Strony

sobota, 18 lutego 2017

Od Yekateriny CD Samanthy

Nie potrafiłam przestać gładzić Filsa po pysku, miał taką jedwabistą sierść i przy okazji nie chciał odgryźć mi ręki tylko kiedy odwrócę wzrok. W końcu opamiętałam się i popatrzyłam na moją towarzyszkę która z uśmiechem na twarzy wpatrywała się na mnie jak na idiotę. 
- Wyglądałaś jakbyś była zahipnotyzowana. Fils to pieszczoch więc na pewno nie będzie miał  ci za złe kiedy trochę go posmyrasz po łbie. - powiedziała i ręką dała mi znak żebym pośpieszyła, ostatni raz poczochrałam grzywkę wałaszka i odeszłam w stronę boksu mojego potwora.
Gavilian stał swoją tylną stroną do wejścia boksu, zagwizdałam by zwrócić uwagę wierzchowca. Ten tylko machnął ogonem i wrócił do pasjonującego zajęcia jakim było jedzenie siana. Powtórzyłam czynność ale muł odpowiedział mi cichym parsknięciem. Traciłam cierpliwość a za to Samantha po mojej prawej umierała ze śmiechu. Spojrzałam na torbe z moim sprzętem którą mój ojciec musiał tu zostawić kiedy musiał przytargać tu Gaviego, przkucnełam przy niej i wygrzebałam czerwone jabłko. Ostatni raz zagwizdałam a wszechwładny pan i władca raczył spojrzeć w moją stronę, nie minęło 10 sekund a on już wyrwał mi z ręki owoc przy okazji prawie odgryzając mi kciuka. Gdy spokojnie pałaszował rumiany przysmak zauważył pewnego intruza, skierował wzrok na Sammy i momentalnie położył uszy i zaczął się cofać aż przeszkodziła mu ściana. Przewróciłam oczami.
- To żeś spostrzegawczy Gavi - popatrzyłam na zdezorientowanego wałacha który nie spodziewał się ze napotka coś swoim zadem. Skierowałam wzrok na wciąż śmiejącą się blondynkę - Radze ci uważać może i jest to głupie ale sprytne i wredne, zwłaszcza dla osób które widzi pierwszy raz. Jednak jak cie pozna zacznie być jeszcze bardziej wredny i denerwujący, więc zazdroszczę ci. 
Wzięłam wiszący obok kantar i otworzyłam boks. Gavilian natychmiast zmienił się z osła w żyrafe. Stawałam na palcach ale nic to nie dało, popatrzyłam błagalnie na towarzyszke ona tylko ułamała kawałek marchewki którą wyciągnęła z kieszeni a mój potwór zchylił się by chapnąć warzywo, korzystając z okazji założyłam mu kantar na łeb. Udało my się jednak wyrwać smakołyk z rąk dziewczyny. Przywiązałam go i zaczęłam czyszczenie od sklejek, wzięłam jedno z trzech plastikowych zgrzebeł i zaczęłam czyścić mu miejsce pod popręgiem, Sammy wzięła drugie i czyściła zad. Po kilkudziesięciu minutach walki z brudną sierścią Gaviliusza był czysty jak dom przed świętami. Zostały jeszcze kopyta, wzięłam kopystkę i chwyciłam nogę wałacha, dał ją dziwnie posłusznie. Potem kolejną, kolejną i ostatnią. Co on taki grzeczny? Nie zdążyłyśmy nawet wyjść z boksu a ten idiota zaczął się turlać. Wiedziałam ze coś knuje, czasem wydaje mi się że ten koń rozumie wiele więcej niż powinien.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę i zamarłam, była dokładnie 8.25. Pięć minut temu zaczęliśmy zajęcie. Wymieniłyśmy tylko porozumiewawcze spojrzenie i pognałyśmy w stronę akademii.

Samantha? 
Jezu, błagam nie zabijaj mnie za mój brak oznak życia D:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz