Przez dłuższą chwilę przyglądałam się blondynowi, który jakby wahał się na odpowiedzią. Sama byłam zaskoczona tym, że w ogóle przyszło mi do głowy zapytać o taką bzdurę. Zazdrosny? O kogo?
- Nieistotne, zapomnij, że pytałam - mruknęłam, odkładając laptopa na szafkę nocną, a następnie wracając do Nialla wzrokiem. - Odpowiadając na twoje pytania, to najlepszy przyjaciel mojego brata.
Poniekąd również należy do rodziny, przygarnęliśmy go.
Irlandczyk po chwili przyglądał mi się badawczo, aż w końcu speszona spuściłam wzrok na pościel. Na biurku oraz jednej z szafek stały oba bukiety od chłopaka, z czego ten starszy, nadal był w świetnej formie. W pokoju unosił się słodki, różany zapach, łączący się z waniliowym aromatem świeczek. Taka mieszanka pozwalała mi się odprężyć i zrelaksować, czego szczególnie potrzebowałam po nerwowym tygodniu. Dodatkowo półmrok panujący w pokoju, ułatwiał mi funkcjonowanie. Może rzeczywiście upodobniłam się do wampira, czasami słońce cholernie mi przeszkadzało.
- Okej - rozluźnił się, odkładając na podłogę miotającego się szaleńczo szczeniaka. Owczarek od razu wbiegł pod łóżko, najprawdopodobniej dostrzegłszy swoją piłkę. Dochodziły do nas jedynie jego warknięcia i głośne mlaskanie.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwało dopiero moje dość ciężkie westchnięcie.
- Nie mam dziś ochoty na grę na konsoli - zaczęłam, przy czym odgarnęłam sobie niesforny kosmyk włosów z twarzy. Aż prosiły się o ponowne przycięcie, jednak ostatnimi czasy wizyta u fryzjera ciągle uciekała mi z głowy. - Masz może piłkę? Moglibyśmy pograć na trawniku przed budynkiem.
Mogłam dosłownie przyrzec, że jego oczy zaświeciły się jak żarówki.
- Jasne, że mam - wyszczerzył się radośnie, a po jego nerwowości nie został nawet najmniejszy ślad. Pstryk, i już na jego twarzy pojawia się uśmiech. Ciekawiło mnie przez chwilę, gdzie ma przełącznik.
- Okej. W takim razie spotykamy się za dziesięć minut przy drzwiach. Muszę się przebrać w coś wygodniejszego.
- Ajaj, kapitanie - zasalutował entuzjastycznie i po machnięciu mi dłonią na pożegnanie, wyszedł z pokoju. Jeansy i sweter zamieniłam na długie, czarne legginsy i trochę krótszy od przeciętnego
podkoszulka, szary t-shirt. Włosów postanowiłam nie związywać, poza tym, nie zrobienie z nich końskiego ogona nie należało do łatwych. Obejrzałam się przelotnie w lustrze, oceniając swój wygląd. Nie było najgorzej. Brakowało jeszcze tylko pary moich ukochanych sportowych adidasów, dlatego kiedy je wcisnęłam, skierowałam swoje kroki ku wyjściu z budynku.
Ku mojemu zaskoczeniu Niall już tam czekał. Nie będę zaprzeczać, przeczuwałam, że zanim przyjdzie na umówione miejsce, poczekam sobie za nim kilka minut. W końcu poprawianie włosów i przebieranie jest takie czasochłonne. Jego strój mnie zdziwił. Nigdy nie wspominał, że jest fanem klubu Chelsea London, a na niebieskiej koszulce, widniało jego logo. Jego spodnie były najzwyklejsze, ciemne, sięgające do połowy ud. Długie białe skarpetki niekoniecznie pasowały do krótkich błękitnych nike'ów, ale nie było to czymś, na co ktoś mógłby zwrócić większą uwagę. Irlandczyk uśmiechnął się na mój widok, a ja po chwili go odwzajemniłam. Kiedy rzucił we mnie piłką z Euro 2016, przewróciłam oczami. W domu miałam identyczną.
Znalazłszy się już na miękkim, jeszcze wilgotnym trawniku, rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu, na zewnątrz nie było ludzi. Większość pewnie korzystała z ostatnich chwil wolnego.
- Moja bramka jest tutaj - ustawiłam dwa kamyki, tworzący tym samym prowizoryczne miejsce do oddania strzału. Następnie przeszłam na drugi koniec "boiska" i tam również ustawiłam niewielkie głazy. Po ustawieniu piłki na umownym środku pola, spojrzałam na stojącego naprzeciw mnie Nialla.
- Panie i złośliwe brunetki zaczynają - zażartował, a ja nie zamierzałam się z nim kłócić. Mogłam od razu spróbować strzelić mu gola.
Gdy rozległ się cichy gwizd, kopnęłam piłkę, zmierzając z nią ku bramce Irlandczyka, który nagle znalazł się przede mną gotowy do obrony. Nim się spostrzegłam, po udanej próbie zdezorientowania mnie, pognał z kulą w drugim kierunku i kiedy tylko dostrzegł swoją okazję, strzelił. W ostatniej chwili udało mi się odbić ją i znów wrócić do ataku. Sama gra trwała godzinę, może trochę więcej. Oboje zziajani kucaliśmy na trawie, mając zamiar znowu zacząć grać, kiedy tylko nasze oddechy się uspokoją. Płuca piekły mnie niczym żywy ogień, a włosy przykleiły się do spoconej twarzy.
- Ostatnie dwa karne - Niall podniósł się z cichym jękiem, wyraźnie zmęczony, ale jego oczy nadal błyszczały łobuzersko. - Kto strzeli, ten wygrywa.
Westchnęłam ciężko i z widocznym trudem wstałam.
Blondyn pominął swoje sześć strzelonych goli i moje dwa, teraz miałam niewielką szansę pokonać go.
- Dobra - wystękałam, ustawiając się, by strzelić mu karnego. Rozpędziwszy się, kopnęłam piłkę z całej siły, ale Irlandczyk z łatwością ją obronił. Wtedy przyszła kolej na niego. Zmylił mnie i wtedy oddał silny strzał w kierunku odwrotnym od tego, w którym jej się spodziewałam. Już miałam zacząć jęczeć, że oszukiwał, ale rozległ się dźwięk charakterystyczny dla rozbijanego szkła. Z czystym przerażeniem obserwowałam jak odłamki szyby spadają na podjazd i jakaś kobieta krzyczy.
- Mamy przerąbane - spojrzałam na Nialla, który również zszokowany wpatrywał się w drzwi.
- Delikatnie mówiąc - uściślił, podchodząc do mnie.
Jakby na potwierdzenie naszych słów z budynku wybiegła wściekła sekretarka, bluzgając okropnie pod nosem. Nim zdążyliśmy cokolwiek wydukać, porwała nas ze sobą i zaciągnęła do swojego gabinetu. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się również ciocia Ruby. Dobrze, że wujka nie było.
- Dobrze - zaczęła spokojnie ciotka, mierząc nas uważnym spojrzeniem. - Czyja to była piłka?
Spuściłam wzrok na lśniącą podłogę.
- Moja - blondyn uniósł rękę.
- Ale to ja nie obroniłam strzału - wtrąciłam, nie chcąc żeby spadła na niego cała wina. W końcu
pomysł na grę był mój. Dodatkowo lubiłam chłopaka, a przyjaciół się nie wystawia.
- Charlie, cicho - syknął, trącając mnie. - Ja kopnąłem piłkę, a ona uderzyła w okno.
Prychnęłam.
- Gdybym zdążyła ją złapać, nic by się nie stało.
Dyskusja trwałaby dalej, gdyby nie ciocia, która pocierając skronie, spojrzała na nas. Na jej twarzy błądził uśmiech.
- Dobrze, ustalmy, że jesteście współwinnymi - westchnęła. Wiedziałam, że nie lubi decydować o karach dla nieposłusznych uczniów. - Pomyślę nad dodatkową pracą dla was. Możecie iść, za pół godziny obiad.
Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Dosłownie zabolały mnie mięśnie policzków.
Po wyjściu z sekretariatu spojrzałam na Irlandczyka.
- Co to było, Horan? Nie musiałeś mnie bronić, gdyby wina spadła na mnie, ciocia szybko załatwiłaby sprawę - burknęłam, wyraźnie niezadowolona.
Tym razem to on wywrócił oczyma.
- Ale to nie ty próbowałaś strzelić bramkę i trafiłaś w okno - odpowiedział niemal od razu,
- Zrobiłeś to niechcący, Niall.
- Ale zrobiłem.
- Niall.
- Charlie - przekomarzał się ze mną.
Niemal jednocześnie wciągnęliśmy powietrze.
- Dobra, sprawa zakończona. Idę wziąć prysznic, strasznie śmierdzę.
Blondyn parsknął śmiechem.
- Fakt.
W odpowiedzi trzepnęłam go w ramię.
- Dzięki, Horan - rzuciłam i skierowałam się ku drzwiom swojego pokoju. Ogarnęłam się jak najszybciej potrafiłam, a kiedy zauważyłam, że zostało mi całkiem sporo czasu, umalowałam się delikatnie. Wychodziłam do ludzi, nie chciałam ich przestraszyć.
Tym razem to ja byłam pierwsza. Siedząc przy swoim ulubionym stoliku, czekałam na Nialla.
Blondyn przyszedł po chwili w towarzystwie długowłosej szatynki. Kojarzyłam ją, spotykali się czasami. Nawet z tego miejsca widziałam na jej twarzy mocny i wyraźny, ale ładny makijaż i zaraz pożałowałam swojego raczej słabego pomalowania. W pewnym momencie się rozdzielili, a kiedy Irlandczyk usiadł obok mnie, podniosłam wzrok znad spaghetti.
- Hej, znowu - uśmiechnął się radośnie, a ja odpowiedziałam słabą namiastką uśmiechu. Bardziej przypominało to grymas.
- Cześć - połknęłam porcję makaronu. - To Marie, prawda?
Najal? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz