Zostawiłam na chwile konia samego, poszłam do siodlarni po sprzęt. Wzięłam swój brązowy popręgi, siodło i ogłowie. Potem podeszłam do swojej szafki gdzie wisiały wszystkie moje czapraki. Ściągnęłam z wieszaka
różowy i zamknęłam ją na klucz który wsadziłam do kieszeni. Podeszłam do Gaviliana i zaczęłam go siodłać, kiedy wszystko co miało być na grzbiecie już tam było, zorientowałam się że nie mam ochraniaczy. Wróciłam do siodlarni, wzięłam brązowe ochraniacze na przednie i tylne nogi. Wracając wzięłam jeszcze dwa smaczki dla konia z pojemnika który zawsze stał w siodlarni, wsadziłam je do kieszeni bryczesów.
Wróciłam do konia i skończyłam go siodłać, podciągnęłam mu popręg do końca. Wyprowadziłam go ze stajni. Poprowadziłam wałacha na hale.
Otworzyłam drzwi i weszłam razem z Gavilianem do środka, zostawiłam otwarte wejście. Podeszłam do krzyżaka który był tam postawiony, lekko go obniżyłam, miał coś koło 50 cm na środku. Następnie ruszyłam w stronę stacjonaty, tą akurat podwyższyłam na wysokość 80 cm. Położyłam przed nią jednego drążka. Potem zrobiłam jeszcze jednego oksera wysokości 70 cm i piramidkę której najwyższa przeszkoda miała około metr. Na koniec ustawiłam jeszcze drążki do cavaletti. Wróciłam do Gaviego, energicznie grzebał kopytem w piasku. Uśmiechnęłam na widok zachowania wałacha. Poklepałam go po szyi i jeszcze raz poprawiłam popręg. Wsadziłam nogę do strzemienia i podciągnęłam się, kiedy siedziałam już w siodle ustawiłam sobie długość strzemion. Zaczęłam stępować. Zrobiłam najwolniejszym chodem trzy kółka, potem ruszyliśmy spokojnym kłusem. Najechałam na trzy drążki położone na środku hali. Wierzchowiec dostawał łydkę przed każdym drągiem, podnosił wysoko nogi więc nie potknął się ani razu. Wałach zachowywał się dziś bardzo spokojnie, wykonywał wszystkie polecenia a jego ruchy były płynne. Nie wyrywał się do przodu ani nie zachowywał się jakby przed chwilą uciekł z psychiatryka. Mimo ze było to aż dziwne postanowiłam później to wykorzystać. Teraz wyładuje swoją energie, a potem, kiedy już będzie spokojniejszy poćwiczymy te zło które nazywane jest ujeżdżeniem. Popędziłam konia do galopu. Zrobiłam jedno kółko zanim najechałam na krzyżaka. Dałam łydkę Gaviemu by go pobudzić jakieś trzy metry przed przeszkodą,
zaczęłam liczyć kroki konia. Wałach wybił się w idealnym momencie, potem z gracją wylądował po drugiej stronie przeszkody. Poklepałam zwierze po szyi i nakierowałam na oksera. Kazałam wałachowi przyspieszyć, wykonał moje polecenie. Zaraz przed przeszkodą poprawiłam przysiad. Koń wybił się a potem z gracją wylądował. Nie zwalniając nakierowałam rumaka na okser. Znowu pokonał przeszkodę bez żadnego problemu. Została nam tylko jednak przeszkoda. Zbliżaliśmy się do piramidy. Koń gwałtownie przyspieszył i wybił się trochę za wcześnie, mimo to wylądował wręcz idealnie. Zwolniłam i poklepałam Gaviego po szyi. Wtedy do ujeżdżalni ktoś wszedł
<Ktoś? Błagam niech tym razem ktoś odpisze>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz