Nie planowałem żadnego, konkretnego wyjścia. Jedyną rzeczą, która przychodziła mi w tej chwili do głowy to zaszycie się w swoim pokoju z pyszną kawą z dodatkiem czekolady i jakąś malutką, słodką przekąską. Odpalić laptopa, włączyć ciekawy film, który pożarłby czas aż do kolacji i zrelaksować się w swojej ostoi radości, szczęścia i cudowności.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał równo 13:40. A może jednak dzień poświęcony tylko i wyłącznie Morrigan nie jest takim złym pomysłem? Co prawda jego przebieg będzie zależał od jej humoru, ale nigdy nie widziałem aby była niezadowolona z tego, że zwracam wyłącznie na niej jednej uwagę. Zresztą oglądanie filmu przez cały dzień, samemu chyba nie przypadł mi do gustu tak bardzo.
Wzruszyłem ramionami, wchodząc do swojego pokoju, przekonany już co do swoich planów na wolne po południe. Sharika przywitała mnie swoim spojrzeniem, siedząc na nagrzanym parapecie okna, gdzie przez prawie cały dzień świeciło wiosenne słońce. Otworzyłem szafę, wyrzucając z niej czyste bryczesy na łóżko. Za ten "porządek" w szafie dostałbym od Doniya`y niezłe kazanie, o ile nie rodziłaby mi kupić na sam pierw kaplicy. Wiosenne porządki całkowicie mi nie podpadają. Są okropne. Za każdym razem gdy myślę o ogromnym domu w Bradford, o pokojach do wysprzątania, o przedpokoju, który zajmował większość posesji aż krzywiłem się. Cieszy mnie teraz mały pokoik w akademiku, do którego nie ma nikt wstępu. Choć nieporządek jest bardziej widoczny to puki co nie rzuca się tak w oczy. A przynajmniej w moje.
Przebrałem się i chwyciłem w ręce kamizelkę. Wnioskując z dzisiejszej pogody, nawet w ujeżdżalni nie będzie zbyt ciepło. Zamknąłem drzwi i ruszyłem po Mori, która o tej porze powinna w spokoju paść się na padoku.

-Mori! - krzyknąłem, gdy klacz wymachiwała głową w jedną i drugą stronę, mierzwiąc przy tym całą swoją grzywę, zapewne już całą poplątaną. Skierowała na mnie głowę, stając przez chwilę w miejscu i zapewne myśląc ile będzie miała z tego, że podejdzie. Sięgnąłem do kieszeni po kawałek marchwi, która okazała się niezbędną rzeczą do przekonania karej. Choć rzadko kusił ją jakikolwiek przedmiot przekupstwa, to tym razem po chwili zawahania, podeszła bliżej i wyciągnęła w moim kierunku łeb, dając sobie przypiąć do kantara uwiąz.
-Poćwiczymy stęp hiszpański, co ty na to? Tak jak uczył ciebie wujek Mustafa - poklepałem konia po szyi - Tylko mnie się nie gryzie, pamiętaj - dodałem i przeczesałem palcami splątaną grzywę karej.

Jak to mówią, we are the champion. W pełni gotowi i nastawieni psychicznie na ciężką pracę związaną z nauką hiszpańskich kroków, wyruszyliśmy w stronę ujeżdżalni. Nie spodziewałem się spotkać tam Brooke, która widocznie postanowiła, odmiennie ode mnie pojeździć bardziej naturalnie. Uśmiechnąłem się jak to w swoim zwyczaju na widok dziewczyny podjeżdżającej bliżej.
-Nie spodziewałem się, że mamy podobne myślenie- otworzyłem szerzej drzwi od ujeżdżalni i wprowadziłem Morrigan do środka.
-Kłóciłabym się - odpowiedziała, przypatrując się mojej klaczy, która widocznie coś usilnie szukała w mojej kieszeni. Delikatnie odepchnąłem ręką jej głowę na bok, zamykając ujeżdżalnię.
-Jak wam idzie? - spytałem, podpinając mocniej popręg Mori, która automatycznie skuliła uszy. Już kiedyś oduczyłem ją gryźć w takiej sytuacji, jednak ta reakcja pozostanie chyba już na zawsze.
-Dobrze, pełne rozluźnienie, spokój i cisza - podkreśliła, posyłając w moją stronę wymowny uśmiech. Zaśmiałem się cicho i wsiadłem na grzbiet Mori - A wy? - delikatnie dała łydkę swojej siwej klaczy i ruszyła stępem obok nas.
-Postanowiliśmy poćwiczyć pewien dresażowy ruch, którego już kiedyś się uczyliśmy - odparłem - Przynajmniej wiem, że ja tak postanowiłem. Co na to Mori... jedna wielka zagadka. Chcesz pobawić się w sędziego i wystawić nam ocenę z treningu bądź czegoś w rodzaju treningu? - spojrzałem na Brooke kątem oka z delikatnym uśmiechem i poprawiłem wodze.
-Zabawa w nauczyciela? Całkiem ciekawa propozycja - uniosła brew do góry, chyba nieco zaskoczona moją nietypową prośbą.
-Tylko błagam, nie bądź zbyt surowa - Mori zgięła głowę. Dobry znak.
*po rozgrzewce*
Morrigan stanęła równo przy ścianie hali, delikatnie unosząc głowę wyżej. Brooke jednak okazała się bardziej wymagająca niżeli sądziłem. Jej nietypowe polecenie zaskoczyło mnie. Stań w miejscu i spróbuj delikatnie cofnąć konia wyłącznie jego ciałem, jednak nie może zrobić żadnego kroku do tyłu.
-Skąd ty to wzięłaś? - spytałem, śmiejąc się.
-Nie wiem... tak pisze w internecie - dziewczyna wzruszyła ramionami, uśmiechając się widocznie rozbawiona. Sama podeszła do ściany wraz z Tikani i próbowała rozpracować to nietypowe ćwiczenie.


-Nie myślałam, że ci się uda - usłyszałem z boku.
-Wiesz... we mnie nie można wątpić - pokręciłem głową z wypisaną skromnością na twarzy. Brooke zaśmiała się, kręcąc tylko głową i puszczając Tikani - Słuchaj...- zacząłem niepewnie, skupiając się na poluzowaniu popręgu. Ten list, który dostała Brooke nie dawał mi spokoju przez prawie cały dzień. Nie chciałem naciskać, jednak nie leżało w mojej naturze brak ciekawości. Nawet z sprzeciwem drugiej osoby - List, który dostałaś wczoraj... Otworzyłaś go? - zwróciłem na dziewczynę swoje spojrzenie, które jednak potem uciekło w inną stronę.
Nie odwróciła się. Zajęła się Tikani albo chciała by tylko tak wyglądało.
-A czemu pytasz? - odparła z głośnym westchnięciem.
Chwyciłem wodze karej księżniczki i podszedłem bliżej, tym razem patrząc prosto w twarz Brooke. Wzruszyłem ramionami, próbując wyszukać w niej jakiś odruch.
-Wydawało mi się, że niezbyt byłaś szczęśliwa z jego przyjścia - ciągnąłem, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że jednak wchodzę na niestabilny grunt.
-Tak? - spojrzała na mnie, próbując ukryć lekkie zakłopotanie.
Uniosłem brwi, nie odpowiadając. Być może nie powinno mnie to interesować, ale wnioskując po jej reakcji, ta mała, biała koperta widocznie była tematem tabu.
Brooke?
Coś mi się stało z postem przy wstawianiu gifów i za Chiny nie potrafię tego naprawić :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz