Strony

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Od Pain Cd Luke

Jak miałam, do cholery, nie płakać?!
Poczułam ciepły oddech chłopaka na mojej szyi, gdy ten zanurzył twarz w moich włosach. Poczułam, jak łzy wypływają z moich oczu, jedna po drugiej. W jednym momencie zacisnęłam zęby i odsunęłam się od niego, sprawdzając godzinę. Cholera. Spóźnię się na trening.
- Mam trening, muszę iść. - wymamrotałam, nie podnosząc wzroku.
Wróciłam do łazienki, gdzie przebrałam się w bryczesy. Na plecy zarzuciłam kamizelkę.
Opuściłam pokój bez słowa, zostawiając Luke'a samego.

*   *   *

- Another! - krzyknęłam zirytowana, gdy klacz wierciła się na wszystkie strony, a ja nawet nie założyłam jej czapraka. Dopiero po kilku minutach mi się to udało.
Wyprowadziłam osiodłaną kobyłę ze stajni, niemal biegnąc w stronę ujeżdżalni. Jeden ze stajennych był akurat w pobliżu, więc otworzył mi bramę i zamknął ją za mną.
- Pain, już myślałem, że się nie pojawisz - mogłabym przysiąc, że instruktor wywrócił oczami. Ściągnęłam strzemiona, przerzuciłam wodze na szyję, poprawiłam popręg ( oczywiście, nie obyło się bez dzikich tańców Another... ) po czym zwinnie wślizgnęłam się na jej grzbiet. Pozostałe osoby z mojej grupy jeździły stępem po ujeżdżalni, na całkowicie luźnej wodzy. Niektórzy cicho rozmawiali między sobą.
- Kłusem! - polecił instruktor. - Pain, proszę, załóż kask. - dodał, nieco ciszej. Dopiero teraz zorientowałam się, że kask swobodnie kołysał się na moim przedramieniu. Wcisnęłam go na głowę i dokładnie zapięłam, po czym ruszyłam kłusem.

*   *   *

- To kto pierwszy? - zapytał instruktor, uważnie mierząc nas wszystkich wzrokiem. Szczególnie mnie. Z tego, co zauważyłam, niezbyt mnie polubił.
Zgłosiła się jakaś dziewczyna, była chyba nowa, bo jeszcze jej nie spotkałam. Nakierowała swojego konia na pierwszą przeszkodę, jaką była metrowa koperta. Zwierzę zrzuciło poprzeczkę, jednak z pozostałymi przeszkodami nie było kłopotu.

Nim zdążyłam zauważyć, wszyscy mieli już tor za sobą oprócz mnie. Przeszłam ze stępa do galopu, zrobiłam małą woltę przed najazdem na stacjonatę.
Another wierzgnęła łbem, omal nie wyrywając mi wodzy z dłoni. Zapomniałam, że ona przecież wyczuwa, jaka to jestem wkurwiona i zrozpaczona.

Pierwszą przeszkodę pokonałyśmy bezbłędnie, na kolejnych pojawiały się kłopoty. Ledwo powstrzymałam kobyłę przed wyłamaniem, na przedostatniej źle wyliczyłam foule i zrobiłam zrzutkę. No, jeszcze jeden okser i po wszystkim.
Pewnie usiadłam w siodle, próbując się skoncentrować. Klacz szła mocnym, pewnym galopem, jednak zaraz przed przeszkodą skuliła uszy i gwałtownie przyspieszyła w momencie, gdy do moich uszu dobiegł szelest.
Another wybiła się mocno, a moja lewa stopa wysunęła się ze strzemienia. Czułam, jak zwierzę przyspiesza, ale nic nie mogłam zrobić.
Nagle szarpnęła łbem w dół, na tyle mocno, że wyrwała mi wodze. Czułam jak wybija się w powietrze i wykonuje serię baranów, jakby próbowała się przed czymś obronić.
Poczułam, jak spadam. Zacisnęłam powieki, po chwili usłyszałam trzask.
I ból.
Czułam, jak ponad półtonowe zwierzę ciągnie mnie po ziemi. Instruktor już przy niej był, po chwili kobyła zatrzymała się.
- Pain! Nic ci nie jest?! - zapytał wyciągając mnie spod kopyt klaczy. Zaprzeczyłam, powoli podnosząc się na nogi. Przejęłam wodze od instruktora i chciałam wracać na grzbiet i dokończyć przejazd prawidłowo, ten jednak mnie zatrzymał.
- Na dzisiaj wystarczy. Musi obejrzeć się lekarz, nie wiemy, czy aby na pewno wszystko z tobą w porządku. Stajenni odprowadzą i rozsiodłają Another Chance. - wysapał przyglądając mi się uważnie. Pokiwałam głową, następnie opuściłam ujeżdżalnię, kierując się w stronę akademii. Nie miałam zamiaru iść do lekarza, dobrze się czułam i nie było takiej potrzeby.
Odpięłam kask i przewiesiłam go sobie przez ramię. Opierając się na poręczy, weszłam po schodach na górę, i wtedy uświadomiłam sobie, że Luke może cały czas być w moim pokoju.
Ostrożnie uchyliłam drzwi, jednak go nie ujrzałam. Wślizgnęłam się do środka, wchodząc do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod chłodny prysznic. Wytarłam się i wyszłam, spoglądając w wielkie lustro. Zaraz nad tatuażem na lewym biodrze znajdował się wielki siniak w kształcie kopyta. Tego typu urazy znajdowały się na niemal całym moim ciele, w tym na policzku. Do tego miałam lekko rozciętą brew i wargę. Zawsze mogło być gorzej.
Nagle usłyszałam pukanie. Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam w kierunku drzwi, delikatnie je uchylając. W progu stał Luke.

Luke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz