Strony

sobota, 11 marca 2017

Od Nialla cd. Charlotte

Kto by pomyślał, że przez pękniętą strunę od gitary, z samego rana będę zrywał się z łóżka i pędził do najbliższego miasta. Na grę na klasycznej, jakoś nie miałem ochoty, a akustyczna bez jednej struny... raczej nie zabrzmi zbyt dobrze.
Zgarnąłem z szafki portfel oraz kluczyki od auta i naciągając szybko buty, od razu wybiegłem z pokoju. Drogę po schodach pokonałem wręcz błyskawicznie i chwilę potem, byłem już przed akademikiem. Pogoda zdecydowanie dopisywała, pomijając kilka kałuż, które były pozostałościami po nocnej ulewie, w końcu można było poczuć to, czego tak bardzo mi brakowało.
W I O S N A
W pewnym momencie, zauważyłem na parkingu znajomy mi samochód, jednak dopiero po chwili się zrozumiałem, że przecież takich jest mnóstwo i na pewno nie należy on do tej osoby, o której pomyślałem. Już miałem iść do swojego auta, gdy usłyszałem za sobą czyjś głos. 
- Horan? 
Gdy tylko się odwróciłem, moim oczom ukazał się wysoki szatyn z burzą brązowych loków. 
- STYLES! - krzyknąłem, dosłownie rzucając się na Harry'ego.
Wpadłem chłopakowi w ramiona i mało brakowało, a oboje wylądowalibyśmy w kałuży. Z Harrym znamy się od dziecka, chodziliśmy razem do jednej szkoły, a potem.. kontakt urwał się jakoś po moim wyjeździe, poszliśmy w swoje strony i jak widać, chyba nasze drogi znowu się złączyły, jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
- Co ty tu robisz? - Uśmiechnąłem się szeroko, wyswobadzając się z objęć szatyna.
- Mam zamiar się uczyć, a ty?!
- Ja też! - pisnąłem, jednocześnie skacząc do góry jak mała dziewczynka.
Chyba właśnie zrozumiałem, czym jest fangirl...
- Muszę jechać do miasta, chodź jedziesz ze mną - powiedziałem zaciągając Harry'ego do samochodu.
Przez całą drogę, ani na chwilę nie zapadała cisza. Musieliśmy nadrobić czas, w którym nasz kontakt był wręcz znikomy. Miałem mu tyle do opowiedzenia, cholernie cieszyłem się, że Styles będzie się tu uczył, zawsze świetnie się dogadywaliśmy i znów mogliśmy być najlepszymi przyjaciółkami. Trochę przybliżyłem mu, jak wygląda nauka i treningi w Morgan University, a gdy tylko napomknąłem coś o Charlie, wiedziałem, że zaleje mnie falą pytań. 
- Opowiedz mi o niej coś więcej. - Wyszczerzył się, poruszając zabawnie brwiami.
- Co mam ci opowiedzieć? Poznasz ją niedługo - odpowiedziałem, chcąc uniknąć większej ilości pytań i skupiłem swoją uwagę na drodze.
- Co jest między wami? Jesteście razem? Utknąłeś we friendzone? 
- Nie, to znaczy.. ugh.. mam ci opowiadać wszystko od początku? To nie ma sensu Harry, między nami nic nie ma, ona na pewno nie jest mną zainteresowana. 
- Ale ty nią jesteś. - Wywrócił oczami.
- Z czego to niby wywnioskowałeś? - starałem się zachować poważny wyraz twarzy, co przy nim było dość trudne.
- Jesteś czerwony jak burak - zaczął się śmiać.
Odruchowo złapałem się za policzki, zerkając jednocześnie w lusterko. Cholera, przecież ja się nigdy nie rumienię!
- Oj przestań, przecież przede mną nie musisz nic ukrywać - mruknął, wpatrując się w przednią szybę auta. 
Od dłuższego czasu wiedziałem, że Charlotte nie jest mi obojętna. Cholernie mi na niej zależało i traktowałem ją jak dobrą przyjaciółkę. Kilka razy zastanawiałem się nad tym, czy.. czy nie czuję do niej czegoś więcej i za każdym kolejnym razem byłem coraz bardziej tego przekonany. Nie widziałem większego sensu w tym, żeby jej to powiedzieć, raczej i tak nie zmieniłoby to naszych relacji, a dodatkowo mogłyby się pogorszyć. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby przez moje durne uczucia, Charlie odsunęła się ode mnie. Nie chciałem stracić tego co między nami było, chociaż nawet nie wiem, czy można nazwać to przyjaźnią. 
Gdy wjechałem na parking, żadne z nas już się nie odezwało na ten temat, jednak wiedziałem, że Harry łatwo nie odpuści. Styles został w samochodzie, a ja szybko pobiegłem do sklepu muzycznego, którego znalezienie zajęło mi jakiś kwadrans. Wszedłem do środka i dzięki miłej obsłudze, po krótkiej chwili, miałem już to, czego potrzebowałem. Zanim zdążyłem opuścić sklep, poczułem wibracje telefonu.
Harry: Głodny jestem.
Nie ma się co dziwić, Styles zawsze myśli tylko o jedzeniu. Właśnie dlatego się przyjaźnimy, mamy podobne zainteresowania. Uśmiechnąłem się do telefonu i zerknąłem na godzinę, orientując się, że już dawno po śniadaniu, a do obiadu, jeszcze kilka godzin.
Ja: Zajdę do baru i wezmę coś na wynos XD
Harry: Boże, kocham cię.
Harry: Może to zabrzmiało pedalsko, ale.. dobra, nie mam usprawiedliwienia. 
Naprawdę brakowało mi tego idioty, był dla mnie jak drugi ( ten fajniejszy ) brat. Jak tylko wrócimy do akademika, będę musiał przedstawić go Charlotte. No tak, Charlie. Okej, raz się żyje. W sumie, to chyba nigdy nie powiedziałem jej, że bardzo ją lubię i wiem, że dzisiaj to zrobię, gdy tylko wrócę do akademika. Zajadę po drodze do mojej ulubionej kwiaciarni, uwielbiam wzrok Charlotte, gdy daje jej kwiaty w miejscu publicznym, czyli w naszym przypadku w stołówce. Jest to mieszanka kilku uczuć, zaczynając od "dziękuję, to bardzo miłe" przez nieśmiałość, do solidnego wkurwienia.  
Niall, ogarnij się, rusz dupsko i idź kupić coś do jedzenia.
Szybko wypatrzyłem pobliski bar i udałem się w jego stronę, obserwując, jak na niebie pojawiają się ciemne chmury. Chyba na moją ukochaną i wyczekiwaną wiosnę, będę musiał jeszcze trochę poczekać. Czując na sobie pojedyncze krople deszczu, przyspieszyłem i już po chwili znalazłem się wewnątrz baru, który, jak wnioskuję z wystroju, specjalizuje się w meksykańskich potrawach. Zanim zdążyłem podejść do lady, mój wzrok spoczął na pewnej znajomej mi osobie, która jak widać dobrze czuła się w towarzystwie nieznanego mi dotąd chłopaka. Poczułem się dziwnie, widząc Charlotte w jego objęciach, to było jak takie ukłucie... zazdrość?
Po prostu wyszedłem z baru, jakoś nie potrafiłem normalnie funkcjonować, gdy widziałem Charlie w towarzystwie tego chłopaka. Harry zauważył, że coś jest nie tak, jednak widząc mój wyraz twarzy, o nic nie pytał, za co byłem mu naprawdę wdzięczny. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać, bo przecież musiałbym przyznać, że jestem cholernie zazdrosny o Charlie i... właśnie pierwszy raz przyznałem to przed samym sobą.
Gdy dojechaliśmy do uniwersytetu, rozeszliśmy się w swoje strony, a Styles rzucił tylko, że jest w pokoju 72 i jeżeli będę chciał porozmawiać, to czeka. Aktualnie nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę, tym bardziej na taki temat. Nie miałem nawet pojęcia, co się ze mną działo, ale chciałem pobyć sam. Wróciłem do swojego pokoju i żeby jakoś oderwać się od swoich myśli, wziąłem gitarę, żeby założyć jej nowo zakupioną strunę. Oczywiście, wyjątkowo dzisiaj miałem do tego dwie lewe ręce i o mało nie połamałem mostka.. w sumie nie wiem jak to zrobiłem, ale jakoś tak wyszło. Cora zainteresowana moimi poczynaniami, postanowiła mi pomóc i łapiąc starą strunę w zęby, zaniosła ją do kosza.
Gra nie szła mi zbyt dobrze, przez jakąś godzinę co chwila musiałem dostrajać gitarę, jednak z czasem było coraz lepiej, a po pokoju rozbrzmiewały płynna i spokojna melodia, której dotąd jeszcze nie znałem. Wyjąłem zeszyt z plecaka i od razu zabrałem się za zapisywanie nut, bo znając moją pamięć, za jakieś kilkadziesiąt minut, nie potrafiłbym już jej odtworzyć. 
~~*~~*~~
Nie musiałem nawet długo myśleć nad słowami, które same swobodnie opuszczały moje usta. Zapisałem już kilka stron, tyle samo przekreśliłem, a wszystko powoli zaczynało mieć jakiś sens. Muzyka jak zawsze pozwoliła mi oderwać się od rzeczywistości, a do tego jeszcze ją odzwierciedlała, pisałem to, co czułem. Tekst mówił wiele, trzeba po prostu go zrozumieć, a tylko jedna osoba, być może, jest w stanie to zrobić.
Gdy tylko skończyłem śpiewać swoją piosenkę, drzwi mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich Luke. 
- Twoja? - Uniósł brwi, na co jedynie kiwnąłem głową - Jest świetna, menadżer naszego zespołu jest pod wrażeniem, kilka poprawek i chciałby posłuchać cię na żywo. 
- Czekaj - przerwałem mu, nie wiedząc do końca o co mu chodzi - Jakim cudem twój menadżer mnie słyszał?
- Wcale nie podsłuchiwałem! Tylko przechodziłem i usłyszałem, że śpiewasz - zaczął się tłumaczyć, jednocześnie żywo gestykulując - Wtedy zadzwoniłem do Jake'a, który słyszał wszystko przez telefon.
- Po co mam mu ją śpiewać?
- Człowieku, to może być twoja brama do kariery! - krzyknął - Zaśpiewaj mi to jeszcze raz, przez drzwi nie słyszałem aż tak dobrze.
Luke rozsiadł się przy biurku i spojrzał na mnie wyczekująco. Wiedziałem, że jakiekolwiek kłótnie z nim i tak nie miałyby sensu, bo raczej nie należy do osób, które łatwo się poddają, więc zaśpiewałem piosenkę po raz kolejny, dokładnie analizując jej słowa.
"You still make me nervous when you walk in the room
Them butterflies they come alive when I’m next to you
Over and over the only truth
Everything comes back to you"
- Nie wiedziałem, że między tobą i Charlotte coś jest - odezwał się cicho, gdy ostatnie dźwięki gitary rozbrzmiały po pokoju.
- Bo nie ma - burknąłem.
Odłożyłem gitarę i chciałem móc już po prostu położyć się spać. Przez cały dzień nie robiłem praktycznie nic poza graniem, a jednak dopadło mnie cholerne zmęczenie. 
- Za trzy dni gramy koncert w mieście. 5 Seconds Of Summer w niewielkim miasteczku ściągnie dość dużą publiczność, masz szansę się pokazać.
~~*~~*~~
Propozycja Luke'a tak naprawdę nie była propozycją, on po prostu oznajmił mi, że wystąpię. Przez te trzy dni nie miałem zbytnio kontaktu z Charlie, rozmawiałem wyłącznie z Harrym, a Luke.. nie rozmawiałem z nim, tylko on cały czas do mnie gadał. Spędzałem czas głównie w stajni, albo w studio, gdzie ciągle śpiewałem. Za kilkanaście minut pierwszy raz wystąpię przed tak liczną publicznością. Co prawda brałem udział w wielu konkursach muzycznych, jednak to nie było nic wielkiego, ilość słuchaczy zazwyczaj nie przekraczała 100 osób, a tu.. było ich zdecydowanie więcej. Czułem, jak w momencie, gdy rozbrzmiały ostatnie słowa Jet Black Heart moje serce przyspiesza, a trema nie pozwala mi nawet zrobić kroku naprzód. Ciekawe, czy Charlotte przyszła na koncert. To dość duże wydarzenie, wiem, że sporo osób z Morgan Univeristy się pojawi, ba, Luke nawet załatwił im darmowe bilety z wejściówkami VIP. 
Gdy usłyszałem, jak Hemmings zapowiada mój występ, a jego menadżer zaciąga mnie siłą na scenę, miałem ochotę stamtąd uciec, jednak... nie miałem już wyjścia.
- Wielkie brawa dla Nialla! - zawołał Luke.
Rozległy się krzyki, zagłuszane jednocześnie głośnym klaskaniem. Wzrok wszystkich skupiony był w tym momencie na mnie, a z jakiegoś nieznanego mi powodu, cała trema nagle wyparowała.




Charlotte?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz