Strony

czwartek, 2 lutego 2017

Od Allijay CD Shane'a

Gdy usłyszałam pytanie chłopaka zamarłam. Na moją twarz wkradł się piekący rumieniec, przez co musiałam wyglądać jak naprawdę dorodny buraczek. Wzrok wlepiłam w jakże interesujący, biały sufit. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Czując na sobie jego spojrzenie, zasłoniłam dłońmi twarz. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywały jedynie nasze oddechy. Mój był szybki, nierównomierny. Jego zaś spokojny i rytmiczny.
- Allijay? - Łagodny głos blondyna starał się dotrzeć do mojej pełnej myśli głowy. Odsłoniłam odzyskującą naturalną barwę twarz. Krzyżując ręce zmarszczyłam brwi. 
- Nie.. Może.. Sama nie wiem.. - Westchnęłam słysząc swoją bezsensowną wypowiedź. Starałam się utrzymać naburmuszoną minę jak najdłużej. Niestety, nie potrafiłam tak. Spojrzałam na chłopaka. Wpatrywał się we mnie tępo, jakby był niezadowolony z mojej odpowiedzi. Pstryknęłam palcami tuż przed jego oczami. Potrząsnął delikatnie głową. 
- Puścisz mnie? - Jęknęłam. Shane wykonał moją prośbę. Wpatrzona w wielkie okno usiadłam na skraju łóżka. Obserwowałam spływające po szybie krople deszczu. Na dworze panował mrok. W głębi duszy byłam ciekawa o czym myśli towarzyszący mi chłopak. Kątem oka zauważyłam, że już nie patrzy na mnie, lecz na przymilającą się do mnie Kasai. Wzięłam kotkę na ręce, następnie usiadłam po turecku naprzeciw Shane’a. W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się. 
- O co ci chodziło? - Zapytał. Czułam, że nie odpuści. Przymrużyłam opadające powieki.
- Ugh.. Po prostu.. Ta dziewczyna mnie wkurzyła.. I.. No.. Jestem trochę zazdrosna.. - Słowa te z trudem opuściły moje gardło. Głupio mi było. Uciekając zachowałam się jak jakieś dziecko. - Przepraszam.. - Oczekując karcącego komentarza opuściłam głowę. Wplotłam palce w długą, miękką szatę mojego kota. Zadowolone zwierze zaczęło chodzić w kółko, pomrukując przy okazji. Blondyn długo się nie odzywał, widocznie dokładnie analizował moją wypowiedź. W końcu jednak otworzył usta, z których wydostały się słowa. 
- Oh.. Zazdrosna? Ale o co? Nie mów, że o tamtą brunetkę.. - Przechylając głowę na bok uśmiechnął się. Zmęczona, nieśmiało pokiwałam głową. 
- Ale rozmawiałeś z nią na kolacji. No i była u ciebie.. - Nim skończyłam, zielonooki mi przerwał. 
- To ona zagadała do mnie. A cóż miałem zrobić, jak nie odpowiedzieć na jej pytania? Nie mogłem jej tak po prostu zignorować.. Jeżeli chodzi ci o to, co wydarzyło się przed moim pokojem, to wiedz, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. Ona do mnie przyszła.. - Shane zakończył swoją wypowiedź głębokim westchnięciem. Widocznie oczekiwał odpowiedzi. Pokiwałam głową dając mu do zrozumienia, że jej nie otrzyma. Byłam tak śpiąca, że ledwo wytrzymywałam w pozycji siedzącej. Mój towarzysz najwidoczniej to zauważył. Wstał i podszedł do mnie. Obraz chłopaka powoli rozmazał się. Widziałam tylko poruszającą się plamę. Poczułam jak opadam na poduszki, a potem zostaje przykryta ciepłą kołdrą. Wtulona w jej skrawek zdołałam wypowiedzieć jedno zrozumiałe słowo. 
- Dobranoc.. -Szepnęłam. 
~*~
Jakim szczęściem było to, że miałam nastawiony budzik. Chociaż i tak nie miałam ochoty na trening westernu. Znowu będę męczyła się z zakładaniem siodła. Wstałam z towarzyszącym temu jękiem. Każde z moich zwierząt zostało nakarmione. Wykładając mokrą karmę do różowej miseczki mojej kotki zostałam brutalnie potraktowana. Mój kochany Flash wskoczył na moje barki. Pod jego ciężarem ugięły mi się ręce, przez co.. Moja twarz miała zbyt bliski kontakt ze śmierdzącą papką.. Na dodatek miałam otwarte usta.. Piszcząc pobiegłam do łazienki. Miałam zamknięte oczy, tak więc łatwo można się domyślić, że przewróciłam się po drodze. Po omacku odszukałam kranu. Spłukałam karmę z twarzy i przepłukałam usta. Wycierając się ręcznikiem wyszłam przed drzwi toalety. 
- Nie licz na spacer. - Wskazałam na spoglądającego na mnie psa. Flash nie przejął się zbytnio moją pogróżką. Podirytowana podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ubrania oraz bieliznę. Miałam jeszcze godzinę, tak więc nie spieszyłam się zbytnio. Tego dnia moje ciało zdobiła biała bluzka oraz błękitny, rozpinany sweter. Ponieważ najpierw miałam trening, na nogi naciągnęłam niebieskie bryczesy. Uczesałam włosy, robiąc z nich warkocza. Zrobiłam delikatny, wręcz niewidoczny makijaż składający się z tuszu i błyszczyku. W pewnym momencie zerknęłam na zegarek. Wskazywał on szóstą dwadzieścia dwa. Założyłam oficerki, ciemną kurtkę i czapkę. W rękę chwyciłam toczek. Zamykając za sobą drzwi byłam zmuszona do przepychania się z moimi psami. Gdy udało mi się wepchnąć je do środka, przekręciłam klucz. Żwawym krokiem zeszłam po schodach. Miałam nadzieję, że nie zostanę dzisiaj pozbawiona dobrego humoru. Już po dziesięciu minutach stałam przed boksem mojego wierzchowca. Z trudem otworzyłam drzwi boksu. Spowodowane był to tym, że wzięłam cały ekwipunek na jeden raz. Amor na początku podszedł do mnie, jednak gdy zauważył sprzęt do westernu, odwrócił się i odszedł. Wywracając oczami zaczęłam go czyścisz. Jak zwykle nie sprawiał problemów. Do czasu, gdy zakładałam mu siodło. Z trudem udało mi się podpiąć popręg. Po założeniu ogierowi ogłowia wyprowadziłam go na zewnątrz. Po drodze założyłam toczek. 
~*~
Tak jak się spodziewałam, trening nie przebiegł najlepiej. Zaliczyłam trzy upadki. Oprócz tego Grand obdarzył innych pokazem swojego dzikiego tańca. Podczas zdejmowania ekwipunku ogier sięgnął pyskiem w stronę kieszeni mojej kurtki. 
- Nie zasłużyłeś. - Pokazałam mu język, po czym wyciągnęłam marchewkę. Ugryzłam kawałek. Amor nie mógł się pogodzić z tym, że nie dostał nagrody. Zamknęłam boks, następnie zaniosłam sprzęt i szczotki do siodlarni. Tym razem nie dysponowałam sporą ilością czasu. Miałam dziesięć minut do śniadania. Fakt, trwało ono do ósmej dwadzieścia. Wbiegnięcie po schodach minęło dość szybko. Wparowałam do pokoju bez poświęcenia większej uwagi zwierzętom. Zmieniłam jedynie bryczesy na jeansy oraz oficerki na botki. Gotowa udałam się na stołówkę. Nie musiałam przekraczać progu jadalni, ponieważ kolejka sięgała do korytarza. Stanęłam na końcu. Obawiałam się, że nie zdążę na lekcje. Niecierpliwa wyglądałam za uczniów, starając się dostrzec cokolwiek. Po jakiś piętnastu minutach otrzymałam tackę z posiłkiem. Płatki na mleku, super. Usiadłam naprzeciw blondyna. Ten posłał mi ciepły uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam. Podczas śniadania ani razu nie zaobserwowałam odwracającej się brunetki. Zadowolona uśmiechnęłam się chytrze. Po śniadaniu, jak zwykle, udaliśmy się do klasy. 
Shane? Brak weny ;-; 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz