Strony

środa, 3 maja 2017

Od Jorge do Marie

— Powodzenia. — Uśmiechnął się ojciec, otwierając drzwi od swojego żółtego Porsche.
Wolałem sam tu przyjechać, jednak nie wszystkie sprawy udało się załatwić przez internet i pocztę. Wymagany był w kilku dokumentach podpis rodzica lub opiekuna prawnego, więc niestety ktoś musiał ze mną być. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem ojciec znalazł dla mnie aż cały dzień, by się tutaj pojawić, to naprawdę wielki sukces.
— Dzięki — rzuciłem beznamiętnie i podszedłem do mojego samochodu, by wyjąć z bagażnika swoje walizki.
— Zaczekaj — zawołał, wyjmując coś ze schowka i podbiegając prędko do mnie — Mam coś dla ciebie.
Wystawił w moją stronę ozdobną, biało-zieloną torebkę ze złotym sznurkiem na górze. Przez chwilę zastanawiałem się, czy przyjąć jego prezent, czy po prostu kazać mu spierdalać. Ten mężczyzna wciąż jest moim ojcem i mimo wszystko, co się do tej pory wydarzyło, należy mu się szacunek.
— Em... dziękuję — odpowiedziałem, biorąc od niego torebkę.
— Nie sprawdzisz, co jest w środku? — Uniósł jedną brew, jakby sam był tego ciekaw.
Wzruszyłem obojętnie ramionami, jednak postanowiłem zajrzeć do torebki, która mimo niewielkich rozmiarów była dość ciężka. Moją uwagę od razu przykuło białe pudełko, którego zawartość okazała się najnowszym iPhone'em 7 plus. Obok niego znajdował się również skórzany portfel i nowy, srebrny zegarek.
— Nie musiałeś mi nic kupować — mruknąłem, odkładając wszystko z powrotem do torebki.
— Masz rację, nie musiałem, się chciałem sprawić mojemu synowi przyjemność. — Uśmiechnął się. — W portfelu masz kieszonkowe i kartę kredytową, na którą trzem z matką będziemy systematycznie przelewać ci pieniądze.
Kiwnąłem jedynie głową, na znak, że wszystko rozumiem, a ojciec rzucił tylko coś w stylu "do zobaczenia" i wsiadł do auta. Podszedłem do swojego pojazdu i otworzywszy bagażnik, wyjąłem ze środka wszystkie moje walizki, stawiając je na kamiennej drodze. Zapodziało się tu również kilka rzeczy Juanito, które będę musiał zanieść do siodlarni, jednak jedyne, o czym teraz marzę, to pójść do swojego nowego pokoju i rozłożyć się wygodnie na łóżku. Podróż z Hiszpanii była jak dla mnie zdecydowanie za długa, chociaż wiem, że do Morgan University przyjeżdżają również ludzie z dalszych zakątków świata. Nigdy nie byłem fanem podróży, mimo że miałem je wręcz na wyciągnięcie ręki. Rodzice byli w stanie zapewnić mi wszystko, pod warunkiem, że w przypadku jakiegoś wywiadu, będę opowiadał o tym, jak bardzo szczęśliwą rodziną jesteśmy. Nie chciałem tak kłamać i ani razu nie poruszałem tego tematu, mimo że dziennikarze bardzo często o to pytali. Zazwyczaj broniłem się czymś w stylu, że nie chcę opowiadać o moim, w sumie to naszym życiu prywatnym, gorzej było z Ariadną. Ona słuchała wszystkiego, co mówili rodzice i wykonywała ich każde polecenie. Widocznie jej jeszcze nie przeszła chęć zwrócenia na siebie uwagi, ja już dawno odpuściłem i tak nic ich nie obchodzi poza karierą.
Zamknąłem bagażnik, a raczej trzasnąłem nim z całej siły i złapałem swoje rzeczy, kierując się w stronę akademika. Jestem zbyt leniwy, by nosić to wszystko na dwa razy, więc musiałem wyglądać komicznie, załadowany od stóp do głów. Ktoś otworzył mi drzwi, jednak nie zdążyłem zauważyć kto, bo osobą bardzo szybko się stamtąd ulotniła, a ja rzuciłem tylko za nią ciche "dzięki". Doczłapałem się ostrożnie po schodach na samą górę i rozpocząłem poszukiwanie pokoju numer 42. Na całe szczęście nie znajdował się od zbyt daleko, więc już po chwili rzuciłem walizki na podłogę i zacząłem szukać klucza po kieszeniach.
Wnętrze pokoju było dość ładnie urządzone, jednak uznałem, że i tak zrobię wszystko po swojemu. Kompletnie nie pasowało mi ustawienie mebli, których w sumie nie było aż tak dużo. Odstawiłem najpierw swoje rzeczy zaraz obok łóżka, a prezent od ojca rzuciłem na nie. Podszedłem do włącznika światła, bo jednak o godzinie 20 zaczyna robić się już ciemno. Wcisnąłem go, a żarówka błysnęła, by zaraz potem zgasnąć, zostawiając mnie w półmroku.
— Zajebiście — mruknąłem pod nosem, podchodząc do żyrandola.
Moja pierwsza myśl była taka, że żarówka jest niedokręcona, jednak gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że po prostu się przepaliła. Wykręciłem starą, już w sumie nie użyteczną, wyrzuciłem do kosza i wyszedłem z pokoju, w celu znalezienia kogoś, kto mógłby mi to naprawić. Wziąłem od razu klucze od samochodu, by przy okazji pójść też po moją gitarę, którą zostawiłem w bagażniku. Szkoda, że nie sprawdzili pokoju przed przyjazdem nowego ucznia, skoro powinno być to ich obowiązkiem. Nie miałem ochoty wszczynać afery, więc spokojnie udałem się do sekretariatu, który na moje nieszczęście okazał się zamknięty. Skierowałem się z powrotem w stronę schodów, a po chwili z ich szczytu zaczęła schodzić jakaś dziewczyna, wpatrując się w telefon.
— Cześć, widziałaś może gdzieś kogoś z właścicieli? — spytałem, gdy znalazła się obok mnie.
Dziewczyna była niższa ode mnie o jakieś piętnaście, może dwadzieścia centymetrów, miał długie brązowe włosy, a gdy uniosła wzrok znad wyświetlacza komórki, moją uwagę przykuły głównie jej ładne, duże oczy.


Marie?
moje pierwsze i mam nadzieję, że nie jest najgorsze c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz