Trening. Ogólnie jazda konna sprawia mi niebywałą przyjemność i to jedna z najcudowniejszych rzeczy, jakie mogłabym robić. Zabrałam Nogitsune ze stajni, uprzednio go czyszcząc i przystosowując do jazdy. Stałam z nim raczej z boku grupy, zresztą i tak nikt do mnie nie podchodził. W pewnym momencie rozejrzałam się po drugie i... Nie... Nie... Nie! Zamknęłam oczy, otwierając równocześnie usta, po czym uniosłam głowę w stronę nieba. Dlaczego? Dlaczego kilka metrów ode mnie musiał stać, wśród grupy ludzi, zadowolony z siebie Zain? Pokręciłam głową i wróciłam bliżej konia, wtulając głowę w szyję Nogitsune, a dłonią gładząc jego chrapy. Chłopak się zdziwił i rozłożył ręce, a ja wzruszyłam ramionami. Nie podejdę tam. Będzie się ze mnie naśmiewał przy ludziach, a tego już bym nie zniosła. Docinanie mi sam na sam to nie to samo, zresztą odpłacam się tym samym, w szerszym gronie nie zachowywałabym się tak. Nigdy się tak nie zachowałam i nigdy nie tkwiłam z nikim w takiej chorej relacji. W końcu Zain westchnął na tyle głośno, że i ja to usłyszałam, po czym ruszył w moją stronę wraz ze swoim wierzchowcem. Szybko puściłam szyję ogiera i wskoczyłam na niego. Można powiedzieć, że dosłownie, ponieważ ojciec kiedyś nauczył mnie jak wsiadać jak kozacy w starych filmach i używałam tego, kiedy potrzebowałam szybko znaleźć się na koniu.
- Ale jak?! - wydarł się Zain, a kilka osób za nimi przyglądały mi się ze zdziwieniem.
- Normalnie - odparłam i odjechałam kawałek.
- Ej, poczekaj, przecież cię nie zjem!
- Ciszej! - napomniała go pani Blue, co dziwne, z uśmiechem.
- Ale moją duszę to i owszem, zjesz - mruknęłam. Nauczycielka dała znak, aby reszta też wsiadła na konie. Po chwili już Brunet ze swoim koniem byli obok.
- Chciałem tylko...
- Ładny koń - przerwałam mu. Zamknął otwarte przed chwilą usta, a później się uśmiechnął.
- Dziękuję i Morrigan też dziękuje - odparł.
- Klacz? - uniosłam brew.
- Tak... a co? - zapytał niepewnie.
- Nic. To zabawne. Ja mam ogiera - prychnęłam śmiechem.
- Ogiera? - uniósł brew, uśmiechając się.
- Idź porozmawiaj na ten temat ze swoją dziewczyną tygrysie - rzuciłam.
- Skąd wiesz, że to moja dziewczyna? - wpatrywał się we mnie jak w jakąś świętą ikonę.
- Wewnętrzne przeczucie... - wzruszyłam ramionami. - I jej morderczy wzrok, kiedy wyszczerzony podszedłeś do mnie.
- Serio? - odwrócił się w jej stronę.
- I tak teraz tego nie zobaczysz, nie wygląda na jedną z tych, które robią sceny zazdrości i pokazują zaangażowanie - stwierdziłam, poprawiając się w siodle.
- A ty? - to pytanie mnie delikatnie zszokowało. Opanuj się, myśl, atakuj.
- Nie powiem ci, bo to moja prywatna sprawa, a czynnie nigdy się tego nie dowiesz - zatrzepotałam rzęsami.
- Nie chcę się czynnie dowiedzieć - mruknął.
- Nie martw się i tak nie masz u mnie szans - zaczęłam już delikatnie dygotać ze śmiechu, widząc jak układa usta w śmieszny dziubek, który pewnie wyrażał jego oburzenie, taką obrazą.
- Ja na szczęście mam gust i nie miałem w planie się dowiedzieć.
- Na szczęście ja też mam gust, co zaznaczyłam już kilka razy - zaśmiałam się.
- Proszę o chwilę uwagi - powiedziała chyba przede wszystkim do nas, pani Blue. - Trasa na dziś prowadzi przez fragment toru crossowego, las, później przez plaże wzdłuż rzeki, powrót jest przez polną drogę od strony miasteczka. Będziecie jechać w grupach puszczanych co 15 minut, ja postaram się zbierać was na dobrą drogę. Dla osoby z najlepszym czasem, przewidziana jest bardzo miła nagroda.
- Jaka? - od razu zapytał Zain, a ja przewróciłam oczami.
- Czysta satysfakcja z wygranej nad innymi? - rzuciłam.
- Dobry pomysł Imanuelle, jednak wybrałam coś bardziej praktycznego i konkretnego - uśmiechnęła się nauczycielka. - Wygraj Zain, a zobaczysz.
- W takim razie wygram - zaśmiał się.
- Nie masz ze mną szans - szepnęłam do niego.
- Czyżby? - odparł, rzucając mi zadziorne spojrzenie. Ten uśmieszek tylko wszystko pogarszał, ponieważ... no cóż... tylko poprawiał jego wizerunek w moich oczach. Zdążyłam zauważyć tutaj kilku naprawdę przystojnych chłopaków, jednak ta jego południowa, orientalna uroda miała coś w sobie.
- Czas się z tym pogodzić Zain - wzruszyłam ramionami.
- Jeśli tak się palisz do wygranej, Zain, to pojedziesz w pierwszej grupie - przerwała nam pani Blue. Chłopak kiwnął głową. - Imanuelle podjedź bliżej, wytłumaczę ci jak jechać, będziesz w ostatniej grupie.
- Chociaż ta kobieta się nade mną zlitowała i nie będę musiała cię oglądać - szepnęłam do chłopaka i spełniłam prośbę nauczycielki. Ustawiłam się wraz z Nogitsune obok niej. W międzyczasie, kiedy puszczała kolejne grupy, tłumaczyła mi jak jechać, na jakie znaki charakterystyczne zwracać uwagę i tak dalej. W sumie trasa wydawała się łatwa, a ja nigdy nie mam problemów z pamięcią.
Wreszcie po długim czekaniu przyszła nasza kolej. Jechała ze mną grupka czterech osób, z których tylko dwie kojarzyłam. Kilka głębokich wdechów, sygnał nauczycielki i ruszyliśmy. Nogitsune to koń pełnej krwi angielskiej, więc wysunięcie się na prowadzenie, nie stanowiło dla nas problemu. W końcu uznaje się je za najszybszą rasę. Kiedy wjechaliśmy między drzewa, koło toru do crossa, mając już sporą przewagę, trochę zwolniłam, aby móc zwobodniej manewrować ruchami ogiera. Miałam tylko nadzieję, że jego kondycja pozwoli na utrzymanie w miarę równego tempa, zbliżonego do tego, którym teraz się poruszaliśmy. Pochyliłam się ku wyciągniętej szyi konia, który tylko co jakiś czas strzygł uszami. Teraz przyszła kolej na las. Na drugim rozwidleniu w prawo na skos. To nie powinno być trudne. Podczas skrętu delikatnie zarknęłam za siebie i zobaczyłam daleko rysujące się sylwetki. Musiałam się skupić na wystających korzeniach, które należało ominąć, jak również wszelkie przeszkodzy, jak chociażby leżące gałęzie. W pewnym momencie przypomniało mi się o skręcie w lewo, który miała zrobić obok... obok jakiegoś drzewa... miało być charakterystyczne. Zobaczyłam dwa splątane ze sobą drzewa, który tworzyły razem jedną całość, skręciłam. Droga okazała się być dosyć kręta, ominęłam kilka rozwidleń, zaczęłam się rozglądać za zjazdem w stronę rzeki, której nie mogłam zobaczyć. Miała to być piaszczysty zjazd w dół... zaczęłam się już trochę denerwować, kiedy wreszcie go zauważyłam. Spięłam konia i wpadliśmy w piach, który wyprowadził nas na otwartą przestrzeń. Rozejrzałam się i zatrzymałam konia. Niemal stanął w miejscu. Byliśmy na polanie. Z trzech stron odgradzał nas las, z czwartej, na prawo od nas znajdowała się piaszczysta droga. To chyba nie było miejsce, o którym mówiła pani Blue. Odwróciłam się. Nikt za nami nie jechał. Zawróciłam Nogitsune i z powrotem wróciliśmy do lasu. Panowała w nim prawie głucha cisza, zakłócana tylko przez szum drzew. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Musiałam gdzieś źle skręcić. Nie byłam pewna, czy wracanie się ma jakiś sens, ponieważ nie byłam do końca przekonana, że pojadę identyczną trasą. Westchnęłam. Wolnym kłusem ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu dobrej drogi. Po chwili jednak jeszcze zmniejszyliśmy tempo, dopiero w czasie stempu mogłam się dokładnie rozglądać. Cóż przyroda i zapadający zmrok - w końcu mamy jesień - zbytnio mi nie pomagało. Kierując się w przeciwną stronę niż skręciłam wcześniej, jak przynajmniej mi się wydawało, trafiłam na dosyć szeroką drogę, taką jaką jechaliśmy na początku. Ruszyliśmy nią powoli, lecz nic się nie zmieniło. Niczego charakterystycznego nie widziałam. Następnym razem będę bardziej skupiać się na trasie, a nie na koniu. Dopiero po jakimś czasie, kilku skrętach, które później uznałam za szczyt bezmyślności, otoczył nas szum. To musiała być ta rzeka. Coś błyskotnęło między drzewami, a wąska korzeniasta ścieżka zaprowadziła nas na brzeg. Był pusty. Westchnęłam. Musiało to się stać akurat pierwszego dnia, kiedy nikogo nie znałam i z nikim nie miałam kontaktu? Szum wody działał na mnie trochę uspokajająco. W końcu jadąc wzdłuż brzegu, wyjadę z tego przeklętego lasu. Nie interesowało mnie gdzie, po prostu chciałam wyjechać i tyle. W pewnym momencie usłyszałam męski głos.
- No po prostu jechała dużo przed nami i w końcu zniknęła nam z oczu - tłumaczył. - Pewnie gdzieś źle skręciła.
Mocniej spięłam konia, bojąc się, że odjadą, a ja znowu zostanę sama w tym okropnym miejscu. Lubię las, kocham nawet, ale tylko kiedy go znam, albo przynajmniej mam przy sobie kompas czy mapę. Za skarpą ukazała mi się grupka ludzi.
- Jest! - ktoś krzyknął, a pani Blue od razu do mnie podjechała.
- Nic ci nie jest?
- Nie - odparłam. - Musiałam gdzieś źle skręcić, za bardzo skupiłam się na tych gałęziach leżących na drodze... Przepraszam.
- Nie przepraszaj, to mogło się zdarzyć w końcu nowe miejsce, nie znasz jeszcze terenu - mówiła z widoczną ulgą kobieta. - Najważniejsze, że się znalazłaś, a teraz wracamy - jechała przodem, reszta się jakoś sobą zajęła. Nawet do mnie podjechał jakiś chłopak. To chyba ten, co tłumaczył pani Blue jak poszło do mojego zniknięcia. Był miły i bardzo gadatliwy, przedstawił mi się, utrzymywał rozmowę. Co śmieszne zauważyłam, że cały czas zerka w jedną stronę.
- To Miles, o którą chodzi? - zapytałam uśmiechając się.
- Co? - zdziwił się. - A tak... ciężko nie zauważyć prawda? Chodzi o tego przystojnego idiotę po drugiej stronie naszej grupy, którego zdenerwowałem chyba. W każdym razie nawet raz się nie odwrócił...
- Może... warto by było do niego podjechać? - zaproponowałam. Właściwie to byłam w kompletnym szoku, nie spodziewałam się, że jest gejem.
- Problem w tym, że moja biseksualność nie wszystkim się podoba, a my oficjalnie razem nie jesteśmy.... - miał coś dalej powiedzieć, ale przerwał mu nasz pan idealny, który podjechał do mnie z drugiej strony.
- Niezłą atrakcję nam zapewniłaś, nie ma co - zaśmiał się. - Żeby na tak prostej trasie się zgubić? - łzy zapiekły mnie w oczy, przygryzłam wargę. Spojrzałam na niego, na ten jego uśmieszek i promieniujące spojrzenie. Miałam ochotę dać mu w twarz. Dlaczego mi to robi? Nie ma dość? Jeśli nie da się mnie pokonać na osobiści, to ośmieszy mnie przy innych? Niech mnie zostawi! Niech się do mnie nie odzywa. Spuściłam głowę, a włosy zasłoniły mi jego widok.
- Ja bym jednak podjechała. Przepraszam - rzuciłam do Milesa i ruszyłam na przód, wychodząc na początek grupy. Teraz jechałam obok pani Blue z nadzieją, że Zain nie podąży za mną.
- Ale jak?! - wydarł się Zain, a kilka osób za nimi przyglądały mi się ze zdziwieniem.
- Normalnie - odparłam i odjechałam kawałek.
- Ej, poczekaj, przecież cię nie zjem!
- Ciszej! - napomniała go pani Blue, co dziwne, z uśmiechem.
- Ale moją duszę to i owszem, zjesz - mruknęłam. Nauczycielka dała znak, aby reszta też wsiadła na konie. Po chwili już Brunet ze swoim koniem byli obok.
- Chciałem tylko...
- Ładny koń - przerwałam mu. Zamknął otwarte przed chwilą usta, a później się uśmiechnął.
- Dziękuję i Morrigan też dziękuje - odparł.
- Klacz? - uniosłam brew.
- Tak... a co? - zapytał niepewnie.
- Nic. To zabawne. Ja mam ogiera - prychnęłam śmiechem.
- Ogiera? - uniósł brew, uśmiechając się.
- Idź porozmawiaj na ten temat ze swoją dziewczyną tygrysie - rzuciłam.
- Skąd wiesz, że to moja dziewczyna? - wpatrywał się we mnie jak w jakąś świętą ikonę.
- Wewnętrzne przeczucie... - wzruszyłam ramionami. - I jej morderczy wzrok, kiedy wyszczerzony podszedłeś do mnie.
- Serio? - odwrócił się w jej stronę.
- I tak teraz tego nie zobaczysz, nie wygląda na jedną z tych, które robią sceny zazdrości i pokazują zaangażowanie - stwierdziłam, poprawiając się w siodle.
- A ty? - to pytanie mnie delikatnie zszokowało. Opanuj się, myśl, atakuj.
- Nie powiem ci, bo to moja prywatna sprawa, a czynnie nigdy się tego nie dowiesz - zatrzepotałam rzęsami.
- Nie chcę się czynnie dowiedzieć - mruknął.
- Nie martw się i tak nie masz u mnie szans - zaczęłam już delikatnie dygotać ze śmiechu, widząc jak układa usta w śmieszny dziubek, który pewnie wyrażał jego oburzenie, taką obrazą.
- Ja na szczęście mam gust i nie miałem w planie się dowiedzieć.
- Na szczęście ja też mam gust, co zaznaczyłam już kilka razy - zaśmiałam się.
- Proszę o chwilę uwagi - powiedziała chyba przede wszystkim do nas, pani Blue. - Trasa na dziś prowadzi przez fragment toru crossowego, las, później przez plaże wzdłuż rzeki, powrót jest przez polną drogę od strony miasteczka. Będziecie jechać w grupach puszczanych co 15 minut, ja postaram się zbierać was na dobrą drogę. Dla osoby z najlepszym czasem, przewidziana jest bardzo miła nagroda.
- Jaka? - od razu zapytał Zain, a ja przewróciłam oczami.
- Czysta satysfakcja z wygranej nad innymi? - rzuciłam.
- Dobry pomysł Imanuelle, jednak wybrałam coś bardziej praktycznego i konkretnego - uśmiechnęła się nauczycielka. - Wygraj Zain, a zobaczysz.
- W takim razie wygram - zaśmiał się.
- Nie masz ze mną szans - szepnęłam do niego.
- Czyżby? - odparł, rzucając mi zadziorne spojrzenie. Ten uśmieszek tylko wszystko pogarszał, ponieważ... no cóż... tylko poprawiał jego wizerunek w moich oczach. Zdążyłam zauważyć tutaj kilku naprawdę przystojnych chłopaków, jednak ta jego południowa, orientalna uroda miała coś w sobie.
- Czas się z tym pogodzić Zain - wzruszyłam ramionami.
- Jeśli tak się palisz do wygranej, Zain, to pojedziesz w pierwszej grupie - przerwała nam pani Blue. Chłopak kiwnął głową. - Imanuelle podjedź bliżej, wytłumaczę ci jak jechać, będziesz w ostatniej grupie.
- Chociaż ta kobieta się nade mną zlitowała i nie będę musiała cię oglądać - szepnęłam do chłopaka i spełniłam prośbę nauczycielki. Ustawiłam się wraz z Nogitsune obok niej. W międzyczasie, kiedy puszczała kolejne grupy, tłumaczyła mi jak jechać, na jakie znaki charakterystyczne zwracać uwagę i tak dalej. W sumie trasa wydawała się łatwa, a ja nigdy nie mam problemów z pamięcią.
Wreszcie po długim czekaniu przyszła nasza kolej. Jechała ze mną grupka czterech osób, z których tylko dwie kojarzyłam. Kilka głębokich wdechów, sygnał nauczycielki i ruszyliśmy. Nogitsune to koń pełnej krwi angielskiej, więc wysunięcie się na prowadzenie, nie stanowiło dla nas problemu. W końcu uznaje się je za najszybszą rasę. Kiedy wjechaliśmy między drzewa, koło toru do crossa, mając już sporą przewagę, trochę zwolniłam, aby móc zwobodniej manewrować ruchami ogiera. Miałam tylko nadzieję, że jego kondycja pozwoli na utrzymanie w miarę równego tempa, zbliżonego do tego, którym teraz się poruszaliśmy. Pochyliłam się ku wyciągniętej szyi konia, który tylko co jakiś czas strzygł uszami. Teraz przyszła kolej na las. Na drugim rozwidleniu w prawo na skos. To nie powinno być trudne. Podczas skrętu delikatnie zarknęłam za siebie i zobaczyłam daleko rysujące się sylwetki. Musiałam się skupić na wystających korzeniach, które należało ominąć, jak również wszelkie przeszkodzy, jak chociażby leżące gałęzie. W pewnym momencie przypomniało mi się o skręcie w lewo, który miała zrobić obok... obok jakiegoś drzewa... miało być charakterystyczne. Zobaczyłam dwa splątane ze sobą drzewa, który tworzyły razem jedną całość, skręciłam. Droga okazała się być dosyć kręta, ominęłam kilka rozwidleń, zaczęłam się rozglądać za zjazdem w stronę rzeki, której nie mogłam zobaczyć. Miała to być piaszczysty zjazd w dół... zaczęłam się już trochę denerwować, kiedy wreszcie go zauważyłam. Spięłam konia i wpadliśmy w piach, który wyprowadził nas na otwartą przestrzeń. Rozejrzałam się i zatrzymałam konia. Niemal stanął w miejscu. Byliśmy na polanie. Z trzech stron odgradzał nas las, z czwartej, na prawo od nas znajdowała się piaszczysta droga. To chyba nie było miejsce, o którym mówiła pani Blue. Odwróciłam się. Nikt za nami nie jechał. Zawróciłam Nogitsune i z powrotem wróciliśmy do lasu. Panowała w nim prawie głucha cisza, zakłócana tylko przez szum drzew. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Musiałam gdzieś źle skręcić. Nie byłam pewna, czy wracanie się ma jakiś sens, ponieważ nie byłam do końca przekonana, że pojadę identyczną trasą. Westchnęłam. Wolnym kłusem ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu dobrej drogi. Po chwili jednak jeszcze zmniejszyliśmy tempo, dopiero w czasie stempu mogłam się dokładnie rozglądać. Cóż przyroda i zapadający zmrok - w końcu mamy jesień - zbytnio mi nie pomagało. Kierując się w przeciwną stronę niż skręciłam wcześniej, jak przynajmniej mi się wydawało, trafiłam na dosyć szeroką drogę, taką jaką jechaliśmy na początku. Ruszyliśmy nią powoli, lecz nic się nie zmieniło. Niczego charakterystycznego nie widziałam. Następnym razem będę bardziej skupiać się na trasie, a nie na koniu. Dopiero po jakimś czasie, kilku skrętach, które później uznałam za szczyt bezmyślności, otoczył nas szum. To musiała być ta rzeka. Coś błyskotnęło między drzewami, a wąska korzeniasta ścieżka zaprowadziła nas na brzeg. Był pusty. Westchnęłam. Musiało to się stać akurat pierwszego dnia, kiedy nikogo nie znałam i z nikim nie miałam kontaktu? Szum wody działał na mnie trochę uspokajająco. W końcu jadąc wzdłuż brzegu, wyjadę z tego przeklętego lasu. Nie interesowało mnie gdzie, po prostu chciałam wyjechać i tyle. W pewnym momencie usłyszałam męski głos.
- No po prostu jechała dużo przed nami i w końcu zniknęła nam z oczu - tłumaczył. - Pewnie gdzieś źle skręciła.
Mocniej spięłam konia, bojąc się, że odjadą, a ja znowu zostanę sama w tym okropnym miejscu. Lubię las, kocham nawet, ale tylko kiedy go znam, albo przynajmniej mam przy sobie kompas czy mapę. Za skarpą ukazała mi się grupka ludzi.
- Jest! - ktoś krzyknął, a pani Blue od razu do mnie podjechała.
- Nic ci nie jest?
- Nie - odparłam. - Musiałam gdzieś źle skręcić, za bardzo skupiłam się na tych gałęziach leżących na drodze... Przepraszam.
- Nie przepraszaj, to mogło się zdarzyć w końcu nowe miejsce, nie znasz jeszcze terenu - mówiła z widoczną ulgą kobieta. - Najważniejsze, że się znalazłaś, a teraz wracamy - jechała przodem, reszta się jakoś sobą zajęła. Nawet do mnie podjechał jakiś chłopak. To chyba ten, co tłumaczył pani Blue jak poszło do mojego zniknięcia. Był miły i bardzo gadatliwy, przedstawił mi się, utrzymywał rozmowę. Co śmieszne zauważyłam, że cały czas zerka w jedną stronę.
- To Miles, o którą chodzi? - zapytałam uśmiechając się.
- Co? - zdziwił się. - A tak... ciężko nie zauważyć prawda? Chodzi o tego przystojnego idiotę po drugiej stronie naszej grupy, którego zdenerwowałem chyba. W każdym razie nawet raz się nie odwrócił...
- Może... warto by było do niego podjechać? - zaproponowałam. Właściwie to byłam w kompletnym szoku, nie spodziewałam się, że jest gejem.
- Problem w tym, że moja biseksualność nie wszystkim się podoba, a my oficjalnie razem nie jesteśmy.... - miał coś dalej powiedzieć, ale przerwał mu nasz pan idealny, który podjechał do mnie z drugiej strony.
- Niezłą atrakcję nam zapewniłaś, nie ma co - zaśmiał się. - Żeby na tak prostej trasie się zgubić? - łzy zapiekły mnie w oczy, przygryzłam wargę. Spojrzałam na niego, na ten jego uśmieszek i promieniujące spojrzenie. Miałam ochotę dać mu w twarz. Dlaczego mi to robi? Nie ma dość? Jeśli nie da się mnie pokonać na osobiści, to ośmieszy mnie przy innych? Niech mnie zostawi! Niech się do mnie nie odzywa. Spuściłam głowę, a włosy zasłoniły mi jego widok.
- Ja bym jednak podjechała. Przepraszam - rzuciłam do Milesa i ruszyłam na przód, wychodząc na początek grupy. Teraz jechałam obok pani Blue z nadzieją, że Zain nie podąży za mną.
Zain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz