Strony

sobota, 18 marca 2017

Od Christopher'a Cd Łucji

Pierwszy dzień w nowym miejscu, ja to przeżyję, nie wiadomo  czy King również będzie tym zachwycony. Raczej w to wątpię. Przez całą drogę rzucał się po całej przyczepie jak najęty. Wiem dobrze, że on tego nienawidzi, ale nie mam wyboru. Uciekamy przed kłopotami, które mamy przez ogiera. Najgłupszym pomysłem na jaki mogłem wpaść to rozpoczęcie nauki na uniwersytecie, gdzie każdy ma swojego ułożonego konia, które z pewnością mają niejedno osiągnięcie na swoim kącie i są bardzo cenne. Okaże się zaraz, że Demon wpadnie na jakiś chory pomysł by znowu zrobić komuś krzywdę co może oznaczać, że nie wypłacę się do końca życia. Chyba będę musiał poprosić o to, by znaleźli miejsce dla ogiera z dala od innych koni, ale o to będę się martwił później. Najbardziej przeraża mnie fakt, że będę musiał jakoś wyprowadzić konia z przyczepy.
(...) Na teren Morgan University wjechałem ok. godziny 4 po południu. Ogiera wprowadzę do nowego domu wtedy, kiedy nikt nie będzie się kręcił w pobliżu. Tak dla bezpieczeństwa. Postanowiłem, że najpierw odwiedzę właściciela by porozmawiać. Wysłano mnie pod gabinet, na którym znajdowało się nazwisko Sam Stewart. Zapukałem do drzwi po czym wszedłem do środka gdy usłyszałem słowo "proszę".
- Dzień dobry. Christopher Henderson. - Powiedziałem stojąc przed biurkiem, za którym siedział właściciel Morgan University.
- Witam. W czym pomóc? - Usłyszałem donośny głos wydobywający się z ust mężczyzny.
- Przeszedłem tutaj w sprawie mojego konia, King of the Demon.
(...) Godzina 20. Wszyscy albo siedzą w stołówce, albo poszli do swoich pokoi by wypocząć od trudów dnia codziennego, by mogli się wyspać po to żeby być w pełni sił na jutrzejszych zajęciach. Od właściciela uniwersytetu dostałem pozwolenie, na wykorzystanie wolnego boksu, który znajduje się jak najdalej od innych koni. Przedstawiłem mu dokładnie sytuację i podkreśliłem, że nie chce, aby coś stało się jakiemuś zwierzęciu dlatego przychodzę do niego z tą prośbą. Na całe szczęście w MU każdy boks ma mini wybieg. Podjechałem tyłem czarnym Infinity pod wybieg przeznaczony, dla Kinga. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Następnie podszedłem z każdej strony przyczepy i otworzyłem ją. Następnie powoli opuściłem rampę po czym szybko zmyłem się tak gdzie pieprz rośnie. Konkretnie stanąłem jak najbliżej przyczepy i ogrodzenia by nie zostać zdeptanym przez ogiera.
Ten natomiast wyparował nagle z niej jak szatan i zaczął strzelać barany na wybiegu.  Z rozpędu wpadł na ogrodzenie i oparł się na nim klatką piersiową. Pozostało mi tylko czekać, aż koń ochłonie lub wejdzie do boksu bym mógł odjechać i zamknąć wybieg. Siedziałem za ogrodzeniem i przyglądałem się ogierowi. Kiedy widziałem, że uspokaja się wstałem i wskoczyłem na wybieg. King od razu ruszył w moją stronę próbując mnie wystraszyć, lecz ja stałem twardo w tym samym miejscu patrząc w jego oczy. Koń położył uszy po sobie i będąc już metr ode mnie stanął dęba po czym upadając kopytami na ziemię odbił w prawą stronę i zawrócił ponawiając próbę ataku. Chciał pozbyć się mnie ze swojego terytorium, na razie mu to nie wychodziło. Schowałem rękę do kieszeni i wyjąłem z niej końskie ciasteczko. Wyciągnąłem bardzo powoli dłoń w stronę konia, ten natomiast trącił mnie pyskiem po czym odbiegł w przeciwnym kierunku parskając. 
- King... - Szepnąłem. Wyciągnąłem więcej ciasteczek i zacząłem nimi potrząsać by wydawały z siebie odgłosy. Ogier nastawił uszu i powoli zmierzył w moją stronę. Ponownie wyciągnąłem płaską dłoń w jego stronę. Skarogniady spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem po czym chwycił jedno ciastko i odbiegł. W tym czasie poszedłem do przyczepy gdzie znajdowała się lonża i schowałem ją za sobą. Po raz kolejny wykorzystałem ciasto jako zachętę do podejścia i zawołałem w stronę konia "King" by przyzwyczaił się do swojego imienia, z czym był duży problem.
 Kiedy ogier zbliżył się i chwycił ciastko szybko zorientował się, że jest ich więcej więc stał przy mnie biorąc każde z nich po kolei. W tym czasie ja powoli i ostrożnie zapiąłem lonżę do jego kantara. "Oby mnie teraz nie porwał i tym bardziej się nie spłoszył" - pomyślałem.  Jak na złość w oddali usłyszałem psa, co gorsza on też go usłyszał bo postawił uszy i spojrzał w jego kierunku. Dlaczego to zawsze są psy? Nie wiedziałem kompletnie co teraz zrobić. Czas reakcji był za długi.
Pies zaczął biegać wzdłuż ogrodzenia wybiegu i głośno szczekać. King wyrwał mi się i uderzył we mnie kopytem po czym uciekł w stronę boksu strzelając barana przed drzwiami i szybko tam się schował przed zagrożeniem. Nie zważając na ból klatki piersiowej pobiegłem w stronę boksu i szybko zamknąłem drzwi. W tym momencie ogier zerwał się i uderzył w całej siły w drzwi. Zjechałem po ścianie chwytając się za lewą pierś. Zmrużyłem oczy i zobaczyłem, że w oddali stoi jakaś postać, która zdaje się widziała całe zdarzenie. Podniosłem się momentalnie i wyszedłem z wybiegu. Wsiadłem do samochodu i odjechałem nim by móc zamknąć bramę. Gdy to uczyniłem spostrzegłem, że na ogrodzeniu została krew. Momentalnie spojrzałem na swoją dłoń, która również była zakrwawiona.
- Cholera! - Wrzasnąłem kopiąc w koło samochodu. Postać, która przyglądała się temu co wydarzyło się na wybiegu zdawała się zbliżać w moim kierunku. Chyba to była dziewczyna.
- Nic ci się nie stało? - Tak po na pewno była dziewczyna, słyszałem po głosie.
- Ta, wszystko dobrze. - Mruknąłem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz