Strony

czwartek, 9 lutego 2017

Od Sherie Do Andy'ego

Obudziłam się. 
Notabene, śpisz? 
No i znowu. Moje próby utworzenia telepatycznej więzi między mną a moim koniem nadal się nie udają.
Za dużo książek, Sherie.
Ziewnęłam głęboko. Chwyciłam w rękę swój telefon i spojrzałam na ekran, włączając go jednocześnie. 
7.33.
Przecież ja się spóźnię na śniadanie. Ale w sumie... Co to za problem? Zaraz tam będę. Wystarczy tylko...
Wstać z łóżka.
Nieee...
Wstać...?
Jeśli chcę zjeść śniadanie.
Przeturlałam się w bok. Jak przeczuwałam, mój policzek spotkał się z zimną podłogą, a kołdra spadła na mnie.
Przynajmniej było mi ciepło...
Ale niestety, mus to mus. Wstałam, cała obolała, ale głodna, a to mnie napędzało do działania. Chwyciłam bieliznę i resztę garderoby.
Wskoczyłam pod prysznic, potem się ubrałam w zwykłe jeansy i szarą bluzkę z nadrukiem jakiejś czaszki. Na to założyłam bluzę, a na moich stopach wylądowały stare, zasłużone adidasy. Włosy tylko rozczesałam.
Godzina?
7.50.
Owacje na sali poproszę...
Zajęło mi to tylko tyle?
Chwyciłam torbę, poprawiłam skarpetkę na głowie Teddy'ego Eddie'ego, wrzuciłam sobie do ust żelka, po czym wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi na klucz, który wylądował na dnie mojej torby. 
Mam jeszcze trochę czasu, więc mogę iść powoli. Wyciągnęłam z torby telefon i splątane słuchawki, aby po chwili rozkoszować się dźwiękami skocznej piosenki. I tak ubezpieczona na wypadek nudy w drodze na śniadanie ruszyłam na stołówkę. 
~★~
Byłam na miejscu minutę przed czasem. Parę osób już tam było. Pomachałam im, jeśli okazaliby się kimś, kogo znam. Odmachali, ale za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć ich twarzy.
Po chwili już stałam z tacą w kolejce. Byłam piąta, więc szybko otrzymałam swoją porcję jajecznicy. 
Rozglądnęłam się. Było parę wolnych stolików, ale jednak wzrokiem szukałam kogoś siedzącego samemu. 
Znalazłam! 
Przy stoliku przy ścianie siedziała jakaś osoba ubrana na czarno, więc raźnym krokiem udałam się tam.
— Cześć... Mogę się przysiąść? — zapytałam, stając obok. Chłopak, bo to był chłopak, podniósł na mnie wzrok. 
Miał czarne włosy i kolczyki w nosie i wardze. Minę miał raczej poważną, ale nie odstraszającą czy coś. 
Wrócił do jedzenia. 
Mój mózg analizował fakty i w końcu doszedł do wniosku, że to znaczy "tak". Usiadłam na krześle obok, położyłam tacę na stoliku i chwyciłam w dłoń widelec. 
— Nie narzucam się? — spojrzałam w jego stronę, chcąc się upewnić. Pokręcił głową, ale z widocznym zażenowaniem. 
Już po chwili pałaszowałam jajecznicę. 
— Jestem Sherie — przedstawiłam się, gdy skończyłam, po czym wstałam, chwyciłam tackę i poszłam ją odnieść.

Andy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz