Strony

niedziela, 9 kwietnia 2017

Od Olivii C.D. Lewisa

Ten płaszcz naprawdę wszystko popsuł, miałam ochotę na dłuższą przejażdżkę, ale wiedziałam jaki jest ciężki, gdy namoknie, dodatkowo strasznie długo później schnie, no i jest prześliczny, po prostu było mi go szkoda wystawiać go na takie warunki. To głupie aż tak cackać się nad ubraniem, ale naprawdę bardzo go lubię, o żadną inną rzecz nie dbam równie mocno.
Miałam zamiar później jeszcze troszkę wykorzystać Lewisa i poprosić o zaprowadzenie na parkur i ewentualnie jakiś tor do crossu, ale pogoda pokrzyżowała moje plany. Chłopak pojechał w stronę jakiejś leśnej dróżki, zatrzymaliśmy się na jej rozstaju. Uniosłam brew, a on odwrócił się i popatrzył na mnie.
- Jaką wersję powrotu wolisz? Łagodną, czy "ekstremalną"? - wymówił to ironicznym tonem, a dodatkowo palcami wykonał gest oznaczający cudzysłowie. Pogładziłam delikatnie Phillipe'a.
- Jestem skłonna zaryzykować - odparłam, a on skręcił w lewo. Po kilkudziesięciu metrach podłoże zrobiło się bardziej śliskie, a drzewa znacznie zgęstniały, poczułam na twarzy pierwsze krople deszczu. Przyspieszyliśmy i znów zaczęliśmy się ścigać, tym razem nie odpuszczałam, zrównałam się z chłopakiem i stanęłam lekko w strzemionach, pozwalając się nieść koniowi. Moje włosy powiewały jak szalone, a chłodny wiatr wyciskał z oczu łzy. Schyliłam głowę i otarłam je szybkim jednym ruchem ramienia, w oddali dostrzegłam niezbyt wysoką sztachetę, zapewne postawił ją ktoś, kto wiedział, że uczniowie się tutaj ścigają. Zbliżyliśmy się do przeszkody, usiadłam głębiej w siodle i pozwoliłam wałachowi ją przeskoczyć. Koń przefrunął nad nią i wylądował miękko po drugiej stronie. Zebrałam wodze i zatrzymałam się kilka metrów za sztachetą, nie czekaliśmy długo na Lewisa, Santiago był w końcu koniem wyścigowym.
- Dlaczego stanęłaś? - zapytał podjeżdżając w moją stronę.
- Bo ty tu jesteś przewodnikiem - odparłam nieco zaczepnym tonem. Deszcz nasilił się, najwyraźniej nie uniknę dziś przemoczenia. Westchnęłam lekko i spojrzałam w niebo, chłopak prychnął pod nosem z lekceważeniem, na co tylko uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Ciągle próbowałam rozgryźć, dlaczego wbrew sobie się tu ze mną wybrał. Poznanie kogoś nowego było całkiem miłą odskocznią od zniewieściałego Paula, troszkę głupiej Melody oraz konkretnie popierdolonych (na szczęście w pozytywny sposób) znajomych z OMR'u. Wypytałam go trochę o nauczycieli w uniwersytecie i o szkołę w czasie drogi powrotnej. Przemoczeni wreszcie wprowadziliśmy swoje wierzchowce do stajni, wytarłam Phillipe'a słomą i wyszczotkowałam go pobieżnie, wyczyściłam mu dość szybko kopyta. Głaskałam go jeszcze przez dłuższą chwilę, bo bardzo się tego domagał. W końcu odwróciłam się z zamiarem opuszczenia boksu, ale Fifi popchnął mnie na niego mocniej łbem, odwróciłam się by go skarcić, a wtedy zaczął na mnie napierać. Trzepnęłam go lekko w ucho, by się opanował, niestety nie miał zamiaru przestać. Posadził mnie na ziemi i po chwili położył się obok mnie. Uległam i pozwoliłam położyć mu swój łeb na moich kolanach, zaczęłam go miziać i zagadywać. Zaplatając warkoczyka z jego grzywki opowiadałam mu, jak zatrzymali mnie na odprawie na lotnisku przez to, że na ostatnią chwilę kupiłam mu jakieś suplementy, które wyglądały bardzo podejrzanie.
- Zostałam przez ciebie przemytnikiem - powiedziałam przesadnie słodkim tonem, takim jak do dziecka i podrapałam go palcami po bródce. Parsknął z zadowoleniem i zamknął oczy, a ja usłyszałam ciche prychnięcie śmiechem. Podniosłam wzrok, Lewis właśnie mnie minął, najwyraźniej słyszał całą moją gadaninę. Odgarnęłam z zażenowaniem włosy za ucho.
- Do zobaczenia - rzuciłam do chłopaka, a on kiwnął głową na odchodne i zniknął za drzwiami stajni. Minęła jeszcze dłuższa chwila, nim Phillipe wreszcie pozwolił mi wyjść. W drzwiach internatu przypomniałam sobie o prezencie od dziadka, dlatego szybko się wróciłam. Stajenny na początku nie chciał mi oddać pudła, ale po mojej dłuższej argumentacji odzyskałam własność.
Zawlekłam karton do mojego pokoju i powiesiłam, nie dość że mokry, to jeszcze brudny od słomy i błota płaszcz przez ramę krzesła, a potem zabrałam się za otwieranie prezentu. Na widok zawartości zaświeciły mi się oczy. Przesunęłam dłonią po pachnącym skórą, czarnym siodle wszechstronnym i podniosłam wyżej uzdę, by się jej przyjrzeć. Błyszczała i miała pięknie ozdobiony naczółek, oprócz tego był jeszcze zestaw o intensywnym granatowym kolorze - czaprak, nauszniki i owijki. Przejął mnie okropny żal, że dopiero jutro będę mogła je przetestować. Przeczytałam również list, który dołączył mi dziadek i od razu do niego zadzwoniłam, muszę go odwiedzić w weekend, ciekawe co się zmieniło w stajni. Potem wyczyściłam jeszcze trochę ten nieszczęsny płaszcz i buty i zaczęłam się rozpakowywać w pokoju, poukładałam ubrania w szafie, książki i płyty na półce. Na biurku, zaraz obok lampki i laptopa położyłam sklejkę zdjęć, którą dostałam od Paula na urodziny. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo pokój zrobił się bardziej przytulny. Gdy zerknęłam na zegar było już prawie wpół do ósmej, więc pomyślałam, że poszukam stołówki i pójdę coś zjeść. Przypadkiem natknęłam się na nieco niższą ode mnie blondynkę, posłała mi tylko krótki uśmiech. Wyglądała na sympatyczną osobę, więc zagadnęłam ją tylko krótko i poszłyśmy razem na stołówkę. Usiadłyśmy razem, ale niewiele rozmawiałyśmy, bo była zajęta pisaniem sms'ów, czy czegoś tam. Nie przeszkadzało mi to, sama zdecydowanie nadużywałam telefonu. Zajadając się bułką z kurczakiem sama przeglądałam Instagrama. Potem rozejrzałam się ciekawie, ale nigdzie nie zauważyłam Lewisa. W sumie to i tak bym do niego nie podeszła, ale jakoś mnie zaciekawiło, czy ta, na oko zmęczona życiem istota, również czasami odczuwa głód.
Po jakichś pięciu minutach pojawił się obok nas wysoki chłopak, Juliet, bo tak nazywała się blondynka rozpromieniła się na jego widok. Pocałował ją w czoło na powitanie i usiadł obok.
- Andy - przedstawił się i napił swojego napoju. Odpowiedziałam tym samym, miałam nieodparte wrażenie, że skądś go kojarzyłam. Cała sytuacja wyjaśniła się po chwili, a potem w ogóle całkiem mnie zaskoczyli informacją, że do akademii uczęszcza niemal cały zespół One Direction. Nie włączył mi się tryb szalonej fanki, bo tak właściwie, to słuchałam głównie hip-hopu, a w rozmowach wyrażałam się o nich raczej... delikatnie mówiąc - niepochlebnie. Nawet miło rozmawiało mi się z parą, ale po kolacji od razu wróciłam do pokoju. Umyłam się dokładnie, popisałam jeszcze przez chwilę z Melody i położyłam się wcześnie spać, bo wrażenia całego dnia dość mocno się na mnie odbiły.

Lewis, jak ci minął wieczór? wybacz za błędy czy jakieś powtórzenia jak będą, ale nie chce mi się tego sprawdzać xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz