Strony

sobota, 15 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

To był jeden z nielicznych razy, kiedy spotkałem się z tak okropnym charakterem pisma u dziewczyny. Moje pismo przy jej to bajka... no może potrafiłem pisać dowolnymi czcionkami i robić cuda piórem, ale to co zobaczyłem na tych kartkach to sroga przesada. Wreszcie po nie wiem jak długiej męczarni z odczytywaniem tych bazgrołów, oderwałem się od pracy i spojrzałem na Olivię, która jak się okazało, spała sobie w najlepsze.
- Takiej to dobrze - mruknąłem i postanowiłem jej na razie nie budzić. Złapałem za długopis, aby po chwili zacząć łączyć części naszej pracy, w międzyczasie trochę ją poprawiając oraz dopisując to, co mogłoby stanowić ciekawe dopełnienie. Kiedy wreszcie jakoś to wyglądało, musiałem obudzić dziewczynę... a przynajmniej spróbować. Delikatnie szturchnąłem ją w ramię, najbezpieczniejsza droga. Po dłużej chwili obudziła się, rozejrzała wokół i odgarnęła włosy z twarzy. Przekręciłem głowę, ciekawe czy ja też tak wyglądam raz po przebudzeniu.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Skończyłem i bałem się, że będę musiał unikać strażnika, niosąc na rękach dziewczynę, przez co jeszcze bardziej rzucałbym się w oczy. Jakby mi tego mojego wzrostu było mało.
- Owszem, krasnalem to ty nie jesteś.
- Jak na to wpadłaś, skrzacie? - prychnąłem.
- Skrzacie? - głowa opadła jej na dłoń, która leżała na biurku. Chyba jednak będę musiał ją nieść. - Jak to?
- Normalnie. Jak inaczej nazwać kogoś kto pewnie nawet metra siedemdziesiąt nie ma?
- Skąd wiesz, że nie ma - ziewnęła. Jutro pewnie będzie myśleć, że to sen.
- Magiczna zdolność mierzenia ludzi na oko - odparłem.
- To ile lat ma twój brat? - zmieniła nagle temat.
- A ta znowu swoje - mruknąłem. - Trzynaście. Jest dokładnie siedem lat i sześć miesięcy młodszy ode mnie.
- Czemu mówisz na niego Alexander?
- To przesłuchanie?
- Tak - skierowała lampkę prosto w moją twarz. Skrzywiłem się i zasłoniłem oczy dłonią.
- Bo tak ma na imię.
- Nie o to chodzi.
- Rodzice do niego mówią Alex, a ja nie chcę być podobny do nich i jego pełne imię bardziej mi się podoba.
- Wszystko przeciw rodzicom. Buntownik...
- Z wyboru - wtrąciłem. - W końcu mogłem być idealny, poświęcić wszystkie marzenia, założyć garnitur i zająć miejsce ojca... w sumie to nie do końca.
- Dlaczego, nie do końca? - zamknęła oczy. Nie wiedziałem, czy pyta z uprzejmości, bo czuje, że tak będzie lepiej, czy naprawdę ją to interesuje.
- Ponieważ pomimo mojej impulsowności, wybuchów i niemałej agresji, nie uderzyłbym swojego dziecka. Sama myśl o tym napawa mnie obrzydzeniem. Jest tak pewnie tylko dlatego, że sam tego doświadczyłem, ale to może lepiej.
- Lepiej, że cię bili? - zerwała się na chwilę, ale zaraz potem ponownie się położyła.
- W pewnym sensie tak. Widzisz, przez to nawet nie pomyślę o podniesieniu ręki na kogoś... chyba, że to idiota, o podobnej budowie ciała i wieku do mnie. Komuś takiemu w razie potrzeby, nie zawahałbym się przywalić.
- Czyli kobiet nie bijesz?
- Głupie pytanie.
- I głupia odpowiedź - zaśmiała się. - Chodźmy stąd.
- Dobrze - wstałem, zwinąłem kartki i włożyłem do kieszeni spodni, spojrzałem na Olivię, która ponownie spała. Westchnąłem. Zgasiłem lampkę j już miałem ją podnosić, kiedy się ocknęła.
- Ja nie śpię! - krzyknęła.
- To nie śpij ciszej. Chodź - pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Była tak zaspana, że musiałem objąć ją w pasie i przycisnąć do siebie, żeby mogła utrzymać pion. Oparła się o mnie, mrucząc coś, że nie trzeba. Ta nie trzeba, bo uwierzę. Ludzie po kilku minutach snu, dawno po północy, raczej nie funkcjonują. Kiedy wyszliśmy na korytarz, okazało się, że nocny stróż śpi w najlepsze. Droga do naszych pokoi była wolna.
Uwielbiałem te wnętrza nocą, oświetlone światłem księżyca wpadającym przez ogromne okna. Akademia, nie była małym budynkiem, jednak wbrew oczekiwaniom, nie była przytłaczająca. Mimo wszystko czułem się tutaj dobrze, jakbym miał tutaj trafić od zawsze. Jednak to nie prawda. Ja zawsze chciałem wyjechać gdzieś daleko... do Chile, na Alaskę, do Australii albo najlepiej Indii. Nigdy nie myślałem o pozostaniu w Anglii. Za dużo wspomnień.
Nagle Olivia jakby ożyła, uniosła głowę, a po chwili odepchnęła mnie. Uderzenie w żebra, po moich ostatnich bólach, spowodowało, że zginąłem się w pół.
- Co ty robisz?
- Prowadzę do pokoju, sadystko - syknąłem.
- Wszystko w porządku?
- A normalnie zginam się z bólu? Głupie pytanie. Dzięki za naruszenie rany, słońce.

Olivia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz