Strony

sobota, 15 kwietnia 2017

Od Zaina cd. Georgii

Kolejny ranek. Kolejny budzik. Kolejny dzień. Kolejna pobudka. Wszystko byłoby w porządku gdybym tylko mógł zasnąć. A mówili ci, że kawa o godzinie dwudziestej drugiej w nocy to nie jest dobry pomysł. Teraz cierp. Przez całą noc przekręcałem się z boku na bok. Ile razy próbowałem odganiać do siebie myśli tyle razy wracały one z powrotem. Przynajmniej mam kota, który przy każdym ruchu chwytał mnie pazurami i nie pozwalał na nic więcej niż tylko obrócenie głowy. Reszta mojego ciała służyła jedynie tylko jako cieplutkie posłanie pupila.
W pewnym momencie, nie mogąc już dalej wytrzymać w jednej pozycji, wstałem i usiadłem na skraju łóżka. Przełożyłem Sharikę na drugą poduszkę i przetarłem twarz rękami. Co można robić o piątej nad ranem? Gdybym miał psa najlepszym wyjściem byłby spacer, jednakże los obdarzył mnie tak złośliwą i zarazem słodką szarą kulką. Do zajęć pozostało jeszcze dużo czasu. Nie warto nawet iść do stajni. Morrigan radzi sobie pewnie świetnie i wcale nie potrzebuje niczyjej uwagi.
Wyszedłem z pokoju w stronę drzwi wyjściowych akademiku. Rzadko chodziłem po terenach uniwersytetu samemu, a teraz nadarzyła się okazja, którą warto wykorzystać. Schowałem ręce w kieszenie kurtki. Chłodnawy wietrzyk dawał jeszcze znaki, że pomimo panującej wiosny, nadal potrafi lekko przymrozić. W nocy musiało padać, wnioskując po kroplach wody osadzonej na źdźbłach trawy ogródka, który okalał niemal cały budynek. Już w dali zobaczyłem sylwetkę jakieś dziewczyny ze smyczą w ręce. W pierwszej chwili nie rozpoznałem w niej Georgii. Zbliżając się coraz lepiej słyszałem niemal błagalne słowa nawołujące kogoś.
-Hej, wszystko w porządku? - delikatnie podniosłem kąciki ust, które jednak opadły gdy zobaczyłem jak po policzku Georgii spływają łzy.
-Tak, znaczy nie... - mieszała się, bezradnie wzruszając ramionami i rozglądając się dookoła - Mój pies, Lula, musiała coś usłyszeć i nie wraca już dosyć długo. Martwię się, bo nie zna jeszcze tych okolic - dziewczyna przetarła dłonią spływającą, kolejną łzę.
Rozejrzałem się dookoła.
-Taka szara, kudłata? - próbowałem sobie przypomnieć wygląd psa Georgii, którego nie za często widywałem. Kiwnęła głową- Nie martw się, znajdziemy ją. Nie mogła uciec daleko, zresztą teren jest w większości ogrodzony ze względu na konie... - objąłem ją ramieniem i uśmiechnąłem się na pocieszenie - Chodź - z powrotem schowałem dłonie do kieszeni, czując jak ranny wiatr szczypie moją skórę.

Daleko uciec nie mogła... Mógłbym wymyślić coś lepszego na pocieszenie dziewczyny, ale w tamtej chwili nie pomyślałem co. Nieraz wystarczy tylko zaingerować w sprawę. Miałem tylko nadzieję, że na prawdę pies nie mógł uciec daleko. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy, stwierdzając że to nieco pomoże nam w poszukiwaniach. Spojrzałem na zegarek. Chodziliśmy już tak z dobre piętnaście minut.
W końcu spotkaliśmy się w punkcie wyjścia. Cholerka i co tutaj zrobić?
-Jesteś pewna, że jej nie słyszałaś? - spytałem, widząc jak oczy Georgii znów zaczynają być szklane. Pokręciła głową, zaciskając usta.
I w tym samym momencie coś przebiegło tuż obok moich nóg i zaczęło szczęśliwie merdać ogonem. Czyżby Lula? Wnioskując szerokim uśmiechem na twarzy dziewczyny, miałem rację.
-A mówiłem, że wróci - wtrąciłem podczas radosnych powitań. Georgia posłała mi swój uśmiech podziękowania - Tak zmarznąć w kwietniu to chyba jeszcze mi się nie zdarzyło - napomniałem - Oczekuję teraz ciepłej kawy na znak wdzięczności - zasugerowałem, dając powąchać swoją dłoń Luli.

Georgia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz