Stałem przy łóżku na którym od kilku dni leżała Bella. Czułem się trochę winny. To ja jej nie dopilnowałem i można powiedzieć, że pozwoliłem jej zażyć narkotyki. Boże... Jakbym tylko bardziej uważał. Westchnąłem. Oparłem się o framugę drzwi. Ciekawie jak długo będzie jeszcze nieprzytomna? Nagle dziewczyna usiadła na łóżku. Wzdrygnąłem się zaskoczony. Bella zaraz otworzyła oczy i zwolniła oddech. Zaczęła rozglądać się wokół. W końcu jej wzrok wylądował na mnie.
- Co się stało?! - wrzasnęła zdenerwowana.
- Ciszej. Nie jesteś tutaj sama. Szpital to miejsce publiczne - warknąłem.
- Mam to gdzieś. Chcę dostać odpowiedź na moje pytanie - powiedziała już nieco ciszej.
- Boże... Niech ci będzie - wywróciłem oczami. - Tak w największym skrócie. Byliśmy w szpitalu. Dostałaś leki uspakajające. Po nich ledwo co się słaniałaś na nogach. Zostawiłem cię przy twoim pokoju. Potem poszedłem i przyprowadziłem twojego psa. Okazało się, że nie dałem ci kluczy, a i tak nie umiałaś otworzyć drzwi. Zrobiłem to za ciebie i zaprowadziłem do łóżka. Tam stwierdziłaś, że weźmiesz narkotyki. Zabroniłem ci i zabrałem jeden woreczek, który spuściłem następnie w toalecie. Po moim powrocie okazało się, że miałaś drugi i zażyłaś go podczas gdy mnie nie było. Potem miałaś jakiejś dziwne odpały. Następnie dostałaś ataków. Wezwałem karetkę i wylądowałaś w szpitalu. Byłaś nieprzytomna przez cztery dni. Oto cała historia - zakończyłem i wzruszyłem ramionami.
Bella?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz