręcz przeciwnie rozłożyli się na łóżku z uniesionymi głowami. Prychnęłam pod nosem zwalając Ares'a i zajmując jego miejsce.
- Teraz to zaczęłaś wojnę – zaśmiał się Andy, głaszcząc psa po głowie
- Straciłam przyjaciela?
-Pilnuj butów – odpowiedział krótko, usiadł w moje nogi i wyjął swój telefon, a w tym czasie całą swoją uwagę poświęciłam kotce i jej miękkiej sierści. Co trochę zerkałam w stronę chłopaka, który miał za bardzo poważny wyraz twarzy. Chciałam wierzyć, że chodź z tego co myśli, część jest mnie, jednak to nie jest przyjemny wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku? - pokiwała lekceważąco głową, nawet nie odwracając wzroku znad telefonu – Andy – szepnęłam
-Ta jest okej – mruknął, wstając i siadając przy biurku
- Możesz chodź raz powiedzieć,co się dzieję ? Tak żebym nie musiała tego wymuszać ?
- Nic się nie dzieję – wyjaśnił – Dostałem wiadomość od menadżera
- I to tak Cię wkurzyło ?
-Co? Nie! To bardzo ważnie
- I nie możesz się tym podzielić ? - Już nie chodziło oto, że chcę wiedzieć. Po porostu chciałabym, aby był otwarty. Muszę z niego większość rzeczy wymuszać. Jakbym nie wyjechała też bym się nie dowiedziała o czuję, z czasem to się robi bardzo męczące
- Nie mogę ryzykować, że ktoś się dowie. - podniosłam brwi z niedowierzania, czy on sugeruje, że mogłabym komuś wygadać ?
- Wiesz co ? Nie rozumiem naszych relacji. Czasem jesteśmy kimś więcej, późnij jesteśmy przyjaciółmi. A innym razem jak obce sobie osoby. I właśnie tak jest teraz....
- Juliet, wydaje Ci się, to jest poważne i ja.....um....
- Chcę żebyś ze mną rozmawiał – szepnęłam zrezygnowana – Zostawię Cię
Wyszłam szybko z pokoju, upewniając się, że zamknęłam swoje drzwi na klucz. Wzięłam głęboki wdech, opanowując bicie swojego serca. Po policzku cieknie mi łza, za nią kolejna. Nie mogę już ich powstrzymać zbyt wiele różnych emocji gotowało się we mnie i teraz wyłażą, a ja nie mogę nic zrobić. To za dużo, jak dla mnie. Czemu choć raz nie może być wszystko w porządku. Nie możemy cieszyć się tym, że jesteśmy razem.
Położyłam się na łóżku, przytulając głowę w swoją poduszkę. Przydałabym mi się teraz mama, albo przynajmniej babcia, która pogładziłaby mnie po głowie i powiedziała, że będzie dobrze. Niestety jestem sama i jakoś muszę dać rade. Przecież to nie pierwszy raz,gdy jestem sama prawda ?
Mój telefon zaczął wibrować i na początku liczyłam, że kimkolwiek jest to zaraz da sobie spokój, jednak nic takiego się nie nastąpiło. Wzięłam komórę do ręki, na wyświetlaczu widniał numer mojego taty. Ten też wybierze sobie moment
-Cześć tato- pociągnęłam nosem, starając się, aby mój głos się nie załamał
-Przepraszam, że tak długo nie dzwoniłem, ale byłam zajęty i – przerwał i głośno przełknął ślinę- Muszę w końcu Ci powiedzieć, kojarzysz moja asystentkę Jennifer?
- Tak, kojarzę ją – przygryzłam wargę,czekając na ciąg dalszy wiadomości
-Od dłuższego czasu się spotykamy i um.....poprosiłem ja o rękę. Zanim coś powiesz, naprawdę mi na niej zależy
- Tato! Obiecałeś,obiecałeś, że będziemy tylko my! Że nie pojawi się ktoś trzeci, czego się spodziewasz, że pogratuluje i zaczniemy być szczęśliwą rodziną? Nie!
-Muszę ułożyć sobie życie – westchnął
- Nie chodzi o to, dopiero teraz mi o tym mówisz? Powinnam ją poznać, przywiązać się! Nie znam jej i na pewno nie zastąpi mi mamy - rzuciłam telefonem o ścianę, a ten rozpadł się na części trzecie. Tak cholernie potrzebuje,żeby ktoś mnie przytulił. Wytarłam łzy policzków, miałam gdzieś, że w tej chwili jeszcze bardziej się rozmazuję, irytowały mnie,
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Zapukałam delikatnie w drzwi po cichym „proszę” je uchyliłam. Andy siedział na łóżku i głaskał Ares'a po głowie. Spojrzał na mnie i gwałtownie podniósł się z miejsca.
-Przepraszam – szepnęłam,chowając głowę w jego koszulę
- Co się stało? - oparł brodę i czubek mojej głowy
-Jestem zmęczona. Naprawdę nie chcę już tak żyć. Jestem zmęczona udawaniem, że wszystko w gra,bo wcale tak nie jest. Za każdym razem, kiedy się uśmiecham, czuję się tak, jakbym się oszukiwała,ale nie wiem jak inaczej żyć – wybuchnęłam płaczem, złapałam jego koszulkę, aż moje palce zbielały.




Andy?(przepraszam, że gift są tak w kupię)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz