Strony

piątek, 10 lutego 2017

Od Allijay CD Shane'a

Gdy chłopak ujął moje dłonie w swoje, gładząc je przy okazji kciukami, uniosłam niepewnie wzrok w stronę jego oczu. Chłopak zrobił podobnie, przez co siedzieliśmy wpatrzeni w siebie. 
- Następnym razem, proszę, uważaj na siebie... - Rzekł zatroskany i przejęty. - …Chyba, że będę musiał chodzić za tobą krok w krok i cię pilnować. - Dodał z chytrym uśmieszkiem. 
- Chciałbyś! - Krzyknęłam, śmiejąc się przy tym. - Nie wiem czy wiesz, ale nie jestem już małym dzieckiem. Potrafię o siebie zadbać. - Wywróciłam oczami, jednak szeroki uśmiech wciąż zdobił moją twarz. 
- Ale.. - Otworzył usta, chcąc kontynuować swoją wypowiedź. 
- To był przypadek. Nie przypuszczałam, że będzie tak ślisko. - Wydobyło się ze mnie ciche westchnięcie. Spojrzałam na twarz blondyna. Wykrzywiał ją w takim grymasie, że nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem, a z moich szarych oczu popłynęły łzy. Zapewne byłam zaróżowiona, ponieważ zwykle, gdy się śmiałam, czerwieniłam się. Oparłam się o miękki materac i zakryłam dłońmi usta. Próbowałam się opanować, jednak widok Shane’a, takiego zagubionego i zdezorientowanego człowieka, totalnie mnie rozwalał. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Zakasłałam kilka razy, po czym podbiegłam do balkonowych drzwi. Uchyliłam je, następnie wychyliłam głowę na zewnątrz, podpierając się o parapet. Wzięłam kilka wdechów, aż całkowicie ochłonęłam. Z bladym uśmiechem usiadłam na tym samym miejscu co wcześniej. Siedzący naprzeciw jasnowłosy kompletnie nie wiedział co ma o tym myśleć. Wpatrywał się we mnie tępo. Oczekiwałam jakiegoś komentarza, stwierdzenia, jakiegokolwiek odgłosu. Jego zachowanie nie wykazywało jednak na to, aby zamierzał się odezwać. W końcu z jego usta otworzyły się. 
- Przyjdę po ciebie za dziesięć, okej? -Zapytał. Pokiwałam twierdząco głową, następnie odprowadziłam Shane’a do drzwi. Gdy wyszedł, zamknęłam je i stanęłam na środku pokoju. Wbiłam wzrok w zegar tykający na ścianie. Wskazywał on godzinę osiemnastą dwadzieścia cztery. Podeszłam do leżącego na swoim czerwonym legowisku Flasha. Pogłaskałam psa po grzbiecie, na co ten odpowiedział zadarciem głowy. Dopiero teraz zauważyłam wtuloną w niego Princess, która leniwie się przeciągnęła i, usiłując wstać, przewróciła na plecy. Delikatnie podniosłam ją i postawiłam na krótkich łapkach. Podbiegła do mnie i zaczęła gryźć mojego kapcia. Śmiejąc się delikatnie przeszłam do siadu tureckiego. Zaczęłam pieścić swoje pupile. Po pewnym czasie przypomniałam sobie, że mam smakołyki. Podpierając się jedną ręką, drugą sięgnęłam w stronę szafki. Wyciągnęłam z niej małą, plastikową torebkę z nadrukiem owczarka niemieckiego. Otworzyłam paczuszkę, następnie wyciągnęłam z niej dwie kostki. Słysząc szelest, Kasai poderwała się z parapetu i, niczym zawodowa sprinterka, podbiegła do mnie. Flash, podirytowany zachowaniem kotki, pacnął ją delikatnie łapą. Ta odskoczyła sycząc przy okazji. Rzuciłam jeden ze smakołyków gdzieś na bok, odciągając tam wilczura. Kasai, nie robiąc gwałtownych ruchów, podeszła. Przełamałam kostkę na dwie połowy. Jedną dałam Princess, drugą stojącej obok kotce. Odruchowo zerknęłam na wiszący na ścianie zegar. Miałam pięć minut. Natychmiast poderwałam się do góry, płosząc przy okazji zwierzęta. Naciągnęłam na nogi trampki. Po udaniu się do łazienki umyłam ręce. Gdy usłyszałam pukanie, spokojnym krokiem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je bez wahania. Wychodząc odepchnęłam nogą usiłującego wydostać się Flasha. Potem udaliśmy się na schody. Zejście po nich zajęło nam mało czasu. Zdziwiłam się, gdy zastaliśmy na stołówce kilka osób. Spodziewałam się tłumu. Ale cóż, zapewne większość miała ciekawsze zajęcia lub po prostu przyjdzie później. Wzięliśmy czerwone tacki, następnie podeszliśmy do okienka. Pani Maria podała nam dopiero co wyjęte, ciepłe zapiekanki. Do tego dostaliśmy kubki z gorącą herbatą. Chwyciłam tabliczkę czekolady znajdującą się w miseczce obok innych słodyczy. Usiadłam obok Shane’a. Położyłam opakowanie na środku stolika. Usiłując oderwać ciągnący się ser zauważyłam grupkę uczniów. Jadalnię wypełniły krzyki, wrzaski, śmiechy no i oczywiście nastolatki. A ja narzekałam na ciszę.. Wzdychając cicho przymrużyłam oczy. Gdy wypiliśmy napoje i zjedliśmy połowę pysznej czekolady odnieśliśmy tacki. Wychodząc napotkaliśmy drugą grupę, tym razem składającą się z samych dziewcząt. 
- Ugh.. Czy one muszą chodzić stadami? - Westchnęłam, na co mój towarzysz się zaśmiał. Rozstaliśmy się przed drzwiami numer ‘’24’’. Wchodząc do pokoju zauważyłam niecodzienny widok. Flash i Princess siedzieli obok siebie, trzymali w pyskach smycz. Śmiejąc się podeszłam do nich i przykucnęłam. Przypięłam przedmiot do obroży owczarka. O Princess nie musiałam się bać, wiedziałam bowiem, że bez Flasha nigdzie się nie oddali. Wyszliśmy na korytarz, a potem na schody. Dla bezpieczeństwa wzięłam suczkę na ręce. Gdy przekroczyłam ostatni stopień, postawiłam ją na ziemi. Udaliśmy się na zewnątrz. Stojąc na środku podjazdu wlepiłam wzrok w akademik. Większość okien zdobiła budynek jasnym światłem. Po trzydziestominutowym krążeniu dookoła stajni wróciliśmy do pokoju. Odczepiłam smycz od obroży psa. Ten wskoczył na swoje posłanie. Po zdjęciu kurtki i butów udałam się do łazienki. Przed tym wyjęłam z szafki piżamę. Wzięłam szybki, rozgrzewający prysznic. Przy okazji umyłam włosy. Po przewiązaniu ich ręcznikiem ubrałam się w czarne, długie spodnie i bluzkę tego samego koloru z nadrukiem konia. Suszenie mokrych włosów zajęło mi jakieś dwadzieścia minut. Mycie zębów także nie zajęło mi dużo czasu. Odświeżona wyszłam z łazienki i opadłam na łóżko. 
~*~
Z sideł pana Alfredo wybawił mnie dzwonek. Wdałam się z nim w rozmowę po łacinie, co okazało się błędem. Sądząc po minie nauczyciela i zdziwieniu innych uczniów powiedziałam coś obraźliwego. Mężczyzna stojący naprzeciw zaczął coś mówić, jednak ja, słysząc wspaniały dźwięk, wybiegłam z Sali krzycząc ‘’Do widzenia’’. Na korytarzu oparłam się o jedną z szafek. Czekałam na Shane’a, który strasznie się wlekł. W końcu ujrzałam idącego w moją stronę blondyna. Ruszyłam powolnym krokiem, tak, aby mnie dogonił. 
- Shane..? - Wypowiedziałam imię zielonookiego wydłużając je. 
- Hm? - Uniósł lekko brwi. 
- Jedziemy później na przejażdżkę?.. - Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Zauważyłem, że za wszelką cenę chcesz mnie uśmiercić.. - Westchnął mrużąc powieki. 
- Ja? Nie, skądże.. - Zaśmiałam się złowieszczo. 
- Rozumiem, że zapłacisz mi odszkodowanie. - Na jego twarzy dojrzałam delikatny uśmiech. 
- Pff, chciałbyś. No weź, fajnie będzie. - Nie miałam zamiaru przesiedzieć tego dnia. Jeżeli Shane się nie zgodzi, trudno. Pojadę sama.. Chociaż chciałabym zobaczyć go w akcji. 
- Ugh.. Okej. - Z trudem wypowiedział owe słowa. 
- Tak! No to za dziesięć trzecia, po obiedzie, masz czekać w stajni. - Nim blondyn zdążył cokolwiek odpowiedzieć w podskokach pobiegłam do swojego pokoju. 
Shane? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz