Strony

sobota, 11 marca 2017

Od Raffaele'a

Co za niefart. Dwie godziny przed wyjazdem do Morgan University okazało się że muszę jeszcze wylonżować konia Carmen. Przewracając oczami udałem się
Tak... to Quintano. Ale ten gościu to nie Raffaele ^^
 do boksu jej rumaka. Quintano zarżał na mój widok. Z całej rodziny,
to jego będzie mi brakować najbardziej. Założyłem
mu kantar i czarną lonżę. Siwek ochoczo ruszył w ślad za mną. Otworzyłem bramę do hali i wprowadziłem Quinto na sam środek. Gdy cmoknąłem, koń ochoczo ruszył kłusem, dookoła mnie. Raz delikatnie uderzyłem batem w ziemię, a koń skręcił w prawo. Usłyszałem jak drzwi do hali się otwierają.
-To ty jeszcze nie w pokoju? Miałeś się pakować, Raffe! - usłyszałem głos Enzo.
Zaśmiałem się delikatnie. Akurat on, znał mnie jak nikt. Ale zdziwiło go to że nawet teraz, jestem w stanie trenować konia młodszej siostry. Nie mam własnego konia. Ale ojciec obiecał że na czas pobytu w MU, da mi jakiegoś z tych które trenowałem. Jednak Quinto to koń Camy, a ja nie odbiorę jej ukochanego wierzchowca który chodzi pod wszystkimi - jak marzenie. Westchnąłem i nakazałem Siwkowi stanąć. Koń momentalnie się zatrzymał. Poklepałem go i zaprowadziłem w stronę brata.
-Miałem. Ale Cama musiała jechać na dodatkowe lekcje z gry na gitarze - posłałem mu uśmiech.
Enzo pokręcił głową. Jak zwykle, z ogromną uwagą zacząłem przyglądać się jego ciemnorudym włosą. Miał je po babci Helen. Niestety kobieta ta zmarła gdy miałem zaledwie 3 lata. Znam ją tylko
ze zdjęć. Cama nie zna jej w ogóle. Usłyszeliśmy kroki. O nie... Kolejna osoba do towarzystwa? Enzo wyczuł mój nastrój i poklepał mnie po plecach. Do hali, uroczystym krokiem wparadował ojciec, a wraz z nim matka i Tiffany - dziewczyna Enzo. Ojciec podszedł do mnie tak szybko że omal nie wypuściłem z ręki lonży Quintano, gdy zaczął się śmiać.
-Mam już dla ciebie idealnego konia - zdusił śmiech, bo matka zmierzyła go chłodnym spojrzeniem co nie jest w jej stylu - Słyszałeś o nowej dostawie koni, z Meksyku?
Zmarszczyłem brwi. Tiff trąciła mnie w rękę, więc oddałem jej Quintano.
-Tak.
Enzo wytrzeszczył oczy. O czym ja jeszcze nie wiem? Matka jednak stała z twarzą o wyrazie kamiennym. Tiffany szybko wyszła z hali, ciągnąć za sobą siwego wierzchowca, który wyraźnie stawiał opór. Chciał wiedzieć co tak ważnego się tu dzieje.
-Mam 4-latkę, której nikt jeszcze nie trenował. To wielkie wyzwanie, ale sobie poradzisz co? Nazwiesz ją jak chcesz bo klacz nie ma jeszcze imienia - wyrzucił z siebie ojciec.
Nie dałem po sobie poznać złości. Jak mógł? Tóż przed moim wyjazdem? Konia od podstaw? Przełknąłem nerwowo ślinę.
***
Czterolatka położyła uszy po sobie gdy Jack, jeden ze stajennych, usiłował wprowadzić ją do przyczepy. Kłapała zębami, rzucała łbem i grzebała kopytem w ziemi. Poprosiłem by mężczyzna oddał mi klacz. Na odchodne szepnął coś w stylu Diablica. Gdy chwyciłem za postronek, klacz uskoczyła w bok, ale zaparłem się mocno.
-Spokojnie mi sorpresa - zwróciłem się do klaczy.
Carmen uśmiechnęła się lekko na to jak zwróciłem się do klaczy. Uwielbiała język hiszpański którego uczył ją Diego Velazquez podczas naszego pobytu w San Sebastian na zawodach konnych gdzie startowałem na Queen of Missisipi. Wpadłem na cudowne imię dla tak
niespokojnej klaczy jak ta. Enzo skrzywił się gdy klacz stanęła dęba, a ja straciłem równowagę i upadłem pod jej kopyta. Ta skorzystała z okazji i uciekła w kierunku łąki gdzie złapała ją Tiffany. Imię... Ach tak. Zamierzałem nazwać ją po prostu Daily Suprise. Czyli coś w stylu dzienna niespodzianka. Czy tam codzienna. Chodziło głównie o słowo niespodzianka.

***
Jakimś cudem udało mi się wyprowadzić klacz z przyczepy po długiej podróży. Obiecałem mamie że zadzwonię, ale obecnie marzyłem o tym żeby się położyć, a Suprise nie ułatwiała zadania. Po trzeciej próbie wprowadzenia klaczy do stajni, po prostu postanowiłem na razie odstawić ją na łąkę. Ojciec wpadł na szalony pomysł - dać mi niczego nie nauczoną klacz do Akademi z niesamowitymi dzieciakami. Wypuściłem Gniadą na pastwisko gdzie od razu zaczęła brykać koziołki i tarzać się w trawie. Mimo woli uśmiechnąłem się do siebie.
 Ciekawe jak moja kochana niespodzianka sprawuje się pod siodłem i czy rozumie podstawowe komendy jak "rusz". Nagle moją uwagę przykuła jakaś dziewczyna zmierzająca w stronę łąki. Ciężko było mi określić jej dokładny wygląd, ale wiedziałem jedno - zmierza na pastwisko na którym jest Suprise i jeszcze jakiś rumak. Zanim zdążyłem ją ostrzec, weszła na łąkę. Gniada położyła uszy po sobie i rzuciła się na dziewczynę.
-Uważaj! - zawołałem i rzuciłem się w kierunku Daily.
W ostatniej chwili przytrzymałem klacz za kantar i uspokoiłem ją. Ciężko dyszała, ale ani jej, ani dziewczynie nic się nie stało. Już w pierwszy dzień klacz narobiła mi kłopotów. Ciekawe co spotka mnie jutro.

Jakaś dziewczyna chętna? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz