Noc była ciężka, oj tak. Kolejne próby uśnięcia kończyły się płaczem i zatkanym nosem. Nie mogłem usnąć bo miałem zatkany nos a kiedy szedłem go dmuchać znów zaczynałem się źle czuć i... Zamknięte koło się zamykało. Potarłem oczy dłonią słysząc budzik. Jakim cudem spałem? Dosłownie sturlałem się z łóżka i naciągnąłem na siebie bluzę. Nie chciało mi się ubierać. Miałem na sobie to co wczoraj, spodnie, buty musiałem śmierdzieć bo na łyżwach jednak się spociłem. Dodatkowo miałem cienie pod oczami i za pewnie czerwoną twarz. Ale śniadanie wzywa co? Naciągnąłem trampki na nogi i wyczłapałem z pokoju. Jebać ten dzień, jebać wczorajszy dzień. Stołówka była już pusta, no tak.. Wyjazdy na ferie do domu. Ciekawe czy matka wyśle mi esemesa? No i muszę zadzwonić do dziadka. Ciekawe co u niego. Dziadek.. Tęsknię za nim. Nie dzwonię bo mam wrażenie ,że znowu go zawiodę. Usiadłem przy.. przy stoliku, nie było tu żadnego zaimka.. Żaden nasz.. Wziąłem owsiankę i kawę, trzeba się jakoś ostatni dzień szkoły utrzymać na nogach. Wsunąłem łyżkę w kleistą maź i niepewnie uniosłem ją do ust. Co ona w tym widziała? Przełknąłem pierwszy słodki i kleisty kęs i przymknąłem oczy. Słodkie, może dlatego jest taka słodka? Od tego ile cukru konsumuje? Oli.. Oparłem głowę o dłoń i patrząc tępo w przestrzeń wmuszałem w siebie maź. Do pomieszczenia , mniej więcej w połowie miseczki, weszła ona. Miała związane włosy, wydawała się wyprana z emocji. Nie jestem sam.. Pewnie żałuje tego co zrobiła, oddała się komuś takiemu jak ja, dziwce.. Oddała to słabe słowo, nawet nie wsadziłem jej ręki w majtki. Skrzywiłem się i.. U boku dziewczyny szedł Archie. Szybka jest. Najwyraźniej nie jest tak trudno usunąć mnie ze swojego życia, jedna noc. Dziewczyna wyprostowała się i unikała przejeżdżania wzrokiem w moim kierunku.
-Hej Archie ! Musimy pogadać stary ! -Czemu do chuja to powiedziałem? Podniosłem się z siedzenia i liczyłem na to ,że do mnie podejdzie. Zyskałem to co chciałem, nastia popatrzyła na mnie. Wyglądamy tak samo kiepsko co? Chłopak o dziwo do mnie podszedł.
-Masz pracę domową z chemii?
-um.Nie? -Zmarszczył brwi i szybko się wycofał. Nastia oparła się o niego delikatnie i zaczęli o czymś rozmawiać. Najwyraźniej ważnym bo wyprostowała się i zrobiła zaskoczoną minę. Przyłożyła dłoń do piersi i (WRUK TY CHUJU NIE PODGLĄDAJ TYKO CHOĆ NA TEN CZAt )
uśmiechnęła się kiedy coś mówiła, po chwili przytulali się w najlepsze. Kurwa. Szybko odwróciłem wzrok, czemu nagle pieką mnie oczy? Drapanie w gardle robiło się nieznośne.
Zerwałem się z miejsca i wyszedłem ze stołówki, nie mam zamiaru tu siedzieć, nie mam zamiaru dać jej tej satysfakcji. Kobiety to jednak suki. Była taka milutka a teraz.. Kurwa, mogłem ją przelecieć jak mogłem. Odpierdoliła by się jak wszystkie inne.. Mógł bym sam się od niej odpierdolić i nie musiał bym teraz... Teraz co? Teraz kurwa się przyznaj ,że coś do niej czujesz bo.. Kurwa czuję coś do niej. Dość szybko znalazłem się w swoim pokoju, i co ja teraz mam zrobić? Podobno uczucia nie istnieją i kto jest teraz taki mądry ? Wygrzebałem telegon z kieszeni, dziadek już raczej nie śpi. Jeden sygnał, drugi, trzeci..
-Oli?
-H.. Hej dziadku -Uśmiechnąłem się do słuchawki i poczułem jak zaciska mi się gardło.
-Synu! Tak dawno nie dzwoniłeś co tam ? Opowiadaj ! Jak szkoła? Jak chaos ? -Staruszek miał jak zwykle ciepły i taki spokojny głos.
-Do.. Doobrze, zdaję.. Chos pracuje.. Ja..
-Coś nie tak.. co się dzieje?
-Jest taka dziewczyna.. -I nagle wszystko się ze mnie ulotniło, słowa płynęły jak potok i nie umiałem ich za trzymać. dobrze ,ze dziadek kochał słuchać. Zawsze miał gotowe ucho i porady.
-Powiedz jej to, to mądra dziewuszka zrozumie..
-Nie, miłość nie..
-Oli po co to powtarzasz? Komu się to starasz udowodnić? Mnie ? Ja znam swoją prawdę, daj sobie szansę.. Pozwól sobie zaryzykować, nie bałeś się wskoczyć na trochę dzikiego konia a boisz się uczuć? Rozumiem że nie miałeś przykładu idealnej miłości ale spójrz na nie i babcię? -Lekko zaskrzeczał i zamilknął.
-Ja.. Ale ona teraz ma innego -Wymamrotałem.
-Odkręcisz to, dasz radę synu wesołych świąt i powodzenia.. No i umyj się to zawsze jest dobrym pomysłem, ciepły prysznic -Pożegnał się tymi słowami i rozłączył. Okay, dziadek miewa rację.
do:👑
Stogi siana za stajniami, o 17 ? Postaram się wszystko wyjaśnić, proszę.
Te ostatnie słowo przyszło mi ciężko. Ale nie byłem pewien czy ma zamiar mnie zaszczycić swoją obecnością. Pewno nie. Ale kiedy wybiła 16.50 zebrałem się i szybko znalazłem się w wyznaczonym miejscu. 17:01.. Nie ma jej.. 17:10.. Nie ma jej.
<anastasia? pojawiasz się czy jeszcze się boczymy?>
Strony
▼
niedziela, 31 grudnia 2017
Życzenia Noworoczne i to co najlepsze w 2017!
A teraz to chyba jakieś życzenia by się przydały. Nie jestem w tym dobra więc mogłabym tylko napisać - życzę Wam tego czego Wy byście sobie sami życzyli, ale stwierdziłam, że się chociaż trochę postaram. A więc życzę Wam wraz z resztą administracji:
Dużo weny, aby Wam nie uciekała, bo to jest bardzo złośliwe stworzenie,
niepohamowanych pokładów kreatywności,
świetnych opowiadań, o których szybko nie zapomnimy,
czasu i pomysłów aby nikt nie czekał za długo na opowiadania, ale jeśli już tak to i cierpliwości,
coraz to nowych i lepszych postaci,
dużo uśmiechu i pozytywnego nastawienia oraz szczęścia, czemu by nie?
NOMINACJE:
O co chodzi?
Chodzi o to aby (najlepiej) każda osoba podała według niej najlepszą osobę i opowiadanie, która/e spełnia poniższe kategorie/kryteria. Wszytko za 2017 rok.
1. Najlepsza historia
2. Najlepsze opowiadanie
3. Najśmieszniejsze opowiadanie
4. Najbardziej abstrakcyjne opowiadanie
5. Najbardziej romantyczne opowiadanie
KATEGORIA 2 - postaci:
1. Najlepszy facet
2. Najlepsza babka
3. Najbardziej medialna osoba na blogu
KATEGORIA 2 - postaci:
1. Najlepszy facet
2. Najlepsza babka
3. Najbardziej medialna osoba na blogu
4. Najbardziej kontrowersyjna postać
5. Najdziwniejsza postać
6. Postać z najciekawszą przeszłością
KATEGORIA 3 - najlepsi autorzy:
5. Najdziwniejsza postać
6. Postać z najciekawszą przeszłością
KATEGORIA 3 - najlepsi autorzy:
1. Najlepszy autor (proszę o podanie max. 3 osób)
2. Najlepszy duet (proszę o podanie max. 4 duetów)
Ps. Pamiętajcie nowy rok, nowi wy! :)
sobota, 30 grudnia 2017
Od Milesa C.D. Joshuy
Pokiwałem głową, biorąc głęboki wdech. Idealna cisza, przerywana naszymi oddechami i harmonicznymi dźwiękami natury. Trawy przybierały już rdzawy kolor jesieni, ale wciąż pełno było kwiatów, które razem tworzyły niewypowiedzianą mozaikę kolorów, piękna i niezwykłości natury, która była bardzo łaskawa dla tego miejsca. Zatrzymałem się na krańcu wydeptanej przez tysiące ludzi ścieżki. Ten ogrom równin mógłby nas bez problemu pochłonąć, dopiero w oddali majaczył ciąg garbów gór. Zerknąłem w prawo, gdzie za Joshem, który stał obok mnie, bardzo blisko, na tyle, że mogłem wziąć go za rękę, widać było jeden z najbliższych i najłagodniejszych szczytów tego parku. Najbliższy tutaj, w rzeczywistym świecie oznaczało daleki, nawet bardzo daleki, a najgorsze było to, że ciągle będziemy piąć się delikatnie w górę.
- Za tą górą rozbijemy namioty - wskazałem. Chłopak powoli odwrócił głowę w tamtą stronę i wzruszył ramionami.
- Nie wydaje się, żeby to było za daleko - odparł spokojnie i cicho, jakby nie chcąc mącić ciszy panującej wokół nas. Zacząłem bawić się palcami dłoni, którą z nim złączyłem. Spojrzał na nie, troszkę mocniej ściskając moją rękę. Uśmiechnąłem się i westchnąłem. To przyjemne. Wszystko z nim związane było przyjemne i trochę mnie to przerażało. Najbardziej się bałem, że całkowicie nieświadomie się zaangażuję, a kiedy wreszcie się obudzę i oprzytomnieję, to już dawno będę leżał w łóżku obok tego chłopaka, który będzie związany ze mną emocjonalnie, a ja z nim i będę szczęśliwy, choć przez chwilkę, kiedy spokojnie będę patrzeć jak on śpi obok mnie. Obok mnie. Spał. Szczęśliwy. Trochę dużo jak na tę chwilę.
- To kwestia perspektywy. Obóz rozbijemy pewnie około siedemnastej albo osiemnastej. Więc mamy jakieś... - wyjąłem z kieszeni wiatrówki telefon i spojrzałem na godzinę. - Pięć godzin. Powinno starczyć.
- Powinno? - jęknął, a ja cichutko się śmiałem.
- To ty jesteś tutaj Norwegiem, więc to ty jesteś niejako specem od chodzenia po górach i ogólnie rzecz biorąc górskich terenów - puściłem mu oczko, kiedy spojrzał na mnie tym wzrokiem mordercy, który i tak wydawał mi się słodziutki, ponieważ to nadal był Joshua. Mój... Nie. Tylko nie mój. Zapomnij Miles!
- To tylko moje korzenie Miles, niekoniecznie taki jestem. Może ja się nie lubię męczyć, wolę położyć się na tej pięknej łące i tak przeleżeć cały dzień? - uniósł brew, a ja uśmiechnąłem się szerzej.
- Sam byś chciał leżeć? - zapytałem, puszczając jego dłoń i obejmując go ramieniem. Zaczął się nerwowo rozglądać.
- No jasne, że nie. Wolałbym z tobą - szepnął i nadal nerwowo się rozglądał, po chwili zrozumiałem, że chyba chodzi o to ramię i wróciłem dłonią do jego dłoni. Trochę się uspokoił.
- Ja bym wolał się położyć tam - wskazałem na górę. - Tam... - zbliżyłem usta do jego ucha - nagi... obok ciebie...
- Miles - mruknął i ruszył przodem, a ja zacząłem się śmiać. Po chwili go dogoniłem.
- Głodny jestem - westchnąłem przeciągle, on również.
- Już? Dopiero co jedliśmy śniadanie - odparł, a ja wzruszyłem ramionami i spojrzałem w dół na moje buty.
- Lubię jeść. Nic na to nie poradzę... Mam tak od dzieciństwa, choć przechodziłem raz okres, że nie chciałem jeść i wylądowałem w szpitalu z podejrzeniem anoreksji... - zacząłem kolejną z wspaniałych historii mojego życia...
- Naprawdę? - przerwał mi.
- Tak. Akurat do szpitala mojej mamy, więc nie było najgorzej, ale od tamtego razu połowa mojej rodziny nauczyła się, żeby przestać mi truć, że tylko bym jadł. Skoro mi to nie szkodzi i nie jestem na tyle gruby, że nie mieszczę się w drzwi, mam prawo jeść ile chcę. Jestem w końcu wolnym człowiekiem - głęboko nabrałem chłodnego powietrza Walii, czystego i pachnącego kwiatami, aby je powoli wypuścić.
- Dokładnie... wolnym. Chociaż czasem wolność jest zgubna - odparł, maszcząc brwi.
- To prawda, jednak nigdy mnie nie ciągnęło do narkotyków, papierosów... Może do alkoholu i owszem, ale mam silną wolę, przynajmniej tak mi się wydaje, więc w moim przypadku wolność może się ograniczać jedynie do związków na jedną noc i ogromnym poczuciem niezrozumienia oraz samotności.
- Czujesz się samotny? - zapytał cicho.
- Teraz... - przerwałem i się skrzywiłem. Prawdę. Chyba jestem winny mu tę część prawdy. - Teraz nie. I tego się najbardziej boję...
- Dlaczego? - zapytał głucho, prawie niesłyszalnie. Mogłem się założyć, że teraz żałuje tego w duchu... Cały trzymający się zasad Joshua.
- Widzisz w ciągu jednego pogrzebu zrozumiałem, że chyba lepiej być samotnym, niż tracić kogoś bliskiego. Dlatego też tak bardzo martwię się o mamę, a ty tak bardzo żałujesz, że wypadek odebrał ci twoich rodziców.
- To całkiem logiczne - przyznał smutno, melancholijnie i za spokojnie nawet jak na niego. Nie podobało mi się to, że chował emocje, jednak nie miałem prawa prosić, aby mi je pokazał, ponieważ to by było zbyt niesprawiedliwe z mojej strony, w końcu ja kłamałem.
- Czasem jednak myślę... - zacząłem, a on spojrzał na mnie z nadzieją. Tak bardzo nie chcę ci jej odbierać, a tak bardzo zdaję sobie sprawę z tego, że muszę, że powinienem. Nie jestem materiałem na chłopaka Joshua. Materiałem na nikogo nie jestem... Może ewentualnie na pilota, ale to tylko dlatego, że to moja największa pasja i ciężko wypracowane umiejętności. - Myślę, że nie jestem na tyle silny, żeby spędzić całe
życie sam. Z drugiej strony kiedy zostanę pilotem mogę mieć małe problemy z rozjazdami, podróżami... A nie każdy będzie chciał ze mną latać po całym świecie, w końcu ta druga osoba też chce się spełniać, a ja czasem mogę nawet kilka tygodni być poza domem. Nie każdemu to pasuje, bo to zabija uczucie, nie oszukujmy się.
- Za tą górą rozbijemy namioty - wskazałem. Chłopak powoli odwrócił głowę w tamtą stronę i wzruszył ramionami.
- Nie wydaje się, żeby to było za daleko - odparł spokojnie i cicho, jakby nie chcąc mącić ciszy panującej wokół nas. Zacząłem bawić się palcami dłoni, którą z nim złączyłem. Spojrzał na nie, troszkę mocniej ściskając moją rękę. Uśmiechnąłem się i westchnąłem. To przyjemne. Wszystko z nim związane było przyjemne i trochę mnie to przerażało. Najbardziej się bałem, że całkowicie nieświadomie się zaangażuję, a kiedy wreszcie się obudzę i oprzytomnieję, to już dawno będę leżał w łóżku obok tego chłopaka, który będzie związany ze mną emocjonalnie, a ja z nim i będę szczęśliwy, choć przez chwilkę, kiedy spokojnie będę patrzeć jak on śpi obok mnie. Obok mnie. Spał. Szczęśliwy. Trochę dużo jak na tę chwilę.
- To kwestia perspektywy. Obóz rozbijemy pewnie około siedemnastej albo osiemnastej. Więc mamy jakieś... - wyjąłem z kieszeni wiatrówki telefon i spojrzałem na godzinę. - Pięć godzin. Powinno starczyć.
- Powinno? - jęknął, a ja cichutko się śmiałem.
- To ty jesteś tutaj Norwegiem, więc to ty jesteś niejako specem od chodzenia po górach i ogólnie rzecz biorąc górskich terenów - puściłem mu oczko, kiedy spojrzał na mnie tym wzrokiem mordercy, który i tak wydawał mi się słodziutki, ponieważ to nadal był Joshua. Mój... Nie. Tylko nie mój. Zapomnij Miles!
- To tylko moje korzenie Miles, niekoniecznie taki jestem. Może ja się nie lubię męczyć, wolę położyć się na tej pięknej łące i tak przeleżeć cały dzień? - uniósł brew, a ja uśmiechnąłem się szerzej.
- Sam byś chciał leżeć? - zapytałem, puszczając jego dłoń i obejmując go ramieniem. Zaczął się nerwowo rozglądać.
- No jasne, że nie. Wolałbym z tobą - szepnął i nadal nerwowo się rozglądał, po chwili zrozumiałem, że chyba chodzi o to ramię i wróciłem dłonią do jego dłoni. Trochę się uspokoił.
- Ja bym wolał się położyć tam - wskazałem na górę. - Tam... - zbliżyłem usta do jego ucha - nagi... obok ciebie...
- Miles - mruknął i ruszył przodem, a ja zacząłem się śmiać. Po chwili go dogoniłem.
- Głodny jestem - westchnąłem przeciągle, on również.
- Już? Dopiero co jedliśmy śniadanie - odparł, a ja wzruszyłem ramionami i spojrzałem w dół na moje buty.
- Lubię jeść. Nic na to nie poradzę... Mam tak od dzieciństwa, choć przechodziłem raz okres, że nie chciałem jeść i wylądowałem w szpitalu z podejrzeniem anoreksji... - zacząłem kolejną z wspaniałych historii mojego życia...
- Naprawdę? - przerwał mi.
- Tak. Akurat do szpitala mojej mamy, więc nie było najgorzej, ale od tamtego razu połowa mojej rodziny nauczyła się, żeby przestać mi truć, że tylko bym jadł. Skoro mi to nie szkodzi i nie jestem na tyle gruby, że nie mieszczę się w drzwi, mam prawo jeść ile chcę. Jestem w końcu wolnym człowiekiem - głęboko nabrałem chłodnego powietrza Walii, czystego i pachnącego kwiatami, aby je powoli wypuścić.
- Dokładnie... wolnym. Chociaż czasem wolność jest zgubna - odparł, maszcząc brwi.
- To prawda, jednak nigdy mnie nie ciągnęło do narkotyków, papierosów... Może do alkoholu i owszem, ale mam silną wolę, przynajmniej tak mi się wydaje, więc w moim przypadku wolność może się ograniczać jedynie do związków na jedną noc i ogromnym poczuciem niezrozumienia oraz samotności.
- Czujesz się samotny? - zapytał cicho.
- Teraz... - przerwałem i się skrzywiłem. Prawdę. Chyba jestem winny mu tę część prawdy. - Teraz nie. I tego się najbardziej boję...
- Dlaczego? - zapytał głucho, prawie niesłyszalnie. Mogłem się założyć, że teraz żałuje tego w duchu... Cały trzymający się zasad Joshua.
- Widzisz w ciągu jednego pogrzebu zrozumiałem, że chyba lepiej być samotnym, niż tracić kogoś bliskiego. Dlatego też tak bardzo martwię się o mamę, a ty tak bardzo żałujesz, że wypadek odebrał ci twoich rodziców.
- To całkiem logiczne - przyznał smutno, melancholijnie i za spokojnie nawet jak na niego. Nie podobało mi się to, że chował emocje, jednak nie miałem prawa prosić, aby mi je pokazał, ponieważ to by było zbyt niesprawiedliwe z mojej strony, w końcu ja kłamałem.
- Czasem jednak myślę... - zacząłem, a on spojrzał na mnie z nadzieją. Tak bardzo nie chcę ci jej odbierać, a tak bardzo zdaję sobie sprawę z tego, że muszę, że powinienem. Nie jestem materiałem na chłopaka Joshua. Materiałem na nikogo nie jestem... Może ewentualnie na pilota, ale to tylko dlatego, że to moja największa pasja i ciężko wypracowane umiejętności. - Myślę, że nie jestem na tyle silny, żeby spędzić całe
życie sam. Z drugiej strony kiedy zostanę pilotem mogę mieć małe problemy z rozjazdami, podróżami... A nie każdy będzie chciał ze mną latać po całym świecie, w końcu ta druga osoba też chce się spełniać, a ja czasem mogę nawet kilka tygodni być poza domem. Nie każdemu to pasuje, bo to zabija uczucie, nie oszukujmy się.
Od Cole'a CD Raven
Otworzyłem boks New Day'a i zapiąłem do niebieskiego kantara uwiąz. Karosz wyglądał raczej jak muł, a to przez swoją trochę za długą sierść. Mimo to dodatkowo narzuciłem na niego derkę. Wszystko wokoło było pokryte białym puchem. Dzisiejsza pogoda była nawet znośna. Ogier od razu wyciągnął wysoko szyję i postawił uszy. Dawno nie był na pastwisku. Z jego nozdrzy wydobyły się kłęby powietrza, a wypuszczony na padok pobiegł kłusem w kierunku innych koni. Wróciłem na chwilę do stajni, a potem skierowałem się do akademika. Jednak nawet tak krótki odcinek drogi nie był pozbawiony jakiś ciekawych wydarzeń. Mianowicie ktoś na mnie wpadł. Przystanąłem i odwróciłem się. Ujrzałem niewysoką dziewczynę. Widziałem ją pierwszy raz na oczy więc zapewne była nowa. Lekko speszona zaczęła przepraszać.
- Nic się przecież nie stało- odparłem i lekko się uśmiechnąłem.
Stwierdziłem, że wypadałoby się przedstawić i tak też zrobiłem, ale dziewczyna tylko mnie wyminęła i krzyknęła, już z pewnej odległości, imię i nazwisko. Dziwne. Wzruszyłem tylko ramionami.
****
Popołudniu nie miałem nic ciekawszego do roboty dlatego zgarnąłem New z padoku i osiodłałem Avengera. Kasztan jak zawsze stał spokojnie. Chwyciłem wodze i wyprowadziłem go przed budynek. Wskoczyłem na siodło i ruszyłem lasem w stronę pól. Ogier szedł spokojnie co jakis czas zerkając uważnie na boki. Z kieszeni wyjąłem telefon i zauważyłem, że dziewczyna, która wpadła na mnie z rana, swoją drogą Raven, odpowiedziała mi na zaproszenie, a nawet niedawno napisała. W momencie gdy odpisywałem kasztan się czegoś panicznie wystraszył i zakołysał się na tylnych nogach, przednie unosząc do góry. Próbowałem utrzymać się w siodle, ale mi nie wyszło. Spadłem na zabłoconą drogę, a koń pogalopował kilka metrów dalej. W tym momencie znienawidziłem wszystkich, którzy jechali tą drogą. Przez to, iż była często "używana" zamiast śniegu znajdowało się tu tylko i wyłącznie błoto. No i oczywiscie mogłem obwiniać sam siebie za to, że siedziałem z telefonem i nie zareagowałem w odpowiednim czasie. Tym strasznym potworem, którego przestraszył się Avenger był rudy lis.
- Serio?- odparłem z wyrzutem w stronę wierzchowca, który ogarnąwszy sytuację przykłusował do mnie i cicho zarżał. Pewnie oznaczało to coś w stylu: Ta bestia nas rozdzieliła, ale już wszytko gra. Jednak nie mogłem tego samego powiedzieć o swoich spodniach i telefonie. Obie rzeczy były mokre i zabłocone. Cudownie. Wsiadłem na grzbiet konia i ruszyłem w drogę powrotną. Na szczęście nie odjechaliśmy daleko. Z tego wszytkiego zapomniałem, że miałem odpisać Raven. Jak na razie odpisu się nie doczeka.
Następnego dnia
Następnego dnia rano obudziłem się z lekkim bólem kości ogonowej. I tak myślałem, że będzie gorzej. Poszedłem do łazienki i wykonawszy podstawowe, poranne czynności zszedłem na stołówkę. Jak zwykle - skupisko wszystkich ludzi. Nie byłem nawetjakoś specjalnie głodny. Nie przepadałem za wczesnym jedzeniem. Dlatego też wziąłem tylko kubek z kawą i po szybkim rozejrzeniu się dosiadłem się do stolika, który zajmował Victor z Blair.
W stajni każde z nas się rozeszło i zaczęło przygotowywać na trening. Otworzyłem boks, z którego usłyszałem ciche rżenie. Przejechałem szczotką ciało konia i chcąc wziąć do rąk siodło i zacząć go siodłać zauważyłem, że na przeciwko boks zajmował koń Raven. Śliczny, postawny siwek. Dziewczyna wyprowadziła konia przed boks i przywiązała. Przymknąłem boks kasztana i podszedłem w ich stronę. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
Odchrząknąłem cicho i krótko wytłumaczyłem jej czemu nie skończyłem pisać wiadomości. Raven parsknęła cicho śmiechem.
- Bardzo zabawne- przewróciłem oczami z uśmiechem i wróciłem do przygotowywania się do treningu.
Jak zwykle po treningu trzeba było isc na lekcje. Pocieszającą myślą było to, że za kilka dni zaczynały się ferie i będzie można odpocząć. Usiadłem w ławce oczekując na dzwonek, który miał świadczyć o rozpoczęciu lekcji. Sala powoli się zapełniała. Nauczyciel jak zwykle przyjdzie równo z dzwonkiem. Siedziałem zamyślony dopóki nie wyrwał mnie kobiecy głos. Od razu skierowałem wzrok w te stronę i zobaczyłem Raven.
- Mogę?- spytała i wskazała na puste miejsce obok mnie.
Przecież nie wypadało odmawiać więc pokiwałem twierdząco głową.
Raven?
Wybacz za lekki poślizg :/
To takie nijakie, bo trochę pomysłu mi zabrakło :c
Od Juliet cd. Andy'ego
Szansa,że go tu spotkam wynosiła kilka tysięcy. Jak bardzo los mnie nienawidzi, że chcąc odpocząć od wszystkiego co jest związane z nim, stawia mi go na drodze.
Jego obojętny wyraz twarzy powodował chęć uderzenia go, ale później zdałam sobie sprawę jak tęskniłam za jego uśmiechem. Ale z kolei z drugiej strony, stał przede mną jakby nigdy nic,
- Będziesz udawał, że mnie nie znasz ? mruknęłam pod nosem.
Nie wiedziałam jaki jest sens w jego pytaniu. Jakim trzeba być imbecylem, alby pytać się dziewczyny, z którą spędziłeś prawie pól roku czy się znacie.
- Wybacz, ja prawie nikogo nie pamiętam.Miałem wypadek i..... straciłem pamięć. Próbuję się tu jakoś odnaleźć, ale nie wychodzi mi to najlepiej.- Uśmiechnął się słabo.
- Andy- zaczęłam spokojnie.- Nie chciałeś się ze mną spotykać i okej..... rozumiem to, ale wymyślając wypadek i utratę pamięci.- pokręciłam głową- to jest żałosne.
Chłopak zmrużył oczy, jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi. I naprawdę miałam ochotę mu walnąć.
-Nie... ja naprawdę miałem.... przyjechałem tu, odpocząć i być może odzyskać chodź odrobinę wspomnień. - powiedział, dokładnie mi się przyglądając.
- Nie sądzisz, że gdybyś miał ten wypadek, zobaczyłabym zmiankę w internecie? Cholera, Andy! Twoja mama zadzwoniła by do mnie!- krzyknęłam, nie mogąc panować nad emocjami- Wiedziała ile dla mnie znaczyłeś.
- Mój menadżer wszystko załatwił. Nikt się o nim nie dowiedział i nikt nie mógł nic powiedzieć- chwycił mocniej smycz Ares'a, któremu chyba już nudziła się ta rozmowa.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Dlaczego zacząłeś spotykać się z Mirandą? Była tylko Twoją przyjaciółką....- zadałam to pytanie, bo naprawdę nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Spotykaliśmy się przed moim wypadkiem, więc nie widziałem powodu, aby to zakończyć- wzruszył ramieniem. -Ale nie rozumiem czemu jesteś na mnie zła? Przyjaźniliśmy się, tak?
- Nie to nie było to....- urwałam,czułam jak łzy napływają do moich oczu- Nie widzę potrzeby żeby zaśmiecać Ci pamięć. Gdybym była kimś ważnym to pamiętał byś o mnie....
Wzięłam torbę od niego, cicho dziękując, że ją znalazł. Otworzyłam drzwi, ale nie zdążyłam przez nie przejść, gdyż zostałam pociągnięta za ramię w stronę szatyna.
- Nie uciekaj- szepnął, a mi zachciało się śmiać. Mówił to za każdym razem, kiedy sprawy pomiędzy nami zaczynały być poważne.
-Juliet. Mam na imię Juliet- mruknęłam, widząc jak usiłuję coś z siebie wydusić.
- Więc Juliet- moje imię wypowiadane jego ustami brzmiało tak obco, niepewnie.- Chcę wiedzieć co się między nami wydarzyło.- w końcu puścił moje ramię, spojrzałam na swoje buty nie wiedząc jak mam zacząć.
- Między nami nic się nie wydarzyło- starałam się, aby to zabrzmiało prawdziwie.- Dzięki Tobie poczułam się kochana, potrzebna i pomimo tego, że wybrałeś Mirande moje uczucie się nie zmieniło..... pomimo tego co mi zrobiłeś, będę Cię kochać, chodź sprawia to ogromny ból. Uznajmy, że wszystko rozumiem i wierzę w Twoje słowa. - uśmiechnęłam się słabo.- Zakochałam się w Tobie, a Ty tego nie odwzajemniłeś- skłamałam.
Odwróciłam się jak najszybciej od niego odchodząc. Nie chciałam mówić mu całej prawdy, z resztą nie wiem czy bym mogła. Jak na tą chwilę dla mnie to i tak za dużo.
Skoro chcę ciągnąć tą sprawę z amnezją to droga wolna, ale ja się w to nie mieszam. Wystarczająco się nacierpiałam, czekając na jakiś znak od niego. Może gdyby odezwał się kilka tygodni temu wybaczyłabym mu. Ale teraz nie jestem w stanie. Nauczę się żyć, z pustką w sercu, którą po sobie zostawił. Tak jak on nauczył się żyć beze mnie.
Zatrzasnęłam drzwi,rzucając torbę na łóżku. Pomimo moich starać i tak zaczęłam płakać. A obiecywałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Łzy spływały po policzku, jedna za drugą, ból, który czułam mógłby powalić mnie w jednej chwili. Potrzebowałam kogoś obecności, a jedyna osobą był chłopak przez, którego tak się czułam. Wszystko co sobie myślałam zawsze kończyło się tak samo.
Wiem, że gdyby przyszedł wybaczyłabym bez mrugnięcia okiem. To jest tak cholernie głupie. Boli mnie jego obecność, ale jej brak jest jeszcze gorszy. Mój oddech był przyspieszony, a serce mogło w każdej chwili wyskoczyć.
Jego obojętny wyraz twarzy powodował chęć uderzenia go, ale później zdałam sobie sprawę jak tęskniłam za jego uśmiechem. Ale z kolei z drugiej strony, stał przede mną jakby nigdy nic,
- Będziesz udawał, że mnie nie znasz ? mruknęłam pod nosem.
Nie wiedziałam jaki jest sens w jego pytaniu. Jakim trzeba być imbecylem, alby pytać się dziewczyny, z którą spędziłeś prawie pól roku czy się znacie.
- Wybacz, ja prawie nikogo nie pamiętam.Miałem wypadek i..... straciłem pamięć. Próbuję się tu jakoś odnaleźć, ale nie wychodzi mi to najlepiej.- Uśmiechnął się słabo.
- Andy- zaczęłam spokojnie.- Nie chciałeś się ze mną spotykać i okej..... rozumiem to, ale wymyślając wypadek i utratę pamięci.- pokręciłam głową- to jest żałosne.
Chłopak zmrużył oczy, jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi. I naprawdę miałam ochotę mu walnąć.
-Nie... ja naprawdę miałem.... przyjechałem tu, odpocząć i być może odzyskać chodź odrobinę wspomnień. - powiedział, dokładnie mi się przyglądając.
- Nie sądzisz, że gdybyś miał ten wypadek, zobaczyłabym zmiankę w internecie? Cholera, Andy! Twoja mama zadzwoniła by do mnie!- krzyknęłam, nie mogąc panować nad emocjami- Wiedziała ile dla mnie znaczyłeś.
- Mój menadżer wszystko załatwił. Nikt się o nim nie dowiedział i nikt nie mógł nic powiedzieć- chwycił mocniej smycz Ares'a, któremu chyba już nudziła się ta rozmowa.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Dlaczego zacząłeś spotykać się z Mirandą? Była tylko Twoją przyjaciółką....- zadałam to pytanie, bo naprawdę nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Spotykaliśmy się przed moim wypadkiem, więc nie widziałem powodu, aby to zakończyć- wzruszył ramieniem. -Ale nie rozumiem czemu jesteś na mnie zła? Przyjaźniliśmy się, tak?
- Nie to nie było to....- urwałam,czułam jak łzy napływają do moich oczu- Nie widzę potrzeby żeby zaśmiecać Ci pamięć. Gdybym była kimś ważnym to pamiętał byś o mnie....
Wzięłam torbę od niego, cicho dziękując, że ją znalazł. Otworzyłam drzwi, ale nie zdążyłam przez nie przejść, gdyż zostałam pociągnięta za ramię w stronę szatyna.
- Nie uciekaj- szepnął, a mi zachciało się śmiać. Mówił to za każdym razem, kiedy sprawy pomiędzy nami zaczynały być poważne.
-Juliet. Mam na imię Juliet- mruknęłam, widząc jak usiłuję coś z siebie wydusić.
- Więc Juliet- moje imię wypowiadane jego ustami brzmiało tak obco, niepewnie.- Chcę wiedzieć co się między nami wydarzyło.- w końcu puścił moje ramię, spojrzałam na swoje buty nie wiedząc jak mam zacząć.
- Między nami nic się nie wydarzyło- starałam się, aby to zabrzmiało prawdziwie.- Dzięki Tobie poczułam się kochana, potrzebna i pomimo tego, że wybrałeś Mirande moje uczucie się nie zmieniło..... pomimo tego co mi zrobiłeś, będę Cię kochać, chodź sprawia to ogromny ból. Uznajmy, że wszystko rozumiem i wierzę w Twoje słowa. - uśmiechnęłam się słabo.- Zakochałam się w Tobie, a Ty tego nie odwzajemniłeś- skłamałam.
Odwróciłam się jak najszybciej od niego odchodząc. Nie chciałam mówić mu całej prawdy, z resztą nie wiem czy bym mogła. Jak na tą chwilę dla mnie to i tak za dużo.
Skoro chcę ciągnąć tą sprawę z amnezją to droga wolna, ale ja się w to nie mieszam. Wystarczająco się nacierpiałam, czekając na jakiś znak od niego. Może gdyby odezwał się kilka tygodni temu wybaczyłabym mu. Ale teraz nie jestem w stanie. Nauczę się żyć, z pustką w sercu, którą po sobie zostawił. Tak jak on nauczył się żyć beze mnie.
Zatrzasnęłam drzwi,rzucając torbę na łóżku. Pomimo moich starać i tak zaczęłam płakać. A obiecywałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Łzy spływały po policzku, jedna za drugą, ból, który czułam mógłby powalić mnie w jednej chwili. Potrzebowałam kogoś obecności, a jedyna osobą był chłopak przez, którego tak się czułam. Wszystko co sobie myślałam zawsze kończyło się tak samo.
Wiem, że gdyby przyszedł wybaczyłabym bez mrugnięcia okiem. To jest tak cholernie głupie. Boli mnie jego obecność, ale jej brak jest jeszcze gorszy. Mój oddech był przyspieszony, a serce mogło w każdej chwili wyskoczyć.
Nie potrafię kontrolować bicia serca, tak samo jak uczuć do niego.
Zarzuciłam kurtkę na ramiona i pośpiesznie wyszłam z pokoju. Starając się nie natrafić na Andy'ego. Najlepszego rozwiązanie na odreagowanie jest posiedzenie z Dream z dala od tych wszystkich wspomnieć, które są na każdym kroku.
Andy?
Porządki
Wydaleni zostają:
Nijana, Valeria, Vivienne, Emily.Powód: Nie napisanie żadnego opowiadania, brak jakiejkolwiek aktywności.
Odchodzą:
Maxim, Bonnie, Alex.Powód: Brak czasu.
Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić! ♥
Rozstrzygnięcie eventu urodzinowego:
Cóż mogę powiedzieć. W łatwy sposób dało się przydzielić miejsca, więc poniżej macie tylko wykaz punktowy i miejsca z nagrodami (zostaną dodane w przeciągu dwóch dni).
Nikt nie wysłał nic kreatywnego, żadnej pracy dlatego tego nie liczymy.
Zain - 40ptk. za znaczki i 28ptk. za opowiadanie co daje ci łącznie 68/70 i tym samym zapewnia 1 miejsce! Gratulacje!
Nagrody: dodatkowy koń + wyższy poziom + 150 PD
Siłą rzeczy skoro Zain znalazł wszystkie znaczki reszta miejsc oparta jest tylko na punktach zebranych z opowiadań za bal.
Jakiekolwiek zażalenia do niego *chrząka nieznacznie*
Imanuelle -28ptk. za opowiadanie co łącznie daje 28/70 i tym samym 2 miejsce! Gratulacje!
Nagrody: dodatkowy koń + 100 PD
Anastasja - 23ptk. za opowiadanie co daje łącznie 23/70 i gwarantuje 3 miejsce! Gratulacje!
Nagroda: 70 PD
Oli - 19ptk. za opowiadanie co daje 19/70. 4 miejsce. Gratulacje!
Nagroda: 50 PD
Event zimowy:
Event zimowy nie jest wcale trudny. Mamy nadzieję, że jest (będzie) on dla was raczej przyjemny.
Chodzi o to aby opisać jak minęły święta i ferie zimowe postaci, którą sterujecie.
Ferie zimowe na blogu zaczynają się 03.01. i kończą 16.01. (z tą datą kończy się zimowy event).
Od was zależy w jakim dniu wszystko opiszecie.
Kolejną istotną rzeczą jest to, że możecie napisać ten event na dwa sposoby: w pojedynkę lub we dwójkę.
- w pojedynkę:
Opowiadanie min. 1000 słów. Jedno, długie opowiadanie, w którym uwzględniasz wszystko i dodasz odpowiednią etykietę oraz nagłówek posta.
- we dwójkę:
Rozumiem, że możecie mieć chęć wyruszyć na ferie z kimś z akademii, a więc wymieniacie między sobą opowiadania jak do tej pory tylko odpowiednio je oznaczacie. Warunek jest jeden - musicie tak sobie we dwójkę rozplanować pisanie aby każda z postaci napisała min. 3 opowiadania na temat ferii. Czyli łącznie min. 6 opowiadań.
Jak oznaczać?
Przede wszystkim DAWAĆ ETYKIETY - Event Zimowy i OZNACZYĆ JAKOŚ TYTUŁ POSTA tak aby było wiadomo, że mowa o feriach.
Proszę ładnie o nie zapominaniu dodawania etykiet i odpowiedniego tytułu posta! Dziękuje! :)))
Nagrody:
Nad nagrodami myślało trochę osób, bo sama nie mam do nich nigdy głowy. Padały świetne propozycje i część z nich z przyjemnością wykorzystałam:
1 miejsce - wyjazd z akademii + wyższy poziom + 170 PD
2 miejsce - wyższy poziom + 150 PD
3 miejsce - koń + 90 PD
Dla każdego uczestnika - 50 PD.
Mam szczerą nadzieję, że weźmie w tym udział więcej osób niż w poprzednim. Łatwo to wpleść w opowiadania. Przynajmniej mi się tak wydaje cx
Postać Miesiąca:
Jak wiadomo postać miesiąca to osoba, która napisała najwięcej opowiadań w przeciągu miesiąca, które były kreatywne i porządnie napisane. A więc Postacią Miesiąca (Grudnia) zostaje:
ZAIN!
Gratulujemy! c:
+100 PD
Po kija ci tego tyle xd
+100 PD
Nocki Twórcze #1
Pod tym postem dajecie pomysły co to tego kiedy (jakiego dnia) i na jaki temat ma się odbyć pierwsza NT :)Jeśli ktoś jeszcze czegoś na ten temat nie wie odsyłam tu → klik
Od Anastasi cd. Oliego
Odczytałam wiadomość i przez chwilę miałam problem ze złapaniem oddechu. Usiadłam na łóżku, czując jak moje serce zaczyna walić jak oszalałe, a cały pokój zaczyna delikatnie wirować. Dać sobie chwilę spokoju? Jak długo? Co dokładnie ma na myśli? Mamy przestać się do siebie odzywać, czy jak? Tyle pytań nasuwało mi się do głowy, jednak na żadne z nich nie miałam odpowiedzi. Wystukałam na telefonie krótką odpowiedź, chociaż wolałam jej nie udzielać.
Skoro tak chcesz to okej.
Nie wiem, jak chciałam by to zabrzmiało. Z jednej strony mogło być to takie obojętne, z drugiej jakbym była wściekła. Znalazłoby się jeszcze kilka interpretacji tej wiadomości, ale byłam zbyt załamana, by móc nad tym myśleć. To wszystko moja wina, wyobrażałam sobie za dużo w momencie, gdy dobrze wiedziałam jaki jest i że nie pakuje się w związki. Mimo to.. chyba się zakochałam.. a on.. po prostu zrobił się dla mnie milszy, co jak widać odebrałam w zły sposób. Myślałam, że też mu się podobam, że coś do mnie czuje. Widocznie myliłam się. Może powinnam stać się zimną suką jak moja matka? Wciąż nie wiem, jak mój ojciec może z nią żyć. Z osobą, która jest pozbawiona empatii, uczuć, chociaż.. on jest identyczny. Czasem żałuję, że nie poszłam w ich ślady, pewnie ominęłoby mnie naprawdę wiele cierpienia.
Położyłam się na łóżku ze wzrokiem utkwionym w okno. Gałęzie wielkiego dębu delikatnie kołysały się na wietrze, a na ich powierzchni zatrzymywały się płatki śniegu. Taka piękna pogoda, taki piękny początek dnia, a taki okropny koniec. Jednak coś jest w powiedzeniu nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Nie powinnam go pocałować, ani za pierwszym razem, ani za drugim. Spieprzyłam wszystko. Jak ja mam teraz normalnie funkcjonować? Jutro na śniadaniu usiąść z nim, czy na drugim końcu stołówki? Powiedzieć mu "cześć" czy może nie? Te myśli nie dawały mi zasnąć, a nowe łzy co chwila napływały do moich oczu. Jesteś słaba, Nastia, cholernie słaba. Nigdy taka nie byłam. Należałam do wrażliwych osób, jednak nigdy nie płakałam.
- Wszystko w porządku? - Spytał, na co tylko kiwnęłam głową, bo na nic więcej nie było mnie stać. Znowu się rozkleiłam. Archie podszedł do mnie i po prostu przytulił. Odezwał się dopiero w momencie, gdy przestałam płakać.
- Mogę zapytać, czy wolisz o tym nie rozmawiać? - Spytał, a ja powiedziałam mu, co się stało. Potrzebowałam kogoś, kto mógł mi pomóc, wysłuchać, przytulić. Oszczędziłam mu wielu szczegółów, wiedział tylko o kogo chodzi, nic więcej.
Położyłam się na łóżku ze wzrokiem utkwionym w okno. Gałęzie wielkiego dębu delikatnie kołysały się na wietrze, a na ich powierzchni zatrzymywały się płatki śniegu. Taka piękna pogoda, taki piękny początek dnia, a taki okropny koniec. Jednak coś jest w powiedzeniu nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Nie powinnam go pocałować, ani za pierwszym razem, ani za drugim. Spieprzyłam wszystko. Jak ja mam teraz normalnie funkcjonować? Jutro na śniadaniu usiąść z nim, czy na drugim końcu stołówki? Powiedzieć mu "cześć" czy może nie? Te myśli nie dawały mi zasnąć, a nowe łzy co chwila napływały do moich oczu. Jesteś słaba, Nastia, cholernie słaba. Nigdy taka nie byłam. Należałam do wrażliwych osób, jednak nigdy nie płakałam.
~~*~~*~~
Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Udało mi się dopiero nad ranem, a przespałam może godzinę? Nie chciałam podnosić się z łóżka, nie chciałam iść na śniadanie, ale chyba musiałam. Względnie ogarnęłam się, jednak tych worków pod oczami nie udało się całkowicie ukryć. Już miałam wyjść z pokoju, gdy usłyszałam pukanie. Drzwi powoli się otworzyły, a w nich ukazał się Archie. Zacisnęłam wargi i przymknęłam na chwilę oczy. A kogo się spodziewałaś, Nastio? Oliego?- Wszystko w porządku? - Spytał, na co tylko kiwnęłam głową, bo na nic więcej nie było mnie stać. Znowu się rozkleiłam. Archie podszedł do mnie i po prostu przytulił. Odezwał się dopiero w momencie, gdy przestałam płakać.
- Mogę zapytać, czy wolisz o tym nie rozmawiać? - Spytał, a ja powiedziałam mu, co się stało. Potrzebowałam kogoś, kto mógł mi pomóc, wysłuchać, przytulić. Oszczędziłam mu wielu szczegółów, wiedział tylko o kogo chodzi, nic więcej.
- Boję się iść na stołówkę. On na pewno tam będzie, a ja nie chcę żeby widział, że płaczę - powiedziałam, biorąc głęboki wdech.
- Jeżeli chcesz, możemy pójść razem, albo pojechać na śniadanie do miasta.
- Dziękuję - szepnęłam, odsuwając się od chłopaka. Ostatecznie poszliśmy na stołówkę, która była prawie pusta. Co chwila rozglądałam się w poszukiwaniu Oliego, chociaż wiedziałam, że na pewno to mnie zaboli.
- Jeżeli chcesz, możemy pójść razem, albo pojechać na śniadanie do miasta.
- Dziękuję - szepnęłam, odsuwając się od chłopaka. Ostatecznie poszliśmy na stołówkę, która była prawie pusta. Co chwila rozglądałam się w poszukiwaniu Oliego, chociaż wiedziałam, że na pewno to mnie zaboli.
- Nastia, opowiedz mi coś więcej. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak. Oczywiście nie będę naciskał, zrobisz co uważasz - zaczął, gdy tylko skończył jeść. Nie wiedziałam, czy mogę w pełni mu zaufać, co chyba zauważył. - Możesz mi zaufać, ja.. też ci coś powiem.
Rozejrzał się po stołówce, chcąc mieć pewność, że nikt go nie usłyszy i powiedział coś, czego się po nim nie spodziewałam. Archie wolał chłopaków. Zaufałam mu i powiedziałam, co się stało. Potrzebowałam wsparcia, a on mógł mi je dać, bo sam również go szukał.
Odruchowo zerknęłam w stronę wejścia na stołówkę, gdzie właśnie pojawił się Oli. Szybko odwróciłam wzrok w stronę okna. Nie możesz mu pokazać, że płaczesz..
Rozejrzał się po stołówce, chcąc mieć pewność, że nikt go nie usłyszy i powiedział coś, czego się po nim nie spodziewałam. Archie wolał chłopaków. Zaufałam mu i powiedziałam, co się stało. Potrzebowałam wsparcia, a on mógł mi je dać, bo sam również go szukał.
Odruchowo zerknęłam w stronę wejścia na stołówkę, gdzie właśnie pojawił się Oli. Szybko odwróciłam wzrok w stronę okna. Nie możesz mu pokazać, że płaczesz..
Oli?
spoko, Archie jest gejemXD
krótkie, ale musi ci wystarczyć
krótkie, ale musi ci wystarczyć
Od Isabelle cd. Harry'ego
- Do samego rana nie, bo potem nie wstaniesz i będziesz jęczał, że nie rozumiem twojego wyjątkowego związku z łóżkiem, kołdrą i poduszką. Albo zaczniesz mi gadać o niezwykle silnym polu grawitacyjnym i zamienisz się w drugiego Einsteina - Harry wyszczerzył się szeroko, widocznie utożsamiając się z moją wypowiedzią. A nie mógł zaprzeczyć, bo przecież to czysta prawda.
- Wstanę, obiecuję - zrobił słodką minę - To będzie dziwne, że z samej mojej inicjatywy, ale wstanę - uśmiechnęłam się delikatnie, wyjeżdżając przed niego. Od małego jeździłam na łyżwach, choć bardziej preferowałam wraz z Alli wrotki. To prawie to samo, choć lód w pewnym momencie się kończył, a ulica zawsze była i ciągnęła się dalej. Taki plus. Mimo wszystko, na łyżwach potrafiłam jeździć, może nie tak jak Imanuelle czy Anastasia, ale zawsze czegoś tak się nauczyłam.
- No nie wiem - wzruszyłam ramionami - Ale powiedzmy, że wierzę. A jak nie, to czeka cię pobudka - pokiwał głową - A teraz pilnuj żebyś się ładnie nie przewrócił.
- Ja? Zobacz, już potrafię - puścił moją dłoń i zjechał w bok.
- Harry! Ściana! - byłam świadkiem najwspanialszego uderzenia jakie tylko widziałam. Podjechałam bliżej, zatrzymując się tuż przy nim. Otworzył ze skrzywieniem oczy, a gdy uśmiechnął się niewinnie, wiedziałam, że na pewno nic mu nie jest. Za to Zain umierał w dali ze śmiechu, ledwie trzymając się barierki - Nic ci nie jest? - poruszał nogami i rękoma.
- Nie... chyba nie... ale to bolało - pokręciłam głową z uśmiechem - Podaj rączki - poprosił. Wyciągnęłam w jego stronę dłonie. Pociągnął mnie w dół i na całe jego szczęście wylądowałam na nim, a nie na lodzie. To byłby bardzo bolesny upadek, gdyby nie zrobił tego specjalnie. Zanim jednak zdążyłam wydusić z siebie jakiekolwiek słowa, on przerwał pierwszy - Chcę romantyczny wieczór - zamiast próbować się podnieść, złapał mnie za nadgarstki i położył na tym zimnym lodzie. Czasem gorzej od Howarda i Hugo. Podniosłam się z jego brzucha, siadając obok, jednak rąk nie uwolniłam. Unosząc brew do góry, zmierzyłam go spojrzeniem, starając się nie uśmiechnąć. To musiało wyglądać poważnie i groźnie, choć jak kiedyś stwierdziła moja rodzina, ja nie potrafię groźnie wyglądać.
- To jest zmuszanie, a muszę się wyspać przed balem. Muszę chociaż trochę ładnie wyglądać - przekręciłam głowę na bok. Zmarszczył nos i pokręcił głową.
- Zawsze ładnie wyglądasz - czaruś jeden. To do niego nie pasuje. Pokręciłam głową, jednak nie wytrzymując, uśmiechnęłam się - A teraz pomóż mi wstać, bo wszystko boli po zetknięciu z lodem, a ten udusi się ze śmiechu - powiedział nieco głośno, patrząc na nadal śmiejącego się Zaina.
Po dosyć długim czasie, chłopak podniósł się do pionu, z powrotem utrzymując równowagę. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na lodowisku, w końcu stwierdzając, że przydałoby się nieco ogrzać, ku uciesze Malika. Postanowiliśmy wrócić do akademii, a z racji tego, że nadal miałam w kieszeni kluczyk od auta Harry'ego, więc ponownie prowadziłam. Przez całą drogę głównym tematem, w przypadku chłopaków, był upadek Harry'ego. A przynajmniej dla Zaina. Ja z Imany znalazłyśmy osobny temat. Dojechaliśmy w niespełna pół godziny, żegnając się z Nastią i Olim, każde rozchodząc się w akademiku w swoją stronę. A przynajmniej tak to wyglądało. Weszłam do pokoju numer 25 i usiadłam na ciepłym łóżku, zabierając od dawna nieruszaną poduszkę z łóżka, obejmując ją wokoło i przytulając do niej.
- Ale żaden horror - chłopak zatrzymał się przede mną i zmierzył spojrzeniem. Zachichotałam pod nosem i pokręciłam głową - Ani film, na którym można się rozpłakać, gdzie umierają zwierzęta, fajni goście i ogólnie, fajnie byłoby gdyby skończył się dobrze - zdjął płaszcz, przewieszając go przez oparcie krzesła i położył się obok, opierając podbródek o skrzyżowane przed sobą ręce. Spojrzałam na niego z uśmiechem, zastanawiając się przez chwilę. Żaden straszny i wzruszający.
- Taki żeby żyli długo i szczęśliwie?
- Może być.
- Gdzie kwiatki rosną na każdym zakręcie? Ptaszki ćwierkają? Dzieci się bawią? Jednorożce galopują po równinach? - trącił mnie w bok, na co się zaśmiałam i opadłam na plecy.
- No nie przesadzajmy - przewrócił oczami.
- Hmm... - zastukałam placami o kołdrę - To może... Kiedy Harry poznał Sally? - zaproponowałam z szerokim uśmiechem - Komedia, straszy film z Meg Ryan. Całkiem zabawny, z ciekawą fabułą. I nikt nie umiera - obrócił się na bok i oparł głowę o rękę.
- Taki mogę oglądać? A przekąska?
- Popcorn, tak jak sobie życzyłeś - ucałowałam go - Siadaj i szukaj, a ja go przyniosę - odłożyłam poduszkę i poszłam po jedzenie. W tym samym czasie Harry znalazł już film i wygodnie usadowił się, a ja obok niego.
Cały spektakl skończył się bardzo szybko, a był przerywany ciągłymi komentarzami chłopaka, który w pewnych momentach już po prostu nie potrafił siedzieć cicho. To było słodkie, ale w pewnym momencie musiałam go zacząć karmić tym popcornem, bo na zszedłby z tych emocji. Dopiero wtedy umilkł. A no jeszcze nie tak szybko, bo przed musiałam mu obiecać, że zasnę obok niego. Zgodziłam się i faktycznie zasnęłam, przebudzając się jednak w nocy. Przetarłam zaspaną twarz dłońmi i całując śpiącego Harry'ego w policzek, wróciłam do swojego pokoju po cichu.
Obudziłam się niezwykle wcześnie. Co nie było w moim przypadku wcale dziwne, tym bardziej po powrocie z Australii. Nie mogłam spać, nie tylko z powodu przestawienia godzin snu przez mój organizm, ale i samego balu. Będę na takim chyba pierwszy raz, i chociaż nie będzie on może jakoś specjalnie realny, jak te wszystkie uroczyste bale, to jednak jakiś będzie. Poza tym, byłam zdziwiona, że Harry nie przyszedł wczoraj wieczorem i nie prosił o to aby ze mną spać. To do niego niepodobne. Ale i tak nie minie go pobudka.
Sprawdziłam zegarek, ale wnioskując, że jest naprawdę wczesna godzina, byłam zmuszona znaleźć sobie jednak inne zajęcie niż budzenie chłopaka w nowy, wyjątkowy sposób. Niech sobie pośpi jeszcze trochę, nie będę mu przecież żałować.
Odepchnęłam kołdrę daleko do tyłu i podeszłam do szafy, wyciągając z niej wygodną odzież. Taką idealną do spaceru rankiem wraz z szalonym psem, który wykazywał ogromną aktywność od czasu mojego przyjazdu. Ten słodziak zawsze tak strasznie się cieszył, gdy mnie widział po jakimś czasie rozłąki.
- Co kochanie, nikt z tobą nie biegał dawno? - usiadłam na podłodze, obejmując dłońmi pysk psa, który szczęśliwy lizał mnie po policzku. Odsunęła delikatnie głowę, z charakterystycznym skrzywieniem - No ja wiem, tak, tak... idziemy na spacerek, jak tylko pani się oporządzi - wstałam, ubierając się w przed chwilą wyciągnięte ubrania. Związałam włosy w kucyk, zabrałam bluzę, zapinając ją do połowy, chwilę przed wyjściem decydując się na kurtkę. W Anglii jest tak strasznie zimno. I dam to do minusów, bo w Australii w tym samym czasie, najniższa temperatura to dwadzieścia pięć stopni Celsjusza. Kiedy to spokojnie możesz wyjść w krótkim rękawie, a nawet spodenkach. Nałożyłam kurtkę, wołając Brittany'ego, który wybiegł z pokoju w stronę drzwi wyjściowych.
Na dworze, tak jak myślałam, zima panowała już od jakiegoś czasu. Dla psa był to szczyt szczęścia. Tarzał się w śniegu jak szczeniak, biegając wokół mnie i przystając w ciekawszych dla niego miejscach. Objęłam się wokół rękoma.
- Brittany, gdzie wiewiórka? No gdzie ta ruda paskuda? - zachichotałam, gdy pies podniósł głowę i rozejrzał się, po czym ruszył do pierwszego lepszego drzewa. Z trudem od niego odszedł, gdy powoli oddalałam się od niego.
Na spacerze byliśmy z dwie godziny. Gdy wróciłam, już niektórzy wstali i chodzili po korytarzu. Oczywiście tematem przewodnim był bal. Spuściłam głowę, idąc wzdłuż korytarza i tylko przysłuchując się urywkom rozmów. W sumie to oprócz tego raczej nic ciekawego nas nie ominęło. Zaprowadziłam psa z powrotem do domu. Pora obudzić pana Stylesa, bo ktoś tu obiecał samemu wstać. Poszłam do jego pokoju.
- Harry! - stanęłam w drzwiach, spoglądając w stronę łóżka, na której uformował się jeden, wielki wzgórek z kołdry, którą niemal całkowicie był przykryty chłopak. Ile można spać? Westchnęłam głośno i zamykając za sobą drzwi, na palcach zakradłam się do łóżka i wskoczyłam na nie, siadając na zgiętych nogach - Oddychasz? - uniosłem kołdrę delikatnie do góry. Otworzył oczy, mrużąc je od ilości światła wpadającego do pokoju. Uśmiechnęłam się, gdy ponownie je zamknął.
- Bardziej niezawodnego budzika w życiu nie miałem - mruknął i wtulił całą twarz w poduszkę. Nie. Nie policzek. Dosłownie całą. Nie wiedziałam, że tak się da oddychać.
- Wstawaj. Nudzi mi się... znaczy mamy dzisiaj bardzo dużo do załatwienia - poprawiłam się, trącając go w ramię. Zaczął jęczeć coś z ukrytą twarzą w poduszce. Przysunęłam głowę bliżej by go zrozumieć, lecz słyszałam jedynie zmienioną intonację jego głosu. No i zrozum co on sam do siebie gada. Chciało mi się śmiać, ale z powagą słuchałam jego wyżalań... czy cokolwiek teraz robił. Po chwili uniósł głowę, o mało nie uderzając mnie nią w twarz i wsparł się na łokciach.
- ... i ja mam teraz wrócić do normalnego wstawania? - spojrzał wyczekująco w moje oczy. Musiałam mieć bardzo zabawną minę. Sama tak stwierdzam. Moja dezorientacja dosłownie była wymalowana na niej. Po chwili ciszy zrozumiałam o co przez około pięciu minut sam do siebie mówił.
- Aaa... tobie o zmianę czasu chodzi - zmierzył mnie spojrzeniem i z załamaniem oparł głowę o poduszkę - A skąd ja mam wiedzieć co gadasz do poduszki, a nie do mnie? Było tylko słychać jakieś mruczenie z elementami mutacji - pokręciłam głową.
- Uwielbiam twoje wsparcie emocjonalne - mruknął.
- Czasem skrzeczałeś jak mała dziewczynka - westchnęłam, doskonale widząc, że to go poruszy.
- Ja nie skrzeczę - podniósł głowę i zmarszczył brwi.
- Czasem tak.
- Nieprawda.
- Skrzeczysz, skrzeczysz...
- Teraz to ja się obrażam - podniósł się z łóżka i wstał. Podążałam za nim wzrokiem z niewinną miną. To był element planu. Nie żebym była w tym momencie okropna. Ale działa - I oświadczam iż wychodzę. Teraz - otworzył drzwi i wyszedł. Posiedziałam chwilę w ciszy, lustrując pozostawioną rozwaloną kołdrę.
- Nie! Harry! Proszę! - uśmiechnęłam się kątem ust, zadowolona, że wszystko idzie tak jak zaplanowałam - Tylko nie zapomnij się ubrać! Bo znowu sprzątaczka będzie przeżywać kilka dni bieganie po korytarzu w samych bokserkach... - westchnęłam - Ale przynajmniej wstał - powiedziałam sama do siebie i również zeszłam z jego łóżka, stając. Zanim jednak wyszłam z pokoju, drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Harry z miną jakby właśnie odkrył największy spisek na świecie. Uniosłam brew, gdy zamknął za sobą drzwi, wlepiając we mnie spojrzenie. Skrzyżowałam ręce na piersi, wiedząc, że za chwilę rozpocznie się poważna rozmowa. Podszedł na tyle blisko mnie, że musiałam się cofnąć do tyłu. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie opuszczając jednak wyprostowanej pozycji.
- Obydwoje wiemy, że to specjalny zabieg.
- Ja wiem, ale czy ty masz tego świadomość to już inna kwestia - wzruszyłam ramionami z uśmiechem i usiadłam na łóżku. Pochylił się, opierając ręce na pościeli, pomiędzy mną.
- Nienawidzę cię i tych twoich kreatywnych pomysłów do wyganiania mnie z łóżka.
- Wiem. I proszę nie za blisko panie Styles, bo zacznę krzyczeć. A bronić się akurat potrafię, więc radziłabym uważać nie tylko na twarz - zjechałam spojrzeniem po jego ciele w dół - Ale i na coś więcej - zachichotał, gdy uśmiechnęłam się szerzej. Pochylił się do przodu jeszcze bardziej, więc oparłam ręce o łóżko i odchyliłam ciało do tyłu - Proszę się odsunąć, bo naprawdę będę musiała użyć siły. I proszę się też ubrać, bo na pewno na zewnątrz tak nie wyjdziesz. Jeszcze tego mi brakuje, żeby ktoś na twój widok dostał ślinotoku. To niehigieniczne - prychnęłam i obejmując jego szyję, pociągnęłam w dół, tak że opadł na mnie - A masz świadomość, że dzisiaj dzień balu? - cicho odparłam pod nosem. Ale będzie zły - I wiesz, że z tego powodu odwołali lekcje? - przestał składać pocałunki na mojej szyi. Podniósł głowę, opuścił brwi i lustrował moją twarz z uwagą, podpierając się na rękach.
- Jak to nie ma? Myślałem, że tylko po to mnie budzisz. No wiesz... mówiłaś, że trzeba wszystko nadrobić i takie tam...
- Odwołali, co rozumiem, bo ludzie by się buntowali...
- Nie, czekaj, czekaj... chwila moment - sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Po chwili rzucił go na bok - I budzisz mnie tak wcześnie rano tylko po to, żeby mi do oświadczyć? - podkreślił każde słowo. Naprawdę starałam się nie uśmiechnąć, ale nie mogłam. Przygryzłam usta i pokiwałam głową - O nie... tak nie będzie - złapał za kołdrę, kładąc się na miejscu spania i opatulił dookoła - Dobranoc - podniosłam się, siadając i powoli odwracając głowę w jego stronę. Byłam zaskoczona przebiegiem zdarzeń i nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy jednak powstrzymać. Ostatecznie zdecydowałam się na metodę komunikatywno-fizyczną.
- Harry... - jęknęłam, na czworakach wyskrobując się na łóżko. Nie odezwał się. Wspominał, że kiedyś się na mnie obrazi za takie wczesne pobudki i mam nadzieję, że nie nastąpiło to właśnie teraz. Zmierzwiłam mu włosy, ale nie zareagował. Nauczyłam się być ignorowana, ale nadal tego nie lubię. Zaczekałam chwilę, jednak ani drgnął. Dobrze. W takim razie, przechodzimy do punktu głównego całej metody.
Usiadłam na nim okrakiem, delikatnie odrzucając kołdrę na bok. Oparłam policzek na jego plecach, muskając palcem skórę ramienia.
- Harryś... Ładnie proszę - ucałowałam jego szyję i podniosłam się. Widziałam jak kąciki jego ust delikatnie unoszą się ku górze. Co prawiło mi niemałą przyjemność, że mimo wszystko uważnie mnie słucha. Przejechałam rękoma po jego plecach i ramionach, ostrożnie go masując - No przepraszam, ale do nikogo innego nie pójdę i nie powiem, że będzie takim moim księciem na balu, dla którego muszę wystroić się jak prawdziwa królewna - pociągnęłam nosem - No chyba, że znajdę kogoś komu będę mogła zaproponować całkiem przyjemny wieczór. A wiesz, do takiej sukienki zakłada się zazwyczaj ładną, koronkową bieliznę i nie ukrywam, że to ta prosto z Australii...
Harry?
No muszę się pochwalić, że 2269 słów. Przypadek? xd
Od Andy'ego cd. Juliet
Od wyjazdu z Morgan University naprawdę wiele zmieniło się w moim życiu, a zaryzykuję stwierdzeniem, że wszystko. Cały świat odwrócił się do góry nogami i nic nie miało szansy stać się takie, jak kiedyś, chociaż lekarze wciąż dawali mi szanse na odzyskanie pamięci. Akademię jeździecką pamiętałem jak przez mgłę. Wiedziałem jak wyglądała, pamiętałem Hephaestusa, kilka wyjazdów w teren. Z kimś się przyjaźniłem, ale kompletnie nie potrafiłem przypomnieć sobie z kim. Przyjechałem tu z powodu przerwy w mojej karierze muzycznej, którą zarządził mój lekarz. Uznał, że powrót do miejsca, w którym spędziłem ponad rok dobrze mi zrobi i być może pamięć choć w niewielkim stopniu zacznie wracać. Będę zwolniony z zajęć szkolnych i zajmę się jedynie indywidualnymi treningami.
Zaczynając od początku...
Pół roku temu miałem poważny wypadek samochodowy. Z tego co wiem w mediach nie pojawiły się żadne informacje o nim, o co dobrze zadbał mój menadżer. Trafiłem do szpitala w ciężkim stanie i dopiero po operacji trwającej około trzech godzin lekarze mogli stwierdzić, czy przeżyję. Obudziłem się dwa dni później, nie mając pojęcia, co się stało. Ciężko mi było zaakceptować fakt, że... mam amnezję, w pierwszej chwili nie rozpoznałem nawet swojego ojca. Musiałem chwilę mu się przyglądać, by przypomnieć sobie kim jest. Z mamą i moją dziewczyną było identycznie. Miranda była przerażona, siedziała przy mnie, odkąd tylko pojawiłem się w szpitalu. Najdłużej zajęło mi przypomnienie sobie właśnie jej. Mój menadżer wtajemniczył mnie we wszystko od nowa, jak się okazało dużo rzeczy pamiętałem, jednak wciąż wiele pozostawało dla mnie zagadką. Nie było to pewne, czy całkowicie odzyskam pamięć, jednak dawano mi spore szanse. Po wyjściu ze szpitala nie mogłem odnaleźć się we własnym mieszkaniu, kompletnie nie wiedziałem, co gdzie jest. Cieszyłem się, że miałem przy sobie Mirandę, która od początku bardzo mnie wspierała. Opowiedziała mi więcej o mojej karierze, chociaż akurat o muzyce pamiętałem naprawdę wiele. Przypomniała mi też parę wydarzeń z naszego związku. Napisałem dla niej piosenkę Far away, pamiętałem ją, jednak nie wiedziałem, że była dla niej. Uczucie jakim ją darzyłem.. nie było.. hm.. silne? Wydawała się dla mnie bardziej przyjaciółką, jednak fakty mówiły same za siebie. Nie chciałem jej krzywdzić przez moją niepamięć, więc starałem się zachowywać normalnie. Menadżer całkowicie odsunął mnie od social mediów i uważnie pilnował wszystkich wywiadów, by nie wyszło na jaw, że uległem wypadkowi. Po dokładniejszych badaniach okazało się, że z mojej pamięci wymazane zostały mniej więcej dwa lata. Wcześniejsze zdarzenia pamiętałem, czasem musiałem nad nimi głębiej pomyśleć, ale ostatecznie wszystko sobie przypominałem.
~
Pierwszy dzień w Morgan University był trudny. Wszyscy witali się ze mną, a ja nie potrafiłem przypomnieć sobie imion przynajmniej połowy z nich. Pamiętałem trochę Harry'ego, Zaina, Julesa i Milesa, ale cała reszta była dla mnie nowa. Potrzebowałem trochę czasu dla siebie, musiałem zadomowić się w nowym miejscu. Na szczęście dostałem ten sam pokój, co kiedyś, więc trochę rozjaśniło się w moim umyśle. Ares wyłożył się wygodnie obok grzejnika.. przecież to było jego ulubione miejsce! Musiałem na nowo oswoić się z Hephaestusem, bo nie do końca wiedziałem, jak się nim zajmować. Moje umiejętności jeździeckie spadły do minimum, jednak według lekarza była to tylko kwestia czasu.
Drugi dzień był odrobinę lepszy. Poczułem się tu tak.. znajomo, wszystko z czymś mi się kojarzyło, w przeciwieństwie do mieszkania Mirandy. Dziewczyna chciała przyjechać tu ze mną, ale nie chciałem jej zadręczać moimi problemami, wiedziałem, że sobie poradzę i wreszcie coś sobie przypomnę.
Wyszedłem z Aresem na spacer, on dobrze wiedział gdzie jest, co odrobinę podnosiło mnie na duchu. Z nim nie mogłem się zgubić.
- Mam nadzieję, że pomożesz mi nadrobić te kilkanaście miesięcy, co? - Uśmiechnąłem się, drapiąc psa za uchem. Szczeknął radośnie, co uznałem jako potwierdzenie i udaliśmy się w drogę powrotną. Nie chciałem iść zbyt daleko, było to dla mnie prawie nowe miejsce, a z moimi umiejętnościami mogłem łatwo się zgubić, chociaż wciąż czuwał nade mną Ares.
Na niewielkim parkingu zaraz przed akademikiem zauważyłem, a raczej mój pies pierwszy zauważył, fioletową torbę. Być może ktoś jej zapomniał, a Ares po powąchaniu jej, nie chciał odstąpić bagażu na krok.
- Zaniesiemy ją do środka, okej? - Westchnąłem, wiedząc że próba negocjacji nie ma żadnego sensu. Wziąłem torbę i razem z psem udaliśmy się do wejścia. Zanim zdążyłem wejść po schodkach, ktoś wybiegł ze środka, trącając mnie w ramię.
- Przepraszam. - Usłyszałem, a dziewczyna prędko się odsunęła - Zagapiłam się.
- W porządku, to twoje? - Spytałem widząc jak rozgląda się po parkingu. W tym momencie Ares zaczął radośnie szczekać i skoczył na dziewczynę.
- Ares? - Szepnęła cicho i dopiero teraz spojrzała na mnie. W jej oczach pojawiło się wiele emocji na raz, nie wiedziałem dokładnie jak to rozumieć. Może się znaliśmy? - Andy?
- Em.. tak, znamy się? - Spytałem, na co dziewczyna zmarszczyła brwi i kucnęła, by móc pogłaskać Aresa.
- Będziesz udawał, że mnie nie znasz? - Mruknęła pod nosem.
Zaczynając od początku...
Pół roku temu miałem poważny wypadek samochodowy. Z tego co wiem w mediach nie pojawiły się żadne informacje o nim, o co dobrze zadbał mój menadżer. Trafiłem do szpitala w ciężkim stanie i dopiero po operacji trwającej około trzech godzin lekarze mogli stwierdzić, czy przeżyję. Obudziłem się dwa dni później, nie mając pojęcia, co się stało. Ciężko mi było zaakceptować fakt, że... mam amnezję, w pierwszej chwili nie rozpoznałem nawet swojego ojca. Musiałem chwilę mu się przyglądać, by przypomnieć sobie kim jest. Z mamą i moją dziewczyną było identycznie. Miranda była przerażona, siedziała przy mnie, odkąd tylko pojawiłem się w szpitalu. Najdłużej zajęło mi przypomnienie sobie właśnie jej. Mój menadżer wtajemniczył mnie we wszystko od nowa, jak się okazało dużo rzeczy pamiętałem, jednak wciąż wiele pozostawało dla mnie zagadką. Nie było to pewne, czy całkowicie odzyskam pamięć, jednak dawano mi spore szanse. Po wyjściu ze szpitala nie mogłem odnaleźć się we własnym mieszkaniu, kompletnie nie wiedziałem, co gdzie jest. Cieszyłem się, że miałem przy sobie Mirandę, która od początku bardzo mnie wspierała. Opowiedziała mi więcej o mojej karierze, chociaż akurat o muzyce pamiętałem naprawdę wiele. Przypomniała mi też parę wydarzeń z naszego związku. Napisałem dla niej piosenkę Far away, pamiętałem ją, jednak nie wiedziałem, że była dla niej. Uczucie jakim ją darzyłem.. nie było.. hm.. silne? Wydawała się dla mnie bardziej przyjaciółką, jednak fakty mówiły same za siebie. Nie chciałem jej krzywdzić przez moją niepamięć, więc starałem się zachowywać normalnie. Menadżer całkowicie odsunął mnie od social mediów i uważnie pilnował wszystkich wywiadów, by nie wyszło na jaw, że uległem wypadkowi. Po dokładniejszych badaniach okazało się, że z mojej pamięci wymazane zostały mniej więcej dwa lata. Wcześniejsze zdarzenia pamiętałem, czasem musiałem nad nimi głębiej pomyśleć, ale ostatecznie wszystko sobie przypominałem.
~
Pierwszy dzień w Morgan University był trudny. Wszyscy witali się ze mną, a ja nie potrafiłem przypomnieć sobie imion przynajmniej połowy z nich. Pamiętałem trochę Harry'ego, Zaina, Julesa i Milesa, ale cała reszta była dla mnie nowa. Potrzebowałem trochę czasu dla siebie, musiałem zadomowić się w nowym miejscu. Na szczęście dostałem ten sam pokój, co kiedyś, więc trochę rozjaśniło się w moim umyśle. Ares wyłożył się wygodnie obok grzejnika.. przecież to było jego ulubione miejsce! Musiałem na nowo oswoić się z Hephaestusem, bo nie do końca wiedziałem, jak się nim zajmować. Moje umiejętności jeździeckie spadły do minimum, jednak według lekarza była to tylko kwestia czasu.
Drugi dzień był odrobinę lepszy. Poczułem się tu tak.. znajomo, wszystko z czymś mi się kojarzyło, w przeciwieństwie do mieszkania Mirandy. Dziewczyna chciała przyjechać tu ze mną, ale nie chciałem jej zadręczać moimi problemami, wiedziałem, że sobie poradzę i wreszcie coś sobie przypomnę.
Wyszedłem z Aresem na spacer, on dobrze wiedział gdzie jest, co odrobinę podnosiło mnie na duchu. Z nim nie mogłem się zgubić.
- Mam nadzieję, że pomożesz mi nadrobić te kilkanaście miesięcy, co? - Uśmiechnąłem się, drapiąc psa za uchem. Szczeknął radośnie, co uznałem jako potwierdzenie i udaliśmy się w drogę powrotną. Nie chciałem iść zbyt daleko, było to dla mnie prawie nowe miejsce, a z moimi umiejętnościami mogłem łatwo się zgubić, chociaż wciąż czuwał nade mną Ares.
Na niewielkim parkingu zaraz przed akademikiem zauważyłem, a raczej mój pies pierwszy zauważył, fioletową torbę. Być może ktoś jej zapomniał, a Ares po powąchaniu jej, nie chciał odstąpić bagażu na krok.
- Zaniesiemy ją do środka, okej? - Westchnąłem, wiedząc że próba negocjacji nie ma żadnego sensu. Wziąłem torbę i razem z psem udaliśmy się do wejścia. Zanim zdążyłem wejść po schodkach, ktoś wybiegł ze środka, trącając mnie w ramię.
- Przepraszam. - Usłyszałem, a dziewczyna prędko się odsunęła - Zagapiłam się.
- W porządku, to twoje? - Spytałem widząc jak rozgląda się po parkingu. W tym momencie Ares zaczął radośnie szczekać i skoczył na dziewczynę.
- Ares? - Szepnęła cicho i dopiero teraz spojrzała na mnie. W jej oczach pojawiło się wiele emocji na raz, nie wiedziałem dokładnie jak to rozumieć. Może się znaliśmy? - Andy?
- Em.. tak, znamy się? - Spytałem, na co dziewczyna zmarszczyła brwi i kucnęła, by móc pogłaskać Aresa.
- Będziesz udawał, że mnie nie znasz? - Mruknęła pod nosem.
- Wybacz, ja prawie nikogo nie pamiętam. Miałem wypadek i.. straciłem pamięć. Próbuję się tu jakoś odnaleźć, ale nie wychodzi mi to najlepiej. - Uśmiechnąłem się słabo.
Juliet?
miało być dłuższe, ale potrzebuję teraz twojej perspektywy XD
piątek, 29 grudnia 2017
Od Juliet
Spojrzałam na budowlę akademii i cicho westchnęłam. Nie myślałam, że jeszcze tu wrócę. Jednak jest to jedyne miejsce, gdzie będę mogła odpocząć i zastanowić się co dalej z moim życiem.
Chciałam kariery i móc śpiewać, ale to potoczyło się zbyt szybko. Po występie, który odbył się w ubiegłym roku, wielu producentów do mnie dzwoniło i po uzgodnieniu tego z moim ówczesnym chłopakiem, podpisałam z jednym umowę. Od razu zaczęły się nagrania, wywiady, pojawianie się na ściankach. I wszystko było dobrze, dopóki był ze mną Andy, który rozumiał co przechodzę. Pewnego dnia przestał dzwonić, pisać. Kompletna cisza. Wiedziałam, że coś się dzieję. Ale.... nigdy nie myślałam, że zobaczę jego zdjęcia z Mirandą, która "była jego przyjaciółka", bo przecież z przyjaciółmi też chodzi się za rękę, prawda? Robić maślane oczka i słodko się uśmiechać.
Czułam się zraniona i oszukana. Musiałam udawać niewzruszoną,bo tego ode mnie oczekiwali. Tak samo, aby wszędzie mówić, że rozstaliśmy się w zgodzie. Co szczerze mówiąc było głupie. Nic nie wiedziałam o naszym rozstaniu, ale to musiało pozostać tajemnicą.
Czy ktokolwiek wie jakie to jest uczucie przechodzić rozstanie przed tysiącem ludzi i kamer. Udawać pełną życia i uśmiechać się od ucha do ucha. Gdzie w środku coś pęka. Wątpię, ale to cholernie boli. Najbardziej bolała jego obojętność. Jakby nic się nie stało.
I miał rację, po kilku miesiącach sama tak myślałam. Przez krótką chwilę byliśmy dla siebie wszystkim, aż ktoś inny nie zajął mojego miejsca. To był tylko jeden epizod w moim życiu. Zostawił po sobie blizny, ale wiem, że za nic w świecie nie cofnęłabym czasu. Może zabrzmi to głupio i naiwnie, ale dalej cząstka mnie go kocha i życzy mu jak najlepiej. Nasza miłość nie była wieczna jak w bajkach. Z mojej strony była szczera i w moim sercu będzie żyć.
Chciałam kariery i móc śpiewać, ale to potoczyło się zbyt szybko. Po występie, który odbył się w ubiegłym roku, wielu producentów do mnie dzwoniło i po uzgodnieniu tego z moim ówczesnym chłopakiem, podpisałam z jednym umowę. Od razu zaczęły się nagrania, wywiady, pojawianie się na ściankach. I wszystko było dobrze, dopóki był ze mną Andy, który rozumiał co przechodzę. Pewnego dnia przestał dzwonić, pisać. Kompletna cisza. Wiedziałam, że coś się dzieję. Ale.... nigdy nie myślałam, że zobaczę jego zdjęcia z Mirandą, która "była jego przyjaciółka", bo przecież z przyjaciółmi też chodzi się za rękę, prawda? Robić maślane oczka i słodko się uśmiechać.
Czułam się zraniona i oszukana. Musiałam udawać niewzruszoną,bo tego ode mnie oczekiwali. Tak samo, aby wszędzie mówić, że rozstaliśmy się w zgodzie. Co szczerze mówiąc było głupie. Nic nie wiedziałam o naszym rozstaniu, ale to musiało pozostać tajemnicą.
Czy ktokolwiek wie jakie to jest uczucie przechodzić rozstanie przed tysiącem ludzi i kamer. Udawać pełną życia i uśmiechać się od ucha do ucha. Gdzie w środku coś pęka. Wątpię, ale to cholernie boli. Najbardziej bolała jego obojętność. Jakby nic się nie stało.
I miał rację, po kilku miesiącach sama tak myślałam. Przez krótką chwilę byliśmy dla siebie wszystkim, aż ktoś inny nie zajął mojego miejsca. To był tylko jeden epizod w moim życiu. Zostawił po sobie blizny, ale wiem, że za nic w świecie nie cofnęłabym czasu. Może zabrzmi to głupio i naiwnie, ale dalej cząstka mnie go kocha i życzy mu jak najlepiej. Nasza miłość nie była wieczna jak w bajkach. Z mojej strony była szczera i w moim sercu będzie żyć.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wystawiłam wszystkie torby z samochodu i pomachałam kierowcy na pożegnanie. Liczę, że ten rok w Morgan University przyniesie coś lepszego niż w ubiegłym. W końcu rzuciłam wszystko, żeby tu być. Być może gdybym nie załamała się tym wszystkim, siedziałabym właśnie na podpisywaniu płyt? I miała kontrakt o którym marzyłam. A teraz stoję tu jak zwyczajny uczeń, zaczynając od zera. Nowa kartka, która czeka na zapisanie.
Otwierając drzwi, od razu witając się z Panią z recepcji. Głupio się przyznać, ale nie pamiętałam jej imienia, więc tylko się uśmiechałam.
- Wiedziałam, że wrócisz. Masz ten sam pokoju co ostatnio- podała mi klucz.
- Ciągnie do tego miejsca- przyznałam.
- Obcięłaś włosy? Miałaś takie ładne...- wskazała na warkocza, z którego wyszło kilka pasm.
- To tylko włosy- wzruszyłam ramionami- Odrosną
- Andy'ego nie ma z Tobą? - spojrzałam za moje plecy- Byliście nierozłączni- zacisnęłam dłoń w pięść, to pytanie mnie zirytowało.
- Ma dużo pracy- uśmiechnęłam się, biorąca do ręki walizki, dając jej znać, że koniec rozmowy.
Weszłam na odpowiednie piętro i skierowałam się do dobrze znanych drzwi, które od razu otworzyłam. Pokój wyglądał tak jak zapamiętałam. Nawet pachniał tak samo. Ustawiłam walizki przy łóżku i otworzyłam szeroki okna. Zaczęłam się rozpakowywać, kiedy zorientowałam się, że brakuje mi jeden torby. Nie fatygując się, aby zamknąć pokój, pobiegłam na dół. Rozejrzałam się w holu, ale nic tak nie stało. Wybiegłam na zewnątrz, uderzając kogoś w ramię.
- Przepraszam- powiedziałam odsuwając się.- Zagapiłam się....
Otwierając drzwi, od razu witając się z Panią z recepcji. Głupio się przyznać, ale nie pamiętałam jej imienia, więc tylko się uśmiechałam.
- Wiedziałam, że wrócisz. Masz ten sam pokoju co ostatnio- podała mi klucz.
- Ciągnie do tego miejsca- przyznałam.
- Obcięłaś włosy? Miałaś takie ładne...- wskazała na warkocza, z którego wyszło kilka pasm.
- To tylko włosy- wzruszyłam ramionami- Odrosną
- Andy'ego nie ma z Tobą? - spojrzałam za moje plecy- Byliście nierozłączni- zacisnęłam dłoń w pięść, to pytanie mnie zirytowało.
- Ma dużo pracy- uśmiechnęłam się, biorąca do ręki walizki, dając jej znać, że koniec rozmowy.
Weszłam na odpowiednie piętro i skierowałam się do dobrze znanych drzwi, które od razu otworzyłam. Pokój wyglądał tak jak zapamiętałam. Nawet pachniał tak samo. Ustawiłam walizki przy łóżku i otworzyłam szeroki okna. Zaczęłam się rozpakowywać, kiedy zorientowałam się, że brakuje mi jeden torby. Nie fatygując się, aby zamknąć pokój, pobiegłam na dół. Rozejrzałam się w holu, ale nic tak nie stało. Wybiegłam na zewnątrz, uderzając kogoś w ramię.
- Przepraszam- powiedziałam odsuwając się.- Zagapiłam się....
Andy?
Molly Fletcher i C'est la vie
[Buźki użyczyła Jenna Coleman] |
Motto: If you ever find yourself in wrong story, just leave.Imię: Molly.Nazwisko: Fletcher.Płeć: Kobieta.Wiek: 16.04.1996r. (19 lat).Pochodzenie: Urodzona w Miami, USA.Pojazd: Jeśli tylko jej stan jest na tyle dobry, kradnie auto bratu. Na co dzień jeździ swoim pierwszym "Ferrari", które dostała od babci Miriam tuż po wypadku.Pokój: 4Grupa: IIPoziom: Średnio zaawansowany.Koń: C'est la vie.Głos: Kelly Moncado.Rodzina: Córka aktualnie profesjonalnego fotografa-reportera i wybitnej szefowej kuchni. Anglik (wówczas amator dziennikarstwa, który nie do końca wiedział jak trzymać aparat) poznał pewną Francuzkę (która pracowała na zmywaku, a szefowa regularnie nazywała ją beztalenciem) podczas wakacji w Paryżu i zakochali się. Kilka lat później Florence i Jerry, po przeprowadzce do USA doczekali się dwójki dzieci – Leo i Molly. Za granicą osiągnęli również sukcesy zawodowe. Po jakimś czasie coś zaczęło się między nimi psuć. Co parę tygodni dochodziło między nimi do kłótni. Czasami któreś z nich wyjeżdżało, ale w końcu zawsze wracało. Warto także wspomnieć o babci rodzeństwa, matce Jerry’ego. Opiekowała się nimi, gdy byli jeszcze całkiem mali, a aktualnie mieszka w Londynie. Bliźnięta często odwiedzają kochaną babcię Miriam, u której lata temu stwierdzono hemimelię.Relacje: *Nowa w akademii.*Siostra bliźniaczka Leonarda.*Od dzieciństwa w bliskich relacjach z rodziną Grant.Aparycja: Straszliwy kurdupel o wzroście wynoszącym równe 165 centymetrów, ale zwykle jest dużo, dużo niższa. Chudzina (choć mięśni i tak ma więcej od brata), która przypomina wieszak na swoje czarne ciuchy. Jej brązowe włosy sięgają ramion. Oczy dziewczyny różnią się o tych, należących do Leonarda. Ta para to świetny przykład bliźniąt dwujajowych. Tęczówki Molly mają piwny kolor, po ojcu. W przeciwieństwie do brata zwykle połyskują i tętnią życiem. Tylko czasem na krótką chwilę się zmieniają i nagle jakby gasną. To rzadkie i trudne do zauważenia zjawisko, które trwa najwyżej kilka sekund. Niemal zawsze na jej twarzy gości szeroki uśmiech, który bardzo trudno zmazać. Nie ma żadnych tatuaży, ponieważ... jakoś nigdy jej nie ciągnęło do "niszczenia" swojego ciała... W wyniku obrażeń po wypadku samochodowym konieczna była amputacja lewej nogi na poziomie podudzia. Od tamtej pory musi nosić protezę. W trosce o drugą nogę, zwykle porusza się swym "Ferrari", a gdy jej stan się poprawia chodzi o kuli.Charakter: Znacie ludzi, którzy codziennie chodzą uśmiechnięci i wydaje się, że nic na świecie nie jest w stanie zepsuć im humoru? To właśnie Molly Fletcher! Bije od niej jakaś pozytywna aura, która nie raz zaraża wszystkich wokoło. Bardzo towarzyska dziewczyna, która chętnie zawiera nowe znajomości. Jest ponadprzeciętnie wygadana i posługuje się bogatym słownictwem, ale rzadko w pełni je wykorzystuje z racji nieodpowiednich do tego rozmówców. Jeśli zdarza się taka potrzeba i naprawdę warto, jest w stanie zniżyć się do poziomu intelektualnego uczestników konwersacji. Udaje mniej doinformowaną albo po prostu głupszą. W większości przypadków nie wytrzymuje za długo i czym prędzej się wycofuje. Należy do osób, które dobrze wiedzą, czego chcą i nie zwlekają z podjęciem niezbędnych kroków do osiągnięcia celu. Molly emanuje pewnością siebie, często onieśmielając nieco słabsze jednostki. Nie boi się wykonywać tych tak zwanych „pierwszych kroków”. Woli zaryzykować, niż czekać w nieskończoność aż któryś z tych palantów wreszcie ruszy tyłek i weźmie się do roboty. Za każdym razem stara się jak najmniej angażować emocjonalnie. Jest zdania, że dodatkowe problemy w postaci tworzenia więzi i możliwości gwałtownego jej zerwania nie są jej potrzebne. Mężczyzn traktuje różnie, ze względu na typ. Pierwsi to romantycy, którzy szukają związku. Poddaje ich „12 pracom”, których nie przechodzą i problem z głowy. Choć czasami zastanawia się, jakby to było… Z kolei tych drugich interesuje tylko rozrywka na jedną noc. Nastawienie Molly zależy od nastoju. Raz wyrok jest przychylny, a raz nie. Powtarza sobie, że powinna w pełni korzystać z życia, ale… coraz częściej w jej głowie odzywa się cichy głos, który mówi; „Nie tędy droga!”.
Omówmy także jej delikatną stronę. Dziewczyna stara się pomagać innym, jak tylko może. I nie chodzi tylko o pożyczenie notatek czy ściągniecie konia z padoku. Uwielbia wolontariat ze względu na możliwość poznania osób o podobnych problemach i udzieleniu im wsparcia. Z autopsji doskonale wie, że znalezienie się w nowej, obcej sytuacji najczęściej wywołuje strach. Nie ma nic gorszego od zagubienia się pośród własnych myśli. Świat potrzebuje takich szarych bohaterów, którzy będą w stanie uporządkować ludzkie umysły.
Jednak nawet najlepsi herosi czasami potrzebują urlopu. Panna Fletcher nie jest niezniszczalna, a jej maska superbohatera kiedyś w końcu spada. Pod nią kryje się przeciętna i nieco zagubiona dziewczyna, której nikt nie zdołał wyprowadzić z labiryntu własnych myśli. Ale mimo to stara się jakoś przetrwać do świtu, aby następnie na nowo stanąć na straży dusz przyjaciół. A wszystko, aby nie doświadczyli cierpienia, które ona sama tak dobrze zna. Zdarza się, że pomaga to i jej. Człowiek zrobi wszystko, by zagłuszyć rozszalały umysł. Przyjemne z pożytecznym. I może któregoś dnia wreszcie odzyska spokój ducha.Zainteresowania: Ze względu na swoją chorobę nie może pozwolić sobie na uprawianie sportu. Wyjątkiem, o który zawzięcie walczyła jest oczywiście jeździectwo. Jej wydolność nie była na tyle silna, by bez problemu trenowała. A potem jeszcze ten okropny wypadek... Zatem postanowiła, że poradzi sobie bez wsiadania na konia. I proszę! Powożenie to jej najukochańsza dyscyplina. Obecnie rozważa rekrutację drugiego wierzchowca do ekipy. Swoje kroki skierowała zatem w stronę hobby nie wymagających wysiłku fizycznego. Do gustu wybitnie przypadła jej sztuka. Ciągle coś maluje, rysuje, a czasem (gdy już naprawdę nie ma nic innego do roboty) także rzeźbi czy lepi z modeliny. Nie pogardzi jakimś dobrym filmem. Byle nie ekranizacje książki! Wszystkie filmy wycięte z powieści omija szeroki łukiem. A jak już, to zawsze najpierw czyta, a dopiero potem ogląda i śmieje się z olbrzymich różnic w fabułach. Kocha literaturę i mogłaby spędzać całe dnie zamknięta w pokoju tylko w książkami. Któregoś razu spędziła cały weekend z "Władcą Pierścieni". Dawno temu należała do drużyny lacrosse. Ma (przynajmniej w jej mniemaniu) przeciętny talent wokalny i raczej go nie wykorzystuje. Leonard nauczył ją kilku chwytów na gitarze. Przed wypadkiem potrafiła grać na perkusji, a teraz próbuje wrócić do tej pasji pomimo kalectwa.Inne:
- Rodzeństwo Fletcher to bliźnięta dwujajowe. Molly jest tą starszą (o 15 minut).
- Pomimo amerykańskiego pochodzenia, została wychowana na Francuzkę.
- Podobno jest bardzo podobna do ojca. Gdy małżeństwo Florence i Jerry'ego przechodziło kryzys, Molly mieszkała z matką. Pani Fletcher codziennie patrzyła na córkę i od razu miała przed oczami twarz męża.
- Od rodziców nauczyła się elastyczności i tolerancji w kwestii wiary. Dopuszcza każdą możliwą teorię, mając jednocześnie bardzo ogólne poglądy. Wierzy, że we wszechświecie istnieje jakaś niezwykła oraz nieskończenie dobra siła, która dba o ludzi i jej zdaniem nieważne, jak ją się nazywa. Nie uznaje Kościoła (w znaczeniu teologicznym), ale jest wielką fanką papieża Franciszka. Uważa, że swojej wiary nie trzeba "udowadniać" w każdą niedzielę, a jedynie mieć ją w sercu. Molly (tak jak Leonard) to dziwna osoba, która rzadko kiedy wypowiada się w kwestii religijnych.
- Choruje na astmę, którą wykryto dwa lata temu. Wcześniej także miała kłopoty z oddychaniem, ale wszyscy to lekceważyli, a wizytę u lekarza odkładali w nieskończoność. Od tamtej pory jej życie bardzo się zmieniło.
- Brzydzi ją dym papierosowy i alkohol.
- W wyniku obrażeń doznanych podczas wypadku samochodowego konieczna była amputacja jej lewej nogi na poziomie podudzia.
- Niekiedy jej stan się pogarsza i ma także problemy z prawą nogą (zdania lekarzy są podzielone, ale najbardziej prawdopodobna wersja to hemimelia, którą ma także jej babcia - Miriam). W najgorszym przypadku nie może sama chodzić, o prowadzeniu samochodu nie ma mowy i porusza się na wózku inwalidzkim Istnieje zagrożenie utraty także drugiej nogi, więc czasem przesadnie ją oszczędza ze względu na zamartwiającą się rodzinę. Natomiast gdy jest dobrze porusza się o kuli.
- Grizzly był szkolony pod osobę niepełnosprawną, więc Molly zawsze może liczyć na jego pomoc.
- Jej wóz (do powożenia) jest wykonany tak, aby mogła wjechać nawet swoim "Ferrari".
- Świetnie radzi sobie z codziennymi obowiązkami w stajni. Bez problemu samodzielnie wyczyści i przygotuje do treningu Żabcię.
- Od czasu wypadku nie siedziała na koniu. Wycofała się na sam początek edukacji jeździeckiej. Nie jest w pełni sprawna, więc nie rozwija dalej swoich umiejętności w tej dziedzinie.
- Będąc w dobrym humorze, ściga się z psami, bratem lub końmi na wózku.
- Bardzo boi się małych, ciasnych i zatłoczonych pomieszczeń (klaustrofobia).
- Od małego zdrowo się odżywia, a trzy lata temu przeszła na wegetarianizm.
- Ogromna miłośniczka kina akcji.
- Bez problemu posługuje się językiem angielskim i francuskim.
- W wolnym czasie pomaga jako wolontariuszka.
- 1, 2, 3.
Kontakt: kasia2007.Inne pupile: Kilkumiesięczna kocia przybłęda - Nevada.
Imię: C'est la vie (aka Żabcia).
PS. Czyta się "Se la wi"Płeć: Klacz.Rasa: KWPN (Holenderski koń gorącokrwisty).Data urodzenia: 08.09.2011r. (6 lat).Charakter: Anioł, nie koń. Mało kłótliwa i raczej uległa klacz. Bardzo chętnie współpracuje z ludźmi oraz innymi końmi. Szybko uczy się nowych rzeczy. Trochę zbyt ciekawska i towarzyska, przez co nieraz narzuca się innym zwierzętom. Dobrze ułożona i bezproblemowa w obsłudze. nigdy nie strzela jej do głowy nic głupiego. Molly może spokojnie przejeżdżać wózkiem, a psy biegać pomiędzy kopytami. Wydaję się, że nic nie jest w stanie jej przestraszyć.Specjalizacja: Powożenie/Wszechstronna.Umiejętności: Prawdopodobnie sprawdziłaby się w różnych dyscyplinach sportowych. Ujeżdżeniowo przygotowana do klasy P z elementami N. Z kolei w korytarzu uzyskała wynik 140 cm z możliwościami na więcej. Jej pewność siebie i odwaga mogłyby okazać się bardzo przydatne na crossie. Wyjątkowo szybka, zwinna i precyzyjna. Te cechy czynią z niej doskonałego konia powoźniczego. Doskonale sprawdza się w konkursach jednokonnych. Niebawem rozpoczną poszukiwania nowego członka do zespołu. Poprzednim razem Żabcia świetnie współpracowała z pewnym wałachem w powozie dwukonnym. Może któregoś dnia wystartują w konkurencji czwórek.Właściciel: Molly Fletcher.
Leonard Fletcher i Banzai
[Właścicielem buźki jest Aaron Taylor-Johnson] |
Motto: „Nadzieja jest bardzo niebezpieczna. Może doprowadzić człowieka do obłędu.”
Imię: Leonard (Leo, Leopard, Lion King, Liliput).
Nazwisko: Fletcher.
Płeć: Mężczyzna.
Wiek: 16.04.1996r. (19 lat).
Pochodzenie: Urodzony w Miami, USA.
Pojazd: Audi S5.
Pokój: 42
Grupa: I
Poziom: Średnio zaawansowany.
Koń: Banzai.
Głos: Ed Sheeran.
Rodzina: Syn aktualnie profesjonalnego fotografa-reportera i wybitnej szefowej kuchni. Anglik (wówczas amator dziennikarstwa, który nie do końca wiedział jak trzymać aparat) poznał pewną Francuzkę (która pracowała na zmywaku, a szefowa regularnie nazywała ją beztalenciem) podczas wakacji w Paryżu i zakochali się. Kilka lat później Florence i Jerry, po przeprowadzce do USA doczekali się dwójki dzieci – Leo i Molly. Za granicą osiągnęli również sukcesy zawodowe. Po jakimś czasie coś zaczęło się między nimi psuć. Co parę tygodni dochodziło między nimi do kłótni. Czasami któreś z nich wyjeżdżało, ale w końcu zawsze wracało. Warto także wspomnieć o babci rodzeństwa, matce Jerry’ego. Opiekowała się nimi, gdy byli jeszcze całkiem mali, a aktualnie mieszka w Londynie. Bliźnięta często odwiedzają kochaną babcię Miriam, u której lata temu stwierdzono hemimelię.
Relacje: *Nowy w akademii.
*Brat bliźniak Molly.
*Od dzieciństwa w bliskich relacjach z rodziną Grant.
Aparycja: Daleko mu do ideału i sam Leonard także zdaje sobie z tego sprawę. Nie jest posiadaczem męskiej sylwetki, która pociągałaby kobiety. Straszne chucherko i chudzinka z ledwo widocznym zarysem jakichkolwiek mięśni. Luźne T-shirty wiszą na nim, jak na jakimś wieszaku. Jego nadgarstki i kilka innych części ciała zdobią blizny z przeszłości oraz teraźniejszości. Dlatego też najczęściej zakłada długi rękaw. Niezbyt imponujący wzrost także mu nie pomaga, bowiem 172 cm to dość słabo, jak na mężczyznę w tym wieku. Na szczęście z buźką jest dużo lepiej. Burza rozczochranych, brązowych włosów świetnie wygląda ponad szarobłękitnymi (zwykle więcej w nich szarości, niż błękitu), nieco smutnymi oczami. Ma wadę wzroku, więc zawsze nosi okulary lub szkła kontaktowe. Na jego lewej ręce widnieje tatuaż. Jego mięśnie brzuchate łydek są skrócone, co bardzo utrudnia mu przysiady i utrzymanie pięty w dole podczas jazdy konnej.
Charakter: To cień, którego nawet nie zauważysz, gdy wolnym krokiem przemierza korytarz. Bo on nie chce zostać zauważony. Leonard robi wszystko, żeby nie rzucać się w oczy. Niestety, mimowolnie przyciąga uwagę ciekawskich, którzy momentalnie zasypują go serią pytań. Non-stop słyszy:„Wszystko w porządku?”, „Nic ci nie jest?”, „Dobrze się czujesz?”. Zwykle w takiej sytuacji wybucha śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Spłoszony rozmówca robi wyjątkowo dziwaczną minę i czym prędzej udaje się w swoją stronę. A chłopak śmieje się dalej. Nie ma nic lepszego od nagłej, fałszywej troski. Nieważne, że ktoś naprawdę się nim przejął, on i tak w to nie uwierzy. Do większości ludzi podchodzi z rezerwą, jest uprzedzony. Wydaje mu się, że wszyscy czegoś w nim nie lubią, choć nikt wprost mu tego nie powiedział, albo patrzą na niego krzywo. Chyba zatem spokojnie można nazwać go przewrażliwionym na tym punkcie. Nie interesuje go opinia innych, ale… nie rozumie, dlaczego rówieśnicy omijają go szerokim łukiem. Zadręcza się tym, wyliczając wszystkie swoje wady, jednocześnie obniżając sobie samoocenę. Nie potrafi skupić się na własnych zaletach, bo nikt dotąd ich nie dostrzegł. A nawet jeśli dostrzegł, to Leo i tak mu nie uwierzy. Uparty jak koza! Pewnie za dużo czasu spędził z nimi szykując nowy numer na pokazy…Należy do osób, które łatwo wystraszyć. Podskakuje na każdy niespodziewany dźwięk. Od dłuższego czasu jest nadmiernie czujny i dziwnie spostrzegawczy. Zaczął przesadnie zwracać uwagę na drobiazgi, którymi nigdy wcześniej się nie przejmował. Tak, jakby zagrożenie mogło nadejść w każdej chwili i z każdej strony. Czasem zdarza mu się piszczeć, jak baba… tylko czasem! Dobrze, chyba już wystarczająco go ośmieszyłam. Przydałoby się wymienić jakieś zalety młodego Fletchera… Ma bardzo dobre i szczera serce. Momentami robi się zbyt naiwny, ale to szczegół. Zawsze pomaga bezinteresownie. Sam Leoś rzadko się uśmiecha, ale gdy widzi uśmiech na czyjejś twarzy humor od razu mu się poprawia. Są dni, kiedy próbuje zgrywać pewnego siebie przystojniaka, ale… jeszcze nigdy mu nie wyszło. Za każdym razem, gdy zagaduje do ślicznej dziewczyny zaczyna się jąkać i gubić w tym, co mówi. A kiedy wykonuje pierwszy krok „macho chodem”, od razu ląduje na ziemi. Zresztą ta ciamajda co chwilę potyka się o własne nogi. Oczywiście umyślnie! To przecież wspaniały sposób na podryw, który i tak mu nie wyjdzie… Eghem… Leonard Fletcher to urocza i wrażliwa oferma, która potrzebuje miłości. Ma bardzo dobre serduszko i można zawsze na nim polegać. Jego chłód jest spowodowany urazem z przeszłości, który prawdopodobnie pewnego dnia zaniknie i wszyscy poznają Leośka, którego pamięta jedynie jego siostra. Bo ten świat zmienia ludzi nie do poznania, aż w lustrze pojawia się zupełnie inna osoba. Przerażające, czyż nie?
Zainteresowania: To może zdziwić wiele osób, ale Leo wcale nie jest wybitnym jeźdźcem! Jego postawa na koniu pozostawia wiele do życzenia (głównie przez problemy z niektórymi mięśniami). Fletcher ma inny talent, który również wiąże się ze zwierzętami. Jest fantastycznym (i rzecz jasna wyjątkowo skromnym) treserem. Swój pierwszy pokaz zaprezentował jakieś 5 lat temu, będąc początkującym amatorem. W tej chwili ma za sobą kilkadziesiąt występów z udziałem głównie psów i koni (zwierząt, z którymi współpracowało mu się najlepiej). Chodzą plotki, że trenuje w tajemnicy z kozą, ale ciiii! Na drugim miejscu jest muzyka i jej historia. Chłopak szczerze kocha niemal każdy rodzaj tejże sztuki, jednak nienawidzi taniej muzyki rozrywkowej, której w ostatnim czasie tak się namnożyło. Nie potępia osób, które preferują tego typu piosenki ani artystów, którzy je wykonują, ale… byłby w stanie rozwalić młotkiem radio, które zacięło się na stacji ze współczesną „muzyką rozrywkową”. Jego ulubionym gatunkiem jest rock and roll z lat 60, ale nie pogardzi odrobiną klasyki czy metalu. Wszystko tylko nie ten szajs z banalnym podkładem i tekstem, gdzie co drugie słowo to „baby”, „oh oh oh” czy „na na na”, a głos jest tak zmiksowany, że nie zostało z niego nic pierwotnego. Sam próbował pisać piosenki czy wiersze, ale uznał się za beztalencie i (niesłusznie) rzucił to. W wolnym czasie uczy się gry na wszelkich możliwych instrumentach (Lepiej nie wchodźcie do jego pokoju, bo jeszcze zabijecie się o bałałajkę. Spokojnie, ja też nie mam bladego pojęcia do czego to służy - pytajcie Leośka!). Niedawno zaczął pracować nad pokazem z użyciem cewki tesli (Pozdrowienia dla fanów "Ucznia Czarnoksiężnika"). Nieco mniej od muzyki kocha literaturę. Rodzice od dziecka pielęgnowali w nim miłość do książek. Nie jest zbyt wielkim fanem sportu, jednak kiedyś grywał z siostrą w lacrosse, ale… chyba rolę sportowca zostawi jej. Pomimo swojego kalectwa zawsze była od niego lepsza. Ma dwie lewe nogi i jest straszną niezdarą!
Inne:
- Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że potrafi stawać się niewidzialny, ale ciiii!
- Rodzeństwo Fletcher to doskonały przykład bliźniąt dwujajowych. Leonard jest tym młodszym (o 15 minut).
- Pomimo amerykańskiego pochodzenia, został wychowany na Brytyjczyka. Przez lata nie zdołał pozbyć się tego charakterystycznego akcentu.
- Podobno jest bardzo podobny do matki. Gdy małżeństwo Florence i Jerry'ego przechodziło kryzys, chłopak mieszkała z ojcem. Pan Fletcher codziennie patrzył na syna i od razu miał przed oczami twarz żony.
- Jego dłonie są wiecznie zimne.
- Od rodziców nauczył się elastyczności i tolerancji w kwestii wiary. Dopuszcza każdą możliwą teorię, mając jednocześnie bardzo ogólne poglądy. Wierzy, że we wszechświecie istnieje jakaś niezwykła oraz nieskończenie dobra siła, która dba o ludzi i jego zdaniem nieważne, jak ją się nazywa. Nie uznaje Kościoła (w znaczeniu teologicznym), ale jest wielkim fanem papieża Franciszka. Uważa, że swojej wiary nie trzeba "udowadniać" w każdą niedzielę, a jedynie mieć ją w sercu. Leo (tak samo jak Molly) to dziwny człowiek, który rzadko kiedy wypowiada się w kwestii religijnych.
- Okropna ciamajda. Lepiej nie dawajcie mu do rąk nic ważnego lub cennego!
- Nie wygląda, ale w razie potrzeby zdoła się obronić.
- Ma wadę wzroku, przez którą nigdzie nie rusza się bez kontaktów czy okularów.
- Nie stwierdzono u niego astmy, ale jego kondycja fizyczna jest beznadziejna.
- Nienawidzi pająków (czytaj: na ich widok piszczy jak baba).
- Ma fioła na punkcie kolekcjonowania wszelakich instrumentów.
- Mógłby w nieskończoność oglądać "Króla Lwa" i "Skazanych na Shawshank".
- Poniekąd uzależniony od niektórych seriali.
- Samoocena chłopaka jest mocno zaniżona, a od paru lat choruje na depresję (chodź jego stan ostatnio znacznie się poprawił).
- Kiedyś nie radził sobie bez antydepresantów. Jest lepiej, choć wciąż musi z tym walczyć.
- Odreagowuje paleniem papierosów, a wszystkie próby rzucenia zakończyły się porażką.
- Wbrew powszechnym plotkom interesuje go płeć przeciwna.
- Od dziecka zdrowo się odżywia, a cztery lata temu przeszedł na wegetarianizm.
- Mówi płynnie po angielsku i francusku.
- Tylko muzyka uwalnia prawdziwego Leonarda. "Muzyczny Zespół Niespokojnych Nóg".
- 1, 2, 3.
Kontakt: kasia2007.
Inne pupile: Dwuletni piesek rasy Welsh Corgi Pembroke – Enris.
Kilkumiesięczny kundelek o imieniu Cooper.
Imię: Banzai.
Płeć: Ogier.
Rasa: Falabella.
Data urodzenia: 26.06.2010r. (7 lat).
Charakter: Nie dajcie się zwieźć niskiemu wzrostowi, pięknym oczom i szarmanckiemu zachowaniu! Ten kucyk swą osobowością nie wyróżnia się wśród tych kurduplów. Wyjątkowo dumne i aroganckie zwierzę, które uważa się za lepszego od innych koni. Natomiast jego stosunek do właściciela jest jeszcze gorszy - to Banzai jest tu gwiazdą, a te dwunożne beztalencie (czytaj: Leoś) powinno dookoła niego skakać, regularnie podawać posiłki i odpowiednio pielęgnować sierść, kopyta oraz grzywę! Uwielbia się popisywać przed publicznością, którą traktuje z należnym fanom szacunkiem. Nie ma nic przeciwko dzieciom, dopóki nie zaczną wrzeszczeć i szarpać go za grzywę. Wtedy wychodzi z niego ta najgorsza strona każdego kucyka - broni się za wszelką cenę. Jest bardzo mądrym zwierzęciem, które niebywale szybko się uczy. Dla swoich ulubionych cukierków o smaku "malinowym" przeżyje każdą sztuczkę i pokaz. Nie boi się niczego, z wyjątkiem igieł weterynarza oczywiście.
Specjalizacja: Pokazy/Sztuczki.
Umiejętności: Banzai chodzi przy nodze, niczym pies. Opanował do perfekcji wszystkie triki, których wymaga od niego Leonard. Od "uśmiechu" czy podnoszenia przedmiotów przez "siad" i "wyrzutu nóg przednich" aż do dębowania oraz "leżenia". Czasem chłopak niecnie wykorzystuje go do zaimponowania jakiejś ślicznej damie. W końcu nie ma lepszego sposobu na podbicie serca kobiety, niż ofiarowanie róży przez przystojnego kucyka. Najgorsze, kiedy to Banzai zyskuje większe zainteresowanie niż Fletcher (czyli w 95% przypadków).
Właściciel: Leonard Fletcher.
od Oliego cd Anastasi
Jadąc do domu nie mogłem przestać myśleć. Nauka jazdy na łyżwach najwyraźniej zmienia ludzi. Muzyka cicho grała z radia . Leciało Affection - Cigarette after sex. Jedna z ładniejszych piosenek jakie znam. Czemu mi na niej zależy ? It's affection always, You're gonna see it someday My attention for you. Even if it's not what you need. Oj tak. To uczucie ale nie jestem pewien czy chciałem aby je dostrzegła. To uczucie ale.. Nie jest jej potrzebne. Patrzyłem przez okno na ciężko padające grube płatki śniegu. Pogoda mnie nie chciała najwyraźniej pocieszyć co? Przeniosłem wzrok na skupioną na drodze dziewczynę. Aktualnie jechaliśmy gorszym fragmentem leśnej drogi więc musiała zwolnić. Miała lekko zmarszczone brwi i o panie.. Z kącika jej ust wysuwał się czubek różowiutkiego języka. Co ty robisz z moim ciałem? Co ty ze mną robisz? Nie wiem.. Ale zarówno podoba mi się to i nie podoba.. Dojechaliśmy na miejsce około 19. Sięgnąłem po telefon z kieszeni i.. Jemioła. Ta mała narośl na drzewie która jest pasożytem. Nic wspaniałego a ludzie postanowili sobie z niej zrobić symbol..Ta cholerna jemioła.
***************
-Przyznaj że nie było tak źle ! -Nastia znów podjęła temat mojej dzisiejszej porażki i trochę nie porażki. Uśmiechnęła się w zaczepny sposób.
-Jak już potrafiłem utrzymać równowagę ... było w porządku -Wzruszyłem ramionami i odwiesiłem kurtkę do szafy. Co miałem powiedzieć? Mogłem sobie na ciebie popatrzeć i podziwiać jak fajny tyłek masz.. Mogłem udawać jeszcze gorszego niż byłem żebyś była bliżej mnie.. I zarazem była za blisko. To zabawne ,że ktoś jest zarówno za blisko jak i za daleko. Przyjaciele.. Właśnie odkryłem definicję tego słowa.
-Wszystko ok? -Zapytała nagle. Zmarszczyłem brwi, nie istnieje nawet jedna setna możliwości ,że czyta mi w myślach. Dzięki bogu dawno przestała by się ze mną zadawać.
- Przez całą drogę się nie odzywałeś, pomyślałam, że mogło się coś stać. - Wzruszyła ramionami. Ah.. Widzisz.. Całą drogę spędziłem na kłótni z samym sobą.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu musiałem trochę pomyśleć, nic istotnego. - Wzruszyłem ramionami. Teraz albo nigdy? Ta cholerna jemioła wbijała mi się lekko w udo przypominając o swojej obecności. Usiadłem na łóżku. Widocznie chciała sobie iść ale..
- Zapomniałem o czymś. - Podniosłem się i ruszyłem w jej kierunku. Jeszcze mogę zawrócić. Mogę powiedzieć ,że zapomniała powiedzieć mi dobranoc albo.. Pierdole. Chce ją pocałować.Sięgnąłem do kieszeni i wyłowiłem już w mocno opłakanym stanie jemiołę. Jeden z ostatnich listków opadł na moją podłogę. Podniosłem ją nad głowę. Nastia daj mi kosza. Powiedz że jestem idiotą,że mam spierdalać. Każ mi spierdalać. Zamiast tego podeszła i .. Nigdy nie będę umiał opisać smaku jej ust. Mogłem próbować.. Były słodkie, to jedyne co umiałem określić. Delikatnie zagryzłem jej dolną wargę . Dopiero po dłuższej chwili byłem w stanie się odsunąć. Czemu ja to do jasnej cholery robię.
Patrzyłem jak otwiera oczy i delikatnie oblizuje usta. Była lekko zarumieniona i niepewnie spojrzała w moim kierunku. Złapałem z nią szybko kontakt wzrokowy.
-Nastia -Wymamrotałem w jej kierunku i zrobiłem krok w przód.
-Przyjaciele... Przyjaciele nie.. -Czemu miała nagle łzy w oczach? O co chodzi? Jak ja nie ogarniam kobiet..
-Nie. ale... -Zacząłem ale wszyła z pokoju. Stałem tam jak idiota z jemiołą w pięści . Coś w moim brzuchu aktualnie wykonało fikołka i zacisnęło się, to nie przyjemne uczucie i ucisk w piersi. Ja pierdolę. Wygrzebałem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Od niedawna moją tapetą było zdjęcie które udało mi się zrobić. Zdjęcie które strzeliliśmy sobie z Nastią przed balem. Wkurzony na samego siebie odrzuciłem go w bok i usiadłem na łóżku. Ukryłem twarz w dłoniach. Duży chłopcy nie płaczą.. Pamiętaj. Nabrałem haust powietrza i głośno przeklnąłem . Nie wiem co robić. Utknąłem. I do jasnej cholery nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Jak bardzo zjebany jestem, nie potrafię mieć znajomych. Kurwa.
- Brawo, jak zwykle umiesz zjebać -Warknąłem na samego siebie . Jemioła w dalszym ciągu tkwiła w mojej pięści. Uniosłem ją do oczu. Wszystko twoja wina. Ale i zarazem .. Nie umiałem jej wywalić. Wygrzebałem z szuflady zeszyt w którym często zapisywałem różne myśli. Wsunąłem gałązkę pomiędzy strony. To takie babskie co robię ale i .. To pomaga. Znów sięgnąłem po telefon. Dobra pierdolę.
Do 👑
Nie możemy zacząć od nowa ? .. NIE Skasowałem,
Zależy mi... Też skasowałem.
Przepraszam, nie powtórzę tego. Skasowałem.
Przyjaciel nie całuje tak jak ty. Skasowałem.
Nic nie ma sensu. Skasowałem.
Ciężko to ubrać w słowa, ułatwiasz mi życie. Skasowałem.
Może powinniśmy dać sobie chwilę spokoju... Wysłałem.
Ukryłem twarz w dłoniach i zwinąłem się na łóżku. Po raz pierwszy od dawna, pozwoliłem sobie płakać.
<Nastia? nie ogarniam co pisać ale.. emm.. nie zabij mnie?>
***************
-Przyznaj że nie było tak źle ! -Nastia znów podjęła temat mojej dzisiejszej porażki i trochę nie porażki. Uśmiechnęła się w zaczepny sposób.
-Jak już potrafiłem utrzymać równowagę ... było w porządku -Wzruszyłem ramionami i odwiesiłem kurtkę do szafy. Co miałem powiedzieć? Mogłem sobie na ciebie popatrzeć i podziwiać jak fajny tyłek masz.. Mogłem udawać jeszcze gorszego niż byłem żebyś była bliżej mnie.. I zarazem była za blisko. To zabawne ,że ktoś jest zarówno za blisko jak i za daleko. Przyjaciele.. Właśnie odkryłem definicję tego słowa.
-Wszystko ok? -Zapytała nagle. Zmarszczyłem brwi, nie istnieje nawet jedna setna możliwości ,że czyta mi w myślach. Dzięki bogu dawno przestała by się ze mną zadawać.
- Przez całą drogę się nie odzywałeś, pomyślałam, że mogło się coś stać. - Wzruszyła ramionami. Ah.. Widzisz.. Całą drogę spędziłem na kłótni z samym sobą.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu musiałem trochę pomyśleć, nic istotnego. - Wzruszyłem ramionami. Teraz albo nigdy? Ta cholerna jemioła wbijała mi się lekko w udo przypominając o swojej obecności. Usiadłem na łóżku. Widocznie chciała sobie iść ale..
- Zapomniałem o czymś. - Podniosłem się i ruszyłem w jej kierunku. Jeszcze mogę zawrócić. Mogę powiedzieć ,że zapomniała powiedzieć mi dobranoc albo.. Pierdole. Chce ją pocałować.Sięgnąłem do kieszeni i wyłowiłem już w mocno opłakanym stanie jemiołę. Jeden z ostatnich listków opadł na moją podłogę. Podniosłem ją nad głowę. Nastia daj mi kosza. Powiedz że jestem idiotą,że mam spierdalać. Każ mi spierdalać. Zamiast tego podeszła i .. Nigdy nie będę umiał opisać smaku jej ust. Mogłem próbować.. Były słodkie, to jedyne co umiałem określić. Delikatnie zagryzłem jej dolną wargę . Dopiero po dłuższej chwili byłem w stanie się odsunąć. Czemu ja to do jasnej cholery robię.
Patrzyłem jak otwiera oczy i delikatnie oblizuje usta. Była lekko zarumieniona i niepewnie spojrzała w moim kierunku. Złapałem z nią szybko kontakt wzrokowy.
-Nastia -Wymamrotałem w jej kierunku i zrobiłem krok w przód.
-Przyjaciele... Przyjaciele nie.. -Czemu miała nagle łzy w oczach? O co chodzi? Jak ja nie ogarniam kobiet..
-Nie. ale... -Zacząłem ale wszyła z pokoju. Stałem tam jak idiota z jemiołą w pięści . Coś w moim brzuchu aktualnie wykonało fikołka i zacisnęło się, to nie przyjemne uczucie i ucisk w piersi. Ja pierdolę. Wygrzebałem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Od niedawna moją tapetą było zdjęcie które udało mi się zrobić. Zdjęcie które strzeliliśmy sobie z Nastią przed balem. Wkurzony na samego siebie odrzuciłem go w bok i usiadłem na łóżku. Ukryłem twarz w dłoniach. Duży chłopcy nie płaczą.. Pamiętaj. Nabrałem haust powietrza i głośno przeklnąłem . Nie wiem co robić. Utknąłem. I do jasnej cholery nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Jak bardzo zjebany jestem, nie potrafię mieć znajomych. Kurwa.
- Brawo, jak zwykle umiesz zjebać -Warknąłem na samego siebie . Jemioła w dalszym ciągu tkwiła w mojej pięści. Uniosłem ją do oczu. Wszystko twoja wina. Ale i zarazem .. Nie umiałem jej wywalić. Wygrzebałem z szuflady zeszyt w którym często zapisywałem różne myśli. Wsunąłem gałązkę pomiędzy strony. To takie babskie co robię ale i .. To pomaga. Znów sięgnąłem po telefon. Dobra pierdolę.
Do 👑
Nie możemy zacząć od nowa ? .. NIE Skasowałem,
Zależy mi... Też skasowałem.
Przepraszam, nie powtórzę tego. Skasowałem.
Przyjaciel nie całuje tak jak ty. Skasowałem.
Nic nie ma sensu. Skasowałem.
Ciężko to ubrać w słowa, ułatwiasz mi życie. Skasowałem.
Może powinniśmy dać sobie chwilę spokoju... Wysłałem.
Ukryłem twarz w dłoniach i zwinąłem się na łóżku. Po raz pierwszy od dawna, pozwoliłem sobie płakać.
<Nastia? nie ogarniam co pisać ale.. emm.. nie zabij mnie?>