Popatrzyłam na chłopaka nieco zaskoczona.
- Sam sobie nie poradzisz? - Zaśmiałam się, na co blondyn podrapał się po karku.
- Nie dosięgam.. - Shane widocznie bardzo się krępował, ponieważ wypowiedział te słowa bardzo cicho. Do tego na jego twarz wpełzł delikatny, wręcz niezauważalny rumieniec. Wzdychając cicho usiadłam po turecku na łóżku. Poklepałam miejsce przed moimi nogami.
- Siadaj, ale najpierw.. Um.. Zdejmij koszulkę.. - Odwróciłam głowę, zamykając przy tym oczy. Już po chwili poczułam obecność mojego towarzysza. Niepewnie otworzyłam powieki. Moim oczom ukazały się kilkucentymetrowe szramy. Jasnowłosy siedział pochylony do przodu.
- Masz jakąś maść, czy coś? - Zapytałam wychylając się lekko do przodu w celu ujrzenia twarzy mojego towarzysza. Pokiwał lekko głową, po czym podał mi średniej wielkości, szarą tubkę. Odkręciłam zakrętkę, następnie nałożyłam trochę esencji na dłoń. Delikatnie przyłożyłam ją do ciała Shane’a. Chłopak momentalnie się wzdrygnął. Po jego plecach przeszedł dreszcz. Usłyszałam ciche jęki, widocznie maść bardzo piekła. Drugą, czystą rękę położyłam na ramieniu zielonookiego. Zaczęłam nią delikatnie poruszać, głaszcząc go w ten sposób. Chłopak rozluźnił się i zgarbił jeszcze bardziej. Czynność nakładania i rozcierania maści powtórzyłam jeszcze kilka razy. Mimo tego, za każdym razem, gdy moja dłoń miała styczność z jego ciałem, przechodził przez niego dreszcz. W pewnym momencie, kątem oka dostrzegłam, że Shane kurczowo ściska kawałek mojej kołdry. Gdy maść zaschła, a na plecach chłopaka pojawiła się skorupa o cienkiej warstwie, odłożyłam zakręconą tubkę. Nie zwracając większej uwagi na blondyna wstałam i podeszłam do wielkiego okna. Wpatrzona w ledwo widoczne z powodu mroku budynki stałam tak w bez ruchu. Kasai jak zwykle plątała mi się między nogami. Jej błękitne oczęta wpatrywały się w moją twarz. W pewnym momencie ujrzałam stojącego obok jasnowłosego. Po krótkiej chwili zbliżyłam swoją dłoń do dłoni zielonookiego. Splotłam nasze palce, uszczelniając w mocnym uścisku.
Delikatny uśmiech wkroczył na twarz blondyna. Staliśmy tak dobre kilka minut. W końcu jednak otrząsnęłam się i puściłam rękę Shane’a. Odeszłam na bok i łapiąc się za ramiona zapytałam.
- Skoro już tu jesteś, to może coś obejrzymy? Mam też kilka fajnych gier.. - Moje nogi sprawiły, że zaczęłam chodzić po całym pokoju. Po chwili, podczas której mój towarzysz myślał, stwierdził, że możemy obejrzeć jakiś film. Zaproponowałam mu kilka. Nie dysponowałam taką ilością jak on, jednak coś tam miałam. Wybrał Następców. Wskazałam na wielką, zamszową kanapę. Chłopak usiadł na niej, ja w tym czasie udałam się po popcorn. Gdy wróciłam, włączyłam film i zgasiłam światło. Wygodnie usadowiłam się obok Shane’a. Tym razem nie zasnęłam podczas oglądania. Wytrzymałam do samego końca, z czego byłam bardzo zadowolona. Blondyn uznał, że musi już iść.
- Shane.. - Rzekłam stojąc naprzeciw. Już chciałam coś powiedzieć, jednak się powstrzymałam. - Dobranoc. - Wydukałam zmuszając się do uśmiechu. Chłopak odwzajemnił gest. Już po chwili zniknął na schodach. Wróciłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Umyłam się, przebrałam w piżamę po czym położyłam. Powieki bezradnie mi opadły. Właśnie w tym momencie odpłynęłam.
~*~
Tego dnia obudziły mnie oślepiające promienie bladego słońca. Zasłoniłam dłonią twarz, krzywiąc się przy tym. Odwróciłam się na drugi bok, jednak wtedy mój nos miał do czynienia z Princess. Nie chcąc zrobić jej większej krzywdy, pchnęłam ją lekko starając się dać do zrozumienia, że tym razem nie pozwolę obślinić sobie twarzy. Błędem było leżenie na brzegu łóżka. Flash, mój jakże mądry piesek, zepchnął mnie na podłogę. Miał szczęście, że kołdra zamortyzowała upadek. Z jękiem wyczołgałam się z otaczającej mnie pościeli, po czym wstałam podpierając się o krzesło. Jedyną rzeczą, która motywowała i zachęcała mnie do wstania była lekcja ujeżdżania, która miała dobyć się za półtorej godziny. Podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam czarne bryczesy, fioletową bluzę i bieliznę. Udałam się do łazienki, w której zażyłam prysznic. Ubrałam się, związałam włosy w kucyka i umalowałam. Gotowa wyszłam z toalety. Nałożyłam zwierzakom karmę. Tym razem byłam bardziej ostrożna niż poprzedniego dnia. Cały czas miałam na oku siedzącego obok Flasha. Pies zawiedziony z tego, że nie zrobił mi drugiego psikusa, wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma. Uśmiechnęłam się lekko. Potem niespiesznie nałożyłam świeżo wypastowane sztyblety i sztylpy. Poprzednio na nogi wciągnęłam grube, ciepłe skarpety. Na bluzę narzuciłam ciepłą kurtkę, na szyję zaś długi szal. Toczek wzięłam w rękę. Przejrzałam uważnie pokój, nie chcąc o czymś zapomnieć. Upewniając się, że wszystko wzięłam, wyszłam z pomieszczenia. Zamknęłam je na klucz, który wrzuciłam do kieszeni. Powolnym krokiem udałam się do stajni. Po przejściu dość szerokiego chodnika weszłam do budynku. Skręciłam w prawo, tak, aby dostać się do siodlarni. Zgarnęłam stamtąd szczotki. Miałam dużo czasu, więc mogłam pozwolić sobie na kilka kursów. Nie spiesznie przeszłam połowę korytarza. Stanęłam przed boksem Amora. Po chwili weszłam do środka i zaczęłam pieścić mojego wierzchowca. Wyjęłam z kieszeni kawałek marchewki, którą zwinęłam z kuchni. Położyłam jedzenie na dłoni, którą wyciągnęłam przed siebie. Ogier z chęcią schrupał przekąskę. Chwyciłam zgrzebło. Widocznie Grand się tarzał, ponieważ całe jego ciało, a w szczególności brzuch, było w sklejkach. Potem w ruch poszła miękka szczotka. Przejechałam nią kilka razy w celu wygładzenia sierści. Następnie użyłam kopystki. Amor jak zwykle chętnie podawał nogi. Zadowolona przeczesałam jego grzywę i ogon. Po skończeniu owej czynności udałam się po czaprak i owijki. Kończył mi się czas, tak więc zaczęłam się sprężać. Nakładanie owych rzeczy poszło szybko i sprawnie. Gdy wróciłam z siodlarni trzymając siodło i ogłowię w boksie obok zastałam niejakiego Shane’a Harkera. Chłopak, zajęty czyszczeniem, nie zwracał na mnie uwagi. Wzdychając przystąpiłam do zakładania reszty ekwipunku. Już po pięciu minutach Grand Amour stał zwarty i gotowy. Miałam jeszcze dziesięć minut. Zauważyłam, że inni uczniowie wychodzą na zewnątrz. Nim uczyniłam podobnie, obdarzyłam blondyna cichym ‘’cześć’’. Potem wyszłam i udałam się na halę. Na samym środku ujrzałam stępującego kasztana, a na jego grzbiecie jakąś kobietę. Kilkoro uczniów wsiadało już na swoje wierzchowce. Nie chcąc być w tyle opuściłam strzemiona. Zwinnie wskoczyłam i usadowiłam się w siodle. Podjechałam bliżej stojących nieopodal koni. Wszyscy ustawili się w rzędzie. Widząc to, uśmiechnięta kobieta podjechała bliżej. Na jej kurtce ujrzałam przyczepioną zawieszkę. Widniało na niej imię i nazwisko; ‘’Melanie O’Connor’’ oraz napis ‘’Instruktorka Ujeżdżenia’’. Wyprostowałam się znacząco. Oznaczało to, że owa kobieta jest nauczycielką. Pani O’Connor widząc to, że się spięłam rzekła.
- Spocznij. -Zaśmiała się lekko. Uśmiechnęłam się delikatnie. Może to dziwne, ale już ją polubiłam.
Shane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz