Strony

środa, 17 maja 2017

Od Graciany C.D. Vito

Przeczesałam ręką gęste włosy. Do moich nóg podbiegła Padme i poczęła warczeć na nieznanego mi chłopaka. Całkowicie szczera będę w jednej sprawie - zawsze uważałam, że długie włosy nie pasują facetom. Nadal jestem tego zdania. Zmierzyłam go od stóp do głów.
-To nie wytłumaczenie. Mogłeś kogoś poprosić żeby sam wezwał jakąś pielęgniarkę - wytykałam chłopakowi.
Nieznajomy przewrócił oczami. Ja szybko wyminęłam chłopaka i niemalże wybiegłam ze stadniny. Może niesłusznie go osądziłam... Tylko że nie porywa się ludzi którzy za moment się obudzą i dadzą ci z liścia! Przybrałam zamyśloną pozę i zwolniłam kroku. Mała Westie skakała wokół moich nóg i głośno szczekała.Założyłam ręce na krzyż. Jak zwykle, postąpiłam głupio i skierowałam się tylko emocjami, związanymi także z nowinkami o bracie. Uklękłam przy śnieżnej suni. Potrzebowałam chociaż chwili odpoczynku. Podrapałam podopieczną za uchem, na co sunia umilkła i poddała się rozkoszy z tym związanej.
-Oj malutka. Nabroiłam, co? - posłałam słaby uśmiech do białej kulki.
Podniosłam się i otrzepałam z kurzu. Smętnie dotarłam do samochodu i pani Cruciato. Elena uśmiechnęła się na mój widok i od razu podała mi wszystkie torby. Następnie uściskała mnie tak mocno, iż straciłam czucie od głowy aż po pas.
-Maaamo. Udusisz mnie - powiedziałam ostatkami sił.
Rodzicielka natychmiast mnie puściła, ale w zamian za uścisk, chwyciła moje ramiona.
-Tylko bądź grzeczna - poprosiła i odeszła, aby wsiąść do samochodu i odjechać.
Pomachałam jej na pożegnanie, a następnie sama chwyciłam torby, po czym poszłam szukać swojego pokoju. Mama załatwiła już wszystkie formalności u pani Stewart. Byłam wykończona targaniem walizek, więc kiedy tylko otworzyłam drzwi pokoju, natychmiast rzuciłam się na łóżko. Nie chciało mi się teraz wypakowywać. Może po popołudniowym treningu? Tak. Na pewno to wtedy zrobię. Na początek muszę dobrze wypaść na treningu.
***
Punktualnie, pół godziny przed treningiem wybiegłam z pokoju. Shogetten nie jest koniem łatwym do osiodłania, więc może mi to chwilę zająć. Złapałam za szczotki, które odłożyłam obok jego boksu i wtargnęłam do środka.
-Witaj koniku - ucałowałam go w pysk.
Myślę, że by mi nie wybaczył gdybym się z nim nie przywitała. Zaczęłam zczesywać kurz z jego aksamitnej sierści. Koń wyjątkowo grzecznie stał i żuł źdźbło trawy. Przeszłam do czyszczenia szczotką z miękkiego włosia. Shog parsknął kilka razy, jakby mu się podobało. Podnosił kopyta bardzo ochoczo, uważając by mnie przy tym nie uderzyć. Ponieważ bardzo lubił także zakładanie ogłowia, to mogłam przejść do zakładania siodła. Choćbym nie wiem co robiła to on i tak będzie nabierał powietrze, a następnie je wypuszczał. Wyjęłam marchew z kieszeni spodni.
-Mam propozycję. Dasz się osiodłać to ci ją dam - szepnęłam mu do ucha.
Koń ochoczo pokiwał łbem. Zadowolona ze swojego sprytu, wsadziłem mu skórzane siodło do skoków na grzbiet i zapięłam popręg. Shogetten ponaglił mnie wzrokiem. Podałam mu przysmak z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nareszcie udało mi się go przekupić. Wyprowadziłam gniadosza z boksu, prosto na parkur. Kilka osób już kłusowało wraz z swoimi pięknymi wierzchowcami, inni byli przy galopie. Wsiadłam na grzbiet mojego konia. Popędziłam go do stępa. Już dawno nie skakaliśmy... I tego się najbardziej obawiam. On nie lubi już tego tak jak kiedyś. I jeszcze ta kontuzja. Odepchnęłam od siebie złe myśli. Liczy się tylko tu i teraz.
***
Udało nam się przeskoczyć kilka przeszkód. Z dumą poklepałam Shogetten'a po szyi i zsiadłam z niego przerzucając wodze przez jego łeb. Koń aż promieniał z dumy. Zaśmiałam się. Rozsiodłanie go nie zajęło mi aż tyle co siodłanie. Weszłam do siodlarni i zastałam tam tego nieznajomego chłopaka od beli siana. Co za pech.

Vito?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz