Strony

poniedziałek, 16 stycznia 2017

od Ethan'a cd Catheriny

Appollyon zerwał się i zrzucił mnie z grzbietu, a ja nim zdążyłem zorientować się, co się dzieje uderzyłem plecami o ziemię. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu, ale kiedy ta umiejętność wróciła, wydałem z siebie cichy jęk bólu, po czym przewróciłem się szybko na brzuch i podparłem na łokciach, analizując to, co przed chwilą miało miejsce. Ogier zawsze z ogromną przyjemnością robił mi takie żarciki, do tego przywykłem, ale dziś był wyjątkowo potulny, do momentu aż inny koń, stał się przeszkodą do zakończenia tego dnia bez zbędnych siniaków.
 Nie ukrywam byłem wściekły i to, jak. Nie lubię, kiedy ktoś przeszkadza mi, gdy trenuje, ale jeszcze nikt nie doprowadził do jego końca w tak spektakularny sposób. Zagryzłem wargi aby z moich ust nie wybrzmiała niepotrzebna wiązanka. Kiedy wstawałem na proste nogi, poczułem, że z moją kostką, jest coś nie tak. "Pewnie skręcona, świetnie!" Za plecami usłyszałem kobiecy głos, odwróciłem się na pięcie i już miałem ubrać mój gniew w najmniej stosowne słowa, ale kiedy spojrzałem na dziewczynę, złość ograniczyła się do tej, którą nazywam wrodzoną. Zignorowałem jej pytanie, dając jej złotą radę.
-Na przyszłość pilnuj swojego rumaka.- zmierzyłem ją wzrokiem-Nie wszystkiego unikniesz za ładne oczy.- rzuciłem jej ostatnie spojrzenie, po czym minąłem ją i jej konia, kierując się w stronę stajni. Starałem się iść tak, aby nie pokazać kontuzji stawu, ale okazało się to trudniejsze niż myślałem. Dziewczyna bez wątpienia odprowadzała mnie wzrokiem, bo usłyszałem jej uwagę zza pleców.
-Na przyszłość nie zgrywaj takiego bohatera. Nie jesteś niezniszczalny.- warknęła, widocznie nie spodobało jej się, to co ja jej powiedziałem i dobrze, bo nie miało. Zaśmiałem się pod nosem, ważne, że dziewczyna nie daję się tak łatwo stłamsić. 
-Może i nie jestem niezniszczalny, ale nie będę ci się żalić.- krzyknąłem jej, nie odwracając się. 
-Może i wydaję ci się, że dasz sobie radę sam we wszystkim, ale czasami pomoc się przydaję i ona wcale nie oznacza tego, że jesteś słaby, tylko dlatego, że ktoś pomaga ci wstać.- poczułem jej oddech na ramieniu. Przewróciłem oczami i nagle się zatrzymałem, spojrzałem na nią przez ramię i uśmiechnąłem się, odwracając się w jej stronę. 
-Posłuchaj- odparłem, przeczesując dłonią włosy- jak będę chciał posłuchać, jakiś bredni na temat życia, to nie wiem pójdę sobie do kościoła i posłucham księdza, a od ciebie to, jak na obecną chwilę wymagam, abyś dała mi święty spokój i tak ładnie mnie załatwiłaś.
-Właśnie, więc daj sobie pomóc i nie zachowuj się, jak rozwydrzony bachor.- burknęła, na co ja cicho zachichotałem, jej złość jest naprawdę zabawnym zjawiskiem
-Dam sobie radę.
-Nie dasz.- dziewczyna stanęła przede mną blokując mi drogę- Przestań się wygłupiać i daj sobie pomóc, tylko pogłębiasz w ten sposób kontuzje, wiem, coś na ten temat.
 W końcu się poddałem. Ból tylko rósł, przekraczając już dawno granice, kiedy był jeszcze do zniesienia. Szczerze nie wiem, czemu dałem się namówić, ale postanowiłem zaufać jej doświadczeniu, to tylko skręcona kostka, ale jeśli ona ma mnie przykuć do łóżka na kilka tygodni, to poddam się opiece tej dziewczyny. 

(Wybacz, za zapłon i za powyższe badziewie. /;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz