Zastanowiłem się. Policjant już szedł w naszą stronę... wtedy wpadłem na pomysł.
- Nie podrywaj go - odparłem. - Mam pomysł, ale jak się Zain odezwiesz, to ci wyrwę ten jęzor.
- Nie musisz być taki niemiły - powiedział cicho.
- Czasem muszę - w tym momencie funkcjonariusz dotarł do okna, które Brooke uchyliła.
- Dzień dobry, dokumenty poproszę - dziewczyna spojrzała na mnie błagalnie, a ja tylko kiwnąłem głową. Podała mu to, o co prosił.
- Przepraszam, czy to nie będzie dla pana problem, jeśli wysiądę? - zapytałem. - Po wypadku nie służą mi długie podróże.
- W takim razie proszę bardzo - zerknąłem na Zaina, po czym z niemałymi trudnościami wyszedłem z samochodu. Obszedłem auto i podszedłem do policjanta. - O co chodzi?
- Dużo przekroczyła prędkość?
- Cóż...
- Bo rozumie pan - wtrąciłem się. - Tak to jest jak się na podróż trafią dwie kapryśne gwiazdy...
- Gwiazdy?
- Ma pan młodą córkę? - pokiwał głową. - To pewnie pan słyszał o Zainie Maliku i Louisie Tomlinsonsie...
- Tak... - zerknął do samochodu. - Ale rozumie pan.
- No oczywiście, przekroczyliśmy prędkość, a przecież jesteśmy ludzi jak każdy.
- Dokładnie.
- Jednak jestem pewny, że panu też się zdarzyło ze złości przycisnąć trochę gazu.
- Taki jesteś pewny?
- Oczywiście. W końcu popełniamy błędu, to element naszej egzystencji - uśmiechnąłem się. - A jak ma na imię córka?
- Anabell, a co?
- Nic... - podszedłem do tylnej szyby i zapukałem. Uchylił ją Louis. - Machnijcie mi autografy dla Anabel.
Po chwili otrzymałem od nich kartkę oczywiście z dopiskami od Zaina, który tak naprawdę kochał swoich fanów... wszystkich.
- Proszę to dla córki - podałem to policjantowi.
- Ale ja nie mogę...
- Proszę pomyśleć o Anabel - po chwili wziął kartkę, a ja się przeciągnąłem, pożegnałem się i wsiadłem do auta.
- Tym razem skończy się na upomnieniu, ale to ostatni raz. Proszę jechać ostrożniej - odparł policjant do Brooke i odszedł. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Nie wiem jak ty to robisz... ale kocham cię za to - powiedział Zain, wychylając się zza fotela i ściskając mnie.
- Wiem, siadaj bo się jeszcze wróci - zaśmiałem się.
- Śmiejący się Lewis, rzadkość.
- Dzięki Louis, ty mnie zawsze wspierasz - prychnąłem, jednak pewnie tego nie usłyszał, ponieważ Zain wybuchnął głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Tylko on wie, ile mnie kosztuje to uśmiechnie się i jak często to robię... może tylko i wyłącznie przy nim, ale to drobny szczegół.
- Nie podrywaj go - odparłem. - Mam pomysł, ale jak się Zain odezwiesz, to ci wyrwę ten jęzor.
- Nie musisz być taki niemiły - powiedział cicho.
- Czasem muszę - w tym momencie funkcjonariusz dotarł do okna, które Brooke uchyliła.
- Dzień dobry, dokumenty poproszę - dziewczyna spojrzała na mnie błagalnie, a ja tylko kiwnąłem głową. Podała mu to, o co prosił.
- Przepraszam, czy to nie będzie dla pana problem, jeśli wysiądę? - zapytałem. - Po wypadku nie służą mi długie podróże.
- W takim razie proszę bardzo - zerknąłem na Zaina, po czym z niemałymi trudnościami wyszedłem z samochodu. Obszedłem auto i podszedłem do policjanta. - O co chodzi?
- Dużo przekroczyła prędkość?
- Cóż...
- Bo rozumie pan - wtrąciłem się. - Tak to jest jak się na podróż trafią dwie kapryśne gwiazdy...
- Gwiazdy?
- Ma pan młodą córkę? - pokiwał głową. - To pewnie pan słyszał o Zainie Maliku i Louisie Tomlinsonsie...
- Tak... - zerknął do samochodu. - Ale rozumie pan.
- No oczywiście, przekroczyliśmy prędkość, a przecież jesteśmy ludzi jak każdy.
- Dokładnie.
- Jednak jestem pewny, że panu też się zdarzyło ze złości przycisnąć trochę gazu.
- Taki jesteś pewny?
- Oczywiście. W końcu popełniamy błędu, to element naszej egzystencji - uśmiechnąłem się. - A jak ma na imię córka?
- Anabell, a co?
- Nic... - podszedłem do tylnej szyby i zapukałem. Uchylił ją Louis. - Machnijcie mi autografy dla Anabel.
Po chwili otrzymałem od nich kartkę oczywiście z dopiskami od Zaina, który tak naprawdę kochał swoich fanów... wszystkich.
- Proszę to dla córki - podałem to policjantowi.
- Ale ja nie mogę...
- Proszę pomyśleć o Anabel - po chwili wziął kartkę, a ja się przeciągnąłem, pożegnałem się i wsiadłem do auta.
- Tym razem skończy się na upomnieniu, ale to ostatni raz. Proszę jechać ostrożniej - odparł policjant do Brooke i odszedł. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Nie wiem jak ty to robisz... ale kocham cię za to - powiedział Zain, wychylając się zza fotela i ściskając mnie.
- Wiem, siadaj bo się jeszcze wróci - zaśmiałem się.
- Śmiejący się Lewis, rzadkość.
- Dzięki Louis, ty mnie zawsze wspierasz - prychnąłem, jednak pewnie tego nie usłyszał, ponieważ Zain wybuchnął głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Tylko on wie, ile mnie kosztuje to uśmiechnie się i jak często to robię... może tylko i wyłącznie przy nim, ale to drobny szczegół.
* * *
Oczywiście jak zwykle nasz drogi, geniusz, idealista z doskonałymi pomysłami, chciał nawigować Brooke. Chyba nadal zapomina, że to ja jestem z Londynu. Wwalił nas w największy korek, bo wymyślił sobie pokazać dziewczynie London Eye, tylko jakbyśmy pojechali na inny most, to byśmy nie stali. Takie są realia Londynu, tylko trzeba w nim trochę po funkcjonować i się zainteresować działaniem tej machiny. Kiedy nagle po przejechaniu mostu zdezorientował się, gdzie jest, przełączyliśmy się na moją nawigację. Szybko znaleźliśmy nie płatny parking, niedaleko symbolicznych zabytków tego miasta.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj będzie wolne miejsce? - zapytał Zain.
- Nie wiedziałem, mieliśmy jechać osiedle dalej, tam na pewno jest coś wolne, a to to był przypadek - odparłem.
- Jesteś świrem - zaśmiał się.
- Ej! To moje słowa, wymyśl wreszcie coś swojego - odparłem, Louis wybuchł śmiechem, a Brooke przekręciła oczami. Kogoś mi przypominała... - Wychodzimy.
- Ale jest zimno, a ich nie ma.
- Zero angielskiej krwi - mruknąłem.
- I to mówi Niemiec?!
- Nie wkurzaj mnie, tylko w połowie jestem Niemcem!
- A może tak spokój? - zapytał Louis, spojrzeliśmy obaj na niego.
- Jasne - powiedział Zain.
- Nie wytrzymam z nim - westchnąłem.
- Jesteście jak stare, dobre małżeństwo - zauważyła Brooke.
- Tylko nie stare - odpowiedzieliśmy na raz i wysiedliśmy.
Kiedy już wszyscy staliśmy na zewnątrz, zaczęła się lawina pomysłów co najpierw pokazać Brooke. Oczywiście Zain gadał najwięcej, ja wszystko krytykowałem, a Louis mówił jak zwykle z sensem, za to dziewczyna stała i przyglądała nam się z politowaniem. Wszystko przerwał piękny dźwięk silnika... słyszałem jeden taki motocykl w życiu. Istna poezja, choć na mój nie narzekam. Podjechał do nas Dominic.
- Podobno pomocy przy planowaniu Malika potrzebujecie - wyszczerzył się.
- Bardzo zabawne Dom - oburzył się. - Widzę jesteś w świetnej formie.
- Nie gorszej niż zwykle - odparł zsiadając z motocyklu. Podszedł do naszej grupki. - Dominic Wayne.
- Brooke Sky - podali sobie ręce. - I muszę wspomnieć, że ja byłam w Londynie. Wiecie o tym?
- To nie przeszkadza byś jeszcze raz poszła na London Eye! - niemal krzyknął Zain.
- Nie drzyj się na kobietę - warknął Dom.
- Dokładnie - poparłem go.
- Albo twoja twarz ucierpi - odparł Wayne z jego wrednym uśmiechem.
- To groźby karalne...
- Obawiam się, że niekoniecznie - przerwałem Zainowi.
- Daleko stąd do tego London Eye? - zmieniła temat Brooke.
- Jakieś dziesięć minut pieszo - odpowiedzieliśmy z Gabrielem równocześnie.
- Więc chodźmy, jak już bardzo chce.
- To będzie katastrofa - mruknąłem po hiszpańsku. Zaletą tego języka było to, że nikt z mojego kręgu go poza mną nie znał.
- Znasz hiszpański? - zdziwiła się Brooke, ale zapytała z tym samym języku. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym spojrzeliśmy na Zaina.
- Jak go poznałeś?
- Wpadł na mnie w Notting Hill bo zgubił a resztę - zacząłem się śmiać. - To moja dzielnica, więc jakoś doszedłem co on chce znaleźć i mu pomogłem. Byliśmy wtedy takimi gówniarzami...
- A teraz to jesteście wielce dorośli?
- Możecie wrócić do normalności? - zapytał Zain.
- No przecież wszystko jest normalnie, idziemy. Gabriel, prowadź - rozkazałem. - Mam tylko nadzieję, że będzie czynne. I jesteśmy wybitnie dorośli.
- Uważaj Lewis bo uwierzę - wybuchła śmiechem na widok mojej miny.
- Pewnie Zain by mnie zabił za te słowa, ale Brooke.... fajna z was parka - puściłem jej oczko, a ona podeszła i mnie popchnęła. - Jesteś idealna dla tego wariata. Tylko go nie bij za często.
- Ja nie biję ludzi!
- A to przed chwilą?
- A tak właściwie, to nie jesteśmy parką - spuściła wzrok.
- Jak to?! Taki nieśmiały Zain się z niego zrobił?
- Ty coś wiesz!
- Ja wiem wszystko i zawsze... i ledwo wytrzymuję te ciągłe opowieści o tobie, mogę powiedzieć o nim wiele, ale empatii dla mnie to on nie ma za grosz. - reszta patrzyła na nas jak na parę wariatów.
- Przestań z nim spiskować - poprosił błagalnym głosem Zain.
- Przecież nie spiskujemy - odparła.
- Właśnie, tylko wymieniany uwagi o życiu - wyszczerzyłem się, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj będzie wolne miejsce? - zapytał Zain.
- Nie wiedziałem, mieliśmy jechać osiedle dalej, tam na pewno jest coś wolne, a to to był przypadek - odparłem.
- Jesteś świrem - zaśmiał się.
- Ej! To moje słowa, wymyśl wreszcie coś swojego - odparłem, Louis wybuchł śmiechem, a Brooke przekręciła oczami. Kogoś mi przypominała... - Wychodzimy.
- Ale jest zimno, a ich nie ma.
- Zero angielskiej krwi - mruknąłem.
- I to mówi Niemiec?!
- Nie wkurzaj mnie, tylko w połowie jestem Niemcem!
- A może tak spokój? - zapytał Louis, spojrzeliśmy obaj na niego.
- Jasne - powiedział Zain.
- Nie wytrzymam z nim - westchnąłem.
- Jesteście jak stare, dobre małżeństwo - zauważyła Brooke.
- Tylko nie stare - odpowiedzieliśmy na raz i wysiedliśmy.
Kiedy już wszyscy staliśmy na zewnątrz, zaczęła się lawina pomysłów co najpierw pokazać Brooke. Oczywiście Zain gadał najwięcej, ja wszystko krytykowałem, a Louis mówił jak zwykle z sensem, za to dziewczyna stała i przyglądała nam się z politowaniem. Wszystko przerwał piękny dźwięk silnika... słyszałem jeden taki motocykl w życiu. Istna poezja, choć na mój nie narzekam. Podjechał do nas Dominic.
- Podobno pomocy przy planowaniu Malika potrzebujecie - wyszczerzył się.
- Bardzo zabawne Dom - oburzył się. - Widzę jesteś w świetnej formie.
- Nie gorszej niż zwykle - odparł zsiadając z motocyklu. Podszedł do naszej grupki. - Dominic Wayne.
- Brooke Sky - podali sobie ręce. - I muszę wspomnieć, że ja byłam w Londynie. Wiecie o tym?
- To nie przeszkadza byś jeszcze raz poszła na London Eye! - niemal krzyknął Zain.
- Nie drzyj się na kobietę - warknął Dom.
- Dokładnie - poparłem go.
- Albo twoja twarz ucierpi - odparł Wayne z jego wrednym uśmiechem.
- To groźby karalne...
- Obawiam się, że niekoniecznie - przerwałem Zainowi.
- Daleko stąd do tego London Eye? - zmieniła temat Brooke.
- Jakieś dziesięć minut pieszo - odpowiedzieliśmy z Gabrielem równocześnie.
- Więc chodźmy, jak już bardzo chce.
- To będzie katastrofa - mruknąłem po hiszpańsku. Zaletą tego języka było to, że nikt z mojego kręgu go poza mną nie znał.
- Znasz hiszpański? - zdziwiła się Brooke, ale zapytała z tym samym języku. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym spojrzeliśmy na Zaina.
- Jak go poznałeś?
- Wpadł na mnie w Notting Hill bo zgubił a resztę - zacząłem się śmiać. - To moja dzielnica, więc jakoś doszedłem co on chce znaleźć i mu pomogłem. Byliśmy wtedy takimi gówniarzami...
- A teraz to jesteście wielce dorośli?
- Możecie wrócić do normalności? - zapytał Zain.
- No przecież wszystko jest normalnie, idziemy. Gabriel, prowadź - rozkazałem. - Mam tylko nadzieję, że będzie czynne. I jesteśmy wybitnie dorośli.
- Uważaj Lewis bo uwierzę - wybuchła śmiechem na widok mojej miny.
- Pewnie Zain by mnie zabił za te słowa, ale Brooke.... fajna z was parka - puściłem jej oczko, a ona podeszła i mnie popchnęła. - Jesteś idealna dla tego wariata. Tylko go nie bij za często.
- Ja nie biję ludzi!
- A to przed chwilą?
- A tak właściwie, to nie jesteśmy parką - spuściła wzrok.
- Jak to?! Taki nieśmiały Zain się z niego zrobił?
- Ty coś wiesz!
- Ja wiem wszystko i zawsze... i ledwo wytrzymuję te ciągłe opowieści o tobie, mogę powiedzieć o nim wiele, ale empatii dla mnie to on nie ma za grosz. - reszta patrzyła na nas jak na parę wariatów.
- Przestań z nim spiskować - poprosił błagalnym głosem Zain.
- Przecież nie spiskujemy - odparła.
- Właśnie, tylko wymieniany uwagi o życiu - wyszczerzyłem się, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
Zain naburmuszył się jak mała dziewczynka i zaczął gadać bardziej do siebie niż do nas, Gabriel z Louisem znaleźli jakiś temat i wyłączyli się... tak... cóż... spojrzałem na Brooke.
- Ty czasem nie masz ochoty od niego uciec?
- Nie! Ale z ciebie przyjaciel
- On wie, że go kocham jak brata i na razie mnie to satysfakcjonuje.
- A z tym znikaniem, rozumiem, że to mała propozycja, na zdenerwowanie Zaina? - zapytała z uśmiechem.
- Zanim się zorientują będą niedaleko London Eye, gdzie będziemy już czekać.
- To czemu tam jeszcze nie idziemy? - wzruszyłem ramionami.
Złapałem ją delikatnie za nadgarstek i kiedy cała trójka idąca przed nami, była do nas tyłem, pociągnąłem ją w uliczkę. Puściłem ją przyspieszając trochę kroku.
- Nie sądziłam, że jesteś takim żartownisiem.
- Rozkręcam się dopiero po dwóch tygodniach znajomości - zaśmiałem się.
- Właściwie dlaczego?
- Bo jestem aspołecznym typem po złym dzieciństwie.
- Słyszałam... - szepnęła.
- Niedobrze.
- Dlaczego znowu?
- Bo jeśli słyszałaś od Olivii to raczej ciężko mi będzie zdradzić inne sekrety, a jak od Zaina, to mam kolejny powód by go zabić... Chcesz lody? - dodałem, a ona kiwnęla. Zatrzymaliśmy się przy małej budce.
- Czyli nie lubisz mówić o swoich rodzicach? - pytała w dalszej drodze.
- Cóż... to tak jakby ktoś lubił mówić o chorobach wenerycznych...
- Wow, niezłe porównanie.
- I niestety trafne - w tym momencie doszliśmy do London Eye, które, cholera jasna, było nieczynne. - Nadzieja matką głupich.
- Czy ty jesteś normalny?! - wydarł się Zain, mimo że byli jakieś pięćdziesiąt metrów od nas.
- Z tego co mówią lekarze, to tak - odparłem, kiedy już się zbliżyli.
- Po co do jasnej cholery to zrobiłeś? - zapytał.
- Nie przeklinaj - skrzywiłem się.
- Dokładnie - poparła mnie Brooke.
- Wiecie jak on nam histeryzował, jak zobaczył, że was nie ma? - odparł Louis.
- Ups... - wyszczerzyłem się do Brooke, a ona odwzajemniła się tym samym.
- I jeszcze jest nieczynne - jęknął Zain.
I nagle stało się coś, co przewidziałem, ale z powodu śmiechu z mojego przyjaciela, na co nie zdążyłem zareagować w odpowiednim czasie. Malik przelazł przez barierki i podszedł do żelaznej konstrukcji.
- Romeo, przecież oddałem ci Julię! - wydarłem się.
- Po co mi życie, skoro mnie nie kocha? - zapytał, myślałem, że się cofnie, ponieważ zrobił się czerwony jak burak, słysząc swoje słowa, ale on zaczął się wspinać po London Eye. Wspinać!
- Zain złaź! - wydarłem się, a ten pokręcił głową. Rozejrzałem się po reszcie.
- Ręka - skrzywił się Gabriel.
- Mam lęk wysokości - odparł Louis.
- Lewis, zrób coś - jęknęła Brooke.
- Pani Boże - spojrzałem w górę. - Przecież ja byłem dobrym dzieckiem, a ty najpierw niszczysz mi dzieciństwo, a teraz zsyłasz mi na łeb tego wariata. Co ja Ci takiego zrobiłem? No nic, więc dlaczego karzesz, mi latać i wspinać się za nim po jakiś zabytkach czy innych konstrukcjach na złamanie karku? Czy ja nie mogę mieć chociaż chwili odpoczynku? - westchnąłem i polazłem po Zaina. - Malik?!
- Czego?!
- A możesz zejść?!
- Już nie!
- Proszę! - rzadko prosiłem, na chwilę się zatrzymał.
- Za późno mój przyjacielu!
- I co zostawisz mnie tutaj samego?!
- Masz ich!
- Ale ja chcę ciebie! - cholera zbyt dwuznacznie... - Złaź idioto, to się idę rzucę w Tamizę! A Brooke, Louis zabierze do Akademii, gdzie na pewno pocieszy ją Mike! - silny argument. Argument, który musiał go zaboleć... Miałem przynajmniej taką nadzieję.
Brooke?
Weź go ratuj ze mną! Toż to nie może się zmarnować skacząc z tego czegoś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz